[XXVIII] 𝐓𝐘𝐋𝐄𝐑

JEDNO TRZEBA BYŁO PRZYZNAĆ MITOM GRECKIM I RZYMSKIM — nie brakowało w nich mnóstwa bogów, herosów i innych postaci o dziwnych imionach.

Imię Fama padło z ust Claire szybko i cicho, dlatego Tyler nie był pewien czy dobrze usłyszał.

— O kim?

— Rzymska odpowiedniczka Feme. Jest boginią rozchodzących się wieści. Nie należy do tych popularnych bóstw, ale sądzę, że jest całkiem ważna.

Tyler uniósł brwi.

— Bogini plotek.

— Rozgłaśnia zarówno prawdziwe, jak i nieprawdziwe informacje — odparła Claire. — Ze swojej siedziby obserwuje wszystko. A skoro Egeria twierdzi, że przez osłabienie magii Chaosu ma wgląd także tutaj...

— Załapałem — chłopak wsunął ręce do kieszeni, w których miał niewielką figurkę, kłębek nici oraz pustą buteleczkę — niby niedużo, a jednak było doskonale widać, że coś tam trzyma. A o ile nie chciał zbyt wiele ukrywać przed Claire, to niespecjalnie uśmiechało mu się wyznawanie, że mimo wszystko skorzystał z prezentu od Apate.

Jeszcze nie teraz.

Claire zacisnęła usta w wąską kreskę i skinęła głową.

— Zgodnie ze wskazówkami Egerii, przejście do jej pałacu znajduje się właśnie w Koryncie. Poza tym... — jej wzrok powędrował w stronę teatru. — Widziałaś, co się tutaj działo. To ma jakiś związek z otwarciem portali.

Tyler wyjął w końcu ręce z kieszeni, po czym skrzyżował je na piersi. Czuł powiew lekkiego, orzeźwiającego wiatru na twarzy — i tylko dzięki niemu zdołał się nie zgiąć w pół, gdy nagle znowu coś ścisnęło go w środku.

To było okropne. Pierwszy raz miał coś takiego. Gdyby próbował sobie wyobrazić działanie trucizny, pewnie uznałby, że objawia się właśnie w ten sposób.

A może jednak przyjmowanie rady od Apate było błędem.

Na krótki moment zamgliło mu się przed oczami — coś jak mroczki, gdy za szybko i gwałtownie się wstanie.

Starał się to ignorować.

— Nie wiem czy dobrze rozumiem — powiedział, patrząc wymownie na Claire. — Jakaś banda zepsuła przedstawienie i to ma związek z losami świata?

Dziewczyna niemal się uśmiechnęła, z naciskiem na niemal.

— Oni wiedzą — wymamrotała, również krzyżując ramiona na piersi. — Chodź.

A następnie odwróciła się i pomknęła między tłumem. Była na tyle niska, że na moment zniknęła mu z oczu.

— Ej, czekaj. Jak chcesz się włamywać do starożytnego teatru, to przynajmniej nie głównym wejściem.

Claire odwróciła się i zagarnęła kosmyk czarnych włosów za ucho.

— Nie włamuję się. Zamierzam tylko zajrzeć, żeby...

— Bez wiedzy i zgody właściciela — sprecyzował. — Tak, na tym właśnie polega włamanie.

— Wiesz co? Pójdę sama.

— Mam ci kryć tyły, kiedy będziesz się włamywać?

— Nie róbmy zamieszania. Niech nikt więcej nie wchodzi.

Tyler prychnął, ale ona tylko wyciągnęła rękę bez słowa. Wtedy wyjął z pochwy jeden sztylet i jej go podał, wiedząc, że za niedługo klinga zmieni kształt na taki, który będzie potrzebny.

Ten gadżet był w sumie całkiem fajny, tylko że Tyler rzadko miał potrzebę go używać. A jednak przydawał się w nagłych, niespodziewanych sytuacjach. Na przykład, gdy kiedyś musiał zwinąć przypadkowy samochód podczas ataku karpoi, ale to już inna historia.

Claire rozejrzała się jeszcze na wszelki wypadek, lecz nie wyglądało na to, by ktoś zwracał na nich jakąkolwiek uwagę. Wszyscy mieli swoje sprawy, a oni stanowili dla nich tylko niewyraźne tło. Dziewczyna rzuciła szybko dzięki i pobiegła.

Dopiero wtedy Tyler zrozumiał, że jej głupi pomysł był dla niego idealny.

Oparł się plecami o ścianę, biorąc głęboki wdech, tym razem nie przejmując się, że ktokolwiek to zauważy. W czasie bitwy w Obozie Jupiter, chwilę przed przybyciem Apate, przekonał się, że nadużywanie mocy może przynieść niezbyt ciekawe skutki. Przez silne zawroty głowy pewnie dałby się zabić, gdyby Luis nie kazał mu się pohamować. A jednak to, co wtedy czuł, nie było nawet w połowie tak złe jak teraz.

Jakby przez mgłę zarejestrował, że z głębi teatru nie dochodziły żadne dźwięki, co oznaczało, że Claire zdołała zajść całkiem daleko bez zwracania uwagi i irytowania kogoś po drodze.

Wciąż nie rozumiał, dlaczego tak jej zależało, aby się tam dostać.

Tymczasem tłum, choć wyraźnie rzadszy niż wcześniej, w dalszym ciągu kręcił się w pobliżu. Kątem oka Tyler zauważył grupkę młodych kobiet zerkających podejrzliwie w stronę teatru i szepczących coś między sobą. Finalnie jednak oddaliły się od niego i więcej ich nie widział.

Zdążyły odejść tuż przed najlepszym.

Bo kiedy tylko zniknęły za rogiem, Tyler wyprostował się i w końcu obraz mu się wyostrzył. A to wystarczyło, aby w porę dostrzegł, jak kolejna gromada zainteresowana zajściem w teatrze się zbliża.

Nie wyglądali na współczesnych herosów, ale na starożytnych też nie. Można by więc obstawiać coś pośrodku. Jeden z nich, noszący połączenie zwyczajnych ubrań ze zbroją (jak wcześniej Claire) na oko liczył nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, był najwyższy ze swoich towarzyszy i miał krótkie ciemnoblond włosy. Na początku to, jak rozmawiał z pozostałą trójką, skojarzyło się Tylerowi z Peliasem. Nie potrzebował niczego więcej, żeby czuć do nieznajomego awersję, ale kiedy on się odwrócił, okazało się, że nie był wcale taki nieznajomy.

Skądś Tyler go kojarzył. Nie pamiętał skąd, a jednak miał pewność, że już kiedyś go spotkał.

Kiedy heros jeszcze raz obejrzał się za siebie, obserwując uważnie budowlę teatru, jego brązowe oczy zalśniły — i to przywołało wspomnienia.

Jakieś dwa lata temu Apate świetnie się bawiła, pojawiając się przed Tylerem albo Claire bardzo często i w najbardziej niespodziewanych momentach, a przy tym zaznaczając, że jeśli ktokolwiek ją zobaczy, będą mieli poważne kłopoty. O dziwo (i na szczęście) zazwyczaj potrafili znaleźć się we właściwym miejscu o właściwej porze. Zazwyczaj.

Któregoś razu, gdy Apate zmaterializowała się dosłownie przed nim na środku drogi, niemal udało jej się wtopić w tło Rzymianek w długich sukniach, ale na krótką chwilę cała jej postać rozbłysła. Nie na tyle mocno, by spalić na popiół wszystkich, którzy ośmielili się spojrzeć (jak to bogowie nierzadko mieli w zwyczaju), ale zdołała zwrócić uwagę jakiegoś przechodnia.

Odwrócił się i wytrzeszczył oczy, a potem uśmiechnął się lekko, zanim zniknął wśród mnóstwa innych sylwetek i twarzy.

Tyler nie widział go od tamtego czasu, ale zmartwychwstali herosi w portalu właściwie się nie zmieniali, dlatego wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy. A to spojrzenie zdecydowanie zapadało w pamięć.

Choć przez jakiś czas Tyler nie był do końca pewny, czy dobrze go rozpoznał, utwierdził się w swoim przekonaniu, kiedy heros zaczął się zbliżać. Wcześniej wymienił parę zdań ze swoimi towarzyszami, którzy z jakiś powodów rozbiegli się we wszystkie strony, a on sam ruszył w kierunku wejścia do teatru.

Tyler naprawdę nie chciał ani na niego patrzeć, ani z nim rozmawiać, ani w ogóle oddychać tym samym powietrzem co on.

Istniało prawdopodobieństwo, że go już nie pamięta. Albo chociaż nie pamięta jak wyglądał. Jeśli jednak pamiętał... to sprawy się znacznie komplikowały.

Tylerowi starczało już problemów. Mimo to...

W momencie, gdy nieznajomy zamierzał już wejść do środka, Tyler zastąpił mu drogę.

Nie na tyle, by całkowicie zasłonić wejście. Raczej tylko zwrócił na siebie uwagę, w mgnieniu oka pojawiając się tuż obok i zagradzając nogą przejście. Ramiona trzymał nadal skrzyżowane przed sobą i miał nadzieję, że nie widać po nim, jak ból ciągle mu doskwiera.

— Nieczynne — rzucił odrobinę chłodniej niż zamierzał.

Wraz z ilością osób w teatrze rosło prawdopodobieństwo nakrycia Claire, co może nie byłoby aż tak złe, a może ten syn Dionizosa wpadłby w jeszcze większy szał. Tyler wolał nie sprawdzać, która z opcji była prawdziwa.

Dzięki bogom... chociaż nie, wcale nie dzięki nim — brązowooki heros nie wyglądał na tutejszego. Przez ramię miał przewieszoną dużą torbę, a jeszcze przed chwilą wraz ze swoją ekipą rozglądał się, jakby odwiedzał Korynt po raz pierwszy.

Teraz przekrzywił lekko głowę. Na ułamek sekundy Tylerowi podeszło serce do gardła, bo nieznajomy uważnie mu się przyjrzał. Jeśli jednak go rozpoznał, doskonale to ukrył.

— Och, naprawdę? — uśmiechnął się krzywo. — Słyszałem, że rozegrało się tutaj niezłe zajście. Chciałbym się tylko czegoś dowiedzieć.

— Nic ciekawego się nie działo.

Usłyszawszy te słowa, heros powinien odpuścić, ale on tylko wzruszył ramionami.

— Jasne, plotki zwykle są koloryzowane. Ale ta grupka ogłaszająca otwarcie portalu, brak wieści od Chaosu i takie tam faktycznie musiała tutaj być, skoro odwołano przedstawienie.

Tyler z całych sił starał się zachować spokój.

— Ale to bzdury.

— Uważaj sobie jak chcesz — odrzekł tamten. — Wejdę tylko na chwilę. Zobaczyć, co zrobili.

Tyler na chwilę się zawahał. Chyba lepiej wpuścić tego herosa niż jakiegoś innego, bardziej agresywnie nastawionego do sprawy. Ale potem pomyślał o plotkach, które właśnie do niego dotarły. Jeżeli informacje dalej będą siebie rozprzestrzeniać, wkrótce dotrą nawet do stroniących od konfliktów mieszkańców. A wtedy wszyscy udadzą się do Grecji, usiłując przedostać się przez ten drugi portal prosto do...

— Nie.

Jasne, może i postępował głupio. Choćby i udało mu się powstrzymać jedną osobę, nie da rady z całą potężną armią. A jednak... zawsze to coś.

— To nie zabytek do zwiedzania — mruknął. — Jest zamknięte.

Teraz nieznajomy uniósł brwi.

— A kim ty jesteś, że tak cię obchodzi, co zrobię?

— A czemu ciebie tak to obchodzi?

Z każdą chwilą Tyler coraz mniej żałował, że od początku nie chciał go przepuścić. Mięśnie herosa wyraźnie się napinały, a spokój widoczny wcześniej na jego twarzy powoli znikał. Sądząc po jego skupionym spojrzeniu, właśnie coś analizował.

Chyba jednak go pamiętał, choćby przez mgłę. I mimo że nie powiedział tego na głos, zaczął wyciągać wnioski. Wszystko układało się w spójną całość.

Tyler kątem oka omiótł okolicę. Gdyby zwrócił na siebie uwagę, podejrzenia jeszcze by wzrosły. Ale sądząc po tym jak ten heros na niego patrzył...

Dlaczego wszystko musiało być tak strasznie trudne?

I dlaczego zawsze musiał wszystko zepsuć?

Nie miał jednak wyboru, ponieważ gdy nieznajomy sięgnął do swojego pasa, nietrudno było się domyślić, w jakim celu to robi. Tyler ledwo wyciągnął przed siebie sztylet, a dwa ostrza się ze sobą zderzyły.

Rozległ się brzdęk — nie na tyle głośny, żeby zwrócić uwagę całej zebranej gromady, ale Tyler był pewien, że jeśli to się powtórzy, to przyciągną ciekawskie spojrzenia.

— Przestań — syknął do tamtego. — To tylko głupi teatr.

Czuł jego napór na sztylet. Pojedynek mógł się zaraz rozwinąć, więc trzeba było złagodzić sytuację już teraz. Tyle że Tyler niekoniecznie potrafił łagodzić sytuację. To nigdy nie była jego działka.

Zaklnął w duchu, kiedy usłyszał wokół jakieś głosy, a potem dostrzegł ukradkiem, jak jakaś kobieta wskazuje w ich stronę.

Heros zmarszczył brwi, jego oczy zapłonęły. Wycofał się dosłownie na chwilę i już zamierzał zaatakować ponownie.

— Tyler.

Chłopak wzdrygnął się i odwrócił, błyskawicznie chowając sztylet jakby nigdy nic.

Claire stała już w wejściu. Z jednej strony uratowała sytuację. Z drugiej jednak spojrzenie, które mu posłała, nie należało do najprzyjemniejszych.

— Już w porządku — rzekła, zwracając się do nieznajomego, który rozsądnie się uspokoił, a chęć walki z niego wyparowała. — Przepraszam, miałam tylko pomóc przy scenie po tym, co się stało. Bardzo nam zależało, żeby nie wywoływać niepotrzebnego chaosu. Wszystkie ślady tamtej akcji już zniknęły, a następne przedstawienie się odbędzie.

Mówiła z takim opanowaniem, że gdyby Tyler jej nie znał, zapewne uwierzyłby w te wszystkie kłamstwa.

Heros, znowu wyglądając na spokojnego, skinął uprzejmie głową i wymamrotał: Jasne, rozumiem.

Oczywiście musiał być sfrustrowany. Dobrali się idealnie. Trudno było ocenić, kto lepiej udaje.

Kiedy wystarczająco się od niego oddalili, Claire zmarszczyła brwi.

— A co to miało być? — jej wzrok powędrował w stronę jego noża. Wyjęła z pochwy drugi i mu go oddała.

Tyler wywrócił oczami.

— No co? Strasznie był natrętny.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech.

— Dobra. Dzięki. Ale lepiej trzymajmy się na boku, przynajmniej na razie. W tym teatrze... — pokręciła głową z niesmakiem. — Ewidentnie wiedzieli o portalu. Usiłowali wykrzyczeć to albo zapisać na scenie, tak wywnioskowałam z rozmowy tego faceta.

Czyli tamten heros się nie mylił.

— I co to ma do naszych poszukiwań? — zapytał Tyler.

— To, że te chłopaki wiedzą o portalu właśnie od Famy — oczy Claire rozbłysły. — I nawet zostawili wskazówkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top