ROZDZIAŁ 27.

W piątek udałam się wraz z Johannem, Dannym, Andreasem, Kenziem, Kevinem i Willem zobaczyć konkurs kobiet. Wyposażyłam się na tę okoliczność w chorągiewki tylu narodowości, że pani na stoisku otworzyła szerzej oczy i mruknęła coś po fińsku.

Norweską, bo trzymałam mocno kciuki za Maren (która jest niesamowicie sympatyczna), fińską, ze względu na gospodarzy, japońską, bo jest ładna, podobnie jak Sara Takanashi, słoweńską, bo mimo wszystko mieszkam tymczasowo pod jednym dachem ze Słowenkami (chociaż Nika w akcie zemsty wyrzuciła mi krzyżówki), niemiecką, bo obiecałam jednej blond grzywce, która musiała się stawić u fizjoterapeutki, że będę kibicować za nią (nie zamierzałam, ale dowody trzeba mieć), amerykańską i kanadyjską. To jest po prostu skandal, że nawet Kenzie ma na mistrzostwach skaczące rodaczki, a my nie. Gdybym miała możliwość, to bym zrobiła tam porządek.

Przykry się jednak okazał ten konkurs. Niewiele jest rzeczy na świecie, które mnie ruszają aż tak bardzo, co łzy sportowca. A łzy Maren były straszne. Biedulka.

Jednak, drodzy państwo, prawdziwe sportowe emocje były jeszcze przed nami. I nie mam tu na myśli sobotniego konkursu, tylko wielki finał turnieju pokerowego, w którym miały wystąpić reprezentacja Polski z liderującym Piotrem Żyłą oraz reprezentacja Niemiec z Markusem Eisenbichlerem na czele.

O organizację finału biły się domki Austriaków i Norwegów, ale finalnie wylądowaliśmy u tych pierwszych, bo był trochę większy (nie ma sprawiedliwości) i położony w centrum tego lasu.

Najlepsze miejsca, na kanapach były przygotowane dla bohaterów wieczoru, a reszta musiała się zadowolić podłogą. Ja leżałam na podłodze w mojej ulubionej pozycji z nogami na ścianie.

- Spokojnie panowie, rozwalimy ich - zagrzewał do walki swoich zawodników Agresywny Markus.

- Nie przelicz się, kochanieńki, pod Grunwaldem was starli na proch - wtrącił się Kenzie.

Popatrzyłam na niego z rozbawieniem.

- A także pod Narwikiem, gdzie dopomagali rodacy tych tutaj szlachetnych młodzieńców - wskazał ręką Daniela i Johanna.

Norwedzy wypięli dumnie płaskie jak zdeptany karton torsy.

- I w bitwie o Anglię was przerobił na mielonkę Dywizjon 303, a nie chwaląc się i Kanada pomagała.

Patrzyli na niego jak cielę na malowane wrota.

- Pod Monte Cassino także wam nie pykło, mój drogi. Przyczynili się do tego też krajanie tych dwóch - klepnął w głowę Willa i Kevina.

Skończył i rozejrzał się dookoła.

- No nie mówcie, że nic nie wiecie o najnowszej. Nikt z was nie chodził na historię powszechną w szkole? - Kenzie był zdegustowany.

- Ja chodzę - odezwał się Domen.

- Dzieci i ryby głosu nie mają, chłopcze - odparł Kanadyjczyk.

- Przypominam, że mam osiemnaście lat.

- Jeszcze nie masz - zaprzeczył Pero.

- A zresztą, kto tu mówi o dzieciach? Kenziemu chodziło o ryby. O leszcze, konkretnie - wtrącił się Johann.

Mało się nie udusiłam ze śmiechu, a Johann i Kenzie przybili żółwika.

- No, to taka mała dygresja była. Chodziło mi o to, żebyście się kochani nie nastawiali na łatwą wygraną, bo jeden głupi ruch i po was.

Gra była pasjonująca, skupienie na twarzach zawodników mówiło wszystko. Kiedy jednak szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę naszych zachodnich sąsiadów zrobiło się lekko nerwowo. Wtedy to też, Stephan Leyhe postanowił nam podarować wygraną w prezencie. Własną głupotą niemożebną.

Poczuł się jak król dzielni i postanowił przedwcześnie założył okulary, pierwotnie przeznaczone na zwycięski bankiet przy paluszkach (bezglutenowych). Problem był taki, że, no cóż. Te okulary miały holograficzne szkiełka.

Zanim się biedny podatnik z Willingen zorientował, że stopień pofałdowania jego mózgu to nie za wysoki jest, moi rodacy roztłukli ich i dziękuję, dobranoc. Leyhe, nie martw się, masz tak ładną buzię, że nie musisz być mądry. Zawsze możesz znaleźć bogatego męża.

Sobotę chciałabym chyba wykreślić z pamięci jak najszybciej. Nie chciałam widzieć moich papryczek zawiedzionych. I przeżywałam to chyba nawet bardziej niż oni. Zwłaszcza, że to było tak blisko.

- Przeżywasz, jak młody rolnik podorywkę, Laurka. Nie zapominaj, kto wczoraj wygrał turniej pokera! - powiedział mi Piotrek

Nie wytrzymałam. Musiałam parsknąć śmiechem.

Niedziela wpędzała mnie w zły nastrój, bo mi przypominała, że Apollo zostawił Kingę, Anię, Magdę i Asię w domu, podczas gdy w konkursie mieszanym startowała nawet Kanada i Francja.

No ale trzeba było iść kibicować Norwegii, Słowenii (zwłaszcza Anze, który się z Niką prawie nie rozstawał. Spróbuj go zranić, Słowenko jedna!), USA i Kanadzie.

Kiedy na telebimie pojawiła się informacja, że zamiast Johanna będzie skakał Stejrnen zdziwiłam się, ale nie miałam jakichś złych przeczuć. Pomyślałam, że może trener stwierdził, że tak będzie lepiej dla drużyny. Mogły też się wydarzyć jakieś kłopoty ze sprzętem.

Jednak pod koniec konkursu, kiedy było już wiadomo, że wygrają Niemcy podszedł do mnie Danny i powiedział:

- Johann jest w szpitalu. Zemdlał.

Przez chwilę myślałam, że pójdę w jego ślady, ale tylko pokiwałam głową i na miękkich nogach poszłam dalej. Musiałam jednak przykucnąć i oprzeć głowę na rękach. Martwiłam się o niego bardzo.

Kątem oka zobaczyłam jak Domen rozmawia o czymś z Cene, a potem wskazuje na mnie głową.

- Coś się stało, Laura? - po chwili pojawił się obok średni z braci Prevc.

- Eh... Jo zemdlał i jest w szpitalu. Martwię się.

- Chcesz do niego pojechać? Zawieźć cię?

Podniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w twarz.

- A mógłbyś...?

Pokiwał głową.

Jednak okazało się to bardziej skomplikowane niż Cene przewidywał, bo ich serwismen zabrał samochód, którym Cene planował mnie tam zawieść. Z tego powodu doczepił się do nas Kenzie, który powiedział, że koniecznie musimy go ze sobą zabrać i Danny, który ostatecznie załatwił nam transport, pożyczając samochód od lekarza ich kadry.

W szpitalu po długich minutach oczekiwania w końcu nas wpuszczono na oddział, a potem po kolejnych kilkunastu pozwolono mi wejść do sali.

Johann był blady. O ile o nordyku można powiedzieć, że jest blady. Uśmiechnął się do mnie, a ja uklęknęłam obok jego łóżka.

- Jesteśmy najczęściej mdlejącym duetem, co? - powiedział.

- Co się stało, Johann? Za mało jadłeś, piłeś? Stresowałeś się? Było ci duszno? - zalałam go falą pytań, bo się strasznie martwiłam.

Johann spoważniał.

- Celina ze mną zerwała, Laura.

Zaklęłam tak okropnie, że aż mnie samą uszy zabolały.

- Co?!

- Zadzwoniła, zarzuciła serią przekleństw i zerwała.

Aż chciałoby się użyć określenia będącego synonimem kobiety lekkich obyczajów.

Wzięłam go za rękę i mocno uścisnęłam. Odwzajemnił uścisk.

- Wiem, że to będzie głupie... Ale nie martw się, dobrze, Jo? Kto jak kto, ale ja mam jakieś doświadczenie, prawda? Wszystko się wyjaśni.

W tym momencie do sali wkroczyli kolejno: Kanadyjczyk, średni Prevc i blond grzywka.

Zauważyli, że Johann nie jest w najlepszej formie.

- Ej, opowiem wam, jaki miałem dzisiaj sen - powiedział Kenzie.

Popatrzyliśmy na niego jak na nienormalnego, ale się zbytnio tym nie przejął.

- W tym śnie byliśmy z Willem u Kevina w domu i oglądaliśmy "Z kamerą u Kardashianów". Oglądamy, słuchamy o powiększaniu piersi Khloe, aż tu nagle jedna półka na książki postanowiła nas ukarać za to, że się tak upodlamy i popełnić samobójstwo.

Wciągnął powietrze i kontynuował.

- No i się zaczęła palić. No to wrzeszczę do Kevina: stary, leć po gaśnicę proszkową, bo wszyscy zginiemy, a sam chciałem dzwonić po straż, żeby przyjechali samochodem gaśniczym GBA 2,5/16 typ 005 z urządzeniem szybkiego natarcia W-25, ale telefon mi się rozładował. To krzyczę do Willa, żeby on dzwonił, ale on zapomniał, że nie jesteśmy w Europie i zadzwonił pod 112. No to cały świat wali facepalma, ja walę facepalma, Kevin, który wrócił z gaśnicą wali facepalma ze mną, bo wszystkie działania w strefie zadymienia powinny być prowadzone w grupkach minimum dwuosobowych. Ale gaśnica na nic się nie przydała, bo była halonowa.

Z trudem oddychałam.

- No ale Will zaczął histeryzować, więc Kevin przejął jego telefon i zadzwonił po straż, żeby zbierali tyłki, węże ssawne, tłoczne i liniowe, autopompy i motopompy i przyjeżdzali, bo inaczej będą mieli trzy wschodzące gwiazdy skoków narciarskich na sumieniu i do czynienia z Walterem Hoferem. No a w międzyczasie ten ogień zaczął przyjmować różne postacie. Raz Godzilla, raz Kłapouchy, raz Batman. No to ja go traktuję tą gaśnicą. A Kevin wrzeszczy przez ten dym, czy znamy jakiegoś dobrego prawnika, bo wiemy jak działają służby, że jeszcze zrobią z trzech osób sto i go wsadzą za to, że nie miał drogi ewakuacji pożarowej. No a potem obudził mnie trener, który krzyczał, że jak jeszcze raz zjem czekoladę na noc, to wylecę z kadry.

Wyliśmy ze śmiechu, pokładając się na podłodze. Johann nawet odzyskał kolory.

Późnym wieczorem, kiedy wróciliśmy do "naszego" lasu i szłam już oświetloną ścieżką do domku minęłam Domena Prevca.

To znaczy prawie minęłam, bo mnie zatrzymał, łapiąc za rękaw.

- Wszystko ok z Johannem? - zapytał.

Pokiwałam głową.

- A z tobą też? - co ja słyszę, czy w tym głosie była troska?

Pokiwałam głową po raz drugi i nawet zdobyłam się na uśmiech.

- To dobrze.

I każde z nas, każde ze swoimi przemyśleniami udało się w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top