ROZDZIAŁ 4
Connor
Patrzyłem jak Nancy odchodzi, chociaż chciałem, żeby została. Nie uczyniłem jednak nic, by ją zatrzymać. Nie pobiegłem za nią ani nie błagałem o zmianę jej decyzji, po prostu patrzyłem przez szybę w oknie jak postać kobiety niknie w dali, jak maleje, by w końcu zniknąć za węgłem jednego z budynków Instytutu.
Miałem absurdalną nadzieję, że śnię niezwykle realistyczny sen, ale zaraz się z niego obudzę i Nancy będzie spała obok mnie w zagłębieniu mego ramienia. Kobieta, której poświęciłem parę lat swojego życiorysu, ot, tak machnęła na to wszystko ręką, przekreśliła jednym wyborem to, co nadawało sens mojemu istnieniu i poszła precz, bo nie okazałem się równie ważny jak projekt Time Machine!
Do końca dnia nie opuszczała mnie myśl o Nancy, jak bardzo ją kochałem, jak ona podeptała moje serce i zniszczyła nasze marzenia. A może tylko moje sny?
- Kocham cię Nancy - szepnąłem cichutko, jakby to mogło coś zmienić i przekonany o nieuchronnym cierpieniu, które miało mi jeszcze długo towarzyszyć, wróciłem do swoich zajęć.
Miałem sporo do nadrobienia, nazbierało się papierzysk do przejrzenia i podpisania, czekała mnie robota po godzinach, żeby wyjść na czysto z tym bałaganem.
Gdy zdążyłem zagłębić się w papierkową robotę, usłyszałem pukanie do drzwi biura, które zajmowałem.
- Ma tata chwilę? Musimy porozmawiać. - Kevin miał minę z gatunku "teraz albo nigdy!", więc powiedziałem, żeby wszedł i zamknął za sobą drzwi.
- Co się stało? - Upiłem łyk mineralnej z wysokiej szklanki.
Zachęciłem syna, żeby usiadł w fotelu przy biurku i powiedział, co mu na sercu leżało.
- To nie zajmie dużo czasu. - Zapewnił Kevin jeszcze raz ciężko wzdychając.
- Mów śmiało i nie krępuj się. - Miałem o czym myśleć, ale Kevin był ważniejszy, bo zbyt długo go zaniedbywałem.
Usiadł na wskazanym miejscu i przez krótki moment zastanawiał się jak zacząć mówić, z czym do mnie przyszedł.
- Nie dam dłużej rady zajmować się czymś, co prędzej czy później źle się skończy, tato. Chociaż wiem, że Time Machine jest dla ciebie ważnym projektem, nie widzę innego wyjścia jak zakończenie współpracy z Instytutem. I to opcja na zawsze. Złożyłem wypowiedzenie z pracy, a za parę dni lecę do Walii. Będę działał na własną rękę, bo zbyt wiele ...
- Kevin? - Nie mogłem nie zauważyć, że myślami przebywał zupełnie gdzie indziej, bo jego oczy zasnuły się mgłą i nie odpowiedział na pytanie.
Niebecne spojrzenie utkwił w jakimś punkcie ponad moją głową i zastygł w bezruchu. Nie rozumiałem co się z nim działo.
- Wszystko w porządku, synu? - Spróbowałem jeszcze raz nawiązać z nim kontakt, ale zareagował na pytanie dopiero po chwili.
- Nancy też planowała lot do Walii? - Jego głos dobiegał jakby z bardzo daleka.
- Skąd o tym wiesz? - Może Nancy rozmawiała na ten temat z Kevinem, nie doszli do porozumienia i postanowili działać w pojedynkę, ale pewności nie miałem.
- Nie rozmawiałem z nią, tato. - Szczęka opadła mi na podłogę, oczywiście w przenośni, bo już bardziej zdziwiony być nie mogłem.
- Więc skąd ta decyzja o Walii i Surrey'ach? - Nie wytrzymałem i zapytałem Kevina o to wprost.
Kevin zerwał się z fotela i wybiegł z biura w szalonym pędzie, niemal zderzając się w drzwiach z Peterem.
- Cholera - mruknąłem, gdy Peter zbierał rozsypane po podłodze kartki.
- Kłopoty w raju? - zapytał, gdy skończył.
- Można tak to nazwać - odpowiedziałem krótko.
Nie chciałem rozwijać tematu i rozmawiać o Nancy i przyczynach dziwnego zachowania Kevina. Nie zamierzałem opowiadać się Peterowi ze swego życia, bo nie był moją rodziną. Musiałem przejść przez to sam. Dość już narozrabiałem. Ale gdy Peter na mnie spojrzał, wiedziałem, że się domyślał, czego mu nie mówiłem.
- Nancy mnie zostawiła. Pracę też. A wkrótce odejdzie i Kevin, lecz nie mam wpływu na to, co się dzieje wokół mnie - żaliłem się Peterowi chociaż nie miałem nastroju do zwierzeń, ale i nie powinienem ignorować piętrzących się przede mną problemów.
Potrzebowałem kogoś, kto by mnie nie podsumował.
- Wszystko się wali - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Najpierw Nancy, a teraz Kevin!
Peter sprawiał wrażenie uczciwego i dyskretnego człowieka, więc chyba mogłem mu zaufać?
- Cholernie trudna sprawa - uznał Peter, gdy usłyszał, że rozstałem się z Nancy na dobre i że nie mogłem porozumieć się z synem na wskutek zaniedbania naszych relacji. - Nie da rady jakoś się tego pogodzić, pracy i całej reszty?
- Raczej nie. - Przyznałem, że nie widzę wyjścia z patowej sytuacji, w jakiej się znalazłem. - Jednak to syn jest dla mnie najważniejszy, a stratę Nancy muszę przeboleć.
- Co ja mógłbym doradzić? Nie znam sytuacji zbyt dobrze, panią Nancy jeszcze mniej, ale musi istnieć złoty środek - westchnął Peter, a mi zrobiło się głupio, że wciągam go w swoje sprawy.
Drzwi biura otworzyły się z cichym skrzypieniem i pomyślałem, że chyba trzeba będzie naoliwić zawiasy. Wystarczył rzut okiem na stojącą w progu postać Carla, jednego z pionierów projektu Time Machine, żeby Peter w tempie ekspresowym opuścił biuro bez jednego słowa. Nie było tajemnicą, że obaj, Carl i Peter, serdecznie się nie znosili od samego początku rozpoczęcia prac nad projektem. Mogłem być pewnym, że Carl nie przynosił dobrych wiadomości, facet był paskudnym człowiekiem o jeszcze gorszym charakterze. I nigdy jeszcze nie słyszałem na temat gościa, który przepłoszył Petera, czegokolwiek o pozytywnym zabarwieniu.
- Connor. - Carl uśmiechał się szeroko. - Bardzo mi przykro z powodu odejścia Nancy, ale nie zamkniemy z jej powodu badań dotyczących projektu.
- Mam inne zdanie na ten temat. - Nie wiedziałem skąd wziąłem tyle odwagi, żeby sprzeciwić się Carlowi.
Mężczyzna nie znosił słowa "nie" i reagował wręcz alergicznie na sam jego dźwięk, nie miał tego wyrazu w swoim słowniku, chyba, że sam je mówił chcąc kogoś zmieszać z błotem.
Tym razem Carl nie zamierzał dać się sprawić moją odmową kontynuacji pracy zespołu badawczego, któremu formalnie przewodziłem.
- To nie taka prosta sprawa, Connor. Pojawiły się nowe aspekty, które należy rozpatrzyć. - Carl wyglądał na człowieka, którego nie obchodziło, czy się z nim zgadzam, czy też nie.
Był jeszcze bardziej uparty od Nancy jeśli chodziło o Time Machine i szedł po trupach do celu, jeżeli uznał, że gra była warta świeczki. Nancy przynajmniej odeszła, ale zaczęła robotę na własny rachunek, co cholernie mi się nie spodobało.
Nigdy nie darzyłem Carla chociaż nikłą sympatią, bo jego nie dało się po prostu lubić. Z tego co wiedziałem, szef był już grubo po sześćdziesiątce i powinien zacząć myśleć o przejściu na emeryturę, ale na razie nie zanosiło się na to, by zastanawiał się nad odejściem. Czułem, że jeśli chodziło o Surrey' ów, to jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
- Pomyśl, co mógłbyś zyskać nie zamykając projektu. Edvard Surrey miał wiele tajemnic, których wyjaśnienie przyniosłoby tobie uznanie w świecie nauki. - Kusił Carl, usiłując zagrać na moich ambicjach, ale nie miałem zamiaru zmienić zdania, zbyt wiele straciłem drążąc historię sir Edvarda Surrey'a i jego rodziny.
Nie miałem ochoty stracić jeszcze więcej, nawet jeśli straciłbym pracę. Człowiek musi mieć swoje zasady i poczucie przyzwoitości. To samo powiedziałem Carlowi i dodałem, że mam w nosie jego pogróżki, że nie będę zabierał się za coś, co mogło przynieść więcej szkód niż pożytku. Skoro tego nie przyjmował do wiadomości, to może nadszedł czas, żeby zamknąć pewien rozdział w życiu i zakończyć współpracę?
- Skoro tak myślisz ... - Carl się nie poddawał. - To pewnie Nancy wtajemniczyła ciebie w przyczynę swego odejścia z zespołu? Ciekawe, dlaczego tak się uparła na kopanie w historii Surrey'ów?
- Nie ona jedna, Carl! - odparowałem natychmiast. - Nie obchodzi mnie ...
- Nancy może nie obchodzi, ale czy wiesz, co łączyło ją z Kathy Surrey, przyrodnią siostrą samozwańczego hrabiego? - zapytał Carl z chytrym uśmieszkiem na ustach.
Byłem ciekaw, bo Nancy nie lubiła mówić o "tej" Kathy, starannie omijała drażliwy dla niej temat siostry sir Edvarda jak tylko się dało, a ja jakoś nigdy nie dociekałem, dlaczego Nancy omija tę postać szerokim łukiem, jak gdyby chciała o niej zapomnieć i zaprzeczyć jej istnieniu.
- Wnioskuję, że jednak nie wiesz, dlaczego Nancy interesowała postać sir Edvarda Surrey'a, ale Kathy już nie za bardzo. - Przeczuwałem, że odpowiedź jaką udzieli mi Carl nie za bardzo mi się spodoba.
Lecz nie mogłem przypuszczać, że prawda powali mnie na kolana z mocą huraganu.
- Otóż Kathy Surrey poślubiła jakiegoś starego właściciela ziemskiego i urodziła mu dwóch synów. Jeden z nich to prapra i tak dalej dziadek Nancy w prostej linii. Rozumiesz teraz, że jednak warto byłoby pogrzebać jeszcze w historii Surrey'ów?
Milczałem. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Nie miałem pojęcia, że Carl okaże się takim sukinsynem i draniem, ale koniec końców to dobrze, że poznałem prawdę. Wiedziałem przynajmniej, na czym stałem. Czy mogło spotkać mnie coś jeszcze gorszego niż poczucie się jak śmieć bez żadnej wartości i wybrakowany towar?
Tak, mogło. Zdrada Nancy i cyniczność Carla. Jedno nie dawało mi spokoju: skąd Carl miał takie wiadomości? Rozmawiał z nią? Kim Carl był dla Nancy? Przyjacielem? Kimś innym?
- Carl, jaki ty masz cel w kontynuowaniu prac zespołu? Po cholerę ci potrzebne badania nad Time Machine? - dociekałem, ale mężczyzna wykrzywił twarz w nieprzyjemnym grymasie, mówiąc, że dowiem się w swoim czasie.
- O ile jeszcze będę dla ciebie pracował, Carl - powiedziałem odważnie.
- Jak nie ty, to ktoś inny. Takich jak ty, Connor, jest na pęczki. - Zakończył z mściwą satysfakcją, ale to już nie działało na mnie.
Mógł gadać co chciał, zdania nie zmieniłbym. Pokazał mi plecy i wyszedł z biura trzasnąwszy drzwiami tak, że prawie wypadły z zawiasów. Wkurwił się bez dwóch zdań, lecz miałem to w nosie.
Gdy w końcu wróciłem do domu, Kevin drzemał na kanapie w salonie. Coś się mu śniło, ponieważ jego powieki lekko drgały, a na czole młodego perliły się kropelki potu. Postanowiłem go obudzić, żeby się nie męczył.
- Odejdź, Eduardo! - Prawie spadł z kanapy, gdy potrząsnąłem jego ramieniem. - A, to ty, tato.
- Spodziewałeś się kogoś innego, synu? - zapytałem zaskoczony, bo nie wiedziałem, czy Kevinowi śnił się sir Edvard Surrey, czy jeszcze jakiś inny Edvard.
- Nie. - Ewidentnie kłamał, a ja nie wiedziałem, co o tym myśleć. - Miałem dziwny sen, wszystko się poprzestawiało, niczego już nie jestem pewien ...
- Tak się zastanawiałem ... - zacząłem mówić, ale Kevin nie pozwolił mi dokończyć, prosząc, byśmy nie poruszali chwilowo trudnego tematu Edvarda i Eduardo, co postanowiłem uszanować.
- Też zamierzam odejść z pracy, Instytut nie jest już miejscem dla mnie - powiedziałem, pewien jak nigdy dotąd, że tego właśnie chciałem.
- Carl tak zwyczajnie odpuści? - Kevin się zdziwił, nie wiadomo, czym bardziej, moją rezygnacją z ukochanej pracy czy ewentualną zgodą Carla na podjętą przeze mnie decyzję.
- Lecę do Walii, mógłbyś dołączyć do mnie, tato. - Zaproponował syn, ale nie byłem do końca przekonany co do słuszności w kwestii stawania twarzą w twarz ze swoim najgorszym lękiem.
- Nancy też tam jest. - Spojrzałem synowi prosto w oczy. - Carl powiedział, że ...
- Rozmawialiście jednak?
- To była trudna rozmowa. Powiedział, że Nancy ... Że ona ... Miała ukryty cel, nalegając na dalsze badania nad Time Machine. Okazałem się skończonym idiotą.
- Lepiej otworzyć oczy później niż wcale. - Kevin uśmiechnął się porozumiewawczo. - Szkoda tylko, że Nancy pozostawiła po sobie same zgliszcza!
- Zgliszcza mogą być, jeżeli nie polecimy do Walii.
- Co? Ty, tato, do Walii? To nie będzie dla ciebie za trudne do ogarnięcia?
- Nie pytam ciebie o zgodę, Kevin, tylko mówię, co postanowiłem. Nie zostawiłbym ciebie samego z tym bajzlem. Nie mógłbym wiecznie uciekać. To nie fair wobec ciebie i mnie samego.
- Czy tata pamięta Księżycową Annę?
- Annę? - powtórzyłem bezmyślnie jak papuga.
Jedyną Annę, jaką pamiętałem, należała do Ery Sprzed Nancy. Pracowała w Instytucie, gdy relacją między mną a kobietą, która mnie zdradziła, nie przekroczyła jeszcze granicy przyzwoitości. Anna Orsay odeszła z zespołu z dnia na dzień, nie złożyła oficjalnego wymówienia z pracy i nie dała znaku życia od wielu lat, a mnie nawet nie zastanowiło to podejrzane zniknięcie!
Przepadła jak kamień w wodę! To było Nancy na rękę, bo wtedy Carl wmiksował ją do zespołu.
- Znałem Annę Orsay, ale nie widziałem jej od wielu lat - odpowiedziałem.
- A ja spotkałem jej córkę.
- Jezus, Maria, jaką córkę?! - wykrzyknąłem zbulwersowany.
- Młodą. Drugą Annę. Księżycową Annę. Nie pamiętasz jej? Gdy wróciła do ojca i matki coś się poprzestawiało w czasie.
- Co?
- Księżycowa Anna to córka Anny Orsay, tej, co niby przepadła oraz sir Edvarda Surrey'a.
- Tego Edvarda?
- Powtarzasz się tato. W każdym razie Nancy zdrowo odwaliło, gdy skojarzyła fakty, a ja obudziłem się w swoim łóżku tuż po tym, jak babka mnie postrzeliła. Nie ma prawie śladu, widzisz? - Kevin pokazał mi małą bliznę po rzekomej kuli, która przeleciała na wylot przez jego prawą łydkę.
- Księżycowa Anna. Skąd te legendy? I kim był Eduardo?
- Myślę, że prawda może okazać się bardziej złożona - odparł Kevin. - Ale chcę ją odkryć zanim zrobi to Carl.
- Lecimy do Walii razem, synu, ale żadnego łażenia po wnętrzu grobowca Surrey'ów! - zastrzegłem od razu.
Nie byłem jeszcze gotów na spotkanie z Nancy i zmierzenie się z Carlem, ale musiałem podjąć decyzję, która nie przyszła mi łatwo.
- Trzeba coś zrobić, zanim Carl połapie się, że zamierzamy drążyć temat Surrey'a i jego rodziny. Dowiedzmy się, kim jest lub był Eduardo, to może okazać się kluczową kwestią - rzekł Kevin.
Kimkolwiek był Eduardo, musiał być ściśle powiązany z Edvardem Surrey'em, a ja zamierzałem dowiedzieć się, w jaki sposób.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top