Rozdział 6
- Dziękuję za wszystko - odpięłam pasy, uśmiechając się do blondyna.
- Nie ma za co, do usług - odwzajemił gest.
- Pa - wysiadłam z samochodu.
- Do zobaczenia - opowiedział, przekręcając kluczyk w samochodzie. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i odeszłam.
Sierowałam swoje nogi do salonu, gdzie rzuciłam się zmęczona na kanapę. Rodzice byli w pracy, więc wiedziałam, że nie będą wypytywać się o noc u Kelly, ani truć dupy o studiach.
Dla nich wchodziły tylko w grę studia prawnicze, o żadnych innych nie chcieli słyszeć. Miałam przejąć kiedyś po nich firmę, mieć męża, dzieci. Nie o takim czymś marzyłam. Nie chcę być prawnikiem, nie kręci mnie to, ale przecież moje zdanie się nie liczy.
To nie jest moje życie, to życie moich rodziców. Oni kierują mną.
Chwyciłam w dłoń pilot i zaczęłam szukać czegoś sensownego w telewizji.
Po pięciu minutach zrezygnowałam z dalszych poszukiwań i wyłączyłam telewizję, łapiąc do ręki telefon. Postanowiłam przeglądnąć wszystkie portale, na których mam konto.
Kiedy przyszła do mnie wiadomość, od razu pomyślałam, że to Diego lub Kelly, który chcą wyciągnąć mnie znowu na miasto. Zmarszczyłam brwi, widząc na ekranie nieznany numer.
Od nieznany
Wiem, tak miałem nie pisać, ale nie może mi dać spokoju to, że masz o mnie takie zdanie. Proszę daj się zaprosić do kina. :)
Do nieznany
Spodziewałam się od ciebie wiadomości, ale nie aż tak szybko. Dobrze, niech będzie.
Od nieznany
Nie po żałujesz ;3 Ps. Czyli myślałaś o mnie?
Do Aaron
Wcale, że nie.
Od Aaron
Ja tam wiem swoje. Podasz mi adres?
Do Aaron
Green Street 12578
Od Aaron
18, pasuje?
Do Aaron
Jasne
Okłamałam go. Nie zamierzam mu mówić, że jestem bogata. Wiele fałszywych przyjaciół było moimi "przyjaciółmi", ponieważ miałam kasę. Nie chwalę się tym dookoła, nie mam najmodniejszych i najdroższych ciuchów, staram się być taka jak inne dziewczyny. Kelly i Diego na początku nie wiedzieli, że moi rodzice mają własną firmę, a i tak przyjaźnili się ze mną.
W sumie Aaron i tak nigdy nie będzie moim przyjacielem, nawet za nim nie przepadam. Fakt, jest przystojny i ma nieziemskie ciało, ale po pierwsze nie mam u niego żadnych szans, może mieć takie jak ja na pęczki. Po drugie widać, że to typ chłopaków, którzy nie bawią się w stałe związki. Po trzecie nie wiem co po trzecie, ale on nie jest dla mnie.
Aaron ma na pewno sporo kasy z walk i nie szuka sobie dziewczyny, która będzie go sponsorować.
Powoli wstałam z łóżka, chcąc przebrać się w coś czystego i luźnego. Miałam nadzieję, że nikt dzisiaj w południe nie wyciągnie mnie na miasto. Nie mam na to w ogóle ochoty. Najchętniej to bym zakopała się w łóżku z czekoladą i nie wychodziła z niego, ale obiecałam coś Aaronowi.
Włożyłam na siebie luźne dresy i czarną koszulkę. Zeszłam na parter, słysząc, że ktoś nieustannie do mnie dzwoni. Nawet nie popatrzyłam kto to, tylko nacisnęłam jak najszybciej zieloną słuchawkę i przycisnęłam sobie urządzenie do ucha.
- Halo?
- Naomi.. Nareszcie - rozpoznałam głos Kelly.
- Co jest?
- To chyba ja powinnam zadać tobie to pytanie. Miałaś mi wszystko opowiedzieć - powiedziała z wyrzutami.
- Kelly nie mam siły narazie. Zadzwonię jutro, okey?
- Wieczorem!
- Umówiłam się.
- Z Diego? Czemu mi nie powiedzieliście, nie chcecie się ze mną pokazywać? - bardziej krzyczała niż mówiła.
- Nie.. słuch.. - przerwała mi.
- Aa już wszystko rozumiem. Z Mattem? Przedstawisz mi go kiedyś?
- Nie, nie z Mattem.
- O kurwa! To z kim?
- Mówię, że opowiem ci jutro.
- No koniecznie - powiedziała podekscytowana. - Już mamo! - słyszałam stłumiony glos przyjaciółki.
- Musisz chyba kończyć.
- No tak, tak jutro się umowimy. Pa skarbie.
- Pa - rozłączyłam się.
Kelly jest zwariowana, ale za to ją kocham. Dziewczyna zawsze chce wszystko wiedzieć i dużo gada, ale mi to nie przeszkadza, no chyba, że jest już mega wkurzająca z tym.
Nawet nie wiem kiedy na zegarku pojawiła się godzina 17.20.
Szybko zebrałam się, zakładając na siebie czarne rurki i koszulkę z napisem. Zrobiłam lekki makijaż, mając nadzieję, że to chociaż trochę poprawi mój wygląd. Upięłam włosy w luźnego kucyka, aby mi nie przeszkadzały. Na moich stopach znalazły się adidasy, a w ręce telefon. Zgarnęłam z szafki słynne klucze, zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę następnej uliczki. Mieszkała tam moja babcia, którą staram się jak najczęściej odwiedzać, jej dom nie różnił się niczym specjalnym od innych. Był prosty i skromny, nie to co u nas. Nie lubiłam zapraszać znajomych do domu, bo każdy tylko zachwycał się wnętrzem i mówił, że mi zazdrości. Natomiast w domu mojej babci było całkiem innaczej. Przynajmniej przypominało to dom, ciepły dom, w którym czułam się jak u siebie. Panował tam spokój i wspaniała atmosfera, lubię tam przebywać.
Dochodząc do budynku, a raczej zatrzymując się na chodniku, sprawdziłam, która godzina.
Stwierdziłam, że brunet się spóźni i mam jeszcze trochę czasu. W oknie pojawiła się babcia.
Cholera
Uśmiechnęłam się do mniej i wiedziałam, że muszę do niej wejść. Nie odpuściłaby mi tego i jeszcze powiedziałaby matce, że ktoś po mnie przyjechał.
- Cześć babciu - pocałowałam ją w policzek kiedy otworzyła mi drzwi.
- Cześć Nao - posłała mi ciepły uśmiech. - Czekasz na kogoś? - zapytała.
- Nie - machnęłam ręką. - Przyszłam do ciebie.
- Ach..tak? - uniosła brwi do góry.
- Ugh.. No dobrze, ale nie powiesz nic mamie? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Będę milczeć jak grób - położyła sobie palec na ustach i zaczęła się śmiać.
- Dziękuję babciu - uściskałam ją. - Wiesz, że nie lubię przy prowadzać znajomych do naszego domu.
- Tak wiem kochanie - pogładziła moje włosy. - A chociaż przystojny jest?
- Babciu.. - skarciłam ją. - No może troszkę, ale on nie jest moim chłopakiem i nigdy nim nie będzie.
- Znajomy?
- Można tak powiedzieć.
- To właśnie twój znajomy zmierza w naszym kierunku - pokazała, abym się odwróciła. - Miłej zabawy.
- Pa - pocałowałam ją w policzek i zamknęłam drzwi, odwracając się w jego stronę.
Miał na sobie ciemne jeansy i białą koszulkę, a na nosie czarne okulary. W ubraniach też wyglądał całkiem nieźle.
- Hej - powiedziałam niepewnie, ciesząc się, że nie wiedzę jego oczu, przy których się rozpływam.
- Cześć - stanął naprzeciwko mnie bacznie się mi przyglądając. Patrzeliśmy tak na siebie dobre pół minuty, w końcu postanowiłam to przerwać.
- Jedziemy? - spojrzałam w stronę czarnego samochodu, rozpoznając go. Teraz wyglądał jeszcze lepiej. Czego mogłam się spodziewać po zawodniku nielegalnych walk. Syrenki?
- Jasne - gestem ręki pokazał, abym szła pierwsza, docierając do pojazdu otworzył mi drzwi, a sam usiadł po przeciwnej stronie.
- Pieprzony dżentelmen - prychnęłam, raczej sama do siebie, nie będąc pewna czy to usłyszał, ale po jego uśmieszku było widać, że chyba tak.
- Nie będziesz nic mówić? - przerwał krępującą ciszę.
- Nie mam o czym - wzruszyłam ramionami, opierając głowę o szybę.
- Może przedstawisz się - zaproponował.
- Naomi - rzuciłam - Dla przyjaciół Nao.
- Piękne imię, Nao.. - widziałam jak nad czymś się zastanawia.
- Dla przyjaciół - powtórzyłam głośno i dobitnie.
- Ej Nao, Nao - pojręcił rozbawiony głową. - Może i być na razie Naomi, ale w końcu i tak skończymy na Nao.
- w jego ustach moje imię brzmiało sto razy lepiej niż w kogoś innego.
- Nie sądzę - założyłam za siebie ręce, patrząc na jezdnię.
- Nie zapytasz się jak mam na imię? - uniósł brwi.
- Wiem - wzruszyłam ramionami.
W tej chwili miałam ochotę uderzyć się patelnią w głowę.
- Mm.. Interesujesz się mną - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Pytałaś o mnie?
- Owszem - zgodziłam się, na co jego twarz rozprominiła. - Pytałam jak ma na imię największy arogancki typek w mieście - dodałam po chwili, a jjego twarz spoważniała.
- Nao..mi - pokręcił sflustrowany głową. - I co ci odpowiedzieli?
- Że Aaron - fuknęłam. - A A R O N - przeliterowałam w jego twarz, krzyżując ponownie ręce.
- Powiedz to jeszcze raz - zacisnął mocniej ręce na kierownicy.
- Nie rozumiem - zmarszczyłam zdezorientowana brwi.
- Powiedz moje imię jeszcze raz - brzmiało to bardziej jako rozkaz.
- Aaron - powiedziałam cicho, widząc jak jego mięśnie napinają się.
- Dziękuję - oddychał tak równomiernie.
- Dziękujesz? - nie rozumiałam w ogóle jego zachowania.
- Tak, ale pamiętaj, że ja nigdy nie dziękuję - zmarszczałam ponownie brwi i wysiadłam z samochodu, kiedy się zatrzymał.
Brunet siedział jeszcze chwilę w nim, opierając głowę o kierownicę. Nie miałam zamiaru na niego czekać, więc ruszyłam w kierunku drzwi, a tuż przed nimi dogonił mnie Aaron, który nie miał już na sobie okularów. Nie rozumiem tego typa.
Jesteśmy w miejscu publicznym, to chyba mi się nic nie stanie, prawda?
_______
Obiecałam, więc dodałam.
Mam nadzieję, że się podoba.
Liczę na waszą opinię, na temat rozdziału.
Do zobaczenia ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top