Rozdział 16
Musiałem jej pomóc. Ona jest dla mnie bardzo ważna. Chociaż nie odwzajemnia mojego uczucia, to będę próbował być blisko niej. Przedarłem się przez tłum gapiów i nie zważałem na krzyki sędziego. Liczyła się tylko ona.
- Naomi - przykucnąłem obok, biorąc jej rękę i próbując ocudzić.
- Aaron - usłyszałem głos Matta. - Idź dokończ walkę, ja ją zawiozę do szpitala - musiał mówić głośno, bo tłum go zagłuszał.
- Wracaj na ring, albo oddajesz walkę walkowerem - usłyszałem głos sędzi i miałem ochotę mu przywalić.
- Spierdalajcie z tą walką - warknąłem, stając naprzeciwko niego. - Odsuńcie się kurwa mać - wrzasnąłem, mając dość tego wszystkiego. - Ja ją zawiozę - oznajmiłem blondynowi.
- Nie, ty idź go dobij - kucaliśmy tak nad Nao, która co się budziła, to znowu mdlała.
- W dupie to mam - wziąłem na ręce Nao, która w tym momencie nie przypominała człowieka, tylko wiotką lalkę, którą można ruszać w każdą stronę.
Spojrzałem na swojego rywala, który szydził ze mnie i wesoło rechotał. Posłałem mu złowrogie spojrzenie, na co z twarzy bruneta znikł uśmiech i podszedł do sędziego.
Zabrałem jeszcze z końca maty swoją koszulkę i pędem ruszyłem do swojego samochodu. To jest moja Nao i nikt nie ma prawa do niej. Martwiłem się o nią, cholernie martwiłem. Wiem, że ona nic do mnie nie czuje, ale ja nie potrafię tak przejść koło niej obojętnie.
Położyłem ją na przednim siedzeniu i przełożyłem przez jej ramię pas. Wsiadłem z drugiej strony i łamiąc wszystkie mozliwe przepisy ruszyłem do szpitala.
Naomi właśnie miała robione badania, a ja czekałem jak głupi aż w końcu mi ktoś coś powie. Spojrzałem na krzesło obok i zobaczyłem jej torebkę. Chwyciłem ją w rękę i zacząłem bawić się małym łańcuszkiem. Nie wiem co wtedy mnie podkusiło, że zaglądnąłem do tej torebki. Nic takiego tam nie było, jakaś szminka, puder, chusteczki, klucze i telefon. Wziąłem tę ostatnią rzecz do ręki i nacisnąłem przycisk zasilania. Moim oczom ukazała się tapeta. Była na niej Nao i Matt. Poczułem ukłucie w sercu, to dziwne uczucie przeszło na całe moje ciało. Ona kocha Matta. Wypuściłem głośno powietrze, próbując się jakoś uspokoić. Ostatnie resztki nadziei zniknęły i zdałem sobie sprawę, że to koniec.
Dziwiło mnie to, że jego tutaj nie ma. Przecież walka już dawno się skończyła. Siedzę tutaj od ponad godziny, a Matt nawet nie zjawił się tutaj.
- Przepraszam, co z nią - podbiegłem do lekarza, który ją przyjmował.
- Kim pan jest dla pacjentki? - zmarszczył brwi, patrząc to na mnie, to na swoje papiery.
- Narzeczonym - rzuciłem, a lekarz tylko posłał mi dziwne spojrzenie.
- Na razie trwają badania, zasłabnięcie może mieć wiele przyczyn. Uzbrojmy się w cierpliwość.
- Mogę do niej wejść?
- Hm.. Nie powinienem, ale proszę - pokazał drzwi na lewo. - Tylko niedługo i proszę jej nie budzić.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i skierowałem się pod wyznaczoną salę.
Zauważyłem, że leży sama w malutkiej sali. To lepiej. Odłożyłem jej torebkę na szafkę i wysunąłem krzesło spod łóżka, następnie siadając na nim.
Patrzyłem na nią, taką slodką, niewinną Nao. Stęskniłem się za nią. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo jest dla mnie ważna. Przybliżyłem powoli swoją rękę do jej i wahałem się. W końcu wybrało serce i dotknąłem jej delikatnej skóry. Byłem trochę poobijany, a rany z tamtego tygodnia jeszcze nie zdążyły się zagoić. Te walki są jak jeden wielki maraton. Tydzień przerwy po jednej walce to mało, ale dzięki temu kto nie wytrzyma, odpada.
Zdałem sobie sprawę z tego, że moja matka nie dostanie ode mnie całej potrzebnej sumy. Będą musieli coś wymyślić, bo ja im całej nie dam. Następne starcie jest dopiero za 2 miesiące, a ona nie może tyle czekać.
- Kocham cię, wiesz - pogładziłem jej policzek. - Rozumiem, że nie odwzajemniasz tego uczucia. Nikt z kimś takim jak ja nie chciałby być. Pełno siniaków, obdarć i rozcięć. Jako jedyna nie zwracałaś na to uwagi.
Moje usta spoczęły na jej ciepłym czole. Wiedziałem, że teraz muszę ją zostawić w spokoju. Musi sobie ułożyć życie u boku jakiegoś porządnego chłopaka.
- Matt - szepnęła rozglądając się po sali, aż w końcu jej wzrok spoczął na mojej osobie. - Aaron - powiedziała już głośniej i zmarszczyła brwi.
- Jak się czujesz? - zapytałem troskliwe.
- Dobrze - uśmiechnęła się lekko, a gdy spojrzała na nasze dłonie, od razu ją zabrała. - Skąd się tutaj wziąłeś? - uniosła się do pozycji siedzącej i próbowała dosięgnąć wody.
- Przywozłem cię tutaj - podałem jej napój, aby nie musiała wstawać.
- Myślałam, że Matt - upiła łyk wody, a następnie podała mi ją, abym odstawił na miejsce. - Gdzie on jest? - zmarszczyła brwi, rozglądając się po sali.
- Został na hali - powiedziałem bez żadnych emocji.
- Dlaczego to robiłeś? - zapytała, patrząc centralnie na mnie.
- Ale co? - zdziwiłem się, nie wiedząc co ma na myśli.
- Dlaczego przywiozłeś mnie tutaj, dlaczego nie walczyłeś do końca. Nie musiałeś mi pomagać - pokręciła głową i okryła się kołdrą, patrząc ślepo w sufit.
- Chciałem.
- Co z twoją mamą? Nie będzie miała przeze mnie operacji - wypuściła głośno powietrze. - Nie powinieneś tego robić, wróć tam i dokończ to co zaczęłeś - odwróciła głowę w drugą stronę, tak żeby mieć na mnie dobry widok. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi przecież, a to twoja mama cię wychowywała i troszczyła. Jej powinieneś pomóc - widziałem, że czuje się winna, ale to przecież nie jej wina, że zemdlała.
- Nie, zostanę tutaj - odkąd powiedziała, że jesteśmy przyjaciółmi, mam kurczowo zaciśnięte pięści. - Jutro mama dostanie pieniądze, tata też ma uzbierane i może rodzina pomoże. Nawet nie obwiniaj się o to.
- Myślę Aaron, że powinieneś już iść do domu - powiedziała cicho, odwracając się w drugą stronę.
- Jak sobie życzysz - odsunąłem krzesło i ruszyłem do wyjścia.
- Aaron - odezwała się, gdy byłem już prawie przy drzwiach.
- Tak? - odwóciłem się i spojrzałem na bladą dziewczynę.
- Powinni ci to opatrzyć - uniosłem dłonie do góry i popatrzyłem na czerwone kostki.
- Poradzę sobie - zapewniłem.
- Aaron - odezwała się po chwili ciszy. - Dziękuję - nic nie odpowiedziałem, tylko odszedłem.
Wyszedłem stamtąd, nie chciałem tam już przebywać, nie potrafię patrzeć na nią jak na przyjaciółkę. Miałem ochotę ją pocałować i powiedzieć, że stała się dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Wszystko by było fajnie, gdyby nie fakt, że jej podoba się Matt. Może gdybym jej nie poznał, byłoby lepiej. Wszystko przez te pieprzone klucze. Gdybym ich nie znalazł, nie byłoby mnie tutaj i nie musiałbym patrzeć na dziewczynę i Matta.
Szedłem wzdłuż opustoszałego korytarza. Czułem się źle, bardzo źle. Nic nie miało dla mnie sensu. Miałem ochotę jechać na halę i pobyć sam, ale pewnie jest tam jeszcze dużo ludzi.
*****
Kiedy dojeżdżałem pod halę, zobaczyłem policję. Natychmiast się zatrzymałem i patrzyłem na całe widowisko. Dowiedzieli się. W tamtym momencie byłem wdzięczny Naomi za to, że uchroniła nas przed zatrzymaniem. Może nie powinienem tego mówić, ale dobrze, że Nao zemdlała. Zastanawiałem się co z Mattem, przecież on tam został.
Kurwa mać. Wszystko się spiedoliło.
Serce zaczęło bić szybciej, miałem nadzieję, że nikt się nie dowie o mnie. Próbowałem skontaktować się z moim kumplem, który jest także znajomym Matta, byli tam razem. Nikt nie odbierał.
Postanowiłem pojechać do domu i tam zastanowić się co robić dalej.
Docierając na miejsce odrazu rzuciłem klucze na szafkę, a sam poszedłem pod prysznic, aby się trochę ożeźwić.
Nie byłem w stanie zapomnieć o niej. Leżała teraz w szpitalu, a ja nawet nie mogłem jej przytulić.
Jeszcze długo rozmyślałem o Nao i w końcu znalazłem najlepsze rozwiązanie, które będzie dla nas najlepsze.
Muszę stąd wyjechać.
________
Wiem, wiem, wiem..
Część osób mnie zabije, a część będzie się cieszyć.
Trochę tak smutno ostatnio 😭
Mam nadzieję, że mimo to podoba się.
Dziękuję z góry za gwiazdki i komentarze.
Do następnego ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top