Rozdział 15

Tydzień później

Od tamtego dnia i tamtego SMS-a, nie kontaktowałam się z Aaronem. Ani ja ani brunet nie dzwonił. Po prostu tak jak byśmy się nie znali. Najgorsze jest to, że ja nie potrafię o nim zapomnieć. Ten uśmiech, który gościł na mojej twarzy, znikł z chwilą, kiedy w moim życiu zabrakło chłopka. Nawet przyjaciele nie są mi w stanie zastąpić jego obecności.

- Nao skarbie moje kochane - zaczął łasić się koło mnie Matt. - No proszę jedź ze mną - oparł swoją głowę o moje ramię, łaskotając mnie przy tym swoimi wlosami.

- Mówiłam ci, że nie mam już kontaktu z Aaronem i nie chcę tam iść - blondyn wyprostował się, wzdychając.

- To zrób to dla mnie, nie dla niego - założył kosmyk włosów, opadający na moją twarz.

- Matt.. Wiesz, że stawiasz mnie w ciężkiej sytuacji - spojrzałam na niego, próbując jeszcze jakoś na niego wpłynąć.

- Dzisiaj jest finał... - przekonywał mnie.

- Masz przecież kolegów i pełno koleżanek - pokazałam gestem rąk.

- Ale ty jesteś moją przyjaciółką i tylko z tobą chcę jechać - pokazał na mnie swoim palcem i zrobił maślane oczka.

- Za to zabierasz mnie jutro do kina - wskazałam na niego, podchodząc do szafy.

- Wiesz, że cię kocham - poszedł do mnie i mocno przytulił. - Pójdziemy na najlepszy film.

- Trzymam za słowo - powiedziałam wychodząc z pokoju i kierując się do łazienki. Rodzice wiedzą o naszej przyjaźni i są tym faktem zachwyceni. Przynajmniej mu ufają, bo wiedzą z jakiego jest domu, a przecież rodzice Matta, to "przyjaciele" moich. Nie mają nic przeciwko naszym spotkaniom i Mattowi także pozwalają tutaj przebywać. Teraz przynajmniej mam wymówkę, jak gdzieś chcę wyść.

Kiedy byłam już gotowa, postanowiłam iść po Matta i jechać na tą wybłaganą walkę. Znowu go zobaczę, zobaczę Aarona po tygodniu. Stęskniłam się nawet za jego głosem. Wiem, że teraz nie myśli o mnie, na pewno już zapomniał. Przygotowania do walki pozwoliły mu zapomnieć o mnie całkowicie. Mam mieszane uczucia, nie wiem czy to dobry pomysł, żeby tam pojechać. Dlaczego tak po prostu nie mogę zapomnieć o nim?

- Matt - odezwałam się ponuro. - Jedziemy? - spojrzałam na niego, uchylając jeszcze bardziej drzwi.

- Tak, jasne - wstał natychmiast z krzesła. - Co się dzieje? - zapytał, zauważając mój nie za dobry humor.

- Czuję, że coś wydarzy się dzisiaj, mam złe przeczucia - zmarszczyłam brwi, a blondyn stanął naprzeciwko mnie, opierając się o framugę.

- To możemy nie jechać - powiedział troskliwie, kładąc rękę na moim ramieniu i lekko co gładząc.

- Nie, nie ma mowy - odpowiedziałam natychmiastowo. - Przecież za to będzie film - zaśmiałam się.

- Musimy fajnie spędzić te ostatnie dni - powiedział cicho, jakby sam do siebie.

- Co? - zmaeszczyłam brwi, przystając i patrząc na niego pytająco. - Co mówiłeś?

- Ja? Nic - pokręcił głową. - Nic, a nic - dodał po chwili.

- No ok - wzruszyłam ramionami, schodząc po schodach.

- Gdzie się wybieracie? - usłyszałam głos taty, który w chwili pojawił się obok nas.

- Do mnie - powiedział Matt.

- Do niego - potwierdziłam, mając nadzieję, że tata nie zamknie mnie szczelnie w czterech ścianach.

- O której wrócicie? - założył swoje ręce za siebie i spojrzał na zegarek.

- Za niedługo, nie czekajcie na mnie. Mam swoje klucze - pomachałam mu nimi przed oczami.

- Co będziecie robić? - zmarszczył brwi, spoglądając to na mnie, to na Matta.

- Rozmawiać - powiedział dumnie blondyn.

- No dobrze - pogładził brodę tata, patrząc na nas podejrzliwie. - A co z alkoholem?

- Prowadzę - rzucił.

- Nie piję - zapewniłam.

- Będziecie tylko we dwoje? - uniósł brwi, z powrotem zakładając ręce.

- Tato... - wywróciłam oczami.

- Oj dzieci - klepnął Matta w ramię. - Myślałem, że wcześniej się Nao oburzysz, a tu tyle od was wyciągnąłem. Nie musieliście mi nic mówić - zaśmiał się.

- Matt idźmy już, bo mojemu kochanemu tacie włączył się tryb opiekuńczy - pomachałam mu na do widzenia i ruszyłam z chłopakiem do samochodu.

****

Wchodząc ponownie na tę ogromną halę, poczułam charakterystyczny zapach. Było już nawet tłoczno, przedarliśmy się przed zapchane wejście i ujrzałam to samo co ponad tydzień temu. Tłum rozmawiających ludzi, niektórzy palili, inni wszczynali bójki, a znowu inni spokojnie czekali na rozpoczęcie walki.

- Usiadźmy jak najbliżej - powiedział Matt, łapiąc mnie w talii. - Źle się czujesz? - cały czas mnie o to wypytywał, a ja tylko kiwałam przecząco głową.

Usiedliśmy na naszych ulubionych miejscach i czekaliśmy na Aarona i jego przeciwnika. Nie chciałam patrzeć jak znowu cierpi, jak znowu się męczy. Doceniałam w nim to, że nie robi to tylko dla siebie. Dzięki niemu drugi człowiek ma szanse żyć, ale to co robi nie jest dobre.

Przełknęłam głośno ślinę, kiedy Aaron pojawił się na ringu. Widać było na jego twarzy skupienie, ale jego wzrok nerwowo wędrował po widowni, aż w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały. Patrzyliśmy ślepo w siebie i żadne z nas nie chciało tego przerwać. W końcu postanowiłam, spuścić wzrok. Nie patrzyłam na niego, nie chcę tam patrzeć.
Co ja wygaduję? Chcę patrzeć na niego, na jego twarz, na jego mięśnie, które kurczą się i rozkurczają, na jego pięści zaciśnięte i gotowe do zadawania ciosow, w końcu chcę topić się w jego cudownych tęczówkach. To już obsesja?

- Aaron jest zdekoncentrowały, to nie wróży nic pozytywnego - powiedział Matt, myśląc nad czymś, a ja na samo imię bruneta spięłam się.

- Yhym - mruknęłam, ale nie było tego słychać przez muzykę i rozmowy, gwizdy tłumu.

- Niech wygra lepszy - rozweselił się blondyn.

Niech wygra Aaron, kurwa.

Nie mogłam patrzeć, jak Aaron po raz kolejny przyjmuje cios zadawanych przez rywala. Odwróciłam głowę w drugą stronę i syknęłam, kiedy brunet ponowie znalazł się na deskach. Od tych wrzasków zaczęła boleć mnie głowa, ale starałam się o tym nie myśleć i skupić się na walce.
Najchętniej weszłabym tam i zabrała stamtąd Aarona, ale nic nie mogłam zrobić.
Przez chwilę znowu załapaliśmy kontakt wzrokowy, posłałam mu pocieszający, lekki uśmiech. Z każdą chwilą robiło mi się gorzej, a Aaron radził sobie coraz lepiej. Cieszyłam się.
W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie, a po chwili widziałam tylko ciemną przestrzeń.


Aaron POV:

Stałem tam i wpatrywałem się w nią. W dziewczynę, która nie wiem jakim cudem skradła moje serce. Patrzyła teraz na mnie ze smutną miną, widziałam jak denerwuje się tym. Nie moglem przestać, to było silniejsze ode mnie. Jej brązowe włosy opadały na ramiona, a oczy były obojętne.
To co zrobiłem tamtego wieczoru, nie wybaczę sobie nigdy. Tak po prostu ją zostawiłem, bez żadnego wyjaśnienia. Nie odpowiedziała na żadne moje SMS-y, ani nie odbierała, to dla mnie wyraźny sygnał, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Nie potrafię bez niej żyć, moje treningi nie sprawiają mi przyjemności. Wieczorami siedzę sam przed telewizorem i nie mam o czym myśleć, bo jej nie ma. Codziennie po naszych spotkaniach myślałem o niej, co robiła, jak się zachowywała, co powiedziała. A gdy nie byliśmy razem, zastanwiałem się co robi w tym momencie, w co jest ubrana, z kim spędza czas.
Odkąd ostatni raz się widzieliśmy, nie zapaliłem ani jednego papierosa. Obiecałem jej.

Zadawałem kolejne ciosy, ale przeciwnik był nieugięty. Każde uderzenie wyrażało złość na siebie i tęsknotę za nią. Najchętniej przerwałbym to i poszedł do niej, zabrał ją stąd i spędził z nią cudowny wieczór. Widziałem, że nie patrzyła na mnie, nie chciała. Robiłem sobie nadzieję, że w końcu znalazłem, kogoś przy kim się zestarzeje, ale to miłość bez wzajemności. Myśląc o niej wyłączałem się z walki, byłem nieobecny, co szybko wykorzystał mój rywal. Straciłem kontrolę, to on teraz ją miał.
Nao posłała mi słaby uśmiech. Dlaczego tutaj przyszła? Przecież nie musiała. Próbowałem skupić się na walce, chciałem to wygrać i przestać walczyć. Ryzyko jest duże, a ja nie mam zamiaru uczestniczyć już w tym. Będę trenować dla siebie.
Odzyskałem siłę i to teraz ja zadałem cios wrogowi. Miałem chwilę czasu, zanim ten podniósł się z desek i spojrzałem w kierunku dziewczyny. Wodziłem wzrokiem po hali, aż wkoncu ją ujrzałem. Zemdlała.

- Naomi! - nie przejmowałem się niczym i ruszyłem jak najszybciej w stronę brunetki.





_________

U

dało się...
No niby już prawie sobota, ale jeszcze piątek.
Przepraszam za błędy i w ogóle, ale szybko pisany rozdział.
Mam nadzieję, że się podoba.
Jak tam wrażenia po pierwszym takim rozdziale z myślami Aarona?

Do zobaczenia 😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top