Prolog

Kiedy śpisz wyglądasz jak najprawdziwszy anioł. Nie mogę uwierzyć, że to już dziś. Już zawsze będziesz przy mnie. Nigdy cię nie stracę. Chciałbym krzyczeć, by cały świat mógł usłyszeć jak szczęśliwy jestem, ale wiem, że nie mogę.

Podchodzę do twojego łóżka i siadam na nim. Tak uroczo marszczysz nosek i lekko się wiercisz. Rozczulasz mnie. Wyciągam z kieszeni płaszcza metalowe pudełeczko ze strzykawką i fiolką mlecznego płynu. Wiem, że nie lubisz igieł, ale spokojnie, obiecuję, że nic nie poczujesz. Gładzę ostrożnie twoją rękę i wbijam igłę najdelikatniej jak potrafię. Lekko się krzywisz, ale nie budzisz.

To dobrze. Nie możesz wiedzieć co dzieje się teraz w tym domu.

Siedzę z tobą jeszcze kwadrans, by mieć pewność, że lek działa. Żałuję, że nie mogę teraz popatrzeć w twoje piękne oczy. Wreszcie możemy iść kochanie. Biorę cię na ręce. Jesteś lżejszy i delikatniejszy niż myślałem. Praktycznie nie czuję twojego ciężaru. Zabieram jeszcze tylko jedną rzecz i opuszczam ten pokój.

Kiedy zbliżam się do drzwi, moi ludzie już są poza domem. Bardzo dobrze się spisali, ale lepiej, żebyś nie wiedział co tu się stało. Kiedyś zrozumiesz, że to wszystko dla twojego dobra, ale na razie nie chce byś mnie znienawidził.

Wzdrygam się lekko widząc co znajduje się w salonie. Tak dużo krwi. To... odrażające. Tak to idealne słowo. Szkarłatna ciecz zawsze napawa mnie obrzydzeniem i przywołuje złe wspomnienia. Jest taka okropna, ale dziś nie przeszkadza mi tak bardzo. To chyba dzięki tobie.

Jadąc do rezydencji, bezustannie uśmiecham się. To taka wspaniała noc. Dzięki tobie nawet gwiazdy zdają się błyszczeć jaśniej niż zwykle. Nie umiesz sobie nawet wyobrazić jak bardzo cię kocham i ty też mnie pokochasz.

Na pewno.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top