13. Zła decyzja

Siedziałam na łóżku i patrzyłam, jak Dean pakuje się na weekend. Nie zabrał dużo rzeczy, jak ja to miałam w zwyczaju. Byłam w trakcie jedzenia pizzy. Dobrze mi było z tym, że inne dziewczyny ćwiczą, a ja żre kiedy tylko popadnie. Nikt normalny nie odmówi pizzy, a jeszcze do tego jest ona taka pyszna. Miałam zamiar od poniedziałku się w końcu ruszyć i po zajęciach ćwiczyć. Niedaleko uczelni jest siłownia, więc zapiszę się na nią, albo po prostu będę biegać w parku, który jest niopodal.

- Nao? - usłyszałam głos blondyna, więc odrzuciłam wszystkie te myśli o wymarzonej sylwetce na bok.

- Tak? - spojrzałam na niego i nawet nie wiem, kiedy on zdążył przebrać się.

- Zostawiam ci moje klucze - podszedł do mnie i wręczył mi je. - Nie chcę ich brać ze sobą, bo często je gubię - wytłumaczył, a ja kiwnęłam twierdząco głową.

- Okey - włożyłam je do szufladki, w której trzymam najcenniejsze rzeczy. - A jak wrócisz i mnie nie będzie?

- Zejdę do pani Florens i ona ma wszystkie zapasowe - podszedł do swojego łóżka i zabrał z niej małą podręczną torbę.

- Wróć szybko - odłożyłam pizzę i wstałam miejsca, aby odprowadzić Deana i się z nim pożegnać.

- Będę niedługo - złapał za klamkę i odwrócił się do mnie. - Tylko dwa dni - zbliżył się do mnie i złożył pocałunek na moich ustach.

- Pa - powiedziałam, kiedy oderwaliśmy się od siebie i Dean zaczął wychodzić na zewnątrz.

- Aa - przypomniał sobie coś i wrócił. - John wyniósł się do chłopaków obok, więc nie martw się - kamień spadł mi z serca, kiedy to usłyszałam.

- Dziękuję - powiedziałam i posłałam mu buziaka w powietrzu.

Zamknęłam za sobą drzwi i wróciłam do łóżka, aby dokończyć jedzenie mojej pizzy, którą zamówiłam sobie na obiad. Sięgnęłam po pilota i zaczęłam szukać w telewizji czegoś wartego uwagi, ale jakoś nic nie znalazłam. Jedynym wyjściem był tylko telefon. Wzięłam go do ręki i zaczęłam przeglądać jakieś beznadziejne, ale śmieszne filmiki.

Gdy pizza już się skończyła, a filmiki już nie były takie zabawne jak wcześniej, postanowiłam wyjść na spacer. Chociaż czułam się pełna po jedzeniu, a pogoda też nie rozpieszczała, to stwierdziłam, że nie chcę być grubą świnią i jednak się ruszę. Założyłam na nogi wygodne buty, po drodze zgarnęłam z szafy lekką kurtkę i zamknęłam drzwi.

Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam iść w kierunku parku. Słońce chowało się co chwilę za chmurami, a wiatr wzmagał się. Był początek listopada, więc czego ja mogłam się spodziewać.
Przyśpieszyłam trochę, bo czułam, że zimno coraz bardziej mi doskiewiera. To był zły pomysł, aby ubierać taką kurtkę. W sumie mogłam zabrać zimowy kombinezon, wtedy było by mi cieplutko. Włożyłam ręce do kieszeni, aby się trochę rozgrzać. Nie opłacało mi się wracać do akademika, bo już dobre pół kilometra za mną. Wokół było pełno liści, które spadając, wirowały w powietrzu. Uwielbiałam taki krajobraz, ale kurwa jak mi było ciepło.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, kiedy przechodząc obok stawu, jakieś dziecko rzucało kaczką okruchy chleba. Obok stał ojciec i bacznie pilnował małego krasnoludka. Dziecko miało może dwa latka i jeszcze jego kroki nie były takie pewne. Chciałabym mieć takie dzieciństwo, ale moi rodzice od zawsze byli pochłonięci pracą, a ja zdana na opiekunkę, albo na siebie. Pamiętam, jak tata zabrał nas na wakacje i musieliśmy wracać po paru dniach, bo w firmie nie radzili sobie bez niego. Byłam wtedy zawiedziona, cholernie zawiedziona. Pierwszy raz poczułam, że obchodzę ich, ale to szybko minęło. Może ojciec poświęcał mi więcej czasu, ale nie było to tak jak w normalnym domu. Odpędziłam od siebie wszystkie źle wspomnienia. Nie zmienię tego co było, ale wiem jedno, że nigdy nie pozwolę na to, aby moje dziecko czuło się tak samo, jak ja teraz.

Postanowiłam wracać już, bo nie chciałam się rozchorować. Idąc tak wzdłuż ulic, myślałam o nocy u Aarona. Czy to możliwe, że mogę go kochać i nienawidzić równocześnie?

- Śledzisz mnie? - zapytałam, wyczuwając jego obecność w pobliżu.

- Nie - zaprzeczył, na co prychnęłam. Spojrzałam w bok i zobaczyłam, że jest już przy mnie. Ręce schowane miał w kieszeni spodni, a na głowę zarzucony kaptur.

- Twój hotel jest pięć minut drogi stąd i do tego samochodem - zauważyłam.

- Przyszedłem na spacer - wytłumaczył, a mi nie chciało się wierzyć.

- Nie wierzę.

- Nie musisz - wzruszył ramionami i szedł cały czas obok mnie.

- I wybierasz się na spacer do mojego akademika? - zapytałam, chociaż i tak wiedziałam, jak brzmi odpowiedź.

- Mam traktować to jako zaproszenie? - zerknął na mnie, a później znowu patrzył przed siebie, jakby nic dookoła nie istniało. Aaron zawsze skupiał się na jednym obiekcie, nauczył się tego, gdy walczył. Ciekawe co robi teraz.

- Nie - pokręciłam głową. - Nigdzie cię nie zapraszam.

- W sumie - zastanowił się. - Ja nie potrzebuję zaproszenia - zaśmiał się, a ja uniosłam brwi do góry.

- Po co tutaj przyjechałeś? - wypaliłam nagle, zmieniając temat. - Nie szkoda ci pieniędzy na hotel?

- Nie.

- Nadal walczysz? - zapytałam, będąc ciekawa, jak się układa jego życie.

- Nie.

- To co robisz? - powinnam skończyć z nim rozmowę i się nie odzywać, ale czułam taką potrzebę.

- Założyłem klub dla dzieci i uczę karate - powiedział to, jakby była to zwykła rzecz. Nie wyczułam w jego głosie, żadnej nutki chwalenia się.

- Och - westchnęłam, będąc pełna podziwu, że radzi sobie z tym wszystkim. - Fajnie - stwierdziłam.

- No - odpowiedział. - Mama pytała, co u ciebie - uśmiechnęłam się, na myśl, że operacja się udała i jest okey.

- Możesz ją pozdrowić ode mnie - zauważyłam, że doszliśmy prawie do budynku i nawet nie było mi zimno. - A co u niej?

- Wszystko w porządku - odparł. - Nadal czeka, że ją odwiedzisz, obiecałaś jej - zrobiło mi się glupio.

- Wnet jadę do rodziców, więc mogę do niej wpaść - zapewniłam.

- Okey - widziałam, że dzisiaj był jakiś przybity.

- Nie idziesz? - zapytałam, stając w progu i patrząc jak chłopak stoi w miejscu.

- Nie chciałaś żebym wchodził, więc tylko cię odprowadziłem - jego oczy były jakieś smutne, to nie te same co przez ostatnie dni. Dzisiaj rano nawet taki nie był.

- Nie marudź, tylko chodź - pociągnęłam go za rękę i zaczęłam iść w kierunku swojego pokoju.

- Dlaczego mieszkasz w męskim akademiku? - zmarszczył brwi, rozglądając się dookoła.

- Moja współlokatorka tak jakby mnie wypierdoliła z pokoju - wytłumaczyłam, szukając w spodniach kluczy.

- To tak można? - oparł rękę do ścianę i stanął do mnie przodem.

- Nie, ale to jest Megan i lepiej jej nie wkurzać - pchnęłam drzwi do środka i weszliśmy razem. - Deana ojciec jest tutaj kierownikiem, czy coś takiego pokroju i załatwił żebym z nimi mieszkała.

- Dean kurwa dobre serce - powiedział pod nosem i chyba miałam tego nie słyszeć, ale wyszło, jak wyszło. Udałam, że tego nie słyszę.

- Napijesz się czegoś? - zapytałam, podchodząc do małej lodówki, która jest Deana, ale pozwolił nam z niej korzystać i możemy przechowywać tam, co tylko chcemy.

- Wodę - usiadł na łóżku, które należało do mnie. Od razu je poznał, bo przywiozłam sobie z domu mojego jaśka w jednorożce, z którego tak bardzo się śmiał.

- Proszę - podałam mu i usiadłam obok niego, opierając się o ścianę.

- Dziękuję - upiłl trochę i położył na komodzie, następnie przysuwając się do ściany. - Fajnie tutaj się żyje?

- Nie narzekam - zaczęłam bawić się szklanką. - Chociaż lepiej w domu - powiedziałam po chwili.

- Nie chciałaś gdzieś bliżej studiować? - zapytał, odwracając głowę w moją stronę.

- Od zawsze chciałam tutaj - wyjaśniłam, patrząc w jego oczy, które hipnotyzują.

- Deana nie ma? - podrapał się po karku, wstając z łóżka. Śledziłam dokładnie jego ruchy i zatrzymałam wzrok wraz z tym, jak oparł się o parapet.

- Nie - usiadłam, krzyżując nogi. - Wraca w poniedziałek - nawet nie wiem, dlaczego mu to powiedziałam.

- Ok - odwrócił się do mnie przodem, przez co przygryzłam odruchowo wargę. Wyglądał obłędnie. Czy to nie dziwne, że pociąga mnie mój były?

Wstałam z łóżka i podeszłam do niego, przytulając go. Miałam taką potrzebę i zrobiłam to. Brunet wyraźnie był zaskoczony moim zachowaniem i dopiero po chwili, przyciągnął bliżej i położył ręce na moich plecach. Czułam się w jego ramionach bezpiecznie, już nie mogłam dłużej okłamywać siebie, że go nie kocham. Poczułam jego mokre wargi na moim czole, zamknęłam oczy i wdychałam zapach Aarona, który był cudowny.

- Będę żałować tego - odchyliłam głowę i spojrzałam w jego oczy, a by następnie zatopić się w jego ustach. Chłopak z początku był w szoku, ale później to on dowodził. Jego ciepłe i miękkie usta, sprawiały, że po moim ciele przechodziły przyjemne dreszcze.

Owinęłam nogi wokół bioder bruneta i coraz bardziej pogłębialiśmy pocałunek. On wiedział, że prędzej czy później zrobię to. Czekał na tą chwilę. Moje plecy zderzyły się z materacem, a Aaron zawisł nade mną. Oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychają.

- Nie oszukasz miłości - uśmiechnął się na chwilę, aby później dotknąć z powrotem moich warg.

Czułam się, jakbym zdradziła Deana. Chociaż nie byliśmy razem, to i tak łączyła nas silna więź. Źle się z tym czułam, ale pragnienie Aarona było silniejsze.
Ręce bruneta bładziły po moim ciele, które tak bardzo za nim tęskniło i domagało się więcej. Wplątałam palce we włosy chłopka, kiedy zjechał ustami do moich piersi. Wydałam z siebie cichy pomruk, a Aaron uśmiechnął się. Wiedział, jak na mnie działał i w tym momencie triumfował, a ja byłam z jednej strony przegrana.



______________

Zwolenniczki Aarona będą zadowolone z rozdziału.
Biedny Dean, szkoda mi go trochę.
Ale kto wie, wszystko może się pozmieniać.
Ktoś może umrzeć czy coś.
Taraz sobie myślicie, że to koniec, bo Aaron i Naomi się pogodzili, ale jesteście w błędzie.
To nie koniec i szykuję dla was jeszcze coś.

Do następnego ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top