[Tom 1] 12.Głos
Hej, trochę mi to zajęło, ale oto wróciłam z kilkoma ostatnimi rozdziałami serii I, która jest wrzodem na moim odbycie, więc wreszcie zebrałam się i ją kończę!
Nie wiem, co ile będą wstawiane rozdziały, ale postaram się w miarę niedługie odstępy czasu.
Dziękuję wszystkim za cierpliwość i czekanie na moje leniwe dupsko.
So... yeah... ̶E̶n̶j̶o̶y̶ Ave~!
- TobiMilobi
✧~✧~✧
Ps: Wiecie, że moje social media istnieją? Typu youtube, instagram, discord i tak dalej? Wszystkie linki znajdziecie pod tym linkiem: https://linktr.ee/tobimilobi <-musicie skopiować go ręcznie, bo wattpad jest upośledzony w tej kwestii :v
Magia, że nie musicie mnie ciągle o to pytać!
Postaw emotkę 🎃 jak dotarłeś i przeczytałeś wstęp. Po co? Z czystej ciekawości ile osób przeczyta, a ile oleje 😅
✧~✧~✧~✧~✧
02 Lutego 2023
Minęło trochę czasu, nim Harry oficjalnie mógł z pełną świadomością przyznać sam przed sobą, że coś jest absurdalnie nie tak z nauczycielem czarnej magii. I nie chodziło o sam fakt, że często nosił ze sobą girlandę czosnku i jąkał się jak idiota, a raczej o dziwnie natarczywe spoglądanie, czasami wychodzenie nagle zza rogu korytarza, gdy był sam, a nawet pojawienie się raz w bibliotece niemal zaraz po tym, jak Hermiona zniknęła pomiędzy regałami. Próbował do niego zagaić rozmową, plącząc się i jąkając, ale chłopak wyraźnie dawał sygnały, że nie jest zainteresowany. Potrzebował cudu, który by go ocalił od natarczywego nauczyciela.
- Uhuhuhu, a co masz panie pod turbanem?
Znikąd pojawił się Irytek, który złapał za końcówkę turbana nauczyciela OPCM. Podziałało to zaskakująco dobrze, bo ten z urwanym krzykiem podskoczył i umknął szybko z biblioteki, trzymając obie ręce na swoim dziwacznym nakryciu głowy. Poltergeist ryknął śmiechem, trzymając się za brzuch, wywijając niemal fikołka w tył.
- Irytek, ciszej! - Hermiona szepnęła głośno, wyłaniając się zza regałów z kilkoma opasłymi książkami. - Harry, coś się stało?
Chłopak westchnął przeciągle i potarł oczy ze zmęczenia, poprawił okulary i zerknął na ducha.
- Irytek, mógłbyś?
Duch nagle przestał chichotać i uśmiechnął się głupio, rozkładając ręce na boki, po czym zniknął w ścianie.
- Nadal zadziwia mnie, że zaprzyjaźniłeś się z nim.
- Zdobył moje zaufanie, bo nie umrze i nikt nie może mu zagrozić. - Harry wzruszył ramionami.
Wiedział, że taką odpowiedzią wcale nie pocieszył dziewczyny, ale nie kłamał. Ufał nadnaturalnym bardziej niż żywym, a tych drugich miał ledwie garść i nie wiedział, czy ta liczba się kiedykolwiek powiększy lub zmaleje, ale lubił swoje życie, jakie było. Oczywiście bez łatki zbawiciela leniwych czarodziejów. Zerknął na dziewczynę, gdy usiadła ciężko obok i zaczęła przeglądać księgi. Uniósł oczy na sufit. Czy miał do niej na tyle zaufania, żeby zdradzić rozbawienie Irytka? Kilka razy dała takie wrażenie, więc może?
- Profesor Quirrell źle na mnie działa i jest bardzo nachalny. - Powiedział w końcu. - Mam wrażenie, że mnie śledzi i czegoś chce, ale nie wiem co. Zachowuje się dziwnie spokojnie przy mnie i niemal nie jąka. Jakby były w jego ciele dwie osoby. To strasznie irytuje, gdy zjawia się nagle znikąd tuż obok i zagaduje o bzdury. Zauważyłem też, że trochę go drażni, kiedy nam ktoś przeszkodzi lub zniknę bez słowa, dając do zrozumienia, że rozmowa z nim nie interesuje mnie.
Zapadła nagła cisza, przerywana tylko szemraniem gdzieś w oddali biblioteki.
- CO?! - Hermiona wstała gwałtownie i zaraz zakryła usta, czerwona na buzi. - Quirrell cię śledzi i nachodzi?! To trzeba zgłosić, Harry! - Szepnęła głośno.
- I co powiem? - Spojrzał na nią uważnie. - Że jeden profesor jest nachalny i zagaduje o bzdury? Kogo to obchodzi?
- Nie jesteś normalnym uczniem, pamiętaj.
Skrzywił się, ale musiał przyznać rację Hermionie. Chciał czy nie, to nadal był Harry'm Cholernym Potterem i takie zachowanie powinien zgłosić. Jak bardzo to nie było wkurzające.
- Powiem, gdy zrobi się nie do wytrzymania...
- Harry!
- Koniec tematu. - Sięgnął do jednej z ksiąg. - Nikomu nie powiesz albo stracisz moje zaufanie, a wiem, że na tym ci bardzo zależy i nie muszę czytać w myślach, żeby to wiedzieć. Jesteś bardzo prostoliniowa w myśleniu.
- Jesteś okropny! - Fuknęła.
- Ale z tego powodu Draco mimo woli polubił mnie i w miarę toleruję.
- Uwielbiasz go denerwować.
- Pomówienia.
Parsknęła cicho. Och, tak. Hermiona znała prawdę i nie było powodu do kłamania, ale nadal miał pewne opory z zaufaniem komukolwiek.
- Może trochę... - Uśmiechnął się znikomo. - Zabawnie wówczas marszczy brwi i nos.
- Nie umiesz sobie odpuścić, co?
Spojrzał na Hermionę uważnie, potem na sufit i znów na zawartość książki.
- Nie, nie umiem. - Westchnął z rezygnacją i wstał. - Muszę się przejść i przemyśleć to wszystko na spokojnie. Widzimy się na kolacji?
- Pewnie.
Kiwnął głową i zniknął z biblioteki, odprowadzany spojrzeniem dziewczyny. Wiedział, że znalezienie czegokolwiek o Komnacie Tajemnic i jej usytuowaniu nie będzie najłatwiejsze w świecie, ale czuł, że nie ona powinna zaprzątać jego umysł. Coś z tyłu głowy ciągle go tykało, dając znać, że robi coś źle i powinien szukać czegoś kompletnie innego. Z roztargnieniem wyjrzał przez okno, patrząc uważnie na nieboskłon i okolice, ale nigdzie nie widział białej sowy. Wciąż nie otrzymał odpowiedzi, ale wiedział, że najpewniej czeka na dogodną okazję, co nie umniejszało jego złych myśli i przeczucia, że coś się szykuje.
- Wygłodniały... hhhrrrrmm...
Przystanął gwałtownie, a serce stanęło w gardle. Słyszał szorstki, chropowaty głos jakby roznosił się echem wokół. Rozejrzał się z konsternacją, ale niczego ani nikogo nie umiał dostrzec.
- Głodny... tyle la...t... czuje... krrrew...
Odwrócił się i z urwanym wrzaskiem wprost przed oblicze równie zaskoczonego Irytka, który uniósł gwałtownie ręce w górę. Harry wypuścił ciężko powietrze z płuc, którego nawet nie zauważył, kiedy zaczął wstrzymywać. Duch potrafił być naprawdę przerażający, gdy tego naprawdę chciał, nawet taki pokroju Irytka. Harry potarł oczy i spojrzał na poltergeist'a z wyraźnym zażenowaniem.
- Irytek, nie strasz mnie tak więcej...
- Nie planowałem. - Duch pomachał chaotycznie rękoma. - Wyglądałeś jak spłoszony kociątko, więc pomyślałem, że masz jakiś atak. Bez znaczenia co kto o mnie mówi, to ciebie bym nigdy nie wystraszył dzieciaku. Jesteśmy kumplami! - Wykonał fikołek w powietrzu. - Kumpli nigdy się nie straszy i nie dokucza, moja złota zasada.
Harry zmarszczył brwi z wyraźnym niezrozumieniem. Chciał o coś dopytać, ale znów rozległ się dziwny głos.
- ...czuje... krrrew...
- Ej, dzieciaku, dobrze się czujesz?
- Nie słyszałeś?
- Nie wiem? Strasznie zbladłeś... - Irytek próbował dotknąć swoją dłonią czoła chłopca, ale przeniknął przez niego jedynie. - Może masz to samo co ponury nietoperz?
Czyżby Irytek nie słyszał tego dziwnego szemrzącego, szorstkiego głosu? Może naprawdę zaczął dostawać na głowę...
- Pon... - Odchrząknął, próbując zdusić nieodparty niepokój. - Ponury nietoperz?
- Tak! Snape, Snape, Severus Snape~! - Zanucił wesoło. - Widziałem go pół godziny temu. Kuśtykał podczas chodzenia i przypomina trochę kaczkę, hahaha!
- Kuśtykał? - Ściągnął mocniej brwi.
- I to jak!
Oblizał spierzchnięte wargi, rozglądając się za ewentualnym zagrożeniem, a Barnabie w postaci myszki siedział skulony w jego kieszeni, drżąc z niemego przerażenia. Jak bardzo nie chciał przyznać tego przed nikim, to jednak potrzebował w tym momencie pomocy osoby dorosłej. Wyjrzał szybko przez okno, ale nie dostrzegł nawet mgnienia białych piór sowy.
Hedwiga była poza zasięgiem, a co za tym idzie jego opiekun również.
Ron, Hermiona, Draco czy Kris odpadali, byli tylko dzieciakami i nie pomogą.
Do Dumbledore'a na pewno nie pójdzie z oczywistych powodów.
Irytek był tylko psotnym duchem, nie mógł pomóc.
Zacisnął mocno powieki, wypuszczając ciężko powietrze z płuc. Została jedna osoba, która mógł prosić o jakąkolwiek pomoc, ale wówczas była ewentualna możliwość, że jego przyjaciele również się dowiedzą prędzej czy później, a w tym również dyrektor.
- Niech to szlag... - Mruknął. Spojrzał wprost na zaintrygowanego Irytka. - Zaprowadź mnie do profesora Snape'a, proszę.
Poltergeist wydał zduszony okrzyk oscylujący między przerażeniem, zdumieniem i rozbawieniem, gdy kładł dłoń na piersi w teatralnej pozie szoku. Aktorem to on był marnym. Ruszył za Irytkiem, który nucił bliżej nieokreśloną melodię, co pewien czas robiąc piruety w powietrzu czy chichotał bez powodu. Jakkolwiek to było niepotrzebne, tak pomogło na tyle, że Harry nie skupił się na otoczeniu i niemal wpadł na poltergeist'a, gdy ten stanął gwałtownie przy ciemnych drzwiach prowadzących do pokoju nauczycielskiego. Skłonił się komicznie i zniknął w podłodze, zostawiając chłopca znów samemu sobie.
Harry zerknął niepewnie na drzwi, zagryzając nerwowo kciuk. Snape mógł mu odmówić pomocy, jeżeli w środku będzie jakiś inny nauczyciel, w końcu musiał dbać o swoją reputację nieczułego i zimnego.
Z ręką na sercu zapukał.
Nie było odpowiedzi.
Zapukał ponownie.
Nic.
Może Snape był sam w pomieszczeniu zbyt zajęty sprawdzaniem czegoś i po prostu nie słyszał? Warto sprawdzić, nie? Ostrożnie uchylił lekko drzwi, zaglądając nieśmiało do środka i zastygł w miejscu z szeroko otwartymi oczami.
W pokoju byli tylko profesor Snape i woźny Filch. Snape zadarł szatę ponad kolana pokazując zakrwawioną i poszarpaną nogę. Filch podawał mu niezgrabnie bandaż.
- Cholerna sprawa. - Snape warknął. - Niby jak miałem upilnować się przed trzema głowami naraz? - Spojrzał mimowolnie w stronę drzwi, a jego twarz wykrzywił grymas złości i bólu. - POTTER!!
Harry drgnął spłoszony, ale nie ruszył się z miejsca. Snape puścił szybko skraj szaty, by ukryć nogę. Chłopak kompletnie nie wiedział, co powinien powiedzieć. Zobaczył i usłyszał coś, czego nie powinien. W normalnych warunkach przeprosiłby i uciekł w popłochu, ale teraz sytuacja była z grubsza inna. Potrzebował pomocy osoby dorosłej i zaufanej.
- kreww... czuję krew... zaaa...bić...
Zimny pot spłynął po jego ciele, gdy odwrócił gwałtownie głowę za siebie, gdzie słyszał głos najlepiej, ale tak jak i uprzednio, nic tam nie zastał. Nie zwrócił uwagi na szarpnięcie za ramię, wciąż obserwując kamienną ścianę z tłumionym przerażeniem.
- P-Profesorze... - Jego głos zdawał się jakby z oddali. Sam siebie ledwie słyszał. - Potrzebuje pomocy...
Nie wiedział, co przekonało mężczyznę, ale następne co zarejestrował, to skórzane obicie bordowego fotela w pokoju nauczycielskim. Został sam przy stoliku, bo Snape wyszedł do kuchni z krótkim „Zostań" i Filch'em złowróżącym pod nosem na wścibskie bachory. Głos zdawał się blisko, ale jednocześnie daleko. Zamknął oczy i osłonił uszy rękoma, próbując uspokoić przeraźliwy strach, który ostatni raz poczuł podczas spotkania z trzygłowym psem.
- Zostawcie nas samych. - Szorstki głos Snape'a wyrwał go z kołowrotka emocji, z którymi nie potrafił sobie poradzić. Tajemniczy głos zaczął się oddalać, a wraz z nim zniknęły postacie z portretów. - Zaproponowałbym herbaty, ale jesteś tu nie legalnie, więc mów natychmiast, co znowu ty i twoja banda zrobiliście.
Harry podsunął kolana pod brodę, otulając je rękoma. Był zażenowany, ale jednocześnie przerażony. Miał być kimś wielkim w świecie, a zachowywał się jak przestraszony kot, ale właściwie czy można było go winić? Miał tylko jedenaście lat i spędził w zamku z ledwością dwa miesiące, a to naprawdę niewiele na próbowanie udawania, że nic go nie rusza. Snape westchnął ciężko z wyraźną rezygnacją i świadomością, że Potter próbuje zrobić z niego idiotę. Barnabie w formie węża wysunął się z kieszeni jedenastolatka i wpełzł na stół, przybierając wygląd królika. Mężczyzna obserwował to oniemiały.
- Harry słyszy niekształtny głos, który sprawia u niego niepokój.
Zamrugał powoli kilkukrotnie, po czym potarł oczy palcami dłoni, mamrocząc pod nosem, że za mało mu płacą. Kolejne kilka minut spędzili w martwej ciszy, aż w końcu Harry zebrał w sobie resztki odwagi, jakie w nim pozostały na dzisiejszy dzień.
- Ten głos ciągle mówi, że jest głodny i czuje krew, a potem... - Oblizał nerwowo wargi. - Potem, że chce kogoś zabić.
- Jesteś pewien, że to nie durny żart Irytka albo któregoś z Weasleyów? - Prychnął z niby obojętnością.
- Irytek był ze mną, rozmawialiśmy, gdy ten głos się pojawił. - Harry pokręcił głową. - Fred i George nie są zbyt zainteresowani płataniem żartów akurat mnie. Prędzej swojemu bratu... - Przeczesał palcami dłoni swoje zwariowane czarne włosy. - Nie wiem, co lub kto to był profesorze, ale nie wiedziałem do kogo pójść... Nie miałem do kogo innego pójść. Uznaliby mnie za wariata...
- Słyszenie głosów, to sprawa medyczna, Potter. - Snape westchnął, pocierając czoło z wyraźnym zmęczeniem. - Zobaczyłeś moją krwawiącą nogę i wmówiłeś sobie to wszystko przez zmęczenie. Koniec.
- Jest pan jedynym dorosłym w tym zamku, któremu najbardziej ufam. - Wydusił przez ściśnięte gardło. - A ten głos mówił, że czuje krew, zanim zobaczyłem pana nogę. Zrobił się głośniejszy, gdy staliśmy w drzwiach. - Spojrzał wprost w czarne jak dwa żuki, oczy profesora. - Nie zwariowałem i tam coś było. Coś żądne krwi.
Snape zacisnął mocno wargi w cienką linię. Jeżeli sądził, że rok, w którym młody Potter zjawi się w szkole będzie przekleństwem, to teraz mógł uznać śmiało, że to klątwa i Lily zrzucała na niego odpowiedzialność, o którą nigdy się nie prosił.
- Ty Potter i twoje marne szczęście... - Zasłonił oczy dłonią.
- Szczęście Pottera to pokraczny żart... - Mruknął cicho.
- Ten rok jest ciekawy, nie ma co... - Sarknął chłodno, patrząc na zegarek, który wskazywał niemal północ. - Jest za późno na takie rozmowy. Zaprowadzę cię do twojego dormitorium, a po jutrzejszym meczu porozmawiamy o tym, co tu zaszło.
Harry nie powiedział słowa skargi. Nie odpowiedział również na zaczepki Kris'a czy reszty drużyny, gdy zobaczyli go w towarzystwie Mistrza Eliksirów. Zbył ich słabym „Dajcie temu spokój" i zniknął w swoim pokoju wspólnym. Tego wieczoru nie usłyszał już ani razu dziwnego głosu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top