Rozdział 22
- Nao, możesz mi to wyjaśnić? - dociekał Aaron, a ja miałam ochotę skopać tyłek Luisowi za to.
- Możesz nas zostawić na chwilę? - zapytałam brata, patrząc na niego błagalnym ale też karcącym wzrokiem.
- Jasne - odsunął krzesło i już chwilę później był za drzwiami.
- Aaron - złapałam jego rękę, wzdychając. - Nie wiem jak zacząć.
- No normalnie - nie cierpliwił się.
- Bo ja - przerwałam. - No ja myślałam o tym, by od października wyjechać z Luisem i studiować tam z nim - brunet zaczął powoli przyswajać tę myśl. - Ale to nie jest pewne jeszcze.
- Obiecałaś, że nie zostawisz mnie - powiedział smutno.
- To ty chciałeś jako pierwszy wyjechać - upomniałam się, ale Aaronowi się chyba to nie spodobało.
- Nie porównuj tego - uwolnił swoją rękę i zaczął krążyć po sali.
- Czemu? - oburzyłam się. - Dlaczego mam nie porównywać gówna do gówna?
- Ja chciałem wyjechać z innego powodu - stanął przed oknem i skupił się na jednym punkcie.
- Nie! - powiedziałam głośniej. - To jest to samo i nie wmawiaj mi, że jest inaczej.
- Chyba się nie dogadamy - wzruszył ramionami i odepchnął swoje ciało od parapetu.
- Nie chcę się kłócić - rzuciałam cicho. - Za tydzień mam operację i nie mam zamiaru się stresować jeszcze, że ty zaczynasz spór o niewiadomo co.
- Uważasz, że to jest błacha sprawa? - zmarszczył brwi, wkładając ręce do kieszeni.
- W tym momencie jest to najmniej ważne, mam inne problemy na głowie - opadłam ciałem na łóżku.
- Powoli zaczynam żałować, że nie wyjechałem - powiedział, odwracając się w drugą stronę. Przełknęłam głośno ślinę, niedowierzając w jego słowa.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś - zacząłam kręcić głową, a łzy spłynęły po moim policzku. - Nie wierzę - powtórzyłam.
- To uwierz - rzucił, odwracając się jeszcze do mnie. - Idę.
- I bardzo dobrze - warknęłam, a później poczułam ogromny ból, który rozrywał mną. - Jesteś chujem! - krzyknęłam na koniec.
Przykryłam głową poduszkę i chciałam jak najszybciej zasnąć. To wszystko było takie bez sensu. Dlaczego on robi o wszystko awantury? Może faktycznie lepiej by było gdyby wyjechał.
******
- Co jest, mała? - brat złapał mnie za dłoń. - Aaron tak szybko wyszedł, nawet nic nie powiedział.
- A nawet mnie nie denerwuj - pokiwałam głową. - Wściekł się o to, że nic mu nie powiedziałam na temat moich planów.
- Też bym się wkurzył na jego miejscu - westchnął. - Nie żeby coś, ale jakbym miał taką dziewczynę jak ty, to bym nie pozwolił jej uciec.
- Weź - machnęłam ręką. - Jesteś moim bratem - zaśmiał się.
- Wiesz... - zaczął. - Powinnaś z nim porozmawiać na spokojnie.
- Tak uważasz? - uniósłam brwi. - Ale z nim się nie da normalnie pogadać - wypuściłam głośno powietrze.
- Tak ci się wydaje - odgarnął moje włosy z twarzy. - Może i jest narwany z tego co zdążyłem zauważyć, ale to ty musisz go poskromić, bo sam nie da rady sobie z tym poradzić.
- Nie wiem, czy on będzie chciał ze mną współpracować - uniosłam się do pozycji siedzącej, aby napić się wody.
- Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz - uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
- Luis?
- Tak?
- Chcesz oddać dla mnie ten szpik? - zmarszczyłam brwi, bojąc się o niego. - Bo nie chcę, żeby ci się coś stało.
- Nic mi się nie stanie, a to jedynie pomoże tobie - przeczesał swoje włosy, odgarniając je do tyłu.
- Boję się - przełknęłam głośno ślinę.
- Nie - powiedział stanowczo. - Nie możesz się bać.
- Dobrze, że tu jesteś - wtuliłam się do jego boku.
******
Nie dzwoniłam do Aarona przez cały dzień. Chciałam żeby trochę odreagował i ochłonął. Nie miałam zamiaru, rozmawiać z nabuzowanym brunetem. Luis siedział ze mną jeszcze chwilkę, a później stwierdził, że jedzie do domu, trochę się przespać. Za cztery dni ma przyjechać do szpitala na ostatnie badania.
Dzisiaj byli u mnie Diego i Kelly, którzy poprawili mi humor. Połączenie tych dwóch przeciwnych osobowości jest strasznie komiczne. A zarazem są bardzo słodcy. Uśmiałam się, kiedy kłócili się o to, kto u nich rządzi w związku. Diego twierdził, że nie jest typowym "kapciem", ale znając Kelly, to z pewnością blondyn musi się jej podporządkować. Wystarczy tylko jedno zabójcze spojrzenie, a chłopcy są już na jedno nasze skinienie. Byli u mnie dwie godziny i zdążyli za ten czas pokłócić się trzy razy, a ja musiałam być ich powierzchnikiem.
Cholernie mi się nudziło, nie wiedziałam co jeszcze można robić w tym szpitalu. Spojrzałam na wyświetlacz w telefonie, aby sprawdzić, która godzina. Zobaczyłam na ekranie godzinę 19, więc stwierdziłam, że nie jest tak późno, więc wyjdę jeszcze na świeże powietrze. Obok szpitala jest park, więc może posiedzę tam chwilę. Założyłam na nogi trampki i ruszyłam do wyjścia.
Patrzyłam na tych wszystkich chorych ludzi i poczułam dziwne ukłócie w sercu. Niektórzy już resztami sił szli przez korytarz.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do mojej ulubionej pielęgniarki, kiedy już schodziłam po schodach.
- Przepraszam cię skarbie, ale muszę lecieć - powiedziała w pośpiechu i złapała mnie za rękę. - Przyjdę do ciebie jak się trochę to wszystko uspokoi.
- Dobrze, niech pani idzie - posłałam jej szeroki uśmiech i pomachałam.
Ruszyłam dalej przed siebie. Kiedy wyszłam na zewnątrz, poczułam jak ciepły, letni wiaterek, rozwiewa moje włosy. Miałam na ramionach sweterek, dzięki czemu nie czułam już wieczornego chłodu.
Usiadłam na pierwszej lepszej ławce z brzegu i wyciągnęłam przed siebie nogi. W około panowała zupełna cicha, tylko ptaki wydawały z siebie przyjemne dla uchu odgłosy.
Nagle usłyszałam karetki, musiały być dwie, bo jedna nie robi tyle chałasu. Otrząsnęłam się i odwróciłam do tyłu. Na podjeździe dla karetek, stały tak jak myślałam dwie. Ratownicy wyciedli z wozów i zaczęli wyciągać poszkodowanego z ambulansu. Widziałam, że ciało było okryte czerwonym kocem. Działo się to tak szybko, że nawet moje oczy nie nadążały za poruszającymi się postaciami. Gdy pacjenci zostali wwiezieni do budynku, zauważyłam moją pielęgniarkę, która wyglądała jakby czekała na kogoś.
Podeszłam do niej bliżej, chciałam się dowiedzieć co się dzieje.
- Co się stało? - zapytałam, okrywając się bardziej sweterkiem.
- Co ty tutaj dziecko robisz? - zdziwiła się, patrząc na mnie i podchodząc bliżej.
- Byłam w parku i usłyszałam karetki - powiedziałam.
- Przywieźli nam z wypadku osoby i czekam jeszcze na jednego poszkodowanego, podobno jest z nim źle - obejrzałyśmy się, kiedy usłyszałyśmy obie charakterystyczny dziewięk.
Odsunęłam się na krok, żeby nie przeszkadzać. Patrzyłam jak dwóch ratowników wysiada z przodu, a jeden zeskakuje z tyłu. Pielęgniarka natychmiast dowiaduje się jaki jest stan zdrowia, aby przekazać to lekarzowi. Podchodzę bliżej, aby zobaczyć ciało. Marszczę brwi, kiedy widzę zakrwawioną twarz i zabrudzony krwią kołnierz. Czuję, że moje nogi robią się jak z waty.
_______
Wracam do was już i planuję regularnie dodawać rozdziały.
Co sądzicie o rozdziale? Co ten Aaron wyprawia? Podoba się wam Luis?
Kolejny rozdział możliwe, że już jutro.
Do zobaczenia ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top