Rozdział 22, czyli już niedługo
*Pov Fallacy*
Kiedy tylko otworzyłem oczy, dostrzegłem, że śmiertelnik wciąż stoi w tym samym miejscu zdezorientowany, zawstydzony i niepewny.
Westchnąłem wstając i zbliżając się do niego.
On spiął się, w obawie, iż mogę coś mu zrobić... jednak stał, nieruszony niczym głaz, i wpatrywał się we mnie z delikatnym, tęczowym rumieńcem zdobiącym jego twarz.
- Możesz już się oddalić. - przemówiłem w końcu.
- A-ale miałem...
- Powiedziałem, że możesz się oddalić. - powtórzyłem, przerywając jego wypowiedź.
Sztywno kiwnął głową, po czym wyszedł z mojego biura, najpewniej, kierując się do swojej komnaty.
Nie zdołałem nawet usiąść spokojnie na fotelu, gdy do pokoju wbiegła rozgorączkowana, przerażona pokojówka.
- L-lordzie, wybacz, że nachodz-dzę, a-ale... wywiązała się walka...
- Gdzie? Kto walczy? - zacząłem pytać, zaniepokojony.
- N-na korytarzu... n-nasz gość nie chciał złoż-żyć broni... w-więc teraz prób-bujemy jej ją od-debrać siłą...
Westchnąłem zrezygnowany. Popełniłem duży błąd, pozwalając tym dwu zostać... teraz, ze względu na savoir-vivre, nie wyrzucę ich... będę musiał poświęcić wiele nerwów...
Wstałem, wypuszczając głośno powietrze.
- Zaprowadź mnie tam. Rozwiążę ten konflikt.
Kobieta czym prędzej wyszła z pokoju, a ja za nią, aby dotrzeć do miejsca zdarzenia.
Już niedługo potem dostrzegłem istną wojnę między czarownicą o białych włosach, a całą służbą. Druga w tym czasie lewitowała nad tym wszystkim, spokojnie patrząc na całe zamieszanie (tak sądzę, że patrzyła).
- Proszę złożyć broń! - krzyczał każdy wokół walczącej.
- Nie! Nie rozumiecie tego?! Nie mogę! - wrzeszczała w odpowiedzi.
- Wystarczy! - huknąłem.
Wszyscy jakby zamrożeni, stanęli w połowie ruchu. Czułem wzrok każdego z osobna na sobie.
- Co tutaj się dzieje? Skąd ta wrzawa? - spytałem, chcąc poznać szczegóły.
- Zanim wprowadziliśmy naszych gości do odpowiedniej komnaty, poprosiliśmy o złożenie broni, jak Lord kazał. Czarownica z kwiecistymi oczami nie stawiała oporu, za to druga... nie chciała oddać oręża, więc postanowiliśmy odebrać jej sztylet siłą. Mimo to, ona dalej się sprzeciwiała i tak oto przybyła reszta służących na pomoc. - wyjaśnił jeden z kamerdynerów.
Podszedłem bliżej do buntowniczki.
- Dlaczego nie oddałaś broni, jak ci nakazałem?
- Nie kazałeś mi jej oddać, tylko mówiłeś, żeby nam ją zabrano. - warknęła.
- Ach tak? W takim razie dlaczego się nie podporządkowałaś? - dopytywałem.
- Bo nie mogę. - odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
Zaczynałem ponownie tracić cierpliwość, widząc jak nonszalancka i wyzywająca jest ta kobieta w stosunku do mnie.
- Oddaj sztylet. - powiedziałem, jeszcze spokojnie, wyciągając przed siebie dłoń.
- Nie mogę. - odpowiedziała, nawet nie patrząc na mnie.
- Oddawaj.
- Nie.
- Oddawaj.
- Nie.
- Oddawaj.
- Nie.
- Ostatni raz mówię: "oddawaj"! - krzyknąłem, chwytając ją mocno za szyję.
- Nie. - wykrztusiła, uśmiechając się chamsko mimo wszystko.
Uniosłem w górę dłoń, gotów ją zaatakować, gdy nagle... poczułem dziwne ciepło...
Już sekundę potem unosiłem się nieco nad podłogą. Moje ciało otaczała purpurowo-fioletowa magia. Czarownica była w podobnej sytuacji. Zostaliśmy od siebie odseparowani.
- To zaczynało się wymykać spod kontroli. Na pewno byłoby zabawnie oglądać waszą walkę, ale nie byłaby ona warta szkód jakie mogły w jej wyniku powstać. - odezwała się ciemnowłosa czarownica.
Opadła lekko na podłogę. Gdy tylko to zrobiła, delikatnie odstawiła swoją towarzyszkę na ziemię, a mnie puściła bezładnie, przez co spadłem na posadzkę z cichym warknięciem.
Wstałem szybko, otrzepując swoje szaty z kilku pyłków, aby następnie spojrzeć wrogo na dwie dziewczyny.
- Wiedzcie, że zostajecie tutaj tylko ze względu na to, że nie wypada mi was teraz wyprosić. Inaczej, nie już byście szukały nowego schronienia. - dałem im do zrozumienia.
- Zdajemy sobie z tego sprawę. Jednak, zanim kolejny raz wywiąże się konflikt, niestety moja kompanka nie może złożyć broni. Owy sztylet jest jej Amuletem, z którym nie może się rozstawać. Amulet trzyma nasze moce w ryzach, przez co, można powiedzieć, że utrzymuje nas przy życiu, ponieważ magia, a raczej jej ilość, jaka w nas spoczywa, jest niebezpieczna nawet dla nas samych. Od czasu rytuału poświęcenia po wstąpieniu do Klanu Księżyca, każda z nas posiada takowy talizman. - wyjaśniła wyższa.
- Dobrze rozumiem, jednakże mam nadzieję, że amulet ten nie zostanie wykorzystany przeciwko mnie. - westchnąłem, ulegając niechętnie.
- To się zobaczy. - burknęła pod nosem białowłosa.
- Oczywiście, że nie; zadbam o to, a moja towarzyszka także będzie nad sobą panować, racja? - dodała czym prędzej kwiatooka, lekko przydeptując stopę drugiej dziewczyny.
Ta syknęła z bólu, przewracając oczami i mrucząc:
- Tak, jasne, nie będzie.
- Dobrze, w takim razie daję wam czas na oswojenie się ze swoim pokojem.
Obydwie lekko się pokłoniły, po czym przeszły spokojnie przez drzwi przyznanej im komnaty.
Kiedy tylko zniknęły za drewnianym skrzydłem, oddaliłem służbę, a samemu skierowałem się z powrotem do swojego biura. Muszę wreszcie skończyć przeglądać wszystkie listy i potwierdzenia zaproszeń...
*Pov Encre*
Wbiegłem do swojej sypialni najszybciej jak tylko umiałem, zatrzaskując za sobą drzwi. Następnie wskoczyłem na swoje łoże i objąłem mocno poduszkę, jednocześnie chowając w niej twarz. Z moich ust wydał się cichy, stłumiony materiałem krzyk. Nie mogłem uwierzyć w to, czego niedawno doświadczyłem.
Sam Lord Wampirów, najwyżej postawiona osoba, w tej potwornej, nocnej społeczności i jednocześnie mój pan i właściciel, dotykał mnie... w tak zmysłowy, intymny sposób... robił to tak dyskretnie i delikatnie, a jednak zostawił znaki na moim ciele... może gdyby tamte dwie kobiety nie weszły... może... zrobiłby...
- Aaaach! Mon dieu, à quoi est-ce que je pense (Mój Boże, o czym ja myślę)! - powiedziałem głośno.
Mimo to, mój głos został stłumiony przez poduszkę, niezmiennie, ciasno przyciśniętą do mojej twarzy.
Po dłuższym czasie, kiedy już nieco opanowałem szalejące emocje, usiadłem prosto na łożu. Wtedy też zorientowałem się, że w dalszym ciągu mam na sobie skromny strój.
~ Chyba powinienem zmienić ubranie na plus couvrant (bardziej okrywające). ~ pomyślałem, nie chcąc dopuścić, by ktokolwiek jeszcze zobaczył mnie w takim stanie.
Już po niedługiej chwili przebrałem się w swój codzienny ubiór: koszulę, spodnie i wysokie buty. Po tym, złożyłem starannie, zdjętą przed kilkoma sekundami, suknię, wraz z resztą odkrywającego ubioru, i odłożyłem je do szafy, która znajdowała się w mojej komnacie.
Kiedy tylko zamknąłem skrzydło szafy, usłyszałem energiczne pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Entrez s'il vous plaît (proszę wejść)! - zaprosiłem do środka osobę stojącą za drzwiami.
- Encre! Już jesteś! Jak poszło z moim ojcem? - usłyszałem uradowany głos Jasper'a.
Młody wampir wbiegł do komnaty, a za nim, spokojnym krokiem, wszedł Suave.
Na moją twarz wstąpił łagodny rumieniec na wspomnienie sytuacji z gabinetu Lorda.
- Dobrze… tak myślę… ale podobno Lord wcale mnie nie wołał. Dlaczego więc powiedzieliście mi, że było inaczej? - spytałem, będąc ciekawym ich motywów.
- Chcieliśmy, aby wasze relacje poprawiły się i zacieśniły. - wyjaśnił krótko kamerdyner, uśmiechając się łagodnie.
Jasper kiwnął szybko głową, potwierdzając słowa Suave.
- Ale dlaczego de cette façon (w taki sposób)? - dopytywałem, czując coraz większe ciepło rozchodzące się po mojej twarzy.
- Czyż to nie najlepszy możliwy sposób? - spytał lokaj.
- Jestem pewien, że ojcu się podobało. - zaśmiał się mały wampir.
Nie odpowiedziałem, zakrywając całą kolorową twarz.
- Nie przejmuj się tym. Było minęło, teraz trzeba się skupić na nadchodzącym balu! To już za tydzień! - starał się mnie pocieszyć wampir.
Tak… został już tylko tydzień…
-----------------------------------------------------------
I oto następny rozdział, gwiazdunie!
Mam nadzieję, że wam się podobał, chociaż według mnie nie wyszedł najlepiej…
Ze względu na to, że nie chcę przedłużać i zanudzać, akcja następnego rozdziału będzie rozgrywana dzień przed, czy może nawet tego samego dnia, co bal. Chcę żeby akcja była w miarę wartka, a gdybym chciała jeszcze opisywać następny tydzień w kolejnym rozdziale, byłoby to tylko i wyłącznie pierniczenie o przygotowaniach, krzątaninie służby bla bla bla bla bla bla. Ogólnie nic ciekawego.
No to co, do następnego. Trzymajcie się ciepło, mimo tych upalnych dni ^^
Bayo ~
Sleepysheepship6
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top