Rozdział 23

- Aaron! - chciałam do niego podbiec, przytulić, ale nie dałam rady.

Moje nogi zaczęły robić się coraz cięższe, tak samo jak powieki. Chciałam je unieść do góry, ale nie potrafiłam. Zobaczyłam ciemność, która ogarnęła całe moje pole widzenia.
Aaron, widziałam Aarona. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Miał krew począwszy od twarzy, rąk aż do koszulki. Chciałam do niego prędko podbiec, ale się nie dało. On powolnym krokiem zmierzał w moją stronę, kiedy poczułam jego dotyk, od razu się uspokoiłam. Jestem przekonana, że mój chłopak żyje.
Miałam zamiar mu powiedzieć, że musi żyć i wszystko się ułoży, ale nie potrafiłam wypowiedzieć nawet słowa.
On znikał, nie on nie może tak odejść. Czy on umiera? Nie mogłam krzyczeć, chciałam wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Aaron znikał powoli jak duch. To nie może być prawdą. Brunet żyje, oboje żyjemy.

- Musimy walczyć Nao, musimy... - to były jedyne słowa, które od niego usłyszałam, a później jego już nie było.

Do moich oczu dobiegły oślepiające promienie światła. Zasłoniłam ręką oczy i je zmrużyłam. Rozejrzałam się dookoła i dojrzałam lekarza oraz pielęgniarkę.

- Aaron - szepnęłam. - Gdzie jest Aaron - patrzyłam nerwowo na wszystkich w sali i uniosłam swoje ciało. - Ja chcę do Aarona! - odkryłam kołdrę i miałam zamiar iść do niego.

- Nie, Naomi - powiedział stanowczo lekarz i chwycił mnie za nadgarstek.

- Niech pan mnie puści! - zaczęłam się wyrywać, a ten wziął mnie pod pachy i chciał zanieść z powrotem na łóżko.

- Proszę dać jej coś na uspokojenie - zwrócił się do pielęgniarki, która opierała się o łóżko.

- Odwalcie się ode mnie i niczego nie chcę - zaczęłam go kopać i bić w dłonie, aby się wydostać.

- Mogłaby się pani ruszyć? - warknął w jej stronę lekarz, który się mną zajmował.

- No niech pani spierdala - powiedziłam wrogo. Nie lubiłam jej. - Chcę moją pielęgniarkę - założyłam za siebie ręce i patrzyłam na lekarza obrażona.

- Zajmuje się innymi pacjentami - powiedział spokojnie, przeglądając jakieś papiery.

- Gówno mnie to obchodzi  - wzruszyłam ramionami, a doktorek tylko pokręcił rozbawiony moim zachowaniem głową.

- Oj Naomi, Naomi - zaśmiał się. - Zapamiętam cię na długo.

- Ja pana też!

- Jak dowiem się co z tym twoim Aaronem, to ci powiem - coś zaczął  kreślić na kartce.

- Ja chcę do niego iść - mówiłam jak obrażona dziewczynka i próbowałam wziąć go na litość.

- Nie możesz - pokiwał palcem. - Nie powinnaś się stresować teraz.

- Gdyby mnie pan puścił, to bym się nie denerwowała - warknęłam na niego.

- Oni i tak cię tam nie wpuszczą - włożył długopis do kieszonki w fartuchu.

- No i co?! Ale byłabym bliżej niego - zacisnęłam szczękę, byłam bezsilna. - Gdzie ta pielęgniarka z cyckami na wierzchu? Miała przyjąć za chwile i jej nie ma.

- Chyba jednak zawołam panią Elize.

- Koniecznie - uśmiechnęłam się sztucznie i wzrokiem odprowadziłam go do drzwi.

- Słonko, co ty wyprawiasz? - weszła do środka i zaśmiała się.

- Nikogo więcej tutaj nie lubię, oprócz pani - podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Ale wszyscy tutaj są mili, tak mi się wydaje - podała mi tabletkę i kubek z wodą do przepicia.

- No właśnie wydaje się pani - przełknęłam szybko lek i odłożyłam na szafkę plastikowy kubeczek. - Ta cycata pielęgniarka jest głupia.

- Nao.. - skarciła mnie.

- No co? - zaśmiałam się. - Co z Aaronem? - zapytałam już całkiem poważnie, bo nikt mi nie chciał nic powiedzieć.

- Ma złamaną rękę, lekkie wstrząśnienie mózgu i jest cały poobijany,  - wiedziałam, że mówi mi prawdę i nic przede mną nie ukrywa.

- Będzie dobrze z nim? - zapytałam.

- Rany się zagoją, tak samo jak ręką, ale nie wiem co z serduszkiem - pogładziła moje włosy.

- Sporóbujemy jakoś naprawić - uśmiechnęłam się.

- Myślę, że trochę buziaczków i wszystko się zagoi - puściła mi oczko, a ja się cicho zaśmiałam.

- A dzwoniła pani do rodziców? - spojrzałam na nią z nadzieją, że nie.

- Nie, ale muszę ich poinformować, że zasłabłaś.

- Nie, nie - pokiwałam przecząco głową. - Ja już się stąd nie ruszę, niech pani nie dzwoni - prosiłam ją, jak dziecko, które właśnie coś złego przeskrobało i czeka go kara od rodziców.

- No dobrze - posłała mi pokrzepiający uśmiech.

- A wie pani, co się dokładnie stało? Jak doszło do tego wypadku? - zapytałam, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.

- Ktoś w niego wjechał, przynajmniej tak policja mówi, ale też nie mówią nam wszystkiego - stwierdziła.

- A ktoś jeszcze jest poszkodowany? - zapytałam, ponieważ byłam ciekawa, czy wszyscy przeżyli.

- Dziecko i ojciec - rzuciła. - Ale nie martw się niczym, idź już spać. Jesteś pewnie zmęczona - pogładziła moje ramię i odeszła.

Postanowiłam zalecić się do jej rady i za chwilę iść spać. Wygrzebałam swoją ulubioną pidżamkę, wzięłam szczoteczkę i skierowałam się do łazienki.

Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i włożyłam na siebie miły w dotyku materiał. Otworzyłam drzwi i tym samym weszłam do sali, w której panował półmrok.

- Matt? - zapytałam niepewnie, zdziwiłam się, że przyszedł o tej godzinie i kto go tutaj wpuścił.

- Cześć - odwrócił siesię i uśmiechnął  lekko.

- Co ty tutaj robisz? - zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego. - I kto cię wpuścił?

- Pewna miła pani pielęgniarka - kiedy to powiedział, już wiedziałam o kogo chodzi.

- Czemu przychodzisz tak późno? - odłożyłam rzeczy do szafki i usiadłam na łóżku.

- Em.. Chciałem cię odwiedzić - powiedział tak nagle. - Odwiedzić - uśmiechnął się.

- Ach tak? O tak później porze? - uniosłam brwi i widziałam jak swoim wzrokiem, próbuje ominąć moje oczy.

- No tak jakoś wyszło - wzruszył ramionami.

- Okey - ułożyłam się wygodnie, zakrywając ciało pościelą.

- Chcesz żebym szedł? - zapytał, unosząc się.

- Nie, zostań - rzuciłam. - Jeszcze nie będę spać.

- Umm.. Okey - usiadł z powrotem na rogu łóżka.

Po dwudziestu minutach rozmowy poczułam, że odlatuję. Mimo, że nigdy nie kładę się spać o 21, to teraz wiedziałam, że lada moment usnę.
Matt zobaczył, że moje powieki powoli się zamykają, więc pomału wstał z łóżka, tak żeby mnie za bardzo nie poruszać i ruszył do drzwi.

- Pa Matt - uniosłam do góry kąciki ust. - Mam nadzieję, że jutro mi powiesz, to co dzisiaj chciałeś mi powiedzieć - mówiłam szeptem.

- Tak.. - i wyszedł.

Widziałam, że go coś dręczy i chce mi coś powiedzieć, ale nie mógł zdobyć się na odwagę. Stwierdziłam, że nie będę go naciskać i sam mi powie. Może ma jakąś dziewczynę.

Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Przetarłam oczy i chwyciłam za komórkę. Od razu zmrużyłam oczy, kiedy rażące światło dostało sie do moich oczu. Spojrzałam najpierw na godzinę, wyświetlacz wskazywał 22. Zdziwiłam się, bo kto mógł dzwonić o tej godzinie. Patrzę na ekran i nie wierzę. Aaron. Natychmiast przyłożyłam słuchawkę do ucha. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy po drugiej stronie nie usłyszałam Aarona, tylko jakiś damski głos.
Pierwsza myśl jaka mnie dopadła - Aaron ma dziewczynę i mnie okłamywał. Nie mogłam uwierzyć w to, że zrobił mi coś takiego.


_______

Nie wierzę, że napisałam kolejny. Mam nadzieję, że się cieszycie.
Dzisiaj tyle udało mi się napisać i zrobić jeszcze z 15 okładek dla siebie i innych wattpadowiczów.

Podobają się wam okładki?

Piszcie co myślicie o rozdziale!!!

Do zobaczenia miśki ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top