[Tom 1] 3.Przydział
23 Maja 2019
Cisza trwała w najlepsze i Harry'emu wybitnie ona odpowiadała. Dziwiło go, że młody Malfoy przystał na jego prośbę i naprawdę nie przeszkadzał, bawiąc się swoją różdżką w lumos i nox. Harry wyjrzał przez okno, a zaraz po tym zamknął księgę i schował do listonoszki. Wszedł na fotel i wygrzebał ze swojej walizki szatę pierwszoklasisty. Draco obserwował go uważnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Za kilka minut będziemy na miejscu. - Odpowiedział na nieme pytanie. - Radzę się przebrać.
Draco westchnął ciężko, ale bez słowa sięgnął po swój kufer i wygrzebał taką samą szatę. Harry obserwował chwilę jak blondyn mamrocze coś pod nosem, a gdy zerknął w stronę Harry'ego, soczysty rumieniec wdarł się na blade policzki i szybko odwrócił wzrok.
- Mam się odwrócić? - Zagadnął niby spokojnie, ale jego wargi delikatnie drgały. - Jeżeli krępuję cię moja obecność, to mogę wyjść.
- Nie! Nie krępujesz mnie! Znaczy, może... nie wiem... nieważne! - Draco plątał się język, przez co zarumienił się jeszcze mocniej. - Odwal się, wcale mnie nie krępujesz!
- Jak chcesz.
W ciszy zdjął swój ulubiony sweter i złożył go w idealną kostkę. Założył białą koszulę i zaczął zapinać ostatnie guziki, gdy Draco wydusił bardzo cicho:
- Tak, krępuje mnie obnażanie się przed innymi...
Zwrócił oczy na speszonego blondyna, którego twarz była bardziej czerwona niż mógł przypuszczać. Prychnął śmiechem mimo woli i odwrócił głowę, mając nadzieje, że nie zostało to usłyszane przez rówieśnika. Niestety przeliczył się sromotnie.
- Czy ty właśnie...?
- Nie. - Złapał za szatę i odblokował drzwi. - Wyjdę, na korytarz, żebyś miał więcej swobody.
Szybko wymknął się z przedziału i zamknął za sobą drzwi. Oparł się ciężko o ścianę, wypuszczając ze świstem powietrze. Potarł oczy pod okularami, myśląc intensywnie. Co się nagle zmieniło? Przecież uważał ich wszystkich za nic niewartych tchórzy, więc czemu poczuł dziwną sympatię do blondyna? Wbijał uporczywie wzrok w wypolerowane czarne buty. Czy kilka godzin może naprawdę sprawić, że przekona się do kogoś na tyle, że zdoła zaufać? Owszem Draco zdawał się z początku aroganckim, irytującym chłoptasiem z wyższych sfer, który sądzi, że wszystko się jemu należy, ale teraz miał kompletnie odmienne zdanie. Czy mógłby go polubić?
- Ogarnij się i przestań wymyślać. - Skarcił się. - To był tylko głupi odruch i nic więcej.
Zmarszczył brwi i spojrzał natychmiast w prawo, odbijając od ściany. Dostrzegł tylko różowe włosy znikające szybko w jakimś przedziale na końcu korytarza. Ktokolwiek to był, nie wyczuł jej obecności, a to bardzo zły znak. Jeżeli obserwowała go dłuższą chwilę, to powinien być w stanie wyłapać jej myśli, chyba że znała legilimencję, a to stwarzało pewien problem.
Potarł czoło z frustracją.
Musiał więcej ćwiczyć, żeby nie powtórzyła się podobna sytuacja. Niewiedza była w jego przypadku bardzo złą rzeczą. Po kolejnych kilku minutach bez słowa wszedł do przedziału, gdzie Draco już siedział w pełni ubrany. Uparcie wpatrywał się w coś za oknem, próbując tym samym ukryć pokaźny rumieniec.
- Jak komuś powiesz, to cię zabiję... - Burknął.
- Skoro tak mówisz.
Draco wydał z siebie dziwny dźwięk, zakrywając dłońmi twarz. Chyba miał powoli dość tego nienagannego opanowania i wręcz olewającego zachowania ze strony młodego Potter'a.
Rok zapowiadał się interesująco.
- Za pięć minut będziemy w Hogwarcie. Proszę zostawić bagaże w pociągu, zostaną zabrane do szkoły osobno.
Harry poczuł jak coś ciężkiego spada na samo dno jego żołądka. Zacisnął mocniej dłonie na pasku szarej listonoszki i zerknął nerwowo na brązową obdartą walizkę. Nikt go nie ostrzegł. Z wyraźnym grymasem wyszedł z przedziału na korytarz, wtapiając się w tłum uczniów. Oczywiście listonoszki nie miał zamiaru zostawić. Była zbyt cenna na taką lekkomyślność. Walizka również, ale nikt nie mógł jej otworzyć, jeśli nie wiedział jak.
Pociąg zaczął stopniowo zwalniać i w końcu się zatrzymał. Uczniowie przeciskali się i przepychali, chcąc jak najszybciej wysiąść z pociągu. Kiedy wreszcie wyskoczył z pociągu na wąski ciemny peron, zadrżał mimowolnie. Noc była bardzo chłodna, a tego nie przewidział.
- Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj!
Nad ich głowami zawisła chybocząca lampa oliwna. Harry podniósł oszołomiony oczy w górę, wprost w olbrzymiego, brodatego mężczyznę. Nie minęła sekunda, a Ron trzymał niepewnie oliwną lampę, bo mężczyzna z głośnym szlochem podniósł Harry'ego i uściskał mocno. Poklepał go ostrożnie po ramieniu, bo tylko tam sięgał. Oczywiście zrobiło to niepotrzebną scenę i zwróciło na Harry'ego uwagę. Nienawidził być w centrum uwagi.
- Dobra, już, odstaw go! - Draco trzepnął brodacza w ramię. - Służba czy nie, tykanie ucznia powinno być karalne. - Mruknął bardziej do siebie.
Po krótkich koślawych przeprosinach, mężczyzna w końcu odstawił Harry'ego na ziemię i zmierzył niechętnie Draco, ale nie powiedział słowa. Odchrząknął i szybko zabrał latarnię z rąk Ron'a. Zaraz ruszył naprzód i machnął ręką, żeby iść za nim. Pierwszaki ruszyli tłumnie za wielkoludem, który jak się okazało, miał na imię Hagrid i był gajowym w Hogwart. Ścieżka była stroma, wąska i mało zachęcająco. Wokół było tak ciemno, że ledwie można było cokolwiek zobaczyć, ale Harry mógł przysiąc, że idą przez las.
- Zaraz zobaczycie Hogwart! - Hagrid zakrzyknął przez ramię. - Zaraz za tym zakrętem.
Nie minęła minuta, a znaleźli się na skraju wielkiego, czarnego jeziora. Po drugiej stronie, osadzoy na wysokiej górze, z rozjarzonymi oknami na tle gwieździstego nieba, wznosił się ogromny zamek z wieloma basztami i wieżami. Zamek był naprawdę okazały i biła od niego dziwna nostalgiczna głębia, tajemniczość i magia.
- Po czterech do łodzi ani jednego więcej! - Hagrid zawołał, wskazując flotyllę łódek przy brzegu. - Ruchy, ruchy!
Harry usiadł w pierwszej z brzegu, a jego humor natychmiast opadł, gdy Draco usiadł naprzeciwko. Widać nie chciał odpuścić próby zaznajomienia się z nim.
- Odpuść sobie, nie pójdę do Slytherin. - Mruknął, obserwując taflę jeziora. - Nie szukam również przyjaźni, tracisz czas.
- Planujesz trafić do Gryffindor, tak? - Draco burknął wyraźnie zdenerwowany. - Jesteś zbyt inteligentny i przebiegły na zostanie lwem!
- To dobrze, bo nie zamierzam również tam przynależeć.
Draco najwyraźniej uspokoił się, ale wciąż obserwował go uparcie jakby chciał dostrzec cokolwiek za grubą skorupą, którą Harry otoczył się lata temu. Cała flotylla zbliżyła się do skały i zamku, które wręcz rosły z każdym kolejnym metrem. Harry westchnął.
- Gapisz się.
- I co? Zaskarżysz mnie? - Draco wywrócił oczami. - Nie bądź taki delikatny.
Nie widział tego, ale Harry uśmiechnął się nieznacznie, nie próbując nawet tego ukryć. Chyba jednak zaczynał nawet lubić młodego Malfoy'a, mimo że sam przed sobą nie chciał tego przyznać. Neville obserwował ich nerwowo, ale nie pisnął słowa. Tak samo dziewczynka o zadartym nosie i lekko skośnych oczach. Byli nieszczęśnikami, którzy trafili akurat na ich łódkę. Wszyscy pochylili głowy, a łódki przepłynęły pod kurtyną bluszczu zasłaniającego szeroki otwór w skale.
Kiedy wydostali się z łódek, stanęli na czymś w rodzaju podziemnej przystani pokrytej otoczakami. Potem był korytarz wydrążony w skale i wreszcie wylądowali na gładką, wilgotną murawę w cieniu zamku. Wspięli się po kamiennych stopniach i stłoczyli wokół olbrzymiej dębowej bramy.
Hagrid załomotał pięścią trzy razy w bramę, a ona natychmiast się otworzyła. Stała w niej wysoka, czarnowłosa czarownica o srogiej twarzy, odziana w szmaragdowozieloną szatę.
- Pirszoroczni, pani profesor McGonagall.
- Dziękuję ci, Hagrid. Sama ich stąd zabiorę.
I zaczęła się kolejna wyprawa przez kamienny olbrzymi korytarz. Harry całkowicie żałował całej przeprawy. Czuł się kompletnie wykończony, nieco głodny i wynudzony. Oczywiście podróż łódką była naprawdę intrygująca, a zamek wyglądał niesamowicie na tle rozgwieżdżonego nieba, ale czy naprawdę była potrzebna cała ta dziwna przeprawa po podejrzanych zakrętach, korytarzach i schodach? Zdecydowanie powinni to usprawnić.
- Witajcie w szkole magii i czarodziejstwa, Hogwart. - Zaczęła niejaka profesor McGonagall.
Harry jednak kompletnie przestał ją słuchać. Ściągnął brwi i zerknął przez ramię, gdzie nie zauważył nic podejrzanego, a mógł przysiąc, że słyszał niekształtny szept. Mogło to być równie dobrze zmęczenie, które dawało o sobie znać. Z tłumu wyhaczył dziewczynkę o blond włosach i dziwnie żółtych oczach. Kiedy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, Harry mógł przysiąc, że jej oczy i włosy nabrały delikatnie zielonego koloru. Nie zdołał się przyjrzeć, bo szybko wycofała się i schowała w tłumie.
Niedługo po tym pojawiła się ponownie czarnowłosa nauczycielka i poprowadziła ich przez kolejne korytarze. Harry bardzo mocno zaczął rozważać szybką ucieczkę z krzykiem i ukrycie się na kolejne sześć, a może i dwadzieścia lat, żeby tylko nie musieć przeprawiać się tak dużo i bezsensownie. Wreszcie weszli do olbrzymiej sali przyozdobionej wiszącymi w powietrzu świecami, a sufit wyglądał jak najprawdziwsze niebo nocą obtoczone błyskającymi gwiazdami.
- Sufit jest zaczarowany... - Mruknął bardziej do siebie.
- Tak...
Spojrzał oszołomiony na stojącą za nim Hermionę. Chyba wtrącił się w jej zdanie. Wyglądała na nieco bladą. Od razu zrozumiał.
- Nie zrobiłem tego, jeśli o tym teraz myślisz. To był czysty przypadek. - Odparł niemal natychmiast.
Uśmiechnęła się blado i pokiwała gorliwie głową. Chciała coś odpowiedzieć, ale w tej chwili została wezwana. Harry dopiero wówczas zrozumiał, że przegapił przedstawienie zasad. Profesor McGonagall stała przy niewielkim drewnianym taborecie, a w dłoni trzymała połataną, starą tiarę. Hermiona nieśmiało zerknęła jeszcze na Harry'ego, nim usiadła, a stara tiara została położona na jej głowie. Nie minęła sekunda, a po Wielkiej Sali rozległ się okrzyk:
- RAVENCLAW!!!
Hermiona zamarła z wielkimi oczami. Krzyki i oklaski radości z domu orła natychmiast ją otrzeźwiły. Na trzęsących się nogach zeszła ze stołka i ruszyła do nowego domu. Ukradkiem zerknęła na Harry'ego.
Kilka nazwisk później, Harry westchnął przeciągle. Zaraz była jego kolej i wszyscy będą się gapić, wytykać palcami. Wiedział doskonale, że teraz będzie jego kolej. Czuł na sobie palące spojrzenia kilku osób i żadne z nich nie było miłe. Chciał to zakończyć najszybciej jak to możliwe.
- Potter, Harry!
Nagła cisza zamarła w Wielkie Sali. Wszyscy z niesamowitym oczekiwaniem wypatrywali, kto usiądzie na krzesełku. Co poniektórzy wstrzymali oddech.
- Oto moja udręka... - Westchnął ciężko.
Przecisnął się przez kilkoro pierwszorocznych i podszedł do stołka, na którym usiadł. Kątem oka widział zdumioną minę Draco. Tiara wylądowała na jego głowie i mimo woli wzdrygnął się, gdy samoistnie poruszyła się delikatnie.
„Hm, tak, Harry Potter. Wiedziałam, że kiedyś trafisz tu do mnie na swój własny przydział."
- Nie wątpię i chyba wiesz, gdzie nie chcę trafić, prawda?
„Ach! Oczywiście, choć moim skromnym zdaniem idealnie nadałbyś się do Slytherin, to nie wydajesz się tym zbyt zainteresowany."
- Jest tam pewna osoba, która nie da mi spokoju, więc wolałbym tego uniknąć...
„Tak, młody pan Malfoy zdaje się bardzo tobą zainteresowany, ale skoro tak, to może..."
- Z całym szacunkiem, ale nie chcę być również w Gryffindor. - Wtrącił w myślach, nim tiara dokończyła. - Mam niestety bardzo nieprzyjemne odczucie, że Dyrektor będzie chciał mnie tam obserwować, a w Ravenclaw jest również jedna osoba, którą najpewniej również wykorzysta do tego celu.
„Ohoho, cóż za bystry umysł posiadasz, ale masz rację, twoje przybycie do Hogwart wiele zmieni."
- Gdyby to ode mnie było zależne, nie przyjechałbym tu...
„Tak, wiem o tym. Cóż, skoro takie jest twoje zdanie mój drogi Harry, to wiesz, że nie mam innego wyjścia, prawda?"
- Zdaję sobie z tego sprawę.
„Mam nadzieje, że dobrze wybrałeś, Harry."
Głucha cisza, przy której wielu słyszało bicie własnego serca, zostało brutalnie przerwane przez głośny okrzyk tiary:
- HUFFLEPUFF!!!
Wielu w tej jednej sekundzie zamarło w niedowierzaniu, a kilka osób wstało z niemym protestem. Jednakże było już za późno. Przydział został dokonany i nie można było tego zmienić, prawda?
Cisza, jaka zamarła w Wielkie Sali była niemalże namacalna. Pierwsi rezon odzyskali Puchoni z głośnymi okrzykami radości, wiwatami i oklaskami. Profesor McGonagall dopiero po chwili otrząsnęła się z szoku, gdy Chłopiec, Który Przeżył oddał w jej dłonie tiarę. Patrzyła za nim w głębokim szoku.
Harry dosiadł się do uradowanych Puchonów, przywitał grzecznie ze znikomym uśmiechem i skierował wzrok w stronę stołu węży. Draco mimo wszystko klaskał wraz z uczniami z Hufflepuff, a dostrzegając jego spojrzenie, uśmiechnął się lekko, kręcąc głową z politowaniem jakby mówił „A jednak postawiłeś na swoim. Nie jesteś ani w Slytherin, ani w Gryffindor...". Mimo woli odwzajemnił gest, choć znacznie słabiej niżeli blondyn. Przydział wrócił na zwykły tor, chociaż co poniektórzy z innych domów zerkali ciekawie w kierunku Harry'ego chcąc jak najlepiej się jemu przyjrzeć.
Potarł z irytacją oczy. Właśnie tego chciał uniknąć, rozgłosu i wytykania go palcami jak jakiś okaz w zoo.
- Hej, spokojnie młody, bo zniszczysz stół, a on się jeszcze przyda na kolejne lata.
Zamrugał krótko, a sztućce dookoła opadły z delikatnym stukotem. Stół przed nim miał kilka drobnych pęknięć. Ściągnął brwi. Stracił chwilową kontrolę nad magią, cholera...
Zerknął ukradkiem na chłopaka siedzącego naprzeciwko. Nie miał więcej niż trzynaście, moze czternaście lat. Piaskowe, niesforne włosy wpadały w ciemnozielone oczy.
- Kris. - Przedstawił się. - Nie zwracaj na nich uwagi, w końcu znudzą się i odpuszczą. Znam to...
- Zabiłeś kogoś kiedyś?
- Nie. - Kris uśmiechnął się znacząco. - Jestem wnukiem Ministra Magii z Berlina, a tyle wystarczy, żeby o mnie rozmawiali i wytykali palcami na równi z tobą, Potter...
- Harry. - Poprawił go. - Po prostu Harry...
- Harry. - Skinął głową. - Ignorowanie, to najlepsza strategia w takich sytuacjach, uwierz mi.
- Dzięki, tak myślę...
Całą kolację próbował rady starszego kolegi i choć czasem pomruki oraz pokazywanie go sobie ukradkiem, było wyjątkowo irytujące, to dało radę przetrwać do końca kolacji. W życiu nie czuł się tak bardzo osaczony, jak w tamtej jednej chwili, a najgorsze miało dopiero nastąpić...
Pod koniec uczty, chłopak o ciemnokasztanowych włosach i niebieskich oczach, ubrany w czarną szatę z żółtym podszyciem i odznaką z P, stanął przy drzwiach.
- Pierwszoroczni Hufflepuff, proszę do mnie. - Odezwał się. Miał łagodny, ale stanowczy głos. - Zaprowadzę was do naszego domu wspólnego i przekażę przydział pokoi.
Dalsze słowa zniknęły, gdzieś w tłumie uczniów, a potem kompletnie zamilkły. Nieprzyjemne uczucie osaczenia nasilało się z każdą sekundą, doprowadzając do okropnego bólu głowy. Harry odwrócił się machinalnie za siebie i stanął twarzą w twarz z Severus'em Snape'm, który taksował go czarnymi jak noc oczami.
Wszystko zniknęło, jak ręką odjął.
- Coś nie tak profesorze Snape? - Odezwał się głos, gdzieś z tyłu.
Harry rozpoznał w nim Prefekta Naczelnego Hufflepuff.
- Zabieram pana Potter'a na małą rozmowę z dyrektorem. - Odparł sucho.
- Czy nie może to zaczekać do jutra? - Zapytał Prefekt Naczelny, pojawiając się natychmiast pomiędzy Harry'm i Mistrzem Eliksirów. - Harry, jak również inni uczniowie, jest zmęczony po wielogodzinnej podróży, a w moim obowiązku jest dopilnowanie wszystkich pierwszorocznych do ich dormitoriów.
- Kleans, idź z profesorem i Potter'em, a ja zaprowadzę pierwszaków. - Wtrąciła niska blondynka o fiołkowych oczach z odznaką Prefekta. - Tylko niech ich pan puści przed północą, dobrze? - Uśmiechnęła się sztywno do Snape'a i zaraz zwróciła do uczniów. - Pierwszoroczni, proszę za mną!
Harry obserwował plecy profesora domyślając się, jaką to mógł mieć do niego sprawę dyrektor i bynajmniej nie był z tego powodu zachwycony. Zerknął ukradkiem na starszego chłopaka. Szedł niemalże sztywno niczym żołnierz podczas marszu. Ciemnokasztanowe włosy były bardzo krótko ścięte przy bokach i nieznacznie dłuższe u góry. Patrzył na świat chłodnymi, błękitnymi oczami i można było go niemalże porównać do niewidomego. Kleans, jak został nazwany przez swoją koleżankę, musiał doskonale znać regulamin szkoły, skoro postawił się decyzji dyrektora tak jak nieznana dla Harry'ego z imienia blondynka. Westchnął cicho, pocierając czoło. Był niemożebnie wyczerpany dzisiejszym dniem, a on nie miał zamiaru się skończyć. Świat go chyba nienawidził...
- Będzie dobrze. - Uniósł oczy na Kleans'a. Uśmiechał się pokrzepiająco. - Wyjaśnimy wszystkie nieścisłości i położysz się spać. Jutro jest wolne, więc zdążysz się wyspać i przestudiować swój plan zajęć.
Harry jedynie skinął krótko głową. Nie martwił się tą całą farsą, jaką najpewniej planował Dyrektor szkoły, wręcz miał to wszystko w poważaniu. Zwyczajnie w świecie chciał pójść spać i zapomnieć o mordędze przemierzania całej drogi do zamku.
Nawet nie zauważył, gdy znaleźli się przed wielkim gargulcem, którego profesor Snape odblokował wymawiając nazwę słodyczy, których najmłodszy nigdy nie miał okazji spróbować czy poznać. Weszli krętymi schodami w górę i przekroczyli olbrzymie dębowe drzwi. Harry rozejrzał się z małym zaciekawieniem na gabinet dyrektorski i musiał przyznać, że wyobrażał go sobie zupełnie inaczej. Nie znalazło się tam nic wartego uwagi, oprócz feniksa, który otrzepał się dostojnie na swej grzędzie, obserwując nowych przybyszy oceniająco. Wbił na dłuższą chwilę oczy w bruneta, po czym z gracją ukłonił się, pochylając głowę. Harry odpowiedział tym samym, a feniks jakby zdawało się uśmiechnął w jego stronę. Osoby trzecie mogłyby pomyśleć, że rozmawiają bez słów, ale jak było naprawdę nikt oprócz mistycznego ptaka i młodego czarodzieja, nie wiedział tego na pewno.
- Dyrektorze, przyprowadziłem pana Potter'a.
- Dziękuję Severus'ie. A co robi tu pan, panie Avenyu?
Harry zwrócił oczy na staruszka o długiej niemal siwej brodzie, siedzącego przy biurku dyrektorskim. Widział go podczas kolacji w Wielkiej Sali, ale nie przyglądał się zbytnio, a wręcz unikał spoglądania na kogokolwiek z kadry nauczycielskiej.
- W moim obowiązku jest pilnowanie uczniów mojego domu po ciszy nocnej, a jak pan dyrektor zauważył, wezwano Potter'a właśnie tuż przed nią. Jeśli pan preferuję, mogę wyjść za drzwi i tam zaczekać, choć wolałbym pozostać.
Jeżeli Kleans był zdenerwowany, to na pewno tego nie pokazywał. Miał idealnie neutralną twarz.
- Nie ma potrzeby, żebyś opuszczał gabinet, to nic osobistego. - Dumbledore uśmiechnął się szczodrze i spojrzał na najmłodszego czarodzieja. - Och, Harry, nawet nie wiesz, jak długo czekaliśmy na twoje przybycie, ale muszę przyznać zaskoczyła mnie decyzja tiary i chyba wiesz dlaczego, czyż nie? - Na te słowa Harry zwęził nieznacznie oczy. - Porozmawiałem z resztą kadry nauczycielskiej i oni również uważają, że tiara popełniła błąd podczas twego przydziału.
- Błąd? - Chłopiec uniósł brew w górę. - To magiczny artefakt stworzony z magii założycieli Hogwart'u, ona nigdy się nie myli, co innego ludzie.
Kleans ukrył uśmiech, który próbował wedrzeć się na wargi, a Snape zmierzył chłodno jedenastolatka. Co za bezczelny bachor!
- Masz rację, ludzie są omylni, ale również magia nią bywa. - Dyrektor nie zdawał się poruszony. - Naszym zdaniem, moim i reszty kadry nauczycielskiej, powinieneś był trafić do domu swych rodziców. Gryffindor, tam przynależeli twoi biologiczni rodzice i jestem pewien, a wręcz mam takie przeczucie, że masz wiele w sobie cech z tego domu. - Wstał od biurka i przeszedł się gabinecie, kierując kroki do pobliskiego regału. - Hufflepuff jest równie cennym domem i wartym uwagi jak pozostałe z domów, jednakże to nie twoje przeznaczenie, Harry. - Sięgnął po starą połataną tiarę i odwrócił się z uśmiechem. - Dlatego myślę, że powinieneś ponownie przejść przydział, mój drogi chłopcze.
- Panie dyrektorze, to niedorzeczne...!
Dyrektor uciszył Kleans'a uniesieniem dłoni, dając do zrozumienia również, że nie jest to zależne od niego, a tiary, która musiała naprawić swój błąd. Harry spojrzał na wyciągnięty w jego stronę przedmiot i na starca. Nie był zachwycony.
- Nieważne, co pan spróbuje zrobić, tiara nie zmieni mojego przydziału. - Harry odparł sucho. - Wiem, jakie jest moje przeznaczenie, znam je doskonale, od kiedy skończyłem sześć lat i bynajmniej nie jest to zależne od domu, w którym obecnie przebywam. Tiara dokonała wyboru i jest nieomylna w swych osądach. Próbując wytknąć jej błąd, równie dobrze może pan oczernić założycieli szkoły, pokazując jak nic nieznaczącymi postaciami historii byli w świecie czarodziejów. Co do moich świętej pamięci rodziców, jestem pewien, że byliby dumni ze mnie bez względu na przydział. - Uśmiechnął się z wymuszeniem. - A teraz proszę wybaczyć jest późno, a jeszcze czekam na przydział do dormitorium po długiej podróży. Żegnam.
Po tych słowach Harry wyszedł, ciągnąc mimo chodu zaskoczonego Kleans'a za sobą. Drzwi zatrzasnęły się głucho, odbijając jeszcze kilka sekund echem w cichym gabinecie.
Harry szedł przed siebie jak mała burzowa chmura. Był zły na to, co Dumbledore próbował zrobić z jego powodu. Jak on śmiał!? To było tak bardzo frustrujące, że nie patrzył, gdzie stawia kroki i nagle stracił równowagę, gdy ktoś pociągnął go do tyłu za kołnierz. Zaskoczony patrzył na ruchome schody, które omal go nie zmiażdżyły. Zerknął przez ramię na blado uśmiechającego się Kleans'a. Kompletnie zapomniał o nim, a przecież był Prefektem Naczelnym jego domu.
- Przepraszam... - Harry wymamrotał cicho. - Zdenerwowałem się i nie patrzyłem, gdzie idę...
- Zauważyłem. - Starszy chłopak wstał i pomógł mu podnieść się z posadzki. - Nie tylko ciebie zdenerwował dyrektor. Jego sugestia była bardzo nie na miejscu, ale przyznaje, że ładnie go zgasiłeś. Jestem pod wrażeniem.
- Powiedziałem prawdę.
Ruszyli w stronę korytarzy, chcąc dostać się do kuchni, gdzie był dom Puchonów.
- Co nie zmienia faktu, że mimo wszystko, dogadałeś dyrektorowi w pięknym stylu. - Odparł. Wydawał się bardzo zadowolony. - Nie przedstawiłem się, ale chyba wiesz już jak się nazywam.
- Kleans Avenyu.
- A ty jesteś ten sławny Harry Potter, o którym wszyscy trąbili od niemalże wakacji. - Harry zgromił go zniechęconym spojrzeniem. - Spokojnie, Hufflepuff nie jest takim ciekawskim nowości domem, chociaż zdarzają się wyjątki.
- Jak ja?
- Jak ty. - Przytaknął. - Ale spokojnie, dziś pogapią się, a jutro będziesz miał spokój, no przynajmniej z naszej strony.
- Pocieszające...
- Nie będzie tak źle, zobaczysz. - Ku zaskoczeniu Harry'ego, Kleans potarmosił mu nieznacznie włosy palcami dłoni. - No i oto jesteśmy. - Stuknął kilkakrotnie w wielką beczkę, której wieko po chwili otworzyło się, ukazując wejście do domu borsuka. - Witaj w swoim nowym domu, Harry.
Harry mimo woli uśmiechnął się nieznacznie, ale tego Kleans już nie zobaczył wchodząc przez otwór do środka. Wybór Hufflepuff na swój dom, na tę chwilę okazywał się dobrą decyzją. Nawet jeżeli sam siebie zaskoczył, to nie żałował.
★♡★♡★♡★♡★
Data publikacji: 23/28 Maja 2019
Data korekty: 10 Lutego 2023
Ilość słów przed korektą: 1 729 + 1 684
Ilość słów obecnie: 3 366
Kilka słów od Autorki:
Minimalna korekta interpunkcyjna. Fuzja rozdziałów 4 i 5. Trochę zmieniłam dialogi i dodałam całą przeprawę do zamku, bo uznałam, że to była ciekawa, ale męcząca dla uczniów podróż, więc ją uwzględniłam.
★♡★
Za pomoc w wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top