Rozdział 18

Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. Czy to może być prawda? Może mnie okłamał, ale dlaczego miałby żartować z tak poważnej sprawy. Nie mogę teraz wylecieć, muszę być przy niej. Ona tyle dla mnie zrobiła, muszę jej to wszystko wynagrodzić. Chociaż nie odwzajemnia moich uczuć, to i tak będę przy niej.

- Aaron, jesteś tam? - usłyszałem po drugiej stronie.
- Tak, tak.. - potrzepałem głową, wracając do rzeczywistości.
- Przyjedziesz?
- Za chwilę mam samolot - swierdziłem, słysząc głos kobiety, która informowała, że za chwilę wylot.
- Dobra, rób co chcesz.. Na razie - rozłączył się.

Stałem między młotem, a kowadłem. Z jednej strony chciałem tam wrócić, wspierać ją, a z drugiej miałem zakończyć ten rozdział życia i w Amsterdamie zacząć wszystko od początku.
To była jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu.

Naomi POV:

Siedziałam na łóżku i cały czas myślałam o Aaronie. On wyjechał, tak po prostu znikł z mojego życia. Nie mogłam dopuścić do siebie tej myśli, że prawdopodobnie nigdy go nie zobaczę. Ja będę sobie tutaj powoli umierać, a Aaron bedzie szczęśliwy. Tak jak sobie marzył, założy dużą kochającą rodzinę, będzie pracował jak każdy inny czlowiek. Ale to chyba na tym polega miłość, że chcesz, aby ten drugi był szczęśliwy.

- Mogę? - przerwał mi blondyn, który podszedł powoli do szpitalnego łóżka.

- Jasne, siadaj - poklepałam miejsce obok, a w momencie obok mnie pojawił się Matt.

- Przeczytałaś? - otarł jeszcze pojedyńczą łzę, która spłynęła po moim policzku.

- Tak - powidziałam smutno.

- Dzwoniłem do Aarona - odezwał się po chwili ciszy, gapiąc się cały czas w jeden punkt.

- Po co? - zmwrszczyłam brwi i przyglądałam się chłopakowi, mając nadzieję, że nie powiedział mu o chorobie. - Nie powiedziałeś mu. prawda? - wymusiłam na nim, aby na mnie spojrzał. - Powiedziałeś - jego milczenie mowilo tylko jedno.

- Przepraszam Nao - chwycił moje dłonie. - Powinien wiedzieć, a ty na pewno byś mu nie powiedziała.

- Jesteś debilem? - podniosłam głos. - Po co mu mówiłeś? Nie chcę żeby się nade mną użalał, nie chcę niczyjego współczucia - warknęłam, kładąc się na boku i odwracając do niego plecami.

- To nic Nao nie zmieni, on za chwilę ma samolot i raczej nie zamierza rezygnować - na jego słowa, mocno zacisnęłam powieki.

- Wyjdz. Chcę być sama - powiedziałam już spokojniej i za chwilę poczułam jak materac się unosi.

- Przyjdę jutro - pocałował mnie we włosy i odszedł.

Nie byłam dla niego na tyle ważna, bo nawet nie ruszyło go to, że jestem śmiertelnie chora.

Aaron POV:

- Chris, przyjdź po mnie na lotnisko - to nie brzmiało jak prośba, tylko raczej jak rozkaz.
- Stary, ja dopiero wstałem z łóżka - zaczął ziewać.
- Kurwa mać! Jak nie będzie cię tutaj za piętnaście minut, to cię za jaja powieszę - warknąłem.
- Dobra, spoko..już się zbieram - mówił pośpiesznie. - A ty przypadkiem w Amsterdamie już nie powinieneś być?
- czternaście minut - poganiałem.
- No kurwa, przecież się nie ubiorę w dwie minuty..
- Wiesz jak to boli, kiedy ktoś ci kopnie w jajka tak mocno?
- No wiem.. I co?
- To ciebie będzie jeszcze bardziej boleć. Dwanaście minut! - rozłączyłem się i postanowiłem poczekać na niego, na zewnątrz.

*****

Czekałem na tego debila całe dwadzieścia minut, a każda sekunda trwała jak nieskończoność. Nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu, chciałem znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale co można robić na lotnisku? Chodziłem w kółko i nie mogłem przestać myśleć o mojej księżniczce. Dlaczego ona? A to może właśnie znak, że powinienem tutaj zostać i że wszystko się ułoży?
Mam jakieś dziwne przeczucia, że wcale tak dobrze nie będzie.

Kiedy zauważyłem samochód Chrisa, odetchnąłem w końcu w ulgą i jak najszybciej wpakowałem do bagażnika walizki, a sam wsiadłem do samochodu.

- No dłużej się nie dało, prawda? - wywróciłem oczami, widząc lśniącego i pachnącego bruneta.

- Prawda - przytaknął rozbawiony. - Może w końcu mi powiesz, dlaczego nie jesteś teraz w Amsterdamie?

- Naomi.

- Aaa to wszystko wyjaśnia - założył na nos okulary przeciwsłoneczne i oparł się wygodnie na fotelu. - Coś się zmieniło miedzh wami?

- Nao jest chora - powiedziałem cicho.

- Kto normalny choruje w lecie?

- Ona ma białaczkę - powiedziałem głośno, mocno sfrustrowany.

- Oł.. Sory - brunet był trochę zażenowany. - Dlatego wracasz? - zapytał już całkiem serio i stał się poważniejszy.

- Jedź od razu do szpitala - powiedziałem, opierając się o szybę. -Tak, nie mogę jej teraz zostawić.

- Okey. Zależy ci na niej? - dopytywał.

- Bardzo - wróciłem znowu wspomnieniami do naszego pierwszego spotkania.

Dotarliśmy na parking koło szpitala. Podziękowałem Chrisowi za podwózkę i poprosiłem jeszcze, aby zawiózł moje rzeczy z powrotem do mieszkania. Nie wiem czy dobrze robię wrwcajac tutaj, ale kto nie ryzykuje, ten nie żyje.

Spokojnie ruszyłem w kierunku budynku, myśląc nad tym jak się przywitać z Nao. Co mam jej powiedzieć? Jak się przy niej zachować? A może lepiej nic nie mówić? To bedzie bez sensu.

Mając nadzieję, że Nao od ostatniego razu nigdzie nie przenieśli, skierowałem się pod tę samą salę co parę dni temu. Widząc te korytarze, recepcję, przypomniał mi się moment, w którym przywiozłem tutaj dziewczynę. Bladą, nieprzytomną brunetkę, która bezwładnie leżała w moich ramionach.

Stojąc przed drzwiami, czułem jak serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Wziąłem kilka glebokich wdechów i wydechów. Próbowałem jeszcze opanować swoje drżące ręce, ale nie byłem w stanie. Zgiąłem trochę kolana i zajrzałem przez przeźroczyste szkło, była tam.
Chwyciłem za klamkę i wszedłem do środka. Brunetka leżała odwrócona do mnie plecami, nie byłem pewien czy śpi, ale jej klatka piersiowa unosiła się rytmicznie. Patrzyłem na nią tak chwilę jak spokojnie sobie leży. Przez ten ostatni miesiąc była instnym wulkanem energii. Nawet nie podejrzewałem, że może być tak poważnie chora. Teraz wszystko układa się w całość, jej blada skóra, te zawroty głowy i w końcu zasłabnięcie, powiązało się w całość.

- Mówiłam, że chcę być sama - powiedziała smutno, a ja nie wiedziałem czy zdaje sobie sprawę, że to ja tutaj stoję. - Natt, proszę cię wyj.. - odrwóciłasię delikatnie i w tym momencie przerwała. Zamrugała kilka razy powiekami, przyglądając się mi jakbym był duchem.

Naomi POV:

Leżałam już tak dobre dwie godziny, odkąd Matt wyszedł. Rodziców też już nie było, ponieważ wydarłam się na nich, aby sobie poszli, bo chcę mieć chwilę spokoju. Stwierdzili, że jeśli nie chcę ich obecności na razie, to załatwią kilka spraw i wieczorem jeszcze tutaj przyjadą, a ja nie miałam najmniejszej ochoty z nimi rozmawiać.
Myślami powracałam do najmłodszych lat. Przypomniała mi się jedna scena, w której to wrzuciłam swojego przyjaciela do kałuży, a jego mama poskarżyła się mojemu tacie i krzyczała na niego opętana, że ma jakąś nienormalną córkę. Pamiętam to jak dziś, kiedy tata śmiał się z niej i naśladował jej piszczący głos. Była to jedna z najlepszych chwil beztroskiego dzieciństwa.

Usłyszałam jak drzwi się otwierają, byłam pewna, że to Matt. Pewnie jak zawsze czuje jakieś wyrzuty sumienia i chce jakoś załagodzić wszystko. Przypominało mi się właśnie w tym momencie, że jutro przyjeżdża Luis. Wkoncu go zobaczę, po roku czasu znowu bedę mogła go przytulić. Tylko on mnie najlepiej rozumie, oprócz Aarona, ale on znikł, wyjechał i już nigdy się nie zobaczymy.

-Mówiłam, że chcę być sama - powiedziałam cicho, leżąc dalej w tej samej pozycji. - Matt, proszę cię wyj.. - odrwóciłam się, aby powiedzieć mu prosto i dobitnie, że dzisiejszy dzień spędzić chcę sama.


________

To, że wrócił nie oznacza, że powieje teraz nudą 😂

Kolejny rozdział powinien się pojawić jeszcze przed świętami.

Dziękuję za wszystko, do zobaczenia ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top