ROZDZIAŁ 9.
Uwielbiam wracać do domu po długiej nieobecności. Nawet jeśli to tylko pięciodniowa przerwa od pracy z okazji Bożego Narodzenia. Odkrywam wtedy proste przyjemności na nowo – długie spacery po ośnieżonym Zakopanem i zabawy z moim psem, kąpiele z pianą w wannie pełnej gorącej wody, granie jazzowych piosenek na pianinie, wielogodzinne rozmowy z siostrą, spanie we własnym łóżku, gra w Scrabble z Ewą i Kamilem i spędzanie czasu pośród wszystkich swoich książek.
Pierwszy dzień w domu przełaziłam w piżamie, jadłam ciasto czekoladowe upieczone przez Ewę, przegryzając je Mannerami wyżebranymi od Kraftiego i cieszyłam się domową atmosferą.
Następnego dnia Kamil pojechał się spotkać z Dawidem, Jankiem, Maćkiem i resztą (odpoczęliby od siebie, ale nie, widocznie nie potrafią bez siebie żyć), a ja poprosiłam Ewę o pomoc w wybraniu paru zdjęć z ostatnich tygodni do powieszenia na mojej zdjęciowej ścianie. Sączyłyśmy więc gorącą czekoladę i przeglądałyśmy fotografie zgromadzone na moim dysku, których uzbierało się całkiem sporo.
- Kto je robił? Całkiem niezłe są! – zapytała Ewa z uznaniem.
- Większość Forfi, któreś robił też Kamil, Celina coś tam cyknęła – uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie przesympatycznej dziewczyny Johanna.
- To jest genialne, od razu na ścianę z nim – powiedziała Ewa, wskazując na to, na którym pozuję ze wszystkimi trzema Prevcami, robiąc groźne miny.
- Pero wyszedł świetnie – przytaknęłam, odkładając zdjęcie na bok.
- To z austriackimi psiapsiółami koniecznie – Ewa parsknęła śmiechem, patrząc na zdjęcie, na którym przytulają mnie Krafti i Michi.
Do kupki dołączyły jeszcze zdjęcia, na których jem milkę z Wellim, zaplatam warkoczyk z grzywki Danielowi, przytulam Kamila, siedzę na baranach u Forfanga, patrzę w niebo z Domenem albo śmieję się z Celiną, a także zdjęcie przedstawiające Gang Urodzonych Trzynastego Maja, czyli Fannemela, Krafta i mnie.
- Jeju, jakie to jest piękne! – Ewa wskazała na zdjęcie, którego wcześniej nie widziałam. Domen podnosił mnie na nim na wyprostowanych rękach nad głową jak podczas imitacji skoku. Szczerzyliśmy się do siebie jak głupi do sera. Ale rzeczywiście było piękne. Zawiśnie na ścianie.
- Się Forfi postarał.
- Polubili cię bardzo, prawda? – Ewa uśmiecha się czasem niemalże jak Pero.
- Owszem, ale bez wzajemności – wyszczerzyłam zęby w sarkastycznym uśmiechu.
- Głupia jesteś, Laur!
- Tylko bez takich, żebym zaraz nie musiała powiedzieć, kto tu jest głupi! No jasne, że ich lubię. Chociaż wkurzają mnie średnio trzy razy na godzinę.
- Fajny jest ten Domen?
- Czy to program „Odpowiedz głupio na głupie pytania"?
- Nie zmieniaj tematu, młoda. Fajny jest?
- Fajnie skacze, fajnie śpiewa „Hakunę Matatę". I fajnie udziela wywiadów.
- W psychologii to się nazywa wyparcie.
- Teścia ma psychologa i nagle taka mądra.
- On cię lubi. Bardzo.
- A ty skąd masz takie informacje?
- Od Kamila.
- A on skąd ma takie informacje?
- On wie. Widzi, że lubi z tobą spędzać czas. I jak na ciebie patrzy.
- Nie osłabiaj mnie, Ewa. Kumpluję się z Domenem, bo jesteśmy w tym samym wieku. I po prostu go lubię.
- Zaprosił cię na studniówkę!
- No i co w związku z tym? Nie miał kogo zaprosić.
- Teraz to ty mnie osłabiasz! On? Młody, przystojny sportowiec z takimi wynikami? On się nie może od dziewczyn opędzić!
- No nie przesadzałabym z tym przystojnym...
- Laura! Bądź poważna!
- Jestem śmiertelnie poważna, poważna jak Piotrek. Hehehehe.
- LAURA!
- Wiesz co? Myślałam, że chociaż w domu nikt mi nie będzie insynuował...
- Widzisz?! Wszyscy to widzą!
- Boże, zatrzymaj świat. Ja wysiadam.
- Od tego nie uciekniesz!
Rzuciłam w nią poduszką i poszłam poszukać orzechowych Mannerków od Kraftiego. Mannerki nie pytają, nie oceniają. Po prosu są. Miłości nie ma, ale są Mannerki.
W wigilijne popołudnie stałam przed szafą pełną ubrań i zastanawiałam się, w co się ubrać na dzisiejszą bitwę z ciotką Różą (jeśli myśleliście, że tylko Harry Potter miał wredną ciotkę o kwiatowym imieniu to się myliliście). Coś na czym nie zostaną ślady krwi, bo nie wiadomo czy będzie taka siła, która mnie powstrzyma przed popełnieniem okrutnego morderstwa... Dlaczego mama ją zawsze zaprasza na święta? DLACZEGO?!
Założyłam więc czarny kaszmirowy golf, czarną krótką spódniczkę i grube czarne rajstopy. No i zaszalałam – pomalowałam usta krwistoczerwoną szminką. Zważywszy na to, że na co dzień w ogóle się nie malowałam była to niezła ekstrawagancja. Rozczesałam włosy i spojrzałam w lustro. Wyglądałam całkiem nieźle, a już na pewno na tyle dobrze i dorośle, żeby ciotka Róża poczuła choć cień respektu. Wskoczyłam w szpilki i byłam gotowa.
Nie mogłam powstrzymać emocji, kiedy staliśmy z Ewą i Kamilem przed domem naszych rodziców.
- Tatuś! – wrzasnęłam jak opętana i rzuciłam się mojemu staruszkowi na szyję, kiedy tylko otworzyły się drzwi.
- Nasza mała dziennikarka! Jak ty wydoroślałaś! – już byłam w objęciach mamy.
- Tęskniłam, mamuś!
- Ty tam w ogóle coś jadasz? Jak schudłaś! – mama przyglądała mi się podejrzliwie.
- Je najwięcej ze wszystkich! – poratował mnie Kamil z opresji.
- Tobie wierzę. Idźcie do salonu, zaraz siadamy do wieczerzy.
W salonie powitali nas kolejno: babcia Irenka (szałowa kobieta), ciocia Ania i wujek Marek, ciocia Marta i wujek Romek i (dlaaaaaaaczego? Za jakie grzechy?!) ciotka Róża. Posłałam jej mój najpiękniejszy słodko – wredny uśmiech i poszłam wyściskać babcię.
Po połamaniu się opłatkiem usiedliśmy do stołu, a ja czekałam na cios ze strony mojego aktualnego wroga nr 1. Nadszedł szybciej niż przypuszczałam.
- Znalazłaś tam sobie jakiego chłopaka z tych skoczków? Takie przystojne chłopaki – zaczęła w najbanalniejszy z banalnych sposobów.
- Ciociu, bo to jednego? Ich tam tyle, że mam innego na każdy dzień tygodnia! Ale jeśli mam być szczera, to najczęściej sypiam z Norwegami. Niemców nie polecam. Ciocia widziała tego Wellingera? Słodkie toto jak Milka z Oreo, ale polotu to za grosz. Mój zupełny ulubieniec to Daniel Andre Tande. Danny jest słodki, prawda, Kamil?
SZACH MAT, DURNA BABO.
Kamil napluł barszczem na niby – plamoodporny obrus mamy, krztusząc się ze śmiechu, babcia Irenka była ze mnie wyraźnie dumna, śmiejąc się w głos, cała reszta nieudolnie ukrywała rozbawienie. 1:0 dla mnie.
Przyszła pora na rozpakowywanie prezentów. Od ciotki Róży dostałam całe nic (to, że się zamknęła potraktujemy jako najpiękniejszy prezent), od babci prześliczną czapkę („widziałam w tej telewizji, jak bez czapki latałaś, co z tego, że takie przystojne chłopaki, jak przeziębisz się!") od cioci i wujków książki (standardzik), od rodziców zegarek, a od Kamila i Ewy nowy komputer („bo dziennikarka nie może pisać na tym rozsypującym się, dziadowskim pececie!"). Kocham ich.
Kiedy stwierdziłam, że to już koniec prezentów i miałam się w spokoju zatopić w lekturze, Kamil wstał i wyciągnął zza kanapy karton, który postawił przede mną.
- Nawet nie wiesz, ile trudu kosztowało nas przemycenie tego, więc doceń wysiłek – uśmiechnął się, widząc moje zaskoczenie.
W kartonie... były prezenty! Od kogo? Od skoczków! Bransoletka z małą gwiazdką i moją datą urodzenia od 2/3 Gangu Urodzonych Trzynastego Maja, czyli od Fanniego i Kraftiego, kompletne antykwariackie wydanie biografii Churchilla (musieli na to przepuścić fortunę!) i ogromny zapas Mannerków od Austriaków, wszystkie płyty Stinga w formie winyli i pudło czekolad Milki od Niemców, nową torbę od Norwegów, polaroid od Forfiego i Celiny, pięć pięknych, oprawionych w skórę notesów od Cene i Petera i bluzę od Domena.
Ale to nie była jakaś tam zwykła bluza. To była piękna, czarna bluza z napisem „IN OMNIA PARATUS". A dołączony do niej był liścik.
Nie wydaje Ci się, że to już czas przestać nosić TAMTĄ bluzę? Wiem, że była wygodna, bo rozchodzona. Specjalnie dla Ciebie chodziłem w tej cały tydzień (spokojnie, wyprana!). I mam nadzieję, że możesz już wyrzucić tamtą i powiedzieć, że jesteś GOTOWA NA WSZYSTKO.
Domen
- Zakochała się czy co? – dobiegł do moich uszu znienawidzony głos.
- Nie, ciociu. Po co być ustatkowanym, skoro można jak marynarz – w każdym porcie mieć inną dziewczynę.
Kamil tym razem opluł obrus makowcem. A ja, kiedy nikt nie patrzył, ukradkiem przytuliłam bluzę do twarzy. Bo pachniała Domenem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top