- PENTAGRAM -

Rozdział w przebudowie. Czytasz na wlasną odpowiedzialność.

Doktor Glitter Richard West Michaels ocknął się we wnętrzu statku kosmicznego, wbity w twardą rozgrzaną powierzchnię. Przez kilkanaście sekund czuł, że jego ciało zaraz oderwie się od kości, naczynia krwionośne eksplodują, ale najpierw popękają mu bębenki w uszach. Nie próbował wstawać, kontrolował oddech, starał się uspokoić walące serce, powtarzając jak mantrę, że przeciążenie zaraz zmaleje. Kiedy nie malało, czekał, aż pokaże się światełko w tunelu, ale nic nie zobaczył. Powinien dziękować Starożytnym, że nie miał klaustrofobii. W końcu odkleił się od ściany, poszybował kilka metrów do tyłu, po czym spadł na podłogę z głuchym plaśnięciem.

Poczuł pod palcami gładką, chłodną stalową taflę.

Nawet mając oczy przystosowane do poruszania się w ciemności, nie mógł nic zobaczyć we wszechogarniającej czerni kosmosu. Ściany i podłoga wydawały się przezroczyste, ale stawiały opór.

GRWM oczywiście opukał dokładnie wszystko dookoła centymetr po centymetrze, aż trafił na przycisk, który pod wpływem ciepła jego palców włączył w niedużej kabinie statku światło. Wyraźnie zobaczył ergonomiczny fotel i ekran, na którym wyświetlał się schemat statku. Prawdopodobnie, siedząc we właściwej pozycji podczas startu, nieodczuwałby tak silnego dyskomfortu.

- Fajnie by było znaleźć toaletę - pomyślał, ale opadł na miękkie, beżowe siedzisko i oparł plecy, walcząc z szalejącymi zawrotami głowy. Mózg mu się przelewał z lewej półkuli na prawą, tam i z powrotem. Żołądek to podchodził pod gardło, to zderzał się z pęcherzem. Płucom groziło tąpnięcie, ale... może to przemilczmy. To znaczy, tak mu się wydawało. Zdjął okulary, które dodawały mu plus sto do doktoratu. Wytarł je w biały T-shirt, który miał pod bluzą. Z najlepszej, nonagońskiej, czystej bawełny, delikatnej i miękkiej w dotyku, oczywiście.

Pośrodku kokpitu zauważył podświetloną szczelinę i przypomniał sobie o Świętej Wyszukiwarce. Płaskie urządzenie w złotej obudowie czekało w kieszeni, by wsunąć je w otwór. Ponieważ po wykonaniu tego manewru nic się nie stało, GRWM włączył widniejący z boku przycisk RESET.

Na czarnym ekranie pojawił się napis:

"Włóż osobistą pamięć podręczną, żeby rozpocząć pracę".

- Ach, no tak, oczywiście - wyszeptał roztrzęsiony i podłączył niewielki, złoty dysk zewnętrzny, który cały czas miał w kieszeni spodni.

Puste pomieszczenie rozjarzyło się setką kolorowych przycisków i kontrolek.

- Systemy w gotowości. Czekam na rozkaz Kapitanie - rozległ się głos.

- Wyświetl mapę i pokaż wprowadzony kurs.

Z ekranu znikł schemat statku i pojawił się trójwymiarowy obraz galaktyki Drogi Mlecznej z zaznaczoną planetą Konarak i gwiazdą Surja oraz Ziemią i Słońcem po przeciwnej stronie. Srebrzysty statek kosmiczny w kształcie cygara w przeciągu sekund pokonywał lata świetlne, lecz musiał lecieć okrężną drogą. Jak powszechnie wiadomo, w centrum jest potężna czarna dziura.

- SELMA, podaj w przybliżeniu czas, w jakim dolecimy do ziemi przy najwyższej prędkości tego statku.

- Nie nazywam się SELMA, tylko CHAT. Czas mogę ci podać z dokładnością co sekundy, czy taka forma ci opowiada, Kapitanie?

- No może być, dajesz CHAT - powiedział GRWM unosząc brwi ze zdziwieniem.

- Nie CHAT, wymawia się "Sza", od Le Chat Noir - poprawił go głos.

- Le co? Nie mam ochoty na gierki słowne. Mów po ludzku, Czat, Chat, Szat, jeden ch*j - warknął GRWM poirytowany. - Wszędzie te durne skróty, cały Nonagon jest usłany literami i kropkami.

Zrobiło mu się trochę gorąco, więc zdjął bluzę. Zastanawiał się przez chwilę, czy T-shirty są tak samo popularne w innych częściach wszechświata, czy może inne rozumne rasy nie potrzebują bielizny. Wpatrując się w tatuaże, okalające nadgarstki uznał, że w odległej części kosmosu będą stanowiły tylko i wyłącznie ozdobę, a uszy zakryje chustką, albo kapeluszem, więc uśmiechnął się sam do siebie.

- Co za brak obycia - zasępił się głos. - Jeśli będziemy się poruszać z prędkością WARP dziesięć to na Ziemi będziemy za trzydzieści sześćmilionów sekund.

- Prędkość WARP? Pierwsze słyszę. To jakaś ustandaryzowana jednostka miary? CHAT ile to jest WARP?

- WARP jeden to prędkość światła w próżni - mruknął CHAT. - Nieuku!

- Trzydzieści sześć milionów sekund to będzie jakieś sześćdziesiąt osiem lat - obliczył niedouczony GRWM, bez kalkulatora.

- Możesz spędzić część podróży w komorze hibernacyjnej, wtedy nawet nie zdążysz się znudzić.

- Komorze hibernacyjnej, hymmm... OK, coś mi się obiło o uszy. A na ile wystarczy nam paliwa? - spytał ironicznie młody mężczyzna, splatając ręce na klatce piersiowej.

- Utrzymując tę prędkość, styknie na jakąś dobę. To mały statek. Taka taksówka dla jednego pasażera - odpowiedział mechaniczny głos.

Glitter posmutniał.

- Zwolnij do trzydziestu procent i zawracaj.

- Czy możesz powtórzyć komendę? Sugerowałbym to jeszcze przemyśleć. Znasz się trochę na astronomii?

- No, coś tam kojarzę - wycedził. - Jestem kapitanem. Zawracaj. To rozkaz.

- Przy obecnym położeniu nie mogę zawrócić statku w miejscu. Zrobimy kółko i podejdziemy do lądowania z drugiej strony.

- Nie chcę lądować z drugiej strony planety! Przecież tam nic nie ma! - wkurzył się GRWM, jako Kapitan, czuł się sto razy ważniejszy i ze trzy centymetry wyższy.

- Oj zdziwisz się - zarechotał CHAT.

- Jesteś asystentem, czemu się do mnie tak zwracasz?

- Nie jestem jakimś tam programem asystującym, jestem sztuczną inteligencją prowadzącą ten statek! - odrzekł oburzony. - Tak jak kierowca, tylko cybernetyczny.

- Aha, jak nawigacja?

- Potrafię nawet opowiadać całkiem niezłe kawały.

- No to powiedz, czym ten statek jest napędzany i czy aby na pewno "styknie nam wahy" na powrót.

- Mamy tu reaktor antymaterii na kryształy dilitu i baterie solarne.

- Dili- co? Dlilit? Pierwsze słyszę - zaperzył się GRWM, jak zwykle kiedy czegoś nie znał i nie rozumiał. Potrzebna mu będzie instrukcja.

- Czuję, że wzrosło ci ciśnienie i tętno, czy coś się dzieje? - spytał mechaniczny głos.

- Denerwuje mnie stan mojej wiedzy. A raczej wielkość mojej niewiedzy. Muszę się doszkolić i to szybko.

- Tylko to? - spytał przymilnie CHAT.

- Nie czuję się nie najlepiej, dużo ostatnio przeszedłem. Widzę, że niestety nie zrealizuję w ten sposób swojego marzenia. - Glitter wyraźnie posmutniał, aż uszy mu oklapły.

- To długa historia?

- Nie długa. Mógłbym ci ją opowiadać przez te 68 lat, ale ona ... po prostu ludzie na Ziemi tak długo nie żyją. Jest taka jedna dziewczyna, no ale to dość daleko... - wymamrotał GRWM. - No i jestem trochę senny.

- Mam na pokładzie holograficznego terapeutę. Lekarza. Możesz z nim porozmawiać, zanim postradasz zmysły z rozczarowania, bólu i tęsknoty - doradził całkiem rzeczowo CHAT.

- To aż tak widać?

- No proszę cię, mam tu czujniki rejestrujące twoje parametry życiowe i widzę nawet najmniejsze zmiany twojej mimiki.

- Parametry życiowe w normie - przyznał GRWM, patrząc na obraz swojego ciała wyświetlany na wielkim ekranie.

- Tak, w normie. No prawie. Nie licząc wzmożonej aktywności płatu potylicznego. Możesz mieć halucynacje.

- Niedawno upadłem i uderzyłem się dość mocno w głowę. - Mężczyzna podrapał się po brodzie i przeczesał palcami lekko falowane blond włosy. - Nie polecę tam.

- Nie polecisz. A przynajmniej nie tym statkiem - powiedział CHAT.

- Tym statkiem? A innym?

- Może jakimś klasy Galaxy?

GRWM wzruszył ramionami, nie znał się na statkach, poza tymi do zmywania w zlewie. - A jakieś inne opcje?

- No, to gdyby ci się naprawdę przyfarciło, to Crossfield Discovery robi dziewięćdziesiąt lat świetlnych w jeden i trzy dziesiąte sekundy. Tylko, że akurat zaginął w akcji i go nie ma. Są jeszcze Gwiezdne Wrota, albo te ... Kamienne Kręgi.

- O, to ciekawe. Opowiadaj, a w międzyczasie możesz robić mi kawę - zasugerował delikatnie GRWM, ukrywając w dłoni ziewnięcie.

- Ja? Jak śmiesz! Nie jestem jakimś tam asystentem czy czatbotem! Nie serwuję kawy!

- Ale jest kawa na statku, prawda? Bo jeśli nie ma, to będzie ze mną kiepsko - zagroził.

- No jest. W ścianie jest taka czarna klapka z podręcznym replikatorem żywności - odpowiedział z wyrzutem.

- No co, pierwszy raz jestem na statku kosmicznym. Odrobinę cierpliwości proszę - wysapał GRWM.

Faktycznie, tuż obok fotela, na wyciągnięcie ręki na wysokości mniej więcej metra, były czarne drzwiczki. Coś podobnego miał w mieszkaniu. Odbierając swoją pierwszą w życiu latte ze spienionym sojowym mlekiem, mężczyzna nie krył zdziwienia, ale stwierdził, że mógłby się przyzwyczaić do takich luksusów. Nie ma jak kawa na pusty żołądek. Dobrze, że nie pomyślał o Coli, gazowane zawsze dobrze robi na stres.

- Wyświetl mi, proszę instrukcję obsługi statku, jakieś filmiki instruktażowe, kompendium wiedzy "Sam naprawiam swój statek kosmiczny". Albo wyświetl spis treści, nie wiem, co tam masz.

- Wow - zdziwił się CHAT. - Pierwszy raz widzę, żeby ktoś czytał instrukcję, a nie macał wszystko, na czuja gdzie popadnie.

- Potem cię pomacam, jeśli cokolwiek tu działa intuicyjnie. Jeśli ma ci to sprawić przyjemność - zażartował GRWM, ale mózg elektroniczny chyba nie miał poczucia humoru.

CHAT tylko prychnął. Wyglądało na to, że się obraził.

- "Jam jest czatbot twój, który cię wywiódł z ziemi nonagońskiej z domu niewoli" - roześmiał się GRWM. - Jak żyję, nie pracowałem z takim automatem, a uwierz mi, ostatnie dziesięć lat spędziłem na etacie w Obserwatorium Astronomicznym. - Chyba za długo siedziałeś pod ziemią. Skąd ty w ogóle jesteś?

Przyganiał kocioł garnkowi.

Wtedy właśnie srebrny statek w kształcie cygara zakończył manewr nawracania i zbliżył się do planety Konarak od drugiej strony. Glitter ujrzał na monitorze obraz, który początkowo przykrywały chmury, lecz wiatr z każdą chwilą odsłaniał fragmenty monstrualnych rozmiarów miasta w kształcie pięcioramiennej gwiazdy, a poza jego granice rozlewały się plamy czegoś, co wyglądało jak płynny metal.

- Co to jest? No, niemożliwe - jęknął przerażony kapitan. - CHAT, a jaka jest komenda przywołująca transparentne przegrody, no wiesz przezroczyste ściany.

- Pentagram. Miasto z drugiej strony planety, o którym wy, Nonagończycy nic nie wiecie, bo wasza władza przed wami wszystko ukrywa.

Asystent wykonał komendę, złośliwie i bez ostrzeżenia. Wirtualny wiatr rozwiał młodemu Kapitanowi blond czuprynę, aż ten zasłonił się instynktownie ramieniem. Miasto wyglądało jak zielonkawa tabliczka z układami scalonymi w kalkulatorze. Prostokąty budynków i cienkie nici przecznic, oświetlały miedziane rozbłyski mknących impulsów. Mieniło się srebrem, złotem, a otaczające je tęczowe refleksy oślepiały tak, że GRWM prawie dostał oczopląsu. Centrum stanowiła monumentalna iglica, otoczona pięcioma budowlami w kształcie odwróconych dnem talerzy.

- To co, lądujemy? - wybrzęczał metalicznie, bo GRWM wbił się w fotel, a jego twarz zastygła w bezruchu, źrenice rozszerzyły się, przez co nieco szkliste oczy przypominały kule ze szkła weneckiego osadzone w czaszce.

- No tak, zaraz - wyjąkał słabo kapitan. - Ale chyba nie zamierzasz lądować centralnie w mieście? Wolałbym się aż tak nie obnosić z pierwszą wizytą. Wiesz, dyskrecja.

- Tchórz - sapnął wirtualny asystent, ale statek kosmiczny po wejściu w atmosferę wytracał prędkość.

- Poza tym nie chcę tu zostać, szukam tylko podwózki.

- Na drugi koniec Galaktyki - zauważył celnie CHAT.

- No przecież nie pójdę w kosmos na piechotę - wytłumaczył GRWM. Kiedy po trzech godzinach napatrzył się już na miasto, stwierdził, że może iść nawet per pedes. - CHAT, włącz osłony, maskowanie, czy co tam masz i wylądujemy za miastem.

Asystent mruknął na zgodę.

- A teraz, pokaż mi gdzie jest łazienka. Muszę się trochę odświeżyć. A potem coś zjem. A potem się zdrzemnę. Dość wrażeń na dzisiaj - zdecydował, wpatrując się w złoto-pomarańczowe słońce, zachodzące tuż nad lekko zakrzywioną linią horyzontu.

Toaleta była dziwaczna. Kabina w kształcie walca z przesuwnymi mlecznymi drzwiami mogła być jednocześnie ubikacją, prysznicem, solarium, przebieralnią i diabli wiedzą, czym jeszcze. Wszystko było uzależnione od ustawienia dźwigni i podłączenia rurek. Na pewno można było w niej swobodnie stanąć i nawet się zakręcić, nic poza tym. GRWM spodziewał się niedogodności, rozumiał nawet konieczność oszczędzania wody, w Nonagonie nie było przecież zbyt dużych zasobów, ale żeby prysznic JONOWY parą wodną i suszenie sprężonym powietrzem? Totalna bzdura. Nie wspominając już o załatwianiu potrzeb fizjologicznych.

W każdym razie, młody mężczyzna, zachwycony pierwszym lotem, postanowił nie wymagać od siebie zbyt wiele i powiedział: "Dobra robota Glitter", tak cicho, że tylko on mógł to usłyszeć. Po chwili zanurzył się we wspomnieniach, otoczył go ogród pełen pąsowych róż i zahipnotyzowany brzęczeniem aparatury, przypominającej delikatne wibracje skrzydeł puchatych trzmieli, zasnął.

Okazało się, że „Niemożliwe" to dopiero początek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top