4. Podglądałeś Mnie Zboczeńcu

Dzisiaj rano, odrazu po przyjściu do szkoły dowiedziałam się że pierwszą lekcję, jaką miała być informatyka, będę miała połączoną z jedną z klas 12, ponieważ druga sala informatyczna jest w remoncie. Informatyka była przedmiotem dodatkowym więc na spokojnie uczniowie obu klas mogą się pomieścić w jednej sali.

Jak na każdym przedmiocie, pierwsza lekcja informatyki zaczęła się krótkim zapoznaniem z pso i zasadami bhp, oczywiście każdy słyszał to całe gówno w ciągu wszystkich lat nauki conajmniej sto razy więc nikt tak właściwie nie słuchał tego co mówi nauczycielka. Po kilku minutach lekcji drzwi do klasy otworzyły się z impetem a do pomieszczenia wparował nie kto inny jak Jace.

Oh ironio, jeb się.

Wyglądał na niewyspanego. Miał wory pod oczami i zaspany wyraz twarzy co oznaczało że albo w nocy nie spał albo dopiero wstał.

-spóźniłeś się Cook - powiedziała niska kobieta patrząc przez okulary na niebieskowłosego.

-Ta... Zaspałem - wyjaśnił obojętnie chłopak.

-Nie ma wolnych komputerów więc usiądziesz z... - pani zaczęła rozglądać się po klasie.

Spojrzałam na nauczycielkę w złym czasie ponieważ nasze spojrzenia się spotkały a ja od razu wiedziałam co to oznacza.

-Z Rose. Będziesz miał okazję poznać kilka nowych osób - oznajmiła pani.

Przewróciłam oczami i oparłam głowę o biurko wydając z siebie zgłuszony jęk niezadowolenia. Po chwili ktoś spoczął na krześle obok mnie, od razu poczułam jego mocne perfumy. Podniosłam się po kilku minutach gdy pani powiedziała że mamy czas wolny i możemy zająć się sobą. Spojrzałam na Jace'a, który według mnie siedział trochę za blisko. Miał obojętny wyraz twarzy i robił coś na telefonie, chyba z kimś pisał. Włączyłam komputer. Zajęło to dobrych kilka minut ale udało się.

Powinni wymienić te komputery.

-Zagrajmy w coś - usłyszałam głos chłopaka tuż przy moim uchu.

-W co niby? - zapytałam obojętnie nie zwracając uwagi na jego bliskość.

-W ognik i wodnik - zaproponował Jace.

-ta gra jest stara jak świat - zauważyłam marszcząc brwi - ale dobra jeśli zagramy w drugą część - dodałam po chwili patrząc na niego.

-Jestem ognikiem - oznajmił tylko chłopak co wzięłam za zgodę.

Szybko wpisałam w wyszukiwarkę nazwę gry a po chwili już przechodziliśmy trzeci poziom. Śmiesznie było patrzeć jak się skupia by jak najszybciej zdobyć diamęciki.

-Kurwa używaj dwuch rąk - warknęłam gdy Jace poraz kolejny spadł.

-Kurwa nie mówi mi jak mam żyć, tak jest mi łatwiej - odsyknął posyłając mi szybkie mordercze spokrzenie.

-właśnie widzę - parsknęłam kończąc kolejny level.

-ja też wczoraj trochę widziałem - szepnął mi do ucha Jace wywołując tym samym gęsią skórkę na moim ciele.

-Jeb się, jesteś okropny! Podglądałeś mnie zboczeńcu - szepnęłam zdenerwowana.

-To ty ubierałaś się przy oknie, ja tylko chciałem zaciągnąć zasłonę sąsiadko - odparł niewinnie niebieskowłosy.

-Mam nadzieję że usunąłeś to zdjęcie.

-Ha - parsknął śmiechem ale nic nie odpowiedział. Wstał, wziął swój plecak i wyszedł z sali mówiąc pani że idzie do toalety.

Okres ma czy co że bierze plecak ze sobą?!

Jace nie wrócił do końca lekcji, więc stwierdziłam że po prostu taki miał plan, zerwać się z lekcji. Lepiej dla mnie. Na następnej lekcji miałam mieć chemię, która w prost uwielbiam! Odrazu po wyjściu z klasy informatycznej wyciągnęłam telefon i napisałam szybką wiadomość do Aleca.

Ja: Gdzie jesteś?? Musimy pogadać

Gejuch🦄: Na parkingu przy aucie.

Zablokowałam telefon i ruszyłam w stronę głównego wejścia. Dzisaj na dworze było wyjątkowo chłodno, na po południe zapowiadali burze. Otuliłam się bluzą, którą miałam na sobie i przyspieszyłam. Znalazłam Aleca po dwuch minutach, jak napisał stał przy aucie i palił.

On pali tylko gdy coś się dzieje.

-Hej piękna - przywitał mnie chłopak z smutnym uśmiechem i pocałował mnie w czoło.

-Cześć - przytuliłam się mocno i położyłam głowę na jego torsie - co się stało?

-Byłem w szpitalu u Tomlinsona - oznajmił ostatni raz zaciągając się papierosem.

-I jak? - spojrzałam na niego do góry. Miał zaszklone oczy.

-Był tam też Jacob. Luis wychodzi pojutrze ale do szkoły będzie mógł wrócić dopiero za trzy miesiące bo ma w nodze śruby - oznajmił blondyn.

-Oh Alec - pogłaskałam go po plecach w geście pocieszycielskim - o co chodzi?

-Tam był kurwa pieprzony Jacob Fox. Oni znowu są razem. Tak jak by nigdy nic się nie stało. Gdy tam wszedłem wyglądali na szczęśliwych. Cieszcze się że Luis jest szczęśliwy. Kocham go - mówił zachrypniętym głosem chłopak, płakał.

-Ciiii - próbowałam go uspokoić - znajdziesz lepszego, owiele seksowniejszego geja niż Luis który będzie cię kochał całym sercem.

-Ale ja nie chcę żadnego innego geja tylko Luisa. Czemu nie powiedziałam mu co czuje gdy miałem kurwa na to jeszcze okazję?! Teraz znowu są razem z Jacobem a to co nas łączyło jest już niczym.

-Hej! Alec! Nie myśl o nim, wiem że to może być trudne, rozumiem cię ale nie ma co się łamać. Może za jakiś czas Luis zobaczy co staracił i jaka okazja przeszła mu przed nosem. Pamiętaj że zawsze masz mnie i osobiście gdybym była chłopakiem to bym z tobą była i bym cię kochała - starałam się go pocieszyć.

-Kochana jesteś Rose - uśmiechnął się ocierając łzy które spływały mu po policzku.

-Jak chcesz to na długiej przerwie możemy jechać do Starbucksa. Pojechalibyśmy teraz gdyby nie fakt że moi rodzice mnie zabiją jak odpuszczę lekcje.

-Tak, wiem i okej ale ty stawiasz - zaśmiał się blondyn.

-Ale ty prowadzisz - droczyłam się z nim idąc powoli w kierunku szkoły.

-No raczej, ty fatalnie prowadzisz a do tego nie masz prawka nawet.

-Hej! To dlatego że nie miałam czasu kiedy zrobić, okej? - próbowałam się bronić.

-Ta, wmawiaj sobie - prychnął Alec.

                             ~*~

Minęły kolejne lekcje a na przerwie obiadowej jak obiecałam mojemu przyjacielowi pojechaliśmy do Starbucksa. Zabrali się z nami jeszcze Harry, Alice, Bruce, Simon i Emily. Dotarliśmy w 4 minuty do kawiarni i zamówiliśmy sobie coś do picia. Dzisiaj ze względu na pogodę zdecydowałam się na gorącą czekoladę z ciasteczkami korzennymi. Odebraliśmy swoje napoje i usiedliśmy przy stoliku. Zajęłam miejsce obok Emily i Aleca oraz na przeciwko Bruce który wyglądał dzisiaj na conajmniej niewyspanego.

-Co macie za lekcje teraz? - spytał Simon rozpoczynając rozmowę.

-Angielski. Jest dopiero drugi dzień a ja już musiałam pisać nie wiadomo jakie wypracowanie na 200 jebanych słów, masakra - narzekała Oldman mieszając swoją kawę.

-Ja tego nie napisałem, pierdole to - wyznał Simon nawiązując do poprzedniej wypowiedzi Alice.

-My mamy historie - odpowiedziała za mnie i Aleca blondynka.

-Nienawidzę historii - powiedziałam w sumie bardziej do siebie.

-A kto lubi? - prychnął Bruce.

-Jest kilka takich osób. Macie historie z Barb? - spytała Alice.

-Tja, może dobrze tłumaczy ale to nadal historia. A wy chłopaki co macie?

-Trening - odpowiedział Harry obejmując jedną ręką swoją dziewczynę.

-Tak w środku lekcji? - zdziwiła się Alice.

-No cóż, właściwie to my z Brucem skończyliśmy już bo mieliśmy tylko 5 lekcji dzisiaj. Został tylko trening.

-My mamy jeszcze tylko jedną na szczęście. Właśnie, odwieziesz mnie do domu Alec? - spytałam patrząc na chłopaka który siedział obok mnie.

-A co masz na obiad? - spytał mrużąc oczy.

-wydaje mi się że kurczaka - odpowiedziałam po chwili namysłu.

-Ej! Jadę z wami! - oznajmiła Emily na co nic nie powiedziałam no bo moja mama uwielbia ją tak samo jak Aleca.

-Widać że rodzina - zaśmiał się Harry nawiązując do Aleca i Emily, którzy są na jakiś tam sposób kuzynami.

-Dobra, wracamy bo zaraz się spóźnimy a kurwa jakoś nie mam ochoty robić karnych kółek - powiedział Harry wstając od stołu.

Wszyscy wyszliśmy z Starbucksa i rozdzieliliśmy się do dwuch aut. Po kilku minutach byliśmy spowrotem na parkingu przed szkołą. Akurat zaczęło kropić więc szybko pobiegliśmy w stronę budynku szkoły. Zdążyłam jeszcze zabrać książki na historię gdy zadzwonił dzwonek. Razem z Cloger i Wood weszliśmy do klasy gdzie pani notowała już temat na tablicy. Oczywiście mieliśmy omawiać pso, bo przecież wcale tego nie robiliśmy już kurwa z dziesięć razy od rozpoczęcia roku szkolnego.

Logika nauczycieli mnie czasem dobija, naprawdę..

Wieczorem, gdy Emily i Alec już sobie poszli zaczęłam odrabiać lekcje. Na dworze lało i była burza. Zadanie domowe nie zajęło mi dużo czasu ponieważ miałam tylko kilka przykładów z matematyki do zrobienia. Byłam sama w domu z mamą ponieważ Nina miała dziś spać u babci a tata był w pracy na drugą zmianę. Ubrana w getry i luźny podkoszulek zeszłam na dół by zrobić sobie herbatę. W czasie gdy woda się gotowała usiadłam w salonie i zaczęłam oglądać jakiś serial, który w tym czasie oglądała moja mama.

-Jak było dzisiaj w szkole? - spytała moja rodzicielka.

-Okej, poraz setny mieliśmy zapoznanie z tym jebanym pso, znam to już praiwe na pamięć - narzekałam.

-Cóż, jeszcze kilka lekcji i będzie normalnie - pocieszyła mnie jasnowłosa kobieta.

-Oby - wzdychnęłam opierając głowę o jej bok - gdzie jest Teo? - spytałam gdy zauważyłam że od rana nie widziałam nigdzie naszego psa.

-Pewnie gdzieś się chowa po kątach. Boi się burzy - wzruszyła ramionami.

-A to cykor - prychnęłam wstając i idąc do kuchni by sprawdzić czy woda już jest gotowa.

Była. Idealne wyczucie czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top