[XXV] 𝐋𝐄𝐀
LEA NA CHWILĘ MUSIAŁA WSTRZYMAĆ ODDECH.
W ciągu ostatnich paru dni miała już do czynienia z rozmaitymi znakami, więc domyślała się, że tym razem zobaczy coś w ich podobie — migoczącą złotą poświatę, napis albo kolejnego wysłannika jakiegoś bóstwa (nic z tych rzeczy by jej wcale nie zdziwiło). Tymczasem miała przed sobą po prostu portal.
Żadnych zagadek. Żadnych widocznych przeszkód. Między dwoma drzewami powietrze falowało, błyszczało różnymi kolorami. Po chwili Lea uświadomiła sobie, że było to coś w rodzaju lustra. Odbijała się w nim zieleń drzew, choć bardzo niewyraźnie. A poza tym portal co chwilę migotał, znikał i znów się pojawiał niczym słaby hologram.
Czy to naprawdę już się działo?
Lea poczuła dreszcze na całym ciele. Miała nadzieję, że nie zadygotała zauważalnie. Nie chciała wszystkim wszem i wobec pokazywać, że jest cała roztrzęsiona. Mimo że naprawdę była.
Przecież jeszcze niedawno spotkała pierwszy raz Ariadnę. Jeszcze niedawno dopiero zaczynała przygotowywać się do tej chwili. Jeszcze... no, odrobinę dawniej dopiero się wszystkiego dowiadywała, stojąc przed Ikelosem w tę chłodną, zimową noc, kiedy skończyła się wojna z Chaosem. Moment, w którym mieli otworzyć portal, powstrzymać boginię zdrady, wydawał się taki daleki.
Zaledwie parę dni temu Lea z uniesioną głową i błyskiem w oku oznajmiała Ariadnie, że wykonają to zadanie bez problemów.
Jak mogła być tak głupia?
Wzięła głęboki wdech, usiłując się uspokoić. Spróbowała skupić się na tym, co najistotniejsze.
Ratowanie świata. Jej rodzina. Przyjaciele. Wszyscy, którzy zasługiwali na to, by żyć, którzy mieli już wystarczająco dużo zmartwień na głowie, pomijając plany Apate. Tyler.
Dziewczynie zrobiło się minalmalnie lepiej. Da radę. Pokonali już Chaos, więc uporanie się z pomniejszą boginią będzie o wiele łatwiejsze.
Kto pokonał Chaos? — odezwał się kpiący głos w jej głowie. — Nie ty. To byli Harper i Owen. A właściwie, Gaja i Uranos. Tym razem wszystko w twoich rękach. Jak sobie poradzisz?
— O kurczę — głos Leona wyrwał ją z zadumy. — Zrobił się bardziej... hmmm, realny?
Podszedł bliżej i zaczął przyglądać się portalowi, jakby próbował ocenić, gdzie znajduje się jego mechanizm, który mógłby zbadać.
Kalipso zacisnęła usta w wąską kreskę.
— Faktycznie. Kiedy ostatnio tutaj byliśmy, dopiero powstawał. Trudno było rozpoznać, co to takiego.
— Powiedzieliście o tym Chejronowi? — zapytał Luis.
— I pokazaliśmy — odparła czarodziejka. — Nie bardzo wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Chejron zwrócił się do driad, a one obiecały mieć portal na oku. Uznaliśmy, że najlepiej nic nie ruszać, dopóki się czegoś nie dowiemy.
Larry zagwizdał przeciągle.
— No, to już się dowiedzieliśmy. Portal tu jest, tyle że... — podszedł bliżej i dotknął migoczącej powierzchni. Jego ręka przeszła przez nią na wylot. — Nie działa.
W tym momencie wszyscy spojrzeli na Felicię.
Jakkolwiek Lei się to nie podobało, fakty przedstawiały się w następujący sposób: w Felicii musieli pokładać mnóstwo nadziei. Lea musiała pokładać w niej nadzieję. Śmiertelniczka ze zdolnością przeglądania Mgły była niezbędna do otwarcia portalu. Bez niej mogli co najwyżej przystać na propozycję Larry'ego, ale to nie wchodziło w grę, ponieważ...
Tyler. Tak, on stanowił idealne uzasadnienie każdego problemu. Im bardziej zbliżał się ich cel, tym więcej trudu sprawiało Lei skupienie się na pokonaniu Apate. Myślała głównie o nim; mimo że wciąż była na niego zła, martwiła się i tęskniła. I choć wiedziała, że Tyler potrafi sobie poradzić, że z pewnością dał radę dotrwać do tego momentu... kiedy cały wymiar ulegnie zniszczeniu, to będzie koniec.
To znaczy — ktoś mógłby pomyśleć, że będzie koniec. Ale nie będzie. Nie.
Felicia uniosła rękę, by zaczesać sobie włosy za ucho.
— Cóż, wydaje mi się, że mogę was poinstruować. Ale... sama tego nie zrobię.
Zmrużyła oczy, przyglądając się uważnie portalowi.
No tak. Potrafiła dostrzec, co trzeba, jednak otwarcie portalu było zadaniem dla herosów. Lea poczuła częściową ulgę na myśl, że nie zaciągnie sobie aż tak dużego długu u Felicii.
Felicia podeszła do Larry'ego i przełożyła rękę przez portal tak jak on. Przez chwilę na jej twarzy malowało się wahanie.
— Dlaczego... — to słowo wydostało się z gardła Lei, zanim zdołała porządnie to rozważyć, ale ostatecznie przełknęła ślinę i podjęła: — Dlaczego portal pojawił się akurat tutaj?
Felicia po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzała w jej stronę i w krótkim momencie cała udawana serdeczność zniknęła. Czoło przecięła jej wąska kreska, a w oczach koloru miodu błysnęła złość. Jednak zaraz potem dziewczyna odezwała się zupełnie spokojnym głosem, już bez patrzenia na Leę:
— Zacznijmy od tego, że to jeszcze nie jest portal. Sądzę, iż ta... hmmm... bogini...
— Apate — podpowiedział Leo.
— Tak właśnie. Apate z jakiś powodów wybrała to miejsce, las Obozu Herosów, aby ewentualnie dało się tutaj otworzyć portal. To, na co patrzymy, stanowi swego rodzaju bramę do celu.
Larry zmarszczył brwi.
— Ale to bez sensu. Czemu wybrała to miejsce, do którego mamy swobodny dostęp? Tak jakby szła nam na rękę.
— Przepowiednia — wymamrotał Luis. — Dokonania jej wrogów obiecujące / I ich zwycięstwa, bo złudą się okażą...
Leo wytrzeszczył oczy.
— Macie przepowiednię? Rany. Jak już przeżyjecie, chcę usłyszeć całą opowieść. To może być ciekawe.
— Leo! — skarciła go Kalipso.
Ale Lea mimowolnie się uśmiechnęła. Chyba Valdez miał w sobie coś takiego, co poprawiało ludziom humor w trudnych sytuacjach.
— Nie... Żaden problem — powiedziała.
— Kontynuując!... — Larry odchrząknął, po czym skinął głową w stronę Felicii.
Dziewczyna przyciągnęła dłoń z powrotem do siebie i wróciła do uważnego lustrowania wzrokiem portalu. Lei nagle zakręciło się w głowie. Dotychczas poznanie prawdy o jej najmniej lubianej znajomej z klasy wywoływało u niej jedynie złość, a także odrobinę zażenowania. Felicia musiała cały rok słuchać jej głupich wymówek, wiedząc, że są nieprawdziwe. Musiała dostrzegać wszystkie potwory łażące po szkole. Gdy Lea w pełni sobie to uświadomiła, poczuła jak pieką ją uszy, ale nie umiała wyjaśnić dlaczego.
Jednak teraz... to było coś innego. Nie odczuwała już skrępowania. Po prostu myślała, jakie to dziwne. Przez cały rok szkolny widziała Felicię w rozmaitych sytuacjach. Wykorzystującą innych, żeby wykonali za nią projekty lub zadania domowe. Plotkującą zawzięcie z koleżankami, podczas gdy wszystkie szły środkiem korytarza w strojach cheerleaderek. Flirtującą z niemal każdym chłopakiem ze sportowego klubu. I robiącą mnóstwo innych, zwyczajnych, codziennych rzeczy jak typowa wredna dziewczyna z serialu.
Ale teraz... stała razem z herosami i byłą grecką boginią obok miejsca, gdzie zaraz miał się otworzyć portal do równoległego wymiaru stworzonego przez najpotężniejsze bóstwo Chaosu.
Dziwne.
Tak, to słowo pasowało, żeby to opisać.
No i jeszcze co chwila zerkała na Larry'ego w podobny sposób, jak na tych kolesi ze szkoły. A on patrzył na nią z rozszerzonymi źrenicami i błyskiem w oku, a w niektórych momentach nawet delikatnym rumieńcem. Innymi słowy: na poważnie.
Lei przebiegło przez myśl, żeby go jakoś ostrzec. Nie wiedziała tylko jak to zrobić, aby nie uznał, że umyślnie usiłuje go zniechęcić. Aż w końcu uznała, że ma to gdzieś. Już mówiła, co myśli o tej dziewczynie. Najwyżej Larry'emu się trochę dostanie.
— Okej — Felicia nigdy, na żadnej lekcji, nie wyglądała na tak skupioną jak w tym momencie. — Nie pytajcie mnie, skąd wiem... To coś w rodzaju odczucia, ale nie potrafię tego dobrze opisać. Cały wymiar Chaosu otacza bariera, która powoli, bardzo powoli, słabnie. W niektórych momentach jest wyjątkowo cienka. Trzeba będzie uderzyć właśnie wtedy.
Rozległ się trzask. Na krótką chwilę Lea zamarła, a jakaś durna część jej umysłu kazała myśleć, że to znak, że to jest ten moment, gdy bariera opada. Ale to tylko Festus najwyraźniej znudził się rozmową i zaczął rozglądać się dalej, po lesie. Leo odruchowo odwrócił się w jego stronę.
Jedynie Kalipso pozostawała w pełni skupiona na dyskusji. Ścisnęła skrawek swojej koszulki i jednocześnie przygryzła wargę.
— To znaczy... jesteście pewni? Chcecie to zrobić już teraz?
— Gdyby było można, spróbowalibyśmy już wcześniej — odpowiedziała Lea.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów uzmysłowiła sobie, że mogą brzmieć zbyt pusto. Kalipso skinęła jednak głową.
— Rozumiem. Jak się otwiera ten portal? — zwróciła się do Felicii.
Kluczowe pytanie. Felicia zwilżyła delikatnie wargi.
— Przełamując barierę — odparła wreszcie, po czym zaczęła wyjaśniać: — To z pozoru proste. Wystarczy silna wola. Skupiasz się na tym falującym powietrzu, wybierasz odpowiedni moment i uderzasz w tę ścianę.
— I tyle? — zdziwił się Luis.
— Mówię, że to z pozoru proste. Ale z grubsza tyle. Problem w tym, że bariera... nawet jeżeli jest słaba, ciągle blokuje drogę. Jeśli ktoś się przez nią przebije, to na pewno nie bez szwanku — dziewczyna skrzywiła się.
No jasne. Mogli się spodziewać.
Leo odchrząknął.
— A co się stanie z portalem, jak już go użyjecie? Nie powinien zostać jakoś zamknięty? Inaczej każdy przypadkowy przechodzeń będzie sobie mógł ot tak wejść do równoległego wymiaru Chaosu.
— Tego nie wiem — przyznała szczerze Felicia.
Larry cofnął się o krok, jakby już oceniał, w które miejsce najlepiej uderzyć. Sądząc po tym, jak spinał mięśnie, Lea się domyśliła: bardziej mu zależało na tym, by zrobić wrażenie na Felicii niż żeby faktycznie dostać się do wymiaru. Jakaś część jej umysłu kazała jej się wtrącić, powiedzieć: Ja to zrobię.
Ale nie mogła wydobyć z gardła głosu.
— Ja to zrobię.
Na dźwięk głosu Luisa Lea omal nie podskoczyła. Spojrzała na niego, zaskoczona.
— Nie — Larry zaoponował natychmiast. — Ja mam pewien pomysł. Załatwię to szybko.
Idealne opanowanie na twarzy Luisa zaczęło słabnąć.
No nie, pomyślała Lea.
— Ani mi się ważcie — mruknęła. — Ja otworzę ten portal. Felicia, kiedy będzie dobry moment?
Starała się mówić tak pewnie, jak tylko była w stanie. Zwróciła się do Felicii bez cienia nieuprzejmości w głosie po raz pierwszy od... Uch. Chyba po raz pierwszy.
Leo uśmiechnął się i wziął wdech, jakby mocno się starał, by nie parsknąć śmiechem.
— No to nieźle — skomentował.
Felicia uniosła ręce, starając się złagodzić atmosferę. Oczywiście niewiele to dało.
— Zastanówcie się dobrze. To zadanie dla jednej osoby. Poza tym... — przyjrzała się jeszcze uważniej portalowi. — Trzeba będzie poważnie przepłacić.
Jej słowa zadziałałaby jako odstraszenie, gdyby Lea miała siedem lat. Teraz jeszcze bardziej ją zachęciły. Fakt, Larry ją irytował, ale jakąś maleńką częścią siebie go lubiła. Nie chciała żeby ani on, ani Luis odwalili za nią czarną robotę.
Pomyślała o Ariadnie, która przez tyle czasu udzielała jej wskazówek. Po coś to robiła, prawda? Liczyła, że Lea poradzi sobie z misją, a nie będzie stać za plecami swoich towarzyszy i się przyglądać.
— Nie no — odezwał się znów Leo. — Gdybym szedł z wami, pewnie też bym chciał otworzyć portal. To jest takie... ciekawe.
Kalipso wywróciła oczami.
— To kiedy będzie ten moment? — zapytała ponownie Lea.
Felicia fuknęła, ale wyjątkowo nie w jej stronę, tylko ogólnie do wszystkich, po czym skrzyżowała przed sobą ramiona.
— W czasie, gdy się kłóciliście, były już dwa. Pojawiła się taka poświata.
Rzecz jasna, nikt poza nią nie widział żadnej poświaty.
— Felicia, proszę — Larry uśmiechnął się przeciągle. — Podpowiedz mi coś jeszcze, a zrobię to w mgnieniu oka.
— Już to widzę — parsknęła Lea. — Jeszcze niedawno szukałeś innego sposobu.
Chłopak zacisnął pięści.
— Ale skoro już wybraliście ten trudniejszy, gorszy sposób...
— Zamknijcie się — Luis wszedł mu w słowo tak gładko i nagle, że Lea omal nie podskoczyła na dźwięk jego głosu. Pełnego irytacji, zresztą całkiem uzasadnionej. — Nie po to jeździliśmy po nocach, żeby teraz marnować czas.
A potem w bardzo krótkim czasie wydarzyło się tyle, że umysł Lei zarejestrował to dopiero po pewnej chwili.
— Właśnie o tym mówię — na twarzy Larry'ego malowało się zmieszanie. Po części był zły, że Luis nie dał mu dokończyć, a po części się z nim zgadzał. — Felicia...
Felicia obdarzyła go jednym ze swoich słynnych spojrzeń. Gdyby Lea jej nie znała, uznałaby, że kryje się w nim mnóstwo ciepła.
— Zaczekajcie może. Kiedy już przekroczymy portal, zostaniecie tutaj, prawda? — zwróciła się do Leona i Kalipso.
Leo nie przestawał się uśmiechać.
— Nie mamy za bardzo wyjścia, co nie?
— Nie martwcie się o nic — rzekła Kalipso. — Jeśli się nie zamknie, powiadomimy Chejrona. A driady na pewno będą obserwowały wszystko na bieżąco. Nikt nieproszony się tam nie dostanie.
Felicia skinęła głową. Jej wzrok powędrował z powrotem do Larry'ego.
— W porządku.
Tak, zdecydowanie patrzyła mu głęboko w oczy.
— Zaraz... — Larry zmarszczył czoło. — Chcesz iść z nami? To znaczy, bardzo nam pomogłaś, ale zdajesz sobie sprawę... tam może być naprawdę niebezpieczne i...
— Pójdę — Felicia położyła mu palec na ustach i uśmiechnęła się, co byłoby w sumie urocze gdyby zrobił to ktokolwiek inny niż ona. — Dziękuję, ale zanim się obejrzysz, znów będziesz mnie potrzebować. Poradzę sobie, zobaczysz.
Po czym odwróciła się do niego plecami, ponownie spoglądając na portal.
Larry zamrugał. Na chwilę zbyt skupił się na Felicii. A Lea, chcąc nie chcąc, również zerkała w jej stronę, gdy obserwowała tę migoczącą lustrzaną ścianę.
To był błąd.
Nie zauważyła, jak Luis robi parę kroków naprzód, dopóki nie znalazł się tuż obok portalu. W chwili, gdy go dotknął, powierzchnia zadrżała mocniej, a jego dłoń zniknęła... po drugiej stronie.
Uświadomiwszy sobie, co właśnie zrobił, (tak szybko i bez wahania) Lea wytrzeszczyła oczy.
— To by było na tyle — powiedział, wyciągając rękę. Trochę się skrzywił i zaraz złapał się za nadgarstek, ale poza tym...
— Co ty... — Larry'emu załamał się głos.
Felicia uśmiechnęła się lekko.
— Miałeś szczęście.
Leo skrzyżował ręce za plecami i wychylił się, wyraźnie zainteresowany. Dopiero wtedy Lea spostrzegła, że obraz się zmienił. Nie był już lustrzanym odbiciem. Pociemniał znacznie, ukazując ścianę, tę drugą stronę...
Zakręciło jej się w głowie. Może za mocno się wahała, za mało wierzyła w to co się działo. Może to nawet lepiej, że nie ona musiała otwierać portal.
Ale oczywiście nie zamierzała przyznawać tego na głos.
Spojrzała gniewnie na Luisa.
— Dobra... wygrałeś. Ale ja wchodzę pierwsza.
Mogłaby przysiąc, że pomimo coraz mocniejszego, nerwowego zaciskania palców wokół nadgarstka przez jego twarz przemknął cień rozbawienia.
— Nie ma sprawy.
Lea powstrzymała się od przełknięcia śliny. Nie chciała pokazać po sobie, że się denerwuje.
Już. Teraz.
Ta ciemność w portalu... Dziewczyna musiała dobrze się przyjrzeć, by zobaczyć, że to ściana w jakimś ciemnym kolorze.
Omiotła wszystkich wzrokiem po raz ostatni... no, wszystkich poza Felicią. Luis puścił w końcu rękę. Larry patrzył na niego, starając się zachować spokój, choć był ewidetnie poirytowany. Leo wyglądał z kolei na podekscytowanego.
— Powodzenia — powiedział. — Tylko mi nie dziękuj.
Nie podziękowała. Spojrzała jeszcze na Kalipso, a ta kiwnęła jej głową.
A następnie, zanim zrozumiała, że to fatalny i szalony pomysł, przekroczyła portal.
Od razu poczuła, jak ciągnie ją do środka.
Nie mogła już zawrócić.
___________________
〖Notka〗
I tym akcentem kończymy "pierwszy etap" tego opowiadania (w końcu). Nie żebym dawała spoilery, ale, hmm, MAM TAKĄ TEORIĘ że jeszcze jedna "kolejka rozdziałów" i trójka głównych bohaterów spotka się razem... Tak tylko myślę.
A teraz dzięki za uwagę i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top