9. Twój Chłoptaś Mi Zabronił

W sobotę wzmogłam się i wstałam o 3:00. W domu panował popłoch, każdy czegoś szukał albo coś robił bardzo niezdarnie ponieważ co chwilę albo coś upadało albo ktoś uderzał się w jakąś część ciała. Wczoraj wieczorem przyjechała do nas babcia, która mieszkała dwie godziny drogi od nowego Yorku, ponieważ chciała razem z nami odwieść Nine na samolot. O godzinie 3:50 wszyscy siedzieliśmy już w aucie. Bagażnik był zajęty przez dwie ogromne walizki mojej siostry, które były pełne ubrań i rzeczy, które pozwolą poczuć się Ninie tam "jak w domu". Przez całą drogę na lotnisko słuchałam muzyki nie do końca jeszcze ogarniając co się dzieje wokół. Zaczęłam rozmyślać o tym jak będzie bez Niny w domu i jaka będzie gdy znowu się zobaczymy. Po pewnym czasie moje myśli zawedrowały do Jace'a. Nikt nie miał z nim kontaktu od jego ucieczki, jedynie napisał Victorii i Alice że żyje, ponieważ codziennie dzwoniły po sto razy i pisały milion wiadomości. Ja napisałam tylko jednego smsa, godzinę po tym jak odjechał na motorze spod swojego domu. Zawierał wsumie 4 słowa "Bądź ostrożny. Wróć zaraz.". Martwiłam się o niego co było dziwne i wolała bym wogule o nim nie myśleć. Harry powiedział wczoraj że rozmawiał z Maurą ale nie była zbyt chętna do rozmowy. Podobno kobieta powiedziała tylko że Jace już taki jest i że poszło jak zwykle o nowego partnera Maury.

Dotarliśmy na lotnisko o 4:30, mieliśmy trochę problem na początku z odnalezieniem się bo nikt z nas nigdy nie leciał samolotem. Staliśmy w głównej hali i czekaliśmy na tatę, który poszedł się dopytać jakiej pracownicy o to gdzie mamy się udać. Rozsiadłam się na jedynym z foteli obok mojej siostry, widać było że trochę się stresuję.

-Wyluzuj, nie powinno być tak źle - odezwałam się starając się ją rozluźnić.

-Nie stresuje się lotem tylko ogólnie tym wyjazdem. Nie wiem czy dam sobie radę sama - wyznała po chwili Nina.

-Spoko, nie jesteś aż tak głupia, dasz radę. Poznasz dużo nowych, fajnych osób.

-Najbardziej chyba będę tęsknić za naszym klubem i animacjami - zaśmiała się niska blondynka.

-Serio? Pamiętasz tego dzieciaka, który dwa lata temu chciał bym zrobiła mu na twarzy pajęczyne?

-Oj tak, to było zabawne jak potem przytulił się do swojej mamy i ujebał jej całą sukienkę - zaśmiała się moja siostra.

-Oj tak... - uśmiechnęłam się - nie zmień się jakoś bardzo, okej? - dodałam po chwili.

-Nie obiecuje ale się postaram.

Po tych słowach podszedł do nas tata, trzymał w ręce jakieś kartki i spoglądał na duży zegar wiszący na ścianie. Potem z głośników ogłoszono że pasażerowie, którzy udają się do Luizjany mają się udać do bramek D na odprawę. Wszyscy ruszyliśmy w wyznaczone przez tatę miejsce. Zaczęliśmy się zegnać z Niną, mama i babcia oczywiście płakały. Została na koniec. Podeszłam do mojej siostry i mocno ją przytuliłam.

-Będę tęsknić. Do zobaczenia na święta Nina - wyszeptałam w jej włosy.

-Ja też Olivia. Do zobaczenia - odparła a z jej tonu mogłam wywnioskować że płacze.

Odeszliśmy na bok i patrzeliśmy jak Nina staje w kolejce do odprawy. Po kilku minutach przeszła przez bramkę, która na szęście nie zaczęła piszczeć. Po odebraniu spowrotem bagażu zaczęła iść w stronę wyjścia, zanim zniknęła za zakrętem, odwróciła się jeszcze i nam pomachała. Odmachałam jej lekko i posłałam uśmiech. Po kilkunastu minutach, gdy samolot odleciał wróciliśmy do auta. W drodze powrotnej również słuchałam muzyki. Gdy byliśmy w połowie drogi dostałam wiadomość.

Jace: 7:00, skatepark.

Uśmiechnęłam się pod nosem, nie dość że Jace wrócił to jeszcze chciał się ze mną spotkać. Nie wiem czemu ale ucieszyło mnie to, mimo tego że za nim raczej nie przepadam.

-Odwieziemy cię do domu i pojedziemy też odwieść babcie. Jak chcesz to możesz iść do Aleca albo Emily - oznajmiła moja mama o 6:40, gdy prawie byliśmy na naszej ulicy.

-Okej, o której wrócicie?

-Jakoś w południe - wzruszył ramionami tata.

-Co to to nie. Nie puszczę was wcześniej niż po obiedzie - zaczęła się sprzeciwiać babcia - nie chcesz też jechać Rose?

-Chciała bym babciu ale mam kilka rzeczy do zrobienia do szkoły - uśmiechnęłam się blado do starszej kobiety.

Pięć minut później byłam już pod domem. Weszłam do środka, wygrzebując z kieszeni klucze. Przechodząc przez salon zauważyłam Teo, który spał na kanapie. Szybko poszłam do pokoju i przebrałam się w coś ładniejszego i cieplejszego ponieważ pogoda byłam chujowa. Postawiłam na jasne jeansy i szarą bluzę a na nią bomberke. Związałam włosy w kucyk I lekko wytuszowałam rzęsy.

Wcale nie dla tego że miałam się spotkać z Jace'm.

Zeszłam z powrotem na dół. Wzięłam z kuchni batona ponieważ nic dzisiaj jeszcze nie jadłam a miałam trochę czasu zważywszy na to że skatepark znajdował się 5 minut spacerem od mojego domu. Zjadłam mój pierwszy posiłek wysyłając jednocześnie dni.

-A to pierdolec - powiedziałam do siebie widząc że Jace przez swoją nieobecność zjebał dni.

Wyszłam z domu o 6:55. Szłam powoli, wiedząc że nie muszę się spieszyć. Zaczęłam się zastanawiać czemu Jace chciał się ze mną spotkać, czemu akurat ze mną. Nie mamy dobrych kontaktów i raczej ze sobą nie rozmawiamy. Mimo tego że znymy się kilka tygodni on zdążył w tym czasie pocałować mnie już dwa razy, spać ze mną w jednym łóżku i widzieć mnie nago. Jestem w dupie. Skreciłam w uliczkę w prawo, na końcu której znajdował się miejscowy skatepark. Tu właśnie poznałam się z 'ekipą' ponieważ w szkole raczej nie rozmawialiśmy nigdy wcześniej.

Z daleka mogłam zauważyć i rozpoznać ubraną na czarno postać. Siedział na rampie z kapturem na głowie i palił. Popchnęłam zieloną furtkę, która zaskrzypiała. Jace spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się.

-Cześć księżniczko - odezwał się zchrypniętym głosem schodząc z quatera.

-Hej - odpowiedziałam cicho - czemu chciałeś się spotkać?

-Nie wiem, najwidoczniej miałem taką potrzebę - Jace wzruszył ramionami zaciągając się poraz kolejny fajką.

-Uhm... Gdzie byłeś? - spytałam siadając na ławce obok rampy.

-U kogoś bliskiego, nie ważne - odparł zciągając z głowy kaptur.

Zdziwiłam się ponieważ jego włosy były brązowe, zwykłe i w jego naturalnym kolorze. Zaczęłam się przyglądać chłopakowi szukając jakichś innych zmian w jego wyglądzie. Po chwili zauważyłam że jego brew, w której ostatnim razem znajdował się kolczyk była rozerwana.

-Co ci się stało? - wskazałam palcem na ranę.

-Nic takiego, nie przejmuj się.

-Oh serio Jace? Po jakiego chuja chciałeś się spotkać skoro nie odpowiadasz na moje pytania?

-Chciałem cię zobaczyć - przewrócił oczami.

-Aww jak słodko - odparłam z sarkazmem wkurzona.

-Ta, w chuj - prychnął ciemnowłosy.

-Jesteś okropny - syknęłam wstając z ławki.

Chwilę później, jak też się spodziewałam zostałam zatrzymana. Dwa silne ramiona objęły mnie od tyłu a głowa chłopaka spoczęła na czubku mojej.

-Wiem o tym Rose, jestem okropny.

-To czemu z tym nic nie zrobisz? - spytałam marszcząc brwi.

-Bo to nie jest takie proste - odparł wzdychając - jedziemy do Harrego?

-Jest 7:30 jakoś, nie jest za wcześnie?

-Fakt, w takim razie możemy jechać coś zjeść i potem pojedziemy do Harrego.

Chwilę robiłam listę rzeczy za I przeciw ale w końcu zgodziłam się ponieważ nie miałam wsumie nic lepszego do roboty. Wyszliśmy z skateparku i udaliśmy się na parking, gdzie stał motor chłopaka. Jace chwycił za kask i mi go podał, mówiąc że mam go ubrać bym się nie bała że coś mi się stanie.

-Jace? - odezwałam się w momencie gdy chłopak miał wsiadać na pojazd.

-Co? Nie mów że się boisz - prychnął ciemnowłosy.

-Nie, mówiłam ci że kiedyś już jeździłam. Po prostu nie dam rady wsiąść, jest za wysoki - odparłam na co chłopak zaczął się śmiać.

-Nawet Alice umie na niego wsiąść a wydaje mi się że jest od ciebie niższa.

-Uh... Nie ważne - Przewróciłam oczami.

Po chwili stania w miejscu Jace wzdychnął i podniósł mnie tak bym była w stanie usiąść na maszynę. Potem sam przerzucił nogę przez motor a po chwili silnik wydał z siebie ryk. Objęłam szatyna w pasie gdy ruszyliśmy. Podróż trwała kilkanaście minut. Zatrzymaliśmy się pod jakąś restauracją, którą kojarzyła z Instagrama.

-Czemu akurat tutaj? - spytałam gdy zsiedliśmy z motoru.

-Mają tu najlepsze tosty I naleśniki na świecie - wyjaśnił Jace chowając kluczyki do kieszeni.

Nic nie odpowiedziałam tylko przytaknęłam głową w zrozumieniu i ruszyłam za chłopakiem do środka. Wnętrze było bardzo przyjemne, panowała tam domowa atmosfera, zamiast stołów i krzeseł stały kanapy, fotele i niskie kawowe ławy. Usiedliśmy w rogu pomieszczenia na kanapie przy oknie. Po chwili podszedł do nas wysoki blondyn.

-Cześć Jace - przywitał się męskim uściskiem z szatyn.

-Hej Jerry. To jest Rose, kuzynka Alice - przedstawił mnie Jace.

-Miło poznać, słyszałem trochę o tobie - chłopak uśmiechnął się do mnie pokazując tym samym swój uroczy aparat na zęby - co byście chcieli zjeść?

-Naleśniki, takie jak zawsze. Co chcesz? - zwrócił się do mnie Jace.

-UM... Nie jestem głodna.

-Nie Pierdol, co chcesz?

-Naprawdę nie chcę - skłamałam ponieważ tak naprawdę nie miałam pieniędzy.

-W takim razie naleśniki I tosty Jerry - stwierdził Jace posyłając mi łobuziarki uśmiech.

-Nie ma sprawy stary - niebieskoooki blondyn puścił mi oczko po czym zniknął.

Nie odzywałam się podobnie jak Jace. Siedzieliśmy w ciszy. Ja obserwowałam przez okno ludzi przechodzących obok restauracji a szatyn robił coś na swoim telefonie. Nadal się zastanawiałam czemu akurat ze mną chciała się spotkać i czemu był taki tajemniczy, co to za bliscy u których był przez te dni gdy zniknął.

Po około 15 minutach Jerry przyniósł naleśniki I tosty, które zamówił Cook. Chłopak zaczął jeść naleśniki posmarowane nutellą I masłem orzechowym (nigdy nie zrozumie jego zamiłowania do tego połączenia). Spojrzał na mnie po czym przesunął w moim kierunku talerz z tostami, które przyznam że wyglądały pysznie.

-Jedz - powiedział obojętnie.

-Ale ja nie... - zaczęłam

-Po prostu kurwa zjedz - warknął poirytowany chłopak.

-Dzięki - wymamrotałam pod nosem łapiąc pierwszą kanapkę.

-Gdzie są twoi rodzice? - spytał po chwili Jace co mnie zdziwiło.

-Czemu mieli by gdzieś być? - zmarszczyłam brwi udając że nie wiem o co mu chodzi.

-Błagam cię, jest wcześnie rano a ty jesz ze mną śniadanie w restauracji, musi ich nie być w domy bo normlanie by cie nie puścili - wyjaśnił chłopak.

-Fakt, pojechali odwieść babcie - odparłam między gryzami.

-Co twoja babcia tu robiła? - brnął dalej szatyn kończąc jeść swój posiłek co było zaskakujące patrząc na fakt że dostaliśmy go jakieś 3 minuty temu.

-Była razem z nami rano odwieść Nine na lotnisko. Poleciała do Luizjany studiować gastronomię - wyjaśniłam uprzedzając jego następne pytanie.

-Yhm - odparł w zrozumieniu biorąc ostatni kęs swojego śniadania - O której wrócą?

-Pod wieczór jakoś, a co? - wzruszyłam ramionami.

-Tak pytam - oparł się wygodnie chłopak o kanapę.

Zapadła cisza a ja zaczęłam kontynuować mój posiłek, było to trochę krepujące ponieważ ciemno włosy cały czas wpatrywał się we mnie. Skończyłam po drugim toście mimo tego że nie byłam najedzona ale nie chciałam by Jace pomyślał że jestem ciągle głodną, grubą idiotką. Odsunęłam od siebie talerz na którym zostały jeszcze dwie zapiekane kanapki. Chłopak zmarszył brwi na ten ruch i spojrzał na mnie pytająco, postanowiłam jednak udawać że tego nie widzę.

-Nie chcesz już? - spytał Jace przerywając ciszę.

-Co? - spytałam udając że nie słyszałam.

-Oh błagam cię, wiem że słyszałaś i wiesz o czym mówię - prychnął chłopak.

-Najadłam się już - odparłam wywracając oczami.

-Masz, idź zapłacić Jerremu - Jace podał mi 20 dolarów.

-Czemu ja? - chwyciłam banknot.

-Ponieważ ja muszę dojeść to czego ty nie mogłaś? - odpowiedział jak by to było najoczywistrzą rzeczą na świecie.

Nic nie mówiąc wstałam od stołu i ruszyłam w stronę lady za którą stał wysoki blondyn. Stanęłam przed nim i odkaszlnęłam zwracając jego uwagę. Niebieskooki posłał mi uśmiech.

-Chciała bym zapłacić - wyjaśniłam podając mu banknot.

-A to przypadkiem nie Jace powinien płacić? Ah czasem mi wstyd za tego chłopaka - Jerry zaczął kręcić głową w znaku pogardy.

-Właściwie to on mi dał pieniądze i powiedział bym zapłaciła bo on dojada po mnie - naprostowałam szybko sytuację.

-Aaa! No chyba że tak. Chwila... Nie smakowało ci?

-Nie! Było przepyszne ale już po prostu nie chciałam - wzruszyłam ramionami.

-Okej, skoro tak twierdzisz. Powinniście częściej wpadać razem - stwierdził chłopak podając mi resztę.

-Wątpię ale dzięki stary - usłyszałam za sobą głos Jace'a.

-Bo? - oburzył się Jerry.

-Pogadamy później, paaaa - warknął Jace wychodząc z budynku.

Chwilę stałam nie wiedząc co powinnam zrobić ale w ostateczności rzuciłam Jerremu krótkie cześć i wyszłam w pośpiechu za szatynem. Gdy dotarłam do motory on stał oparty o niego wyciągając w moim kierunku kask. Chwyciłam go i ubrałam a następnie z pomocą Jace'a usiadłam na maszynę.

-Musimy zajechać jeszcze w jedno miejsce zanim pojedziemy do Harrego - odezwał się chłopak odpalając silnik.

-Gdzie? - spytałam odruchowo.

-Zobaczysz. Nie potrwa to długo - odparł głośno bym zdołała go usłyszeć.

Po pięciu minutach zatrzymaliśmy się przy jakiejś starej kamienicy. Jace zszedł z motoru i powiedział bym na niego zaczekała. Nie wiedząc co robić i ile będę czekać wyjęłam mój telefon i zaczęłam przeglądać insta. W momencie czytania komentarzy pod postem Kj Apa napisał do mnie Alec.

Gejuch🦄: Co robisz młoda?

Rose: Aktualnie? Czekam na Cook'a a co.

Gejuch🦄: Spójrz w lewo

Czytając tą wiadomość zmarszyłam brwi i odrazu spojrzałam w lewo ale nikogo nie zauważyłam.

Rose: Nie widzę cię

Gejuch🦄: Lol serio spojrzałaś? XD laska przecież jest przed 9 I jest weekend, nie wstanę z łóżka do Południa conajmniej.

Rose: Bardzo śmieszne chuju

Gejuch🦄: Czemu czekasz na Jace'a o tej godzinie? Gdzie jesteś?

Rose: Nie ważne, potem ci opowiem wszystko.

Zablokolawałam telefon i spowrotem schowałam go do kieszeni. Nie wiedząc co robić weszłam do budynku, przez te same drzwi co Jace jakiś czas temu. Okazało się że było to studio tatuaży. Pomieszczenie do którego weszłam wyglądało jak poczekalnia, było w niej kilka skurzanych foteli i jednak duża sofa, która wyglądała na starą. Ściany były obwieszone zdjęciami i rysunkami tatuaży. Jedna z nich przy której było coś w stylu recepcji była cała udekorowana sztucznymi, kolorowymi kwiatami. Za ladą satał ogromny, wydziarany mężczyzna z brodą drwala i wieloma kolczykami w uszach. Gdy podeszłam do niego bliżej mogłam zauważyć że szkicuje jakiś wzór i słucha głośno rockowej muzyki na słuchawkach. Był odwrócony do mnie bokiem więc mnie nie zauważył. Wzięłam głęboki wdech i drzgnęłam go lekko w jego ogromne ramię.

-Słucham - mężczyzna wyciągnął jedną słuchawkę ale na mnie nie spojrzał.

-Um... szukam Jace'a Cooka - odpowiedziałam obojętnie.

-korytarzem do końca, czerwone drzwi po lewej - odparł obojętnie.

-Dzięki - posłałam mu uśmiech w momencie gdy na mnie spojrzał.

-Czekaj chwilę! - zatrzymał mnie w momencie gdy miałam już odejść.

-Hm? - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na ciemnowłosego który wyszedł zza lady i zaczął iść w moim kierunku.

-Nie jesteś ani Alice ani Victorią, jak się nazywasz?

-Rose, Alice to moja kuzynka - odparłam wywracając oczami.

-Jesteście totalnie nie podobne - stwierdził - jestem Alrick, chodź na kanapę, powinni zaraz skończyć.

-Dziara się? - spytałam siadając na skurzanej sofie, która okazała się być naprawdę wygodna.

-Owczem ale to jest chyba coś małego więc nie powinno potrwać długo. Chcesz coś do picia? Wodę, herbatę lub piwo?

-Nie, dzięki - odparłam odchlając głowę do tyłu i zamykając oczy.

-Ciężka noc? - zaśmiał się Alrick.

-Ta, byłam pożegnać siostrę na lotnisku, wstałam o 3 - odparłam od niechcenia.

-O kurwa, to rzeczywiście wcześnie. Gdzie leci? - mężczyzna wrócił na swoje stanowisko i kontynuował szkicowanie.

-Do Luizjany na studia - odpowiedziałam chwytając za jedno z portfolio z wzorami.

-Daleko, będziesz za nia tęsknić?

-Nah, trochę tak - wzruszyłam ramionami - ty je wszystkie narysowałeś? - spytałam pokazując Alrickowi portfolio.

-Część z nich, niektóre nawet są dziełem Cooka.

-Serio? Które? - uniosłam brwi w zaskoczeniu.

-Nie powiem ci - prychnął brodaty mężczyzna.

-Czemu? Przecież to tylko wzory dziar.

-Sorry młoda, twój chłoptaś mi zabronił tak samo jak innym - wzruszył ramionami Alrick.

-Wolnego kolego. Ile masz lat by mówić do mnie młoda a poza tym Jace to nie mój chłoptaś, nawet się zbytnio nie lubimy - wyjaśniłam szybko wkurzona.

-24, w tej branży siedzę już praiwe od 7 lat - odparł po chwili brodaty tatuażysta.

W odpowiedzi pokiwałam tylko głową. Przeglądałam dalej wzory, w pewnym momencie natknęłam się na jeden, który naprawdę mi się podobał. Przedstawiał on spadającą dziewczynę, która zamiast głowy miała gwiazdy i planety.

-Hej Alrick?

-Słucham cię Rose - mężczyzna spojrzał w moim kierunku.

-Czy gdy ktoś wybierze sobie już jakiś wzór to potem ktoś inny też może sobie zrobić taki sam czy jest on tylko jednorazowy? Tak jak by tylko dla jednaj osoby?

-Staramy się raczej wyjmować z portfolio wzory, której ktoś sobie już wybrał i zrobił - odparł ciemno włosy - Czemu pytasz?

-Spodobał mi się jeden - stwierdziłam wstając i podchodząc do lady a następnie pokazując Alrickowi.

-Chcesz sobie taki zrobić? - spytał brodaty mężczyzna biorąc łyka piwa.

-Może kiedyś - wzruszyłam ramionami.

-Cóż... Mogę go dla ciebie odłożyć.

-Okej - uśmiechnęłam się lekko.

Chwile po tym do pomieszczenia wszed Jace z jakimś innym mężczyzną o czerwonych włosach śmiejąc się z czegoś. Po chwili Jace zobaczył mnie a na jego twarz wpłynęło zdziwienie.

-Co tu robisz? Miałaś czekać przy motorze - odezwał się ciemno włosy.

-Ta - wywróciłam oczami krzyrzując ramiona.

-W takim razie poznałaś Alricka. To jest Ben - Jace wskazał na niskiego, chudego czwrwonowłosego mężczyznę, który wyglądał na 20 lat.

-Dobra, pamiętaj żeby zmieniać opatrunek przez tydzień i robić te inne gówna - przypomniał Ben klepiąc po ramieniu Cooka.

-Jak zawsze, dzięki stary, do następnego. Nara wielki - pożegnał się Jace a następnie razem wyszliśmy z budynku.

Nic nie mówiąc wsiedliśmy na motor i ruszyliśmy. Droga trwała około 15 minut. Zatrzymaliśmy się obok budynku, w którym znajdowało się mieszkanie Harrego. Bez słowa ruszyłam do środka nie czekając na Jace'a.

-Rose poczekaj do cholery - usłyszałam krzyk a po chwili zobaczyłam obok siebie ciemnowłosego - Co ci?

-Nic - wzruszyłam ramionami.

-Nie Pierdol bo widzę - wymamrotał chłopak dzwoniąc do drzwi.

-Nie jesteśmy dla siebie nikim ważnym nawzajem więc nic ci nie muszę mówić - warknęłam w momencie gdy Alice otworzyła drzwi.

-Łoł ludzie, nie pozabijajcie się - odezwała się rudowłosa wpuszczając nas do środka.

Wywróciłam na to oczami i pocałowałam kuzynke na przywitanie a następnie Jace zrobił to samo. Zdjęłam buty i ruszyłam w głąb mieszkania a dokładnie do salonu. Na kanapach siedziało kilka osób z ekipy. Przywitałam wszystkich szybkim  "hej" i usiadłam na wolnym miejscu. Kilka sekund później do pokoju wszedł Jace z Alice pytając się ludzi czy chce ktoś zapaliś. Wszyscy wyszli poza mną i Simona.

-Co jest Rose? - spytał czerwonowłosy w okularach przysiadając się bliżej mnie.

-Nic, Cook to idiota - odparłam obojętnie.

-Co zaś zrobił?

-Po prostu wkurza mnie samą swoją osobą. Nawet nie chce mi się tu siedzieć - odburknęłam.

-Odwieść cię do domu? - spytał Malik posyłając mi blady uśmiech.

-Tak - odparłam krótko wstając i idąc do przedpokoju gdzie chwilę temu zostawiłam moje buty.

-Nie zamierzasz się pożegnać? - spytał chłopak również ubierając swoje buty.

-Nie, raczej nie - odparłam I wyszłam z mieszkania nie czekając na chłopaka.

Zbiegłam po schodach i wyszłam z budynku a następnie podeszłam do samochodu Simona. Po chwili chłopak do mnie dołączył i otworzył auto.

Droga zajęła nam pięć minut. Przez cały ten czas nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Podczas wysiadania podziękowałam mu tylko za fatyge na co on odparł że nie ma za co. Szybkim krokiem ruszyłam do domu bo zaczęło padać. Weszłam przez garaż gdyż nie chciało mi się otwierać drzwi. Zdjęłam buty i poszłam do salonu gdzie rzuciłam się na kanapę. Po chwili poczułam jak Teo kładzie się obok mnie i lirze mnie po dłoni. Zaczęłam go głaskać. Zegar na ścianie pokazywał godzinę 11:49. Nie wiem nawet kiedy ale zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top