Rozdział 6, czyli Jasper
*Pov Encre*
I zostawił mnie. Powiedział co miał mi do powiedzenia i zostawił mnie na tym korytarzu i tyle. Właściwie, ma do tego pełne prawo; przecież to Lord, w dodatku wampirzy. Muszę postępować zgodnie z jego wolą, ponieważ inaczej może się to dla mnie niezbyt ciekawie skończyć... pomijając fakt, iż należę teraz do niego...
Zanim zdążyłem zacząć płakać, poczułem czyjąś delikatną dłoń na swoim ramieniu.
Odwróciłem się w stronę osoby, która mnie dotknęła. Spostrzegłem tam, nieco wyższego ode mnie, lokaja.
- Paniczu, miałem rozkaz zaprowadzić panicza do jego pokoju; proszę za mną. - powiedział i zaczął iść w nieznanym mi kierunku.
Podążyłem szybko za nim, nie chcąc się tutaj zgubić...
Przez dłuższy czas lokaj prowadził mnie po tych wszystkich korytarzach i holach, aż w końcu doszliśmy do sporych, masywnych drzwi.
- Tutaj jest sypialnia Panicza, czy będzie jeszcze potrzebna moja pomoc? - zapytał, otwierając mi drzwi.
- Nie, dziękuję... och, a comment tu t'appelles (jak masz na imię)? - spytałem, wchodząc do pokoju.
- Suave. - przedstawił się lekko uśmiechając się przy tym.
- Miło cię poznać, Suave. Ja mam na imię Encre. - odwzajemniłem uśmiech.
Suave ukłonił się tylko i zostawił mnie samego w pokoju.
Był inny niż ten, w którym się obudziłem, ale również był bardzo bogato wystrojony. Chyba ten Lord dba o swoje ofiary...
Na wprost od wejścia, przy którym stałem, znajdowało się dwuosobowe łoże z ciemną pościelą. Zarówno po lewej jak i po prawej stronie łóżka znajdowały się szafki nocne, a na każdej z nich - świecznik. Po prawej, przy równoległej ścianie, znajdował się duży regał z książkami zajmujący całą ścianę. Za to po lewej znajdowało się wielkie okno, przez które teraz wpadały promienie słońca, a zaraz obok niego, zdobiona szafa.
- bien ici (ładnie tutaj)... - powiedział cicho do siebie, po czym usiadłem na łóżku.
Okazało się ono być bardzo miękkie.
Szybko zdjąłem buty i położyłem się na nim cały.
Wtuliłem się w kołdrę i poduszki. Z moich oczu momentalnie popłynęły kolorowe łzy.
- Dlaczego mnie coś takiego spotkało? Qu'est-ce que j'ai fait (Co ja takiego zrobiłem)? - zacząłem cicho płakać w pościel.
Po niedługim czasie, mimo, iż był środek dnia, zmęczony zarówno wydarzeniami z dzisiejszego popołudnia, jak i płaczem, zasnąłem...
*Time Skip*
*Pov Fallacy*
Noc. Wstała ona, wstałem ja.
Usiadłem ,przeciągając się jednocześnie, w swojej trumnie.
- Piękna dzisiaj noc, na zaproszenie przyjaciela. - powiedziałem do siebie, po czym zacząłem ubierać się w swoje codzienny strój.
Gdy już się przebrałem, wyszedłem na korytarz i skierowałem się do swojego biura, jeśli mogę to tak nazwać.
Jako Jeden z Pięciu, mam na głowie mnóstwo obowiązków i papierowej roboty. Zwłaszcza dlatego, że brat mojego najbliższego przyjaciela, Songe, nic nie robi sobie z tego, iż jest wampirem o najwyższym tytule i całe noce bardzo po lesie i "zawiera przyjaźnie", jak to określa.
Polega to głównie na znajdowaniu zagubionych zwierząt i pomaganiu im we wróceniu do stada, nory czy innych gniazd. Jest to bardzo umniejszająca honorowi postawa. Szczerze, brzydzę się tym wampirem i nie przyznaję się do niego.
Wracając, idąc do swojego biura, natknąłem się na wiele służących, pokojówek i kamerdynerów, jednak nigdzie nie mogłem dostrzec Suave'a. Powinien znajdować się pod moimi drzwiami, tuż po tym, jak opuściłem swój pokój... dziwne...
*Pov Jasper*
- Chodź, Suave! Póki ojciec nie widzi! - pociągnąłem za sobą kamerdynera.
- Panie Jasper, naprawdę, to nie jest najlepszy pomysł...
- Oh, daruj sobie tego "Pana"! Po prostu chodź, zaprowadź mnie do tej nowej osoby!
Byłem tak podekscytowany.
Suave powiedział mi, że ojciec przyprowadził kogoś nowego do posiadłości. Nie pamiętam jeszcze do końca jego imienia... En... cośtam.
W każdym razie, właśnie idę razem z Suave do tej nowej postaci. Z tego co wiem, jest on śmiertelnikiem. Jednak nie mam zamiaru nic mu robić. Wręcz przeciwnie, chciałbym go poznać.
Ojciec nie zabiera do swojego domu byle kogo, jeśli chodzi o śmiertelników, więc i ta osoba musi się w czymś wyróżniać. Zawsze jestem ciekaw, czym dany potwór się specyfikuje, że mój ojczulek się nim zainteresował.
- Mówiłeś, że gdzie on mieszka? - spytałem, chcąc się upewnić, iż zmierzam w dobrą stronę.
- Trzecie drzwi od następnego korytarza. - powiedział Suave.
Uradowany, podbiegłem pod drzwi, za którymi znajdował się pokój kolejnego "wybrańca" ojca.
Zapukałem kilka razy do drzwi, skacząc wręcz z ekscytacji.
- Panie, naprawdę nie jestem pewien, co do słuszności pańskiego planu... Panicz Encre jeszcze może być w szoku...
- Teraz już jest za późno, żeby się wycofać. - powiedziałem pewny siebie.
Chwilę potem, drzwi otworzyły się, a po drugiej stronie dostrzegłem, niewiele wyższego ode mnie, szkieleta. Wyglądał, jakby ledwo co się obudził. W sumie, nie dziwię się, jest tutaj nowy i może jeszcze funkcjonować jak za życia w wiosce.
Uśmiechnąłem się szeroko, odsłaniając przy tym swoje kły. Zanim zdążyłem się przywitać i przedstawić, śmiertelnik przybrał jeszcze jaśniejszy odcień i padł nieprzytomny na ziemię.
- Co mu się stało? - pytałem Suave, patrząc pytająco to na niego, to na ciało potwora.
- Widocznie Panicz miał dzisiaj zbyt dużo nieprzyjemnych sytuacji, związanych z wampirami, i widząc jednego z nich, zemdlał. - wytłumaczył kamerdyner.
- Jakich sytuacji? O czym ty mówisz, Suave? - spytałem zdezorientowany.
Suave podszedł bliżej ciała i lekko odchylił głowę śmiertelnika w drugą stronę, ukazując tym samym sporą ranę na jego szyi. Ranę po ugryzieniu.
- Ach, ugryzienie własności…
- Słyszał o tym Pan? - spytał Suave z wyraźnym zaskoczeniem w głosie.
- Mam już tych 1500 lat, ojciec niektóre rzeczy o naszej naturze, nawykach i przywilejach mi mówił i tłumaczył je. - wyjaśniłem.
- Och, czyli jednak Pan rozmawia ze swoim ojcem?
- Raz na jakiś czas się zdarzy, ale nie często… a szkoda… - zamyśliłem się trochę.
Właściwie, to bardzo mało czasu spędzam z moim ojcem. Przez jego posadę, rzadko kiedy ma dla mnie czas. Najczęściej nie ma go, kiedy go najbardziej potrzebuję. Rozumiem, że bycie jednym z Lordów całej naszej populacji zabiera wiele czasu i energii, ale jednak jestem jego synem…
Na szczęście Suave zawsze jest przy mnie. Nawet kiedy, według swojego planu nocy, powinien być przy moim ojcu. Z nim zawsze mogłem, i do teraz mogę, swobodnie i bez przeszkód porozmawiać o tym, z czym mam problem, z czym się źle czuję… po prostu wyżalić mu się. Jednak jest on też moją skarbnicą wiedzy. Większość tego, co wiem, nauczyłem się właśnie od niego. Właściwie wszystko co mam, zawdzięczam właśnie jemu. Może dlatego mam do niego więcej szacunku niż do reszty służby? Prawdopodobnie tak.
- Panie, myślę, że jutro możemy przyjąć ponownie i spróbować poznać się lepiej z Paniczem Encre. - zaproponował Suave, kładąc potwora na łóżku.
Westchnąłem.
- Dobrze, niech będzie.
Wyszliśmy z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Teraz będzie mi musiał Pan wybaczyć, ale obowiązki mnie wzywają. - kamerdyner ukłonił się i poszedł w swoją stronę.
Chyba muszę nieco ograniczyć ilość spędzanego z nim czasu. Niewiele, ale jednak. Jeszcze nabawi się przeze mnie kłopotów…
Z tą, i wieloma innymi, myślami udałem się do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top