ROZDZIAŁ 4.



W drzwiach stał nie kto inny, jak nerwowo poprawiający włosy Domen Prevc we własnej osobie. Zanim zdążyłam mu powiedzieć, żeby nie przylizywał tej czupryny wypalił:

- Pójdziesz ze mną na sanki?

Na chwilę mnie zamurowało, ale determinacja malująca się na twarzy Słoweńca rozśmieszyła mnie tak bardzo, że aż zatoczyłam się ze śmiechu. Domen się wyraźnie obraził.

- Że Peter mi powiedział, że mogłem wziąć klocki lego z domu to rozumiem, że cała reszta dość nieudolnie ukrywała rozbawienie też, ale że ty?

- Nie obrażaj się, nie mam zamiaru ruszyć się stąd ani na sekundę. Ale właź, znalazłam „Króla Lwa" po angielsku w tej germańskiej telewizji.

Uśmiech jaki zakwitł na jego twarzy rozświetliłby ciemności egipskie. Rozłożył się wygodnie przed telewizorem i wyraźnie czuł się już jak u siebie.

Domen należy do tego samego typu oglądaczy filmów co ja – czyli gada jak najęty bez przerwy, komentuje głupie decyzje bohaterów, śpiewa razem z nimi piosenki. Różniliśmy się jedynie tym, że ja zaczęłam płakać przy wiadomej scenie (efekt Mufasy, zawsze działa), a on nieco zdezorientowany głaskał mnie po włosach. Gdybym była w pełni władz umysłowych, pewnie by stracił te łapy.

W połowie filmu Domen wstał z kanapy, wyprostował się, a potem przyciągnął głowę do kolan i trwał w tej pozycji kilka sekund. Później usiadł na podłodze i zaczął wyrabiać różne, dziwne rzeczy.

- Czy ja nie przeszkadzam aby? – zapytałam ironicznie.

- Każda pora jest dobra na rozciąganie.

- Jakbym cię teraz nagrała, zostałbyś królem internetu. Już widzę te nagłówki: „Siedemnastoletni Domen Prevc rozciąga się przed konkursem Pucharu Świata, oglądając bajki Disneya". Wystarczy, że sprzedam to moim szefom i premia moja.

Pokazał mi język i obrzucił wzrokiem moją za dużą bluzę, której zupełnie nie powinnam mieć na sobie.

- Nosisz bluzę Kamila?

O nie, panie Prevc, wchodzimy na grząski grunt.

- Nie.

- Aha, to pewnie twojego chłopaka – powiedział ze słabo ukrywanym zaciekawieniem.

Chwilę nie wiedziałam co powiedzieć.

- Nie musisz mówić, jak nie chcesz.

- Nie, to bluza mojego byłego chłopaka, a obecnie chłopaka mojej byłej przyjaciółki.

Auć. Zabolało. Jak cholera. Nigdy tego nie powiedziałam na głos. Aż do teraz.

- Frajer – mruknął pod nosem Domen – jak to się stało?

Nagle, zupełnie niespodziewanie wezbrała we mnie ochota do zwierzeń. Mogę się chyba podzielić moim suchym niczym Atacama życiem uczuciowym z nadzieją słoweńskiego sportu. Korona mi z głowy nie spadnie.

- Mówiłam ci, że byłam najmłodsza ze wszystkich ludzi w mojej klasie, prawda? To czasem było fajne, czasem było źródłem moich największych problemów. No i tak było i tym w przypadku. Mateusz, to znaczy mój były, był... tym chłopakiem, o którym śnią wszystkie laski, a którego wybranki nienawidzą. Więc kiedy zaczęliśmy się spotykać, znienawidziły mnie jeszcze bardziej. Byłam od nich młodsza, mądrzejsza, bardziej oczytana, mieszkałam pod jednym dachem z mistrzem olimpijskim....

- Ładniejsza – wtrącił Domen.

- Nienawidziły mnie do tego stopnia, że zaczęły rozpowiadać o mnie niestworzone rzeczy. Taki tani chwyt, a jednak działał. Później się okazało, że mózgiem spisku była moja przyjaciółka. Cios. A potem, że Mateusza we mnie najbardziej pociągały moje znajomości wśród kadry skoczków. Cios. A następnie, że Mateusz i Julia za moimi plecami się zeszli. Nokaut.

- A ty dalej chodzisz w bluzie tego frajera? – zapytał jakby lekko nabuzowany Domen.

- Bardzo ją lubię i to nie ma nic wspólnego z nim – odpowiedziałam.

Nagle, przez uchylone okno usłyszałam jakiś hałas na balkonie u góry.

- To pewnie Cene i Peter coś kombinują. Ale nie byłbym taki spokojny, bo jak bracia Prevc wprowadzają swoje plany w życie, to w Białym Domu dzwoni czerwony telefon – powiedział Domen, widząc moje zdziwione spojrzenie.

- Cicho, siedź, Cene, bo nic nie usłyszymy! – doszedł do moich uszu syk kogoś, kto usilnie chciał wiedzieć o czym rozmawiamy.

Wyleciałam jak petarda na balkon. Za mną pobiegł jak wierny pies Domen.

- PREVC! – ryknęłam – Nie udawaj, że cię tam nie ma!

W oknach pojawiły się głowy skoczków, ciekawych widocznie, nad którym członkiem klanu tym razem się pastwię.

- Peter, do ciebie mówię!

W tym momencie wśród skocznego towarzystwa zgromadzonego na balkonach nastąpiło nerwowe poszukiwanie popcornu. Z uśmiechami przylepionymi to twarzy na super glue oczekiwali widowiska w wykonaniu Laury Bilan.

- Czy cię matka nie nauczyła, że się nie podsłuchuje cudzych rozmów?! – warknęłam, gdy ciemna czupryna najstarszego Prevca pojawiła się nad barierką balkonu.

- Wybacz mi Lauro, ale to wszystko w trosce o Domena. Jesteś najlepszym co mogłoby spotkać naszą rodzinę i tego jełopa, więc chcieliśmy się dowiedzieć, czy mamy zachowywać pozory, czy już zamawiać garnitury od Bossa na wesele.

- Garnitur to ty sobie co najwyżej do trumny zamawiać możesz!

- Jak chcesz, to wesele urządzimy w Polsce, a nie w Słowenii, a wy wszyscy – zwrócił się do kolegów na balkonach – jesteście oczywiście zaproszeni.

- PREVC! Jeszcze jedno słowo, a dostaniesz taki cios między oczy, że ci nos odpadnie! – ryknęłam, po czym wróciłam do pokoju.

Domen wił się ze śmiechu. Dosłownie.

- Ty jesteś jeszcze ostrzejsza niż mi się zdawało – powiedział, kiedy w końcu udało mu się uspokoić.

- Możesz iść wklepać Peterowi w moim imieniu. Za nas oboje. Bo jakbym to zrobiła ja, to by zginął bolesną śmiercią, a nie chce Kamilowi konkurencji zabierać.

- Jestem jeszcze ja – wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Zobaczymy co jutro pokażesz.

- Zobaczymy.

Miał już wychodzić, kiedy powiedziałam:

- Dzięki, Domen.

- Za co? – zmarszczył brwi.

- Że mnie wysłuchałeś. To musiało być nudne.

- Wcale nie. A zresztą wiesz, słowiańskie dusze muszą się trzymać razem, co nie? – szturchnął mnie przyjaźnie w ramię.

Posłał mi buziaka i wyszedł. A ja wtedy wiedziałam, że zyskałam prawdziwego przyjaciela.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top