Rozdział II
- Jestem Sol! A ty?
Westchnąłem. Będzie ciekawie...
- Nazywam się Aitor. - mruknąłem i spojrzałem na niego.
Był ubrany tak samo jak ja, tylko jego kamizelka była złota i pięknie połyskiwała. Miał długie, rudo płomienne włosy, które niezgrabnie opadały na jego ramiona.
Zauważyłem, że kręci palcem robiąc malutkie koła w powietrzu. Zaciekawiłem się i postanowiłem wspiąć się na tą gałąź, na której siedział.
- Co robisz? - zapytałem.
- Sprowadzam słońce na odpoczynek. Ciężko pracowało cały ten dzień. - odpowiedział.
- Jak to? Ty to robisz? Myślałem, że to Ziemia się kręci i dlatego raz jest dzień, a raz noc. - powiedzialam.
- Że co!? Kto ci takich bzdur nagadał? Pewnie jakiś mój wróg. - podrapał się po brodzie. - Hmm...
- Nie! Ja nie jestem stąd, może dlatego o tobie nie wiedziałem.
- Aaa i wszystko jasne! - spojrzał w miejsce gdzie jeszcze chwile temu było słońce i zeskoczył z drzewa. - Viiiiiiictor! - wrzasnął - Ja moją brudną robotę zrobiłem, teraz twoja kolej!
Usłyszałem niezadowolony pomruk z gałęzi jeszcze wyższej niż ta, na której siedziałem. Zacząłem powoli schodzić na ziemię.
Gdy to mi się udało, zauważyłem, że siedział tam jeszcze jeden chłopak. Ten zaś miał znacznie bardziej elegancką szatę. Mógłbym powiedzieć, że nawet królewską. Była fioletowo granatowa, a odziany w nią granatowowłosy kręcił palcem tak samo jak wcześniej Sol. On zapewne przywoływał księżyc.
- Ale się ślimaczysz! - krzyknął z dołu rudowłosy.
Usłyszałem kolejny niezadowolony pomruk z góry. "Genialnie się dobrali" - pomyślałem.
- Jesteś Obrońcą? - zapytałem nagle Sola.
- Bingo! - ukłonił się teatralnie. - Jestem Sol, Obrońca Słońca i Ognia. - uśmiechnął się przyjaźnie.
Skinąłem głową i spojrzałem w górę.
- A ten jest księżyca, tak?
- Właściwie to galaktyki i księżyca, ale byłeś blisko. - potwierdził.
Czyli to wszystko dzięki nim. Może od niego w końcu dowiem się czegoś więcej.
- Tak właściwie Sol, co robią ci cali Obrońcy?
Spojrzał na mnie jak na głupka, usiadł wygodnie na ziemi i zaczął opowiadać.
- Obrońca to ktoś taki jak bohater. W sensie często zdarza nam się ratować, bądź pomagać innym. Oczywiście żyjemy też zwykłym życiem, albo sprowadzamy i odsyłamy słońce oraz księżyc tak jak my. - mówiąc to wskazał na siebie i Victora.
Słuchałem uważnie i patrzyłem na księżyc, który całkowicie się już wyłonił, a jego Obrońca zeskoczył z drzewa.
- Ja się zmywam Sol. Dobra robota. - uśmiechnął się lekko i ruszył powoli w swoją stronę.
- Pa Victor! - zatrzymał się, tak jakby całkowicie zapomniał, że ze mną rozmawiał i zaczął patrzeć na nocne niebo.
- Em... Opowiadałeś mi coś. - zachęciłem go
- Co? A rzeczywiście! Gdzie ja to... A! Gdy skończymy dziewięć lat i ktoś zauważył, że jesteśmy jakoś ponadprzeciętnie uzdolnieni w walce, w myśleniu, bądź mamy jakieś magiczne dary zostajemy wysłani do zamku księcia, w którym przechodzimy szkolenie. Większość z nas mieszka tam, ale ja wolałem zostać w tej wiosce. W końcu też tu się urodziłem i tu mam rodzinę.
Skinąłem głową na znak, że zrozumiałem. Lekko zainteresowałem się tematem Obrońców i samego Sola. Wydawał się ciekawy, ale jego styl bycia był też trochę dziwny. W sensie... Jego chaotyczność.
- A poza moimi zadaniami, które już poznałeś umiem robić tak! - wyciągnął rękę do przodu, a drugą zachęcił mnie bym podszedł. Na jego dłoni pojawiły się języki ognia, które trzaskały cicho i powoli się powiększały.
- To niesamowite! - tylko tyle byłem w stanie wydusić na widok jego "palącej się ręki".
- A no widzisz. - zamknął dłoń, a gdy otworzył ją ponownie wszystko było jak dawniej.
- Każdy tak potrafi? - zapytałem.
- Nie do końca. Mamy takiego marude na zamku, jego imienia do końca nie pamiętam... Chyba Rafael czy coś... No, nie ważne! On umie kontrolować dźwięk, rozumiesz!? Może zrobić tak! - zrobił koło rękami. - I ty BUM! Jesteś głuchy.
Lekko przestraszyłem się, że ten cały Rafael to może być mój znajomy ze szkoły, tylko w jakiejś innej wersji. Jednak on chyba nie potrafiłby takich rzeczy.
- Opowiesz mi też o innych?
- Pewnie! No więc jest jeszcze... Ah nie mam pamięci do imion! Chyba Rebecca... No i ona jest Obrońcą Myśli. Może zobaczyć co masz pod czupryną i żadne kłamstwo u niej nie przejdzie. Może też usunąć jakieś wspomnienie z twojej głowy. Nie wiem, ponoć testowali to na mnie, ale nie pamiętam.
- Czyli zadziałało, tak?
- No chyba. Mamy też takiego jednego leśnego zgreda. F... Fri... Fa... A ciul! On też nie mieszka w zamku, bo woli siedzieć w buszu i łapać motylki. Jest meeeeega dziwny.
Przez chwilę pomyślałem, że "hej Sol, ty też jesteś dziwny". Może był pijany? Może on był tym "Kretyńskim Obrońcą". Patrząc na to, że mieszka w wiosce, jest strasznie zwariowany i napewno pijany, to pędzenie bimbru ani trochę mnie nie zaskoczy.
- Tylko taki S.. się z nim zadaje. On kontroluje burzę i jak trafi w ciebie błyskawicą, to będziesz czaaarny. - zaśmiał się, najpewniej wyobrażając sobie mnie w popiele. - Moim skormniutkim zdaniem, oni są razem, ale ciii... To tajemnica.
Teraz już byłem pewny niektórych rzeczy. Ten chłopak zachowywał się jak wujek Cloud i wujek Nigel na każdej imprezie rodzinnej. Ostatnio dawali mi rady, jak uprawiać paprykę, co potem zmieniło się w ich dzikie fantazje o łóżku i kobietach...
- Jest jeszcze Arion. - wow... O jego imieniu nie zapomniał. - On jest Obrońcą Ludzi i jako jedyny nie patrzy na mnie krzywo od jakiegoś czasu. Jest naprawdę miły, umie latać i na dodatek ma moc uzdrawiania każdej rany. No chyba, że tą ranę zadałeś sobie sam, to wtedy już nie może cię uratować.
- Latać?
- Tak! Miał jakąś taką dziwną matkę, która potrafiła latać cały czas. On umie przywoływać skrzydła i wygląda wtedy jak anioł!
Chciałbym poznać tych wszystkich ludzi. Może ja też mógłbym zostać Obrońcą?
- A i jest jeszcze jedna... Jade. Trzymaj się od tej kobiety z daleka. Jak się zdenerwuje to najdelikatniejszą śmiercią dla ciebie będzie stracenie głowy. W życiu nie widziałem nikogo kto tak genialnie walczy! Jej panowanie nad mieczem jest tak ganielane, że jeszcze nigdy z nikim nie przegrała! No. I to chyba już wszyscy. Obrońców jest jeszcze wielu, ale oni albo nie mieli ze mną żadnego kontaktu, albo są w innym królestwie, do którego nie można nam chodzić.
- A Obrońca Świata? - zagadnąłem. Zapomniał o tym najważniejszym?
- A no tak! Gerald-
- Gabriel. - poprawiłem go.
- Właśnie! Gabriel to Gabriel, on jest po prostu najlepszy, choć nigdy nie widziałem jakiej mocy używał. Sądze, że jest po prostu faworyzowany, bo znaleźli go w lesie jak jakiego pijanego, czy bezdomnego. A teraz chodź! Wszystko ci tu pokaże, a kiedyś... Kto wie! - złapał mnie za rękę i pognał w stronę wioski.
Było już ciemno i wolałbym się zdrzemnąć, a nie biegać z nim po wsi, ale... W domu nie miałem takich możliwości, a poza tym bardzo chciałem mieć jakiegoś przyjaciela.
- Dobra! - krzyknąłem.
Pokazywał mi każdy dom z osobna i opowiadał kto w nim mieszka. Mówił o historii tego domu, o tym kiedy został wybudowany, ile czasu w nim spędził i jaki kontakt ma z domownikami. Powiem tak: połowa go kochała, połowa nienawidziła.
Mówił mi o swoich ulubionych miejscach takich jak wrzosowisko, Wielkie Drzewo, swoja stodoła i pastwiska. Powiedział, że do każdego z nich zabierze mnie o poranku.
Opowiadał o miejscach, które najlepiej wspomina z dzieciństwa. Tam gdzie spędził najwięcej czasu, gdzie zdzierał kolana, gdzie pierwszy raz zaatakował go byk.
Potem kazałem mu iść spać, bo w końcu bardzo wcześnie musiał pójść obudzić słońce. Niechętnie się zgodził i poszedł do swojego domu, a ja do domu Alice.
***
- Aitor!!!
- Co!? Kto!?
Poczułem, że spotkałem się z ziemią. Spadłem z mojego posłania, a gdy otworzyłem oczy tuż obok mnie był nie kto inny jak Sol...
- Chodź! Pokaże ci moje ulubione miejsca, słońce już wstało! Mamy cały dzień na poprawianie naszych więzi przyjaźni! - krzyknął, złapał mnie za rękę i zaczął biec.
W ostatnim momencie złapałem spodnie, które leżały na podłodze i pobiegłem za nim. Roześmiałem się cicho. Coraz bardziej podobało mi się jego zachowanie.
Najpierw zabrał mnie do swojej stodoły, która bardziej przypominała piwnice z piwem, ale nie wnikałem. Pytał, czy chce się napić, ale powiedziałem, że nie mogę, bo jestem jeszcze za młody. Wtedy powiedział mi, że Obrońcy są dorośli już w wieku czternastu lat, więc on legalnie mógł pić. Alkoholik.
Nie spędziliśmy tam wiele czasu. Oprócz butelek, były tam też rzeźby z drewna, które Sol robił gdy był nieco młodszy. Były przepiękne, pełne szczegółów, a z opalanymi brzegami wyglądały jak żywe.
Wielkie Drzewo już znałem, więc tam nie poszliśmy. Chłopak powiedział, że wieczorem, gdy będzie odsyłać słońce będę mógł pójść z nim. Dowiedziałem się, że Victor był mało rozmownym towarzyszem, ale mimo to sie lubili. Sol mówił, że on też nie patrzył na niego krzywo.
Powiedział, że to wszystko zaczęło się całkiem niedawno, ale przez tą Obrończynię Myśli nic nie pamiętał. Sam nie chciałem wiedzieć o co chodziło, bo bałem się, że wtedy przestanę chcieć się z nim przyjaźnić. W końcu może wyjść, że on wcale nie jest tym za kogo sie podaje.
Wrzosowiska były przepiękne. W szczególności gdy położyłem się wokół tak wielu fioletowych kwiatów, a ich zapach zaczął wsiąkać w moje ciało. Prawię zapomniałem o tym, że nie miałem koszulki. Nie przeszkadzało mi to tak bardzo, bo wcale nie było aż tak zimno.
Sol opowiadał jak wiele osób tu siedziało. Mówił, że obowiązywała tu pewna tradycja. Każdy w dzień swoich urodzin wsadzał tam jednegk wrzosa. W taki sposób ta wielka łąka stopniowo się rozrastała.
Na końcu udaliśmy się na pastwiska, gdzie krowy i owce powoli przeżuwały trawę. Powiedział, że tutaj zdobył swoją pierwszą bliznę, gdy pewien zaczepiany przez niego byk lekko się zdenerwował.
Przez całą resztę po południa biegaliśmy po wzgórzach, które były porośnięte bujną trawą. Zjedliśmy wiele owoców, które rosły w sadach i zauważyłem, że syciły znacznie bardziej niż wielkie obiady w moim domu.
Dopiero gdy przyszedł czas zachodu słońca wspięliśmy się na Wielkie Drzewo i rozmawialiśmy cicho o dzisiejszym dniu. Bardzo mi się tu podobało, było tak spokojnie i...
- Sol!!! GAMONIU GDZIE TY BYŁEŚ?
_____________________________________
Okej robimy krótką przerwę, dokończę pisać TaiTen i lecimy dalej!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top