Rozdział 16, czyli nauka latania

*Pov Encre*

Nie wierzę, nie ma tu żadnej pracowni, w której mógłbym dać upust swoim emocjom i wenie. Ja tu przecież za długo nie wytrzymam. Prędzej oszaleję.

Zrezygnowany zacząłem kierować się do swojego pokoju (już zapamiętałem drogę z jednego pomieszczenia do drugiego). Nagle, dostrzegłem uchylone drzwi do biura wampira.

Przechodzę tutaj na tyle często, że wiem jakie pokoje mijam przy okazji. Jednym z nich jest właśnie kancelaria potwora z kłami.

~ il doit y avoir quelque chose à dessiner (tam musi być coś, czym da się rysować). ~ pomyślałem sobie.

Rozejrzałem się.

Nikogo w pobliżu nie było, więc mogłem czuć się w jakimś stopniu bezpiecznie.

Wśliznąłem się szybko do pokoju i zacząłem patrzeć za biurkiem, na którym spodziewałem się znaleźć ołówek lub choćby stare pióro. Po chwili dostrzegłem przedmiot, którego poszukiwałem.

Podszedłem tam szybko i zacząłem obiegać wzrokiem płaską, machoniową powierzchnię, zawaloną stertami różnego rodzaju papierzysk. Po pewnym czasie, zoczyłem praktycznie nie użyty, twardy ołówek, a obok niego nieco zabrudzoną gumkę. Z nieznacznie otwartej szafki wychylały się czyste kartki.

~ Chyba sprzyja mi szczęście. ~ pomyślałem uradowany.

Chwyciłem prędko obydwa przedmioty wraz z kilkoma białymi arkuszami papieru i wybiegłem z pokoju.

Nikt mnie nie widział. Lepiej dla mnie.

Udałem się z powrotem do swojego pokoju, aby choć w małym stopniu wykorzystać swoją wenę.

*Pov Fallacy*

Wyszedłem ze swoim synem na zewnątrz, aby, jak obiecałem, pokazać mu nieco wampirzych sztuczek.

- Więc, czego chciałbyś się nauczyć? - spytałem będąc już w odpowiedniej części ogrodu.

- Może… jak zahipnotyzować wzrokiem? - zaproponował podekscytowany.

Uśmiechnąłem się na jego energiczne zachowanie.

- Najpierw musisz oczywiście znaleźć sobie "ofiarę". Może to być zarówno potwór, człowiek, jak i zwierzę.

Kiwnął głową i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu potencjalnego "królika doświadczalnego". Po chwili, obydwaj dostrzegliśmy niedaleko dwa białe króliczki. Cóż za ironia.

Używając swojego daru szybkiego poruszania się (który Jasper już opanował), prędko podchwyciliśmy śnieżnobiałe stworzenia.

- Teraz słuchaj i patrz uważnie. - zwróciłem się do syna. - Aby zahipnotyzować swoją ofiarę, musisz patrzeć jej głęboko w oczy. Kiedy będziesz tak robił odpowiednio długo, dostrzeżesz w nich nagły, jasny błysk. Oznacza to, że osiągnąłeś już swój cel. Błysk będzie widoczny tylko dla ciebie. Nie możesz mrugnąć, dopóki nie będziesz pewien, że dana osoba bądź zwierzę jest już w transie. To przerwie proces hipnozy ofiary; nie będzie się w pełni skupiać na twoim wzroku. Spróbuj.

Jasper słuchał z największą uwaga każdego słowa. Gdy skończyłem mówić, on pokiwał powoli głową, chcąc dokładniej przeanalizować moje instrukcje i ułożyć w głowie swój plan działania.

Po pewnym czasie, spojrzał na królika w swoich dłoniach i patrzył centralnie w oczy zwierzęcia. Białe stworzenie jeszcze przez chwilę próbowało się wyrwać z uścisku mojego syna, jednak po chwili, stało się zupełnie spokojne, a Jasper uśmiechnął się szeroko.

- I co teraz mogę zrobić? - spytał trzymając, spokojnego już, królika na rękach.

- Teraz możesz wydawać mu polecenia.

- Jak?

- Możesz je zarówno wypowiadać na głos, jak i porozumiewać się ze swoją ofiarą w jej głowie. Nie będzie cię wtedy słyszała; będąc w transie nie słyszy się ani nie czuje niczego wokół. Jest się odciętym od rzeczywistości. Jednak będzie cię słuchała. Cokolwiek byś nie powiedział, zostanie wykonane. Oczywiście są limity, ale rzadko zdarza się, żeby hipnoza była wykorzystywana, aby ktoś wykonał coś niemożliwego.

Jasper przytakiwał co jakiś czas.

Spojrzał na królika. Po chwili, śnieżne zwierzę zeskoczyło z rąk mojego syna, a następnie zaczęło skakać raz wyżej raz niżej. Jeszcze później zataczało kółka wokół jego nóg.

Jasper zaśmiał się cicho.

Uśmiech przyozdobił moją twarz, bez mojej wiedzy.

- A jak wyprowadzić osobę z tego stanu? - spotkał po chwili.

- Wystarczy ponownie spojrzeć swojej ofierze w oczy i przerwać kontakt wzrokowy.

Pokiwał szybko głową i ponownie spojrzał na królika, aby po chwili machnąć dłonią przed pyszczkiem zwierzęcia.

Kiedy tylko to się stało, białe stworzenie umknęło w głąb ogrodu.

- A jak zamienić się w zwierzęta? - spytał po chwili Jasper.

- Nie w zwierzęta, a w zwierzę. Każdemu z nas jest przypisany jeden rodzaj zwierzęcia, w jakie możemy się zmienić. Suave nie powiedział ci tego?

- Jeśli tak, to nie słuchałem. - przyznał speszony.

Westchnąłem uśmiechając się. Jasper w pełnej krasie.

- Jeśli przespałeś lekcję o przemianie, nie znasz też pewnie Hierarchii.

Pokręcił głową.

- No widzisz, jak to śmiertelni mówią, co się odwlecze, to nie uciecze. Przegapiłeś jedną lekcję, będziesz miał ją teraz.

Mój syn usiadł na trawie, przewidując zapewne, że będzie to nieco dłuższy wywód.

Widząc jego gotowość, zacząłem mówić:

- Od nieopisanych w historii czasów, wśród wampirów dało się wyróżnić kilka ich rodzajów. Były one określane właśnie przez stworzenie, w jakie dany wampir mógł się przemienić. Postanowiono więc stworzyć coś takiego jak Hierarchię. Spisano więc wszystkie żyjące wampiry i ich tak zwane "zwierzęta rodzaju". Wyróżniamy ich 7. Następnie pogrupowano je. Wampiry, które mogą zamieniać się w zwierzę najczęściej spotykane jest ustawione najniżej, a te, które spotyka się najrzadziej - najwyżej.

- A jaka jest ta Hierarcha? Jakie zwierzęta są najczęstsze?

- Idąc od dołu mamy tak: węże, szczury, kruki, wydry, niedźwiedzie, wilki i nietoperze.

Dostrzegłem, że Jasper doznał oświecenia.

- Czyli to oznaczają te zwierzęta na drzwiach…

- Dokładnie. - zaśmiałem się. - Teraz, skoro już wiesz, czym jest Hierarchia i jakie są "zwierzęta rodzaju", możemy przejść dalej.

Jasper szybko wstał z ziemii.

- Zapewne nieraz widziałeś, kiedy wychodząc na polowania zmieniałem postać. Pamiętasz jakie to było zwierzę?

- Tak, nietoperz. - powiedział szybko.

- Oznacza to, że ty, będąc moim synem, również będziesz mógł zmianić się w nietoperza.

Jasper bardzo się podekscytował.

- Czyli będę mógł latać?!

- Jeśli opanujesz tą umiejętność, owszem.

Jego oczy zapłonęły iskrami szczęścia i ekscytacji.

To wspaniałe, widzieć swoją pociechę tak szczęśliwą…

*Pov Encre*

Gdy w końcu dotarłem do swojej komnaty, od razu rzuciłem się na łóżko, wypuszczając uprzednio trzymane w dłoniach przedmioty. Tak wiele chciałem narysować… tylko od czego zacząć?

Zacząłem rozglądać się po pokoju.

Martwa natura? Nie, raczej nie… przerysować zdobienia na meblach? Też nie… może jakaś scena w tym pokoju? Hmmmm… może… tylko jaka? Łóżko jest chyba najbardziej rzucającym się w oczy meblem, więc może coś z nim w roli głównej?

Nagle, moja twarz zapłonęła wszystkimi kolorami tęczy, ze względu na pomysł na jaki wpadłem. A gdyby tak spróbować narysować na nim wampira? Spróbować odwzorować tą perfekcję? Nie, to głupi i nieodpowiedni pomysł…

Starałem się wypędzić z umysłu wszelkie ewentualne pozycje, w których mógłbym próbować naszkicować swojego oprawcę. Na darmo.

Westchnąłem głośno.

~ J'ai besoin de me vider l'esprit (muszę przewietrzyć umysł)... ~ pomyślałem, otwierając okno i chowając uprzednio kartki wraz z ołówkiem i gumką.

Uderzyła we mnie fala świeżego, chłodnego, nocnego powietrza. Przeszedł przeze mnie przyjemny dreszcz. Myśli z wolna się uspokajały, ciepło na policzkach malało.

Zacząłem patrzeć na scenerię na dworze.

Wiatr szeleścił lekko liśćmi lasu, znajdującego się za murami. Zwierzęta w nim spały; jedyne jakie udało mi się dostrzec, to, chyba, dwa ciemne ptaki… Nie wiem, za szybko leciały. W oddali mogłem dostrzec ledwo widoczne światło miasta…

Wskoczyłem na parapet i na nim usiadłem. Nogi swobodnie zwisały poza krawędzią.

Od czasu do czasu tak robię, aby się uspokoić.

Spojrzałem w dół.

Dostrzegłem pod sobą dwie postacie: jedną wyższą, drugą niższą. Wyższa miała u pleców spore, skrzydła… chwila, skrzydła?

Przyjrzałem się bliżej postaciom, które z początku wziąłem za ogrodników. Po dogłębnej analizie, doszedłem do wniosku, że bardzo się pomyliłem. To był mój właściciel i jego syn, Jasper. Swoją drogą, bardzo jest bardzo miły, jak na młodego wampira.

Szybko wstałem z parapetu, chcąc jak najszybciej wejść do pokoju. Gdyby Lord mnie zobaczył, pewnie wziąłby to za próbę ucieczki, której nie toleruje… jednak moje szczęście postanowiło mnie opuścić, ponieważ wstając, nogą, na której spoczywał ciężar mojego ciała, osunęła się z parapetu.

Zacząłem spadać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top