Rozdział 12, czyli wszechobecny strach

*Pov Encre*

Błądziłem po tych korytarzach od dłuższego czasu i zaczynałem tracić nadzieję, że gdziekolwiek dojdę.

Oparłem się zmęczony o ścianę i westchnąłem ciężko.

Już było, lub już dochodziło, południe, a ja ciągle szukałem choćby jednej pokojówki, która mogłaby mi udzielić jakiejkolwiek informacji co do tego, czy jest tu może pracownia malarska.

Nagle, usłyszałem tuż obok siebie znajomy, przyjazny głos:

- Paniczu, co Panicz tutaj robi?

Odwróciłem się w jego stronę. Nawet nie wiem jakim cudem nie usłyszałem, kiedy do mnie podchodził.

Uśmiechnąłem się lekko.

- Suave, dobrze, że cię widzę. Muszę cię o coś spytać.

- Słucham, o co chodzi? - dostrzegłem, że mimo zmęczenia, skupił się.

- Czy jest tutaj jakieś pomieszczenie, choć trochę przypominające pracownię malarską? - spytałem z nadzieją.

Zastanowił się na moment.

Po upływie kilku sekund pokręcił głową.

- Jeśli jest, nic mi o niej nie wiadomo. - odparł.

Spuściłem głowę.

- Szkoda... ach, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.

- Tak? Jaką?

- Czy mógłbyś... me conduire dans la chambre (zaprowadzić mnie do pokoju)? - poprosiłem cicho.

Kamerdyner uśmiechnął się ciepło i delikatnie.

- Oczywiście, proszę za mną. - powiedział, idąc przed siebie.

Podążyłem szybko za nim.

Przechodziliśmy obok wielu dużych drzwi. Możnaby spokojnie nazwać je wrotami. Każde miały na sobie wyrzeźbiony taki sam wzór.

U samej góry, wznosił się na rozpostartych skrzydłach, nietoperz, pod nim, umieszczone zostały dwa wyjące wilki, niżej, wyrzeźbiono cztery ryczące niedźwiedzie, potem widocznych było sześć warczących wydr, następnie osiem skrzeczących kruków, jeszcze pod nimi było dziesięć ustawionych do ataku szczurów, a najniżej dwanaście wijących się węży.

Każdym drzwiom przyglądałem się z niebywałą ciekawością. Co oznaczają te wszystkie zwierzęta? Czemu są akurat tak ułożone? Może to jakaś hierarchia? A może podział ról? Tylko czego? Kogo? Czemu wszystkie wyglądają na gotowe do walki? Kto to wszytko rzeźbił? Ile czasu to zajęło? Czy pracował nad tym tylko jeden człowiek? Czy to był człowiek? Może inny wampir? Tyle pytań...

- Paniczu? - usłyszałem za sobą głos kamerdynera. - Czemu Panicz tak wpatruje się w te drzwi?

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że stanąłem przed jednymi z drzwi i patrzyłem na nie cały czas, analizując dokładniej ich wygląd.

- Ach, cóż... ils m'intéressaient (zaciekawiły mnie) - przyznałem, wracając wzrok na drewniane skrzydła.

- Co dokładnie przykuło Panicza uwagę? Jestem zdolny odpowiedzieć na każde pytanie. - zapewnił lokaj.

Jednak zanim zdążyłem zdać jakiejkolwiek z moich pytań, usłyszeliśmy głośny trzask, a następnie równie głośny krzyk. Ewidentnie należał do kobiety.

Suave zaczął szybko biec w stronę dźwięku, a ja tuż za nim.

Po chwili, zatrzymał się przed jednymi z wielu drzwi na tym korytarzu i wbiegł do pomieszczenia za nimi. Nie chcąc go zgubić, postąpiłem tak samo.

Gdy tylko znalazłem się w pomieszczeniu, rozejrzałem się wokoło. Dostrzegłem, że znajdowaliśmy się w czymś na kształt... spiżarni? Chyba tak można to nazwać.

Znajdowało się tutaj wiele rodzajów jedzenia; różne mięsa, ryby, warzywa owoce, przetwory, beczki (najprawdopodobniej wypełnione jakimś napojem), przyprawy i wiele, wiele innych. Jednak było tutaj również mnóstwo szafek. Jedna z nich, była uchylona, przez co można było zobaczyć jej zawartość. Okazały się nią być rzeczy takie jak: talerze, szklanki, miski, wazy i tym podobne. Innymi słowy, zastawa. Pomieszczenie nie było aż tak duże jak mój pokój, ale i tak było niemałe. Na jego środku stała przerażona pokojówka, a przed nią, leżały duże odłamki potrzaskanej porcelany... prawdopodobnie były to kiedyś talerze.

- Co tu się stało?! - krzyknął zdenerwowany Suave.

- J-ja... ja nie chciał-łam... p-przepraszam, j-ja po prostu... ja się p-po prostu przestraszyłam... - widziałem w oczach dziewczyny łzy strachu i smutku.

- Czego się przestraszyłaś? - spytał, już spokojniej, lokaj.

- P-przed chwilą... t-tam ktoś st-tał... - wskazała przerażona kąt pomieszczenia.

- Kto? - dopytywał Suave.

- N-nie wiem... dostrzegłam tylko sylwetkę... n-na pewno była t-to k-kobieta... była wys-soka i miała d-długie włosy... to t-tyle...

Kamerdyner oparł się zrezygnowany i zdenerwowany o ścianę.

Ja, stałem tam jak głupi i tylko patrzyłem na całą tą sytuację.

Po chwili Suave skierował się do drzwi. Wychodząc powiedział:

- Posprzątaj tu wszytko tak, żeby nie było po niczym śladu. Nie chcemy denerwować naszego Lorda, nieprawdaż? A Panicz niech idzie za mną.

Pokojówka skinęła głową i szybko zabrała się za zbieranie porcelany z ziemii, a ja, znowu zacząłem podążać za lokajem.

Idąc do pokoju, ciągle byłem ciekaw znaczenia płaskorzeźby na drzwiach, jednak nie chciałem już zawracać Suave głowy i go denerwować. Widać po nim było, że nie ma już siły na nic. Ciekawe tylko czemu?

W końcu, doszliśmy do drzwi, które, jak się wydawało, prowadziły do mojego pokoju.

- Dziękuję bardzo, Suave. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Je pense que j'aurais erré ici jusqu'à ma mort (chyba błądził bym tutaj do śmierci). - uśmiechnąłem się.

Lokaj słabo odwzajemnił gest, po czym oddalił się.

Westchnąłem ciężko.

Życie takiego kamerdynera jak Suave, zwłaszcza w takim domu, gdzie gospodarzem jest wampir, nie może być proste i usłane różami… musi być tutaj mnóstwo pracy i obowiązków, z którymi tylko nieliczni mogli by dać sobie radę… podziwiam go za to, mimo, iż jestem tutaj chyba od trzech dni… a może mniej…

Nie czekając więcej, nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi, wchodząc jednocześnie do pokoju.

Nawet się nie rozejrzałem. Od razu podszedłem do łóżka i się na nim położyłem wykończony.

Jednak szybko poczułem, że coś było nie tak.

Zarówno kołdra, jak i poduszki, były bardziej miękkie i puszyste. Pachniały nieco inaczej… pachniały lepiej… same poszewki, były ze znaczenie delikatniejszego i lżejszego materiału. Materac również był miększy niż go zapamiętałem, więc na pewno żadna z pokojówek nie zmieniała pościeli. To wszystko było nieco podejrzane.

Czyżby Suave zaprowadził mnie do innej sypialni, niż moja? Jest to bardzo możliwe, zwłaszcza patrząc na to, w jakim stanie był. Takie zmęczenie mogło trochę na niego wpłynąć.

Czyli oznaczałoby to, że muszę znowu poszukać kogoś, kto mógłby mnie zaprowadzić do mojego pokoju?

Westchnąłem głośno.

Chciałem już wstać, gdy nagle, poczułem czyiś ciężki dotyk na moim biodrze.

Spiąłem się i powoli spojrzałem w dół, na swoją talię. Gdy tylko to zrobiłem, oblał mnie zimny pot, oddech przyspieszył i spłycił się. Ledwo powstrzymałem się od krzyku, zasłaniając usta swoją dłonią.

Spoczywała na mnie czarna, koścista dłoń z czerwonymi i żółtymi paliczkami.

Miałem zaszczyt poznać tylko jedną osobę z takimi dłońmi…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top