[Tom 1] 2.Podróż

28 Grudnia 2018

Padał rzęsisty ciężki deszcz.


Jaskrawe krzywe linie przecinały ciemne niebo.


Ludzie na marne wklejali twarze w szyby autobusu, próbując cokolwiek wypatrzeć.


Błędny Rycerz, bo tak zwał się magiczny autobus, pędził przed siebie niczym błyskawice przecinające co pewien czas nieboskłon. Wśród kilku garści pasażerów siedział chłopiec z ciemną roztrzepaną czupryną, która wpadała w zielone oczy skryte za dużymi okrągłymi okularami. Nie wyróżniał się zbytnio z tłumu, a mimo to miał w sobie coś takiego, co przyciągało ludzi lub ich odrzucało. Obserwował każdego z podróżnych jak potencjalne zagrożenie i zdawał się wiedzieć o nich wszystko, nawet jak sami nie pisnęli słówkiem.


Dostrzegł wzrok konduktora, który niemal natychmiast uśmiechnął się nieco krzywo. Wydawał się zdenerwowany z jakiegoś powodu. Wydawało się, że wie kim jest ów chłopiec, a jednak nie potrafił powiedzieć tego na głos, jakby został potraktowany zaklęciem milczenia. Harry znów wbił wzrok w zalaną deszczem szybę, rozważając ile jeszcze potrwa podróż do Londynu. Skrycie marzył, żeby nikt nie zwrócił na niego większej uwagi na peronach, a najlepiej jakby nie rozpoznali kompletnie.


W miejscu, gdzie się wychowywał przez ostatnie sześć lat, było sporo starszych ludzi i niewiele młodszych.


Młodsi zawsze przechodzili tuż obok niego, kompletnie ignorowali.


Starsi zaś zaczepiali, rozmawiali, pytali o bzdury, narzekali na bóle kości, marudzili na pogodę i śmiali się, że lata już nie te, a potem jakby nigdy nic częstowali go cukierkiem.


Nikt z tych osób nie wiedział z jak ważną i znaczącą osobą miał styczność. Traktowali go jak każdego pierwszego lepszego dzieciaka, spotkanego przypadkiem na ulicy czy w sklepie. Mało kto go zaczepiał, bo dawał wrażenie dorosłego, który utknął w ciele dziecka. Odpowiadał raczej skromnie i z dużą rezerwą, nie uśmiechał się i wydawał się niechętny do rozmowy z kimkolwiek w swoim otoczeniu. Harry rzadko wychodził z domu, ale jak już to robił, to przykrywał paskudną bliznę, a czasem i zakładałam na niej dodatkowe zaklęcie i tyle wystarczyło w zupełności. Był niewidzialny dla świata.


Mugole nie wiedzieli kim jest Harry Potter i kompletnie ich to nie obchodziło.


Na Nokturnie każdy patrzył na siebie, nie wtrącali się w nieswoje sprawy.


Niestety inaczej miało być w magicznej części Londynu, bo tam nie było osoby, która nie wiedziała kim jest Harry Potter.


Złoty Chłopiec Jasnej Strony.


Chłopiec, Który Przeżył.


Wybraniec.


Ich ratunek.


Harry zacisnął mocno wargi w cieniutką linię. Oczywiście, że było dużo więcej tytułów, którymi go ogłaszano, ale mimo bycie tak bardzo sławnym, że sam Minister Magii z zazdrości zjadłby swój limonkowy melonik, to Harry nie uważał się za kogoś wyjątkowego. Jedyne, o czym marzył, to mieć święty spokój od świata czarodziejów i ich problemów. Uważał ich wszystkich za tchórzy myślących jedynie o samych sobie. Patrzyli na niego z pożądliwą nadzieją, że ocali świat od złego, że stanie się ich Białym Rycerzem, ale nikt nie pytał jego o zdanie. Uważali, że to jego powinność.


Dlaczego miał nadstawiać karku za ludzi, którzy nigdy dla niego nic nie zrobili?


Och, zrobili jedno, zostawili go w domu, w którym był niechciany, gnębiony i poniżany, a nawet głodzony bez większego powodu... Wszystko gwałtownie zmieniło się w jego piąte urodziny i wtedy dopiero poczuł się naprawdę wolny, bezpieczny i kompletnie w nosie miał ratowanie świata. Mógł wreszcie być po prostu...


- Harry?


Przeniósł wzrok z szyby na niepewnego konduktora, który nerwowo przełknął ślinę z krzywym uśmiechem.


- Za... - Odchrząknął. - Za chwilę stacja Londyn.


Pokiwał głową, że zrozumiał i wstał lekko chwiejnie. Sapnął, gdy autobusem zarwało gwałtownie w bok. Błędny Rycerz nie należał do jego ulubionych środków transportu, ale nie miał innego wyjścia. Był mocno spóźniony i pociąg mógł odjechać, a na to nie mógł sobie pozwolić. Już miał nieprzyjemność rozmawiać z jednym posłańcem dyrektora Hogwart i bynajmniej nie planował kolejnej okazji do spotkań. Zapłacił należność za przejazd, podziękował cicho i wysiadł na stacji kolejowej. Pociągnął za sobą dużą walizkę i rozejrzał dookoła. Nie uciekał w popłochu przed ciężkimi kroplami deszczu, które w nienaturalny sposób zdawały się go omijać. Ludzie nie zwracali uwagi na tę dziwną anomalię, uciekając przed ulewą i spiesząc się na własne stacje.


Poprawił chwyt na dużej walizce i ruszył spokojnym krokiem w kierunku peronów w poszukiwaniu tego konkretnego, który zawiezie go do szkoły. Z niechęcią przyjrzał się biletowi ze złotymi literami. Westchnął ciężko, gdy nigdzie nie dostrzegł upragnionego peronu. Rozejrzał się, o cal powstrzymując się od użycia Błędnego Rycerza ponownie, tylko po to, żeby dostać się do szkoły.


Odetchnął z niemą ulgą, gdy dostrzegł małżeństwo z dziewczynką miej więcej w jego wieku znikających w barierce pomiędzy peronem dziewięć i dziesięć.


- Gorszego przejścia, nie mogli znaleźć. - Mruknął.


- To samo mówiłem moim rodzicom.


Obejrzał się i z niechęcią przyjął, że to kolejny młody czarodziej w jego wieku. Przewrócił oczami i ignorując nowego przybysza, ruszył w kierunku barierki pomiędzy dwoma peronami. Nie widziało mu się szukać nowych znajomości wśród społeczności czarodziejskiej. Przeszedł na drugą stronę i stanął w miejscu. Przy peronie stał piękny czerwony parowóz, a za nim wagony pełne ludzi. Na tabliczce widniał napis: Hogwart Express, godzina jedenasta. Z zaintrygowaniem spojrzał za siebie i tam, gdzie była barierka, zobaczył łuk z kutego żelaza z napisem: Peron numer dziewięć i trzy czwarte.


Dotarł na miejscu. Potarł oczy. Już go to wszystko męczyło, a rok szkolny nawet się nie rozpoczął jeszcze. Poprawił opadające ramię torby, gdzie rozbrzmiało stłumione meczenie. Kilkoro ludzi rozejrzało się ze zdziwieniem poszukując źródła dźwięku, ale nikt z nich nie przypuszczał, że wydała je listonoszka niepozornego chłopca w okularach z walizką. Zaszedł do drzwi wagonu i naraz skrzywił się, gdy zrozumiał, że bez zaklęcia nie obejdzie się i nie wtarga walizkę. Sięgnął po różdżkę.


- Pomóc ci?


Spojrzał przez ramię. Obok niego stał wysoki chudy rudy chłopak, o kilka lat starszy od niego. Harry zerknął na swoją niepozorną walizkę, którą rudzielec wskazywał palcem. Zmarszczył brwi, myśląc intensywnie. Sam nie da rady, a nie chciał też pokazywać swoich zdolności. Jeszcze nie. Skinął głową sztywno.


- Hej, Fred! Chodź tu i pomóż!


Obok rudego nastolatka pojawił się jego idealny klon. Z niemałym trudem obaj podnieśli walizkę Harry'ego i wstawili do pociągu, a potem uparli się, że zaniosą do pierwszego wolnego przedziału.


- Ciężka ta twoja walizka. - Wysapał jeden.


- Trzymasz tam zwłoki czy jak? - Zaśmiał się drugi.


- Można tak powiedzieć. - Przyznał cicho. Odchrząknął. - Dzięki za pomoc.


Zaraz pożałował, że w ogóle się odezwał, bo jak tylko spojrzał na bliźniaków, jeden z nich wskazywał na czoło Harry'ego.


- A niech to! - Zawołał jeden. - Czy ty jesteś...


- To on! - Powiedział drugi. - Jesteś nim, prawda?


- Nie! - Harry odpowiedział, szybko poprawiając grzywkę. - Nie, nie jestem. To pomyłka.


Obaj chłopcy patrzyli na niego wielkimi oczami, a Harry czuł jak jego twarz robi się lekko czerwona ze wstydu. Wiedział, że pójście do Hogwartu było złym pomysłem, ale żeby tak od razu go rozpoznano?


- Fred! George! - Usłyszeli kobiecy głos od strony wejścia. - Jesteście tam?


Bliźniacy szybko rzucili ostatnie spojrzenie na Harry'ego i wyskoczyli z wagonu. Nie czekał długo na dalszy rozwój sytuacji. Zabrał walizkę i umknął w stronę innego, wolnego przedziału. Niestety kolejny w miarę wolny przedział już był zajęty przez chłopca z peronu. Harry zacisnął dłoń na rączce walizki rozważając powrót do ostatniego przedziału w wagonie, ale szybko zrezygnował jak tylko zobaczył rudą czuprynę, która wchodzi do środka. Odetchnął ciężko i wszedł do przedziału z nadzieją, że blady chłopiec nie odezwie się słowem i będzie miał spokojną podróż.


- Co, nie odpowiadało ci siedzenie z rodziną rudzielców? - Zagadnął, ku niechęci Harry'ego. - Nie dziwi mnie to. Sam bym nie chciał siedzieć w jednym przedziale z kimś ich pokroju.


Harry zerknął na niego, ale nie zwrócił większej uwagi szperając w listonoszce, która wydała odgłos meczenia. Blady chłopiec zmarszczył brwi. Patrzył na jego bagaż z zaciekawieniem, ale brunet starał się go ignorować. Wyciągnął w końcu różdżkę i szepnął cicho zaklęcie, po czym odstawił walizkę na podest ponad siedzeniami. Niechętny lokator podróży zagwizdał z podziwem.


- Chciałbym, żeby rodzice nie odprowadzali mnie na peron, ale upierali się, a twoi widzę poszli ci na rękę, co? - Odchrząknął, próbując znów zacząć rozmowę. - Myślałeś już, gdzie pójdziesz? Ja mam nadzieje trafić do Slytherin, to oczywiste.


- Moim zdaniem to bzdura dzielić uczniów na domy i kolory. - Mruknął. Widocznie ignorowanie nie sprawdzało się w tym przypadku. - O wiele łatwiej byłoby podzielić uczniów na roczniki.


- I wymieszałoby nas ze Szlamami. - Prychnął i zesztywniał, gdy błyszczący koniec różdżki niemal dotykał jego nosa. - Nie powiesz mi, że jesteś jednym z nich?


- Jestem czy nie, to nie twoja sprawa, ale jeżeli chcesz tu siedzieć to nie używaj wulgarnego języka w mojej obecności. - Zmierzył go chłodno, zabierając różdżkę. - Nie moja sprawa, jakie wojny uczniowskie tworzycie, ale mnie do nich nie mieszajcie.


- W porządku. - Uniósł dłonie przed siebie. - Naprawdę pasowałbyś idealnie do Slytherin. Tam, każdy pilnuje swoich spraw i nie wtrąca się w cudze, ale jak jeden z nich jest w potrzebie, to cały dom stanie w gotowości.


Harry przemilczał tę uwagę, wyciągając z listonoszki opasłą księgę porośniętą grafitowym futrem i przekrwionym żółtym okiem, które źrenicą postawiona w pion obserwowała każdy jego najmniejszy ruch.


- Jestem Draco Malfoy. - Wyciągnął dłoń, unosząc z dumą głowę. - Mogę cię wprowadzić.


- Harry. Po prostu Harry.


Blondyn z niechęcią zabrał rękę widząc, że nie zostanie ona uściśnięta. Obserwował za to poczynania Harry'ego z wyraźnym zainteresowaniem. Wyciągnął różdżkę i wymamrotał krótką formułkę, a oko zamknęło się i tom otworzył pośrodku, gdzie leżał różowy długi jęzor robiący za zakładkę. Cisza niestety nie trwała długo.


- Co to za księga?


Harry uniósł na niego wzrok, ale nie pisnął słowa, próbując zagłębić się w czytaniu.


- To nie jest szkolny podręcznik, prawda? Nie widziałem nigdy takiej książki, skąd ją masz?


- Kupiłem na Nokturnie. - Mruknął niechętnie. - I jest raczej średnio zakazana.


- Raczej? - Draco uniósł brew w górę. - Jak to?


- Są w niej zawarte treści w teorii niebezpieczne, ale jednocześnie nie jest ona w pełni zakazana przez Ministerstwo, bo ma w sobie głównie neutralną treść. Póki jej nie wykorzystuje w sposób zagrażający życie osób pośrednich i trzyma z dala od nierozważnych kretynów, którym się będzie wydawało, że mogą ją otworzyć bez uszczerbku na zdrowiu. - Zdjął wzrok z tekstu, wprost w szare oczy. - Może ona zabić, więc nie radzę dotykać bez przygotowania.

- Wkręcasz mnie...


- Może trochę... - Uśmiechnął się nikle. - Ale nie radzę jej otwierać, bo naprawdę może okaleczyć.


Draco wypuścił powietrze ze świstem. Doskonale wiedział, że nastraszył go i taki miał zamiar. Naprawdę miał ochotę przeczytać do końca te kilka ostatnich stron rozdziału, nie chcąc myśleć o nadchodzących uporczywych miesiącach.


Wbrew wszelkim obawom, które Harry miał, Draco okazał się bardzo dobrym i przede wszystkim milczącym kompanem podróży. Kiedy Harry dał do zrozumienia, że skończona rozmowa to skończona rozmowa, Draco nie próbował tego kwestionować. Oczywiście wyglądał jakby siedział w przedziale za karę lub obraził się na świat, ale przynajmniej milczał. Miła i cicha atmosfera niestety nie trwały długo, gdy blondyn zaczął marudzić pod nosem jak bardzo jest znudzony podróżą i tylko psychopaci każą jechać tyle godzin do durnej szkoły.


- Nie jesteś typem milczącym, co? - Harry uniósł brew, zamykając księgę.


- Nie każdy lubi dziwne książki, a ja niekoniecznie przepadam za czytaniem. - Uśmiechnął się z wymuszeniem.


- Na pewno coś wpadłoby ci w oko, wystarczy dobrze poszukać.


- Jeszcze musiałbym szukać?! - Jęknął z wyraźnym zniechęceniem. - To tym bardziej książki nie są dla mnie!


- Nie martw się, istnieją książki obrazkowe bez tekstu. Wystarczyło powiedzieć, że nie umiesz czytać.


Harry uśmiechnął się z politowaniem, odkładając książkę na bok, żeby spróbować dyniowego pasztecika zakupionego kilka minut wcześniej z wózka. Podniósł oczy. Draco patrzył na niego intensywnie.


- Słucham?


- Potrafię czytać! - Odparł z oburzeniem. - To książki, jakie dotychczas miałam okazję mieć w rękach były nudne.


- Skoro tak mówisz...


- Tak właśnie mówię. - Prychnął z urazą. Zerknął na beznamiętny wyraz twarzy bruneta. - Mało ciebie to obchodzi, prawda?


- Mało.


Przerzucił kolejną stronę, a po kolejnych pięciu minutach westchnął ciężko, pocierając z frustracją czoło.


- Jeżeli polecę jakaś dobrą książkę, to przestaniesz narzekać jak księżniczka nad kolorem butów?


- Nie narzekam jak księżniczka nad kolorem butów! - Oburzony wstał i tupnął z frustracją. Kiedy tylko zrozumiał, co zrobił i udowodnił Harry'emu rację, spłoną lekkim rumieńcem. - To nigdy nie miało miejsca, jasne? - Spojrzał bykiem na rozbawionego Pottera. Odpowiedziało mu mruknięcie. - Lubisz robić z ludzi idiotów, prawda?


- Nie muszę. Sami z siebie robią debili, a ja tylko im to wytykam.


- I to niby ja jestem niemożliwym przypadkiem? - Mruknął bardziej do siebie. - To jaką książkę byś polecił? I tak potrafię czytać.


- Ciężko będzie znaleźć coś ciekawego, czego nie rzucisz w kąt jak pierwszą lepszą szatą. - Zerknął na Draco. - Jesteś zbyt niecierpliwy.


Draco otworzył usta z oburzeniem, żeby coś odpowiedzieć, gdy nagle drzwi przedziału otworzyły się z rozmachem. Do środka zajrzała dziewczynka. Miała burzę gęstych, brązowych włosów i wielkie przednie zęby. Patrzyła na świat orzechowymi oczami.


- Hej, nie widzieliście może ropuchy? - Dziewczynka zagadnęła zerkając na nich. - Neville swoją zgubił.


Harry uniósł brew w górę i zerknął na Draco z namysłem.


- Nawet nie waż się mnie porównać do niej. - Warknął blondyn.


Uśmiechnął się nieznacznie w odpowiedzi, wzruszając ramionami. Dziewczynka ściągnęła mocno brwi, jakby coś rozważała, ale zaraz pokręciła głową odrzucając uporczywe myśli.


- Sprawdź lepiej w innych czystszych przedziałach. - Draco prychnął.


- Ropuchy wbrew pozorom są bardzo czystymi zwierzętami. - Dziewczynka uśmiechnęła się z wymuszeniem. - Co innego można powiedzieć o niektórych chłopcach.


- Sugerujesz coś? - Zwęził groźnie oczy.


- Możecie przestać swoją małą wojnę, a najlepiej przenieść ją do innego przedziału, a najlepiej tak na koniec pociągu? Próbuje trzeci raz zabrać się za czytanie. - Wtrącił z westchnięciem. Zerknął na dziewczynkę. - A Neville niech sprawdzi pod siedzeniem i najlepiej dla ciebie jak trafisz do Ravenclaw, Gryffindor może zniszczyć twoje poczucie chęci wiedzy.


- Skąd... - Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła i pokręciła głową. - Żaden dom nie uważam za najgorszy, ale Gryffindor najbardziej do mnie przemawia. - Przyznała siadając. Draco wywrócił oczami. - Ravenclaw też nie jest taki zły, ale nie jestem pewna. A wy, gdzie chcecie trafić?


- To chyba oczywiste, do najlepszych. - Draco uśmiechnął się z wyższością. - Slytherin.


Ktoś czwarty parsknął śmiechem. Harry z westchnięciem zamknął księgę, dostrzegając kolejnego nieproszonego gościa. Chudy chłopiec w miej więcej ich wieku z rudą czupryną, buzią zasypaną piegami. Patrzył z politowaniem w niebieskich oczach na Draco. Harry zaczął rozważał ewentualną szybką ewakuację do innego przedziału, ale najpewniej były pełne uczniów.


- A ciebie co bawi rudy zdrajco krwi?! - Draco wstał.


- Slytherin najlepszy? Niby od kiedy? - Prychnął rudzielec. - Tam trafiają tylko poplecznicy Sami-Wiecie-Kogo!


- Sam to wymyśliłeś czy dostałeś po starszym bracie?


- Jak nie zamkniecie twarzy, to rzucę grupowe Silencio!


Wszyscy troje spojrzeli na Harry'ego wielkimi oczami. Zdjął okulary i potarł oczy. To dopiero sam przejazd do szkoły, a on już miał powoli dość i tracił swoją anielską cierpliwość. Odetchnął głęboko i założył ponownie okulary, po czym spojrzał na nich po kolei.


- Potrafisz rzucić to zaklęcie? - Dziewczynka nachyliła się ku niemu. - Ja już próbowałam kilku prostych zaklęć, tak dla wprawy, i wszystkie podziałały.


- Byłem uczony w domu i mam nieco wyższe zaznajomienie z magią niż wy. - Wyjaśnił pobieżnie. - Możecie już...?


- Ja uczyłam się wszystkiego sama w domu z książek, gdy tylko udało mi się je dostać na Pokątnej. - Wtrąciła, a Harry spojrzał krótko w sufit. - Wiele z nich było bardzo przydatnych, ale nie mogłam wszystkich opanować, w tym właśnie Silencio. Och, ale gdzie ja mam głowę! Zapomniałam się przedstawić, jestem...


- Hermiona Granger, twoi rodzice są dentystami. - Wtrącił spokojnie Harry, patrząc na nią przeszywająco. - Boisz się zostać uznana za kujonkę i dlatego masz nadzieje nie trafić do Ravenclaw, a twój kolega to Ronald Weasley, ma szóstkę rodzeństwa, w tym tylko jedną młodszą siostrę. On i obecny tutaj Draco Malfoy nie pałają za sobą zbytnią sympatią ze względów na sprzeczkę ich rodziców. - Poprawił opadające na nos okulary. Odchrząknął. - Przepraszam, to było odruchowe. Jeszcze nie do końca panuję nad tym, zwłaszcza przy osobach ze słabą lub bez jakiejkolwiek bariery.


Ron nie mógł się nadziwić informacjami, jakie Harry wyrzucił z siebie i do tego bardzo szczegółowe. Otwierał i zamykał usta, przez co wyglądał jak ryba wyjęta z wody. Draco miał lekko uchylone usta i zmarszczone brwi, a Hermiona patrzyła na niego intensywnie i nagle klasnęła w dłonie zachwycona.


- Jesteś legilimentą! - Zakrzyknęła. - Czytałam o takich osobach jak ty, ale nie spotkałam jeszcze żadnego, przynajmniej tak myślę... To niesamowite!


- Że czym on jest? - Draco spojrzał na nią z nie mniejszym szokiem niżeli Ron.


- Czy nikt z was nic nie czytał? - Hermiona cmoknęła z dezaprobatą i przybrała minę wszechwiedzącej. - Legilimencja to magia umysłu, czyli czytania w myślach. Dzięki niej czarodzieje są w stanie tworzyć bariery umysłu, czytać cudze myśli i wspomnienia niczym otwarte książki, o ile przebije się przez blokadę swojej ofiary. Małe zwierzęta i dzieci tworzą bardzo słabą, niemalże niewykrywalną barierę, a im starsi są, tym słabsza się ona staje. Większość nawet nie ma pojęcia o istnieniu legilimentów, gdyż są oni bardzo dużą rzadkością.


- Czy ty właśnie zacytowałaś książkę? - Harry uniósł brew w górę. - Naprawdę pasujesz do Ravenclaw z takim podejściem do cytowania całej książki. Może nie rezygnuj od razu z bycia mózgowcem na rzecz zostania tępym osiłkiem, bo to do ciebie nie pasuje.


Hermiona poczerwieniała mocno na policzkach, tylko z czego? Wstydu czy dumy? Wstała gwałtownie i ruszyła do wyjścia, łapiąc za poły szaty młodego Weasleya i pociągnęła za sobą. Zatrzasnęli drzwi przedziału z głośnym trzaskiem. Draco w kompletnym szoku spojrzał na Harry'ego, który z wyraźną ulgą otworzył włochatą księgę. Ściągnął brwi, gdy coś sobie uświadomił.


- Zrobiłeś to specjalnie?


- Sprecyzuj.


- Wytknąłeś jej bycie kujonką w taki sposób, że nie mogła stwierdzić czy to była obelga, czy pochwała. - Harry uniósł brew w górę, gdy Draco uśmiechnął się, kręcąc głową. - Pozbyłeś się jej w tak inteligentny sposób, żeby wrócić do czytania, że... Jestem pod wrażeniem.


- Jak zaczniesz bredzić o moim pójściu do Slytherin, to naprawdę rzucę na ciebie Silencio. - Wtrącił, a Draco uniósł dłonie. - A teraz daj mi poczytać, póki mam jeszcze trochę spokoju.


Pochylił się po raz wtóry nad wersami księgi ze znikomą nadzieją, że nikt więcej nie zakłóci jego czytania. Zresztą, nikt by nie wszedł, zablokował drzwi dyskretnym zaklęciem, gdy nieproszona dwójka zniknęła.




★♡★♡★♡★♡★

Data publikacji: 28 Grudnia 2018 / 30 Stycznia 2019

Data korekty: 10 Lutego 2023

Ilość słów przed korektą: 1 311 + 1 358 

Ilość słów obecnie: 2 910

Kilka słów od Autorki:

Minimalna korekta interpunkcyjna. Fuzja rozdziałów 2 i 3. Pozmieniałam i dodałam dialogi oraz poprawiłam opisy, żeby były bardziej sensowne. Dodałam również wcześniej bliźniaków Weasley, bo uprzednio to jakoś pominęłam nie wiem czemu.


★♡★

Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:

Lady_Rosier_Riddle

Katelyn-Ann

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top