Rozdział 2
Znowu tam byłam. Stałam przed małymi drzwiczkami z otworem na listy. Czy się bałam? Owszem. Jednak ciekawość zwyciężyła i tak oto stałam tam. Z odpowiedzią. Może i było to głupie posunięcie, może i nawet zwariowałam. Ale po raz pierwszy od dwóch tygodni, coś się zadziało. I zadałam sobie misję, by dowiedzieć się co.
Lekko trzęsącymi się dłońmi włożyłam zapisaną przeze mnie kartkę papieru do otworu w drzwiach. W liście napisałam, że nazywam się Mia Stewart, mam siedemnaście lat i jestem nową lokatorką tego domu. Gdzieś tam z tyłu głowy, skarciłam się za swoją głupotę. Mimo tego, jakaś część mnie chciała to zrobić. Udowodnić, że jeszcze nie oszalałam i po drugiej stronie tych drzwi faktycznie znajdowała się jakaś osoba.
Po wrzuceniu listu, przyszło mi czekać. Skuliłam się pod drzwiami i wpatrywałam się w otwór, wyczekując odpowiedzi. Ta jednak prędko nie nadchodziła. Po pięciu minutach zaczęło mi się nudzić, a po dziesięciu zrobiłam się głodna. Zaśmiałam się w duchu z własnej głupoty. Co ja robię? Przez brak znajomych i ograniczony czas na powietrzu zaczynam mieć halucynacje.
I w tym właśnie momencie z otworu wypadł list. Mimo, że była to przeze mnie rzecz wyczekiwana, w jakimś stopniu wątpiłam, że ona nastąpi. Po raz kolejny tego dnia odskoczyłam od drewnianych drzwiczek. Tym razem jednak, dzielnie zostałam na strychu i nigdzie nie uciekłam. Podniosłam zestresowana list zaadresowany do "sąsiadki". I przeczytałam na głos zawartość.
— Nazywam się George Malczewski. Sam nie rozumiem jak to działa, jednak możemy utrzymywać ze sobą kontakt przez te drzwi. Mieszkam w domu obok. Ten zamieszkały przez ciebie, stoi w moim świecie pusty od lat. Przed Tobą utrzymywałem kontakt z moją przyjaciółką, Wandą. Znasz ją może?
Wstrzymałam oddech. Wanda Stewart to moja babcia. Czyli jednak przed przeniesieniem, musiała utrzymywać kontakt z tym chłopakiem. Myśli i wspomnienia zaczęły napływać do mojej głowy strumieniami. Kiedy byłam mała, bardzo często odwiedzałam babcię w tym domu. Zawsze wspominała o chłopaku, którym się opiekuje. Mówiła, że nigdy nie widziała go na żywo, ale kochała go jak własnego syna.
Trochę ciężko było mi to wszystko pojąć. Wzięłam skrawek wcześniej przygotowanego papieru i nabazgrałam kolejne słowa.
"Wanda to moja babcia. Jest w hospicjum. Naprawdę istniejesz?"
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
"Wanda w hospicjum? Co się stało?
Opowiedziałam mu o chorobie babci i chyba zrozumiał, że nigdy już od niej nic nie usłyszy. Byłam zafascynowana nagłym obrotem sprawy. Skoro moja babcia go wychowała, to czemu miałabym mu nie zaufać? Zawsze powtarzała, że chłopak którego rzekomo wychowuje, jest podobny do mnie i że bylibyśmy dobrymi przyjaciółmi. Czemu miałabym przed tym uciekać? Z każdym wysłanym listem intrygował mnie coraz bardziej. Chciałam wiedzieć jak to działa. Może to jakiegoś rodzaju iluzja optyczna? Albo urojenia? Tak czy inaczej byłam gotowa dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodziło.
"Miło cię poznać, Mia. Wybacz, jeśli cię wcześniej wystraszyłem."
Wystraszyłeś i to jak... jednak, nigdy nie miałam ci tego za złe.
***
Przez przypadek poznałam chłopaka, który nie istniał w moim świecie. Ciężko mi było uwierzyć w to co się działo. Wciąż miałam wrażenie, że się obudzę i wszystko zniknie. Nigdy nie byłam religijna, ani nie wierzyłam w cuda, więc cała ta sytuacja nieco mnie przytłoczyła. Jednak ciężko było mi powstrzymać ciekawość i ekscytację. Takie rzeczy nie zdarzały się w normalnym życiu, prawda? Czyżbym miała być jedną z tych dziewczyn w filmach fantastyki? Zaśmiałam się cicho z własnej głupoty i przewróciłam grzankę na drugą stronę, nieco się przypaliła.
— Co to za uśmiechy? — Podskoczyłam na głos rodzicielki tuż nad moim uchem. Grzanka, którą zamierzałam umieścić na talerzu, w efekcie wylądowała na ziemi. Spojrzałam na nią zrezygnowanym wzrokiem. Ja naprawdę chciałam ją zjeść. Po pierwszym szoku, odwróciłam się w stronę matki, obrzucając ją obwiniającym spojrzeniem.
— Ups? — Spojrzała na moją grzankę. — Jest cała spalona, chyba nie zamierzałaś jej zjeść?
— Już nie — mruknęłam, sięgając po kolejną kromkę chleba. Zanim jednak zdążyłam zaprotestować, została mi ona wyrwana z ręki.
— Daj, zrobię ci taką jadalną. — Zostałam odsunięta od kuchenki. — Otrujesz się w końcu, jak dalej będziesz gotować z głową w chmurach.
Spojrzałam na kobietę z uniesionymi brwiami, nie rozumiejąc co ma na myśli. Ta jednak tylko zachichotała na moją reakcję. Zrezygnowana zabrałam się więc za robienie herbaty, zostawiając moją grzankę w rękach królowej kuchni. Moja mama potrafiła sprawić, że nawet sucha kromka chleba smakowała niczym prosto z restauracji z trzema gwiazdkami Michelina. Nie miałam więc nic przeciwko, by to ona zajęła się ich przygotowaniem.
— Masz jakieś plany na dzisiaj? — zapytała, na co wzruszyłam ramionami.
— Chyba — rzuciłam — jak mi się zachce to pójdę pobiegać.
Mama pokiwała głową w uznaniu.
— Dobrze ci to zrobi. Przy okazji w końcu poznasz nieco okolicę.
Mruknęłam tylko w odpowiedzi i położyłam dwa ciepłe kubki na stole. Mama w tym czasie nałożyła grzanki na talerze i usiadłyśmy razem do wspólnego śniadania.
***
Nigdy nie byłam tak wdzięczna za świeże powietrze, jak właśnie w tamtym momencie. Był wieczór, zrobiło się rześko i przyjemnie. Wciągnęłam na siebie bluzę z kapturem i dresy. Do uszu wcisnęłam słuchawki i ruszyłam przed siebie truchtem. W tle rozpoczęła się piosenka Sirens od Fleurie. Atmosfera wokół mnie całkowicie mnie pochłonęła i po chwili miałam wrażenie, że latam. Biegłam coraz szybciej, skręcając w nieznane mi uliczki i całkowicie nie obchodził mnie fakt, że mogłam się zgubić. Pozwoliłam, żeby cały stres ulotnił się ze mnie niczym para wodna i całą swoją uwagę skupiłam na swoim oddechu. Nie czułam już nawet paraliżującego zimnego powietrza, owijającego całe moje ciało. Bieganie zawsze było moją ucieczką od niepotrzebnych myśli, zwłaszcza tych negatywnych. W takich momentach jak tamten, czułam się wolna i nabierałam siły życiowej, która pozwalała mi funkcjonować przez kilka następnych dni. Kochałam to uczucie i żałowałam, że utrzymywało się tak krótko.
Po kilkunastu minutach spowolniłam tempo, łapiąc zadyszkę. Zatrzymałam się w miejscu, podpierając ręce na biodrach. Biegłam za szybko i zdążyłam się zmęczyć. Spojrzałam na pustą ławkę, stojącą nieopodal i od razu skierowałam się w jej stronę. Znajdowałam się w jakimś parku. Wokół mnie rosło kilka drzew i parę krzewów. Uważałam to miejsce za urocze. Usiadłam na ławce i oparłam łokcie na oparciu, odchylając głowę do tyłu. Gardło nieprzyjemnie drapało, od zbyt dużej ilości zimnego powietrza. Starałam się uspokoić oddech i uporządkować myśli, które przez ostatnie parę minut, błąkały się po mojej głowie bez kierunku. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tego mi właśnie brakowało. Zmęczenia fizycznego.
— Można? — Kolejny raz tego dnia, podskoczyłam ze strachu, słysząc czyjś męski głos. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka, wskazującego palcem na miejsce obok mnie. Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową, przesuwając się w bok i tym samym robiąc mu miejsce. W jednej ręce trzymał deskorolkę, którą po chwili wsunął pod ławkę, po czym usiadł.
— Victor — powiedział, ukazując szereg swoich równych zębów.
— Mia. — Uśmiechnęłam się lekko. Victor miał na sobie czapkę z daszkiem, założoną tył na przód, szarą bluzę z kapturem i szerokie spodnie. Na czoło opadały mu zagubione czekoladowe loki, a brązowe oczy wpatrywały się we mnie z zadowoleniem. Uniosłam brew. Wyglądał bardzo swobodnie jak na to, że byliśmy sobie obcy.
— Mieszkasz tu od niedawna? — zapytał. — Nie kojarzę cię.
— Tak — rzuciłam tylko w odpowiedzi. Chłopak w ogóle nie zdawał się być zrażony moim niepewnym tonem głosu. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że jego uśmiech się pogłębił.
— I jak ci się podoba Hinsdale? – zapytał. Przygryzłam wargę, myśląc nad odpowiedzią. Przez głowę przeleciały mi ostatnie tygodnie. Aż wstyd przyznać, że dzisiejsze wyjście było jednym z pierwszych. Wciąż do końca nie poznałam uroków tego miasteczka.
— Jest urocze — przyznałam. Zapadła cisza. — Długo tu mieszkasz? — Zadałam pytanie starając się unikać kontaktu wzrokowego i zachować spokój. Mój mózg zaczął płatać mi figle, powtarzając jak niebezpiecznym było wychodzenie z domu o tak późnej godzinie bez znajomości otoczenia. W dodatku rozmawiałam z chłopakiem dwa razy większym ode mnie. Co tu robił o tak późnej godzinie?
— Od urodzenia. Znam każdy zakamarek tej dziury. – Posłał mi szczery uśmiech, a moje serce mocniej zabiło. — Jak chcesz mogę cię kiedyś oprowadzić. — Spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem. Proponował drugie spotkanie. Kiwnęłam lekko głową. Chciałam jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca.
— W razie, jakbyś czegoś potrzebowała, mieszkam niedaleko. Na pewno wpadniemy na siebie jeszcze nie raz. Często tu bywam. — Uśmiechnął się szeroko. Miał zdecydowanie za dużo energii. Przechyliłam głowę, przyglądając mu się bardziej. Lekkie piegi na jego nieco ciemniejszej karnacji dodawały mu uroku. Miał nieskazitelną cerę i bardzo wyraziste rysy twarzy. Wyglądał raczej przyjaźnie.
— Dzięki — powiedziałam, odgarniając z czoła kosmyki potarganych włosów. Moja twarz była zapewne cała czerwona z wysiłku. Stresowało mnie to jak intensywnie chłopak się we mnie wpatrywał. — Pójdę już, ściemnia się. — Podniosłam się z ławki, trochę zbyt energicznie. Victor również wstał, chowając ręce do kieszeni. Kiwnął głową w zrozumieniu. — Miło było cię poznać, Mia. — Po czym złapał za swoją deskorolkę i odjechał jako pierwszy. Dopiero gdy zniknął za zakrętem wypuściłam powietrze z płuc, uspokajając bicie serca. Do domu biegłam najszybciej jak mogłam.
***
Zmęczona, przekroczyłam próg domu i rzuciłam się w stronę schodów. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się pod prysznicem.. Miałam już dość wysiłku fizycznego jak i kontaktów międzyludzkich. Zgarnęłam z pokoju czyste ciuchy i zamknęłam się w łazience. W lustrze spojrzała na mnie dziewczyna z potarganymi włosami związanymi w kucyk i lekko zaróżowioną twarzą. Moje źrenice były wielkości statków kosmicznych przez emocje, które przeżywałam. Nowo poznany chłopak wydawał się naprawdę sympatyczny, więc czemu byłam wtedy tak bardzo przerażona? Włączyłam bieżącą wodę, próbując oczyścić się ze wszelkich brudów i niechcianych emocji. Ten dzień w końcu dobiegał końca.
Usiadłam na łóżku i odchyliłam się do tyłu, opierając ciężar mojego ciała na rękach. Moje mokre włosy wciąż lekko kapały mocząc mi łóżko. Byłam niczym nowonarodzona. Wszystkie zmartwienia i cały stres zostały zmyte i zamknięte w tej kabinie prysznicowej. Moje ciało w końcu się rozluźniło. Z jakiegoś powodu moje myśli powędrowały w stronę George'a i poczułam lekką ekscytację, by znów zajrzeć na strych. Nie do końca rozumiałam sytuację, w której się znajdowałam i jakaś część mnie była wręcz przerażona jego istnieniem. Jednak była to tylko mała część mnie. Moje rozmyślania zostały przerwane przez odgłos dzwoniącego telefonu. Westchnęłam wiedząc czyjego imienia na wyświetlaczu mogłam się spodziewać. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni bluzy i odebrałam nie patrząc na ekran.
— Hej.
— Mia. — Usłyszałam roześmiany głos Matta. Uniosłam brew na jego entuzjastyczny ton.
— Coś się stało?
— Skąd. Po prostu chciałem usłyszeć twój głos.
Nasłuchiwałam czy w tle nie leci żadna muzyka, bądź czy nie ma żadnych odgłosów świadczących o imprezie. Nic z tych rzeczy. Słyszalny był tylko jego oddech i radosny głos, gdy zaczął opowiadać o swoim dniu. Ucieszyłam się, że mogliśmy odbyć w końcu normalną rozmowę, co od jakiegoś czasu było u nas rzadkością. Często gdy do mnie dzwonił, było to w trakcie domówki podczas gdy Matt był pod wpływem jakichś nieznanych mi substancji. Tylko wtedy sobie o mnie przypominał i mówił, że tęskni. Dlatego też większość naszych rozmów kończyła się kłótnią. Jego poirytowaniem, a moim płaczem. Dziwnie było móc poczuć się znów normalnie. Czyżby wreszcie zaczął skupiać się na maturze? Jego zachowanie było nad wyraz podejrzane, jednak wiedziałam, że nawet jak zapytam, nic mi nie powie. Zamiast tego wysłuchiwałam tego co ma do powiedzenia o owczarkach niemieckich i jak bardzo chciałby móc wyjechać zwiedzić Europę. Naszą rozmowę przerwał stłumiony męski głos, który rozpoznałam niemal od razu. Ojczym Matta przywitał mnie przez słuchawkę, po czym mruknął coś do swojego syna. Po drugiej stronie usłyszałam głośne westchnienie i już wiedziałam, że nadszedł czas by się rozłączyć.
— Idź skoro musisz — pospieszyłam go — jutro też jest dzień.
— Dobranoc, Mia. — Zakończył połączenie. Odrzuciłam telefon w bok, kładąc się na plecach. Złapałam się na tym, że ta rozmowa nie przyniosła mi tyle radości co zazwyczaj. Całkiem niedawno po naszych rozmowach, byłam pełna energii i uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Może to przez ten dystans? Albo zmęczenie? Oczywiście wliczając do tego te wszystkie kłótnie. Na pewno było nam obojgu ciężko. Nie byliśmy w stanie widywać się tak często, jak byliśmy do tego przyzwyczajeni.
Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić z siebie zbędne myśli. Ponownie podniosłam się z łóżka, tym razem z zamiarem wyjścia z pokoju. Uczucie ekscytacji i chęci pójścia na strych, nie opuściło mnie nawet podczas rozmowy z Mattem. Wspięłam się po schodach na samą górę, niezgrabnie omijając skrzypiące fragmenty pojedynczych schodków. W środku było ciemno, więc musiałam zapalić małą lampkę, która rzucała marnym, żółtym światłem na pomieszczenie. Podeszłam do małych drewnianych drzwiczek i zauważyłam leżącą pod nimi kartkę. Serce zabiło mi szybciej. Rozpoznałam lekko zakrzywione pismo George'a. Było całkiem charakterystyczne i eleganckie.
"Cześć sąsiadko, dzisiaj mam trochę więcej czasu, więc odpisz jak tylko będziesz mogła."
Uśmiechnęłam się do siebie czytając wiadomość kilkukrotnie. Po chwili złapałam za skrawek papieru i postanowiłam odpisać.
"Obecna! Jak się dzisiaj czujesz?" Na odpowiedź nie czekałam długo.
"Dzisiejszy poranek był nieco intensywny, jednak teraz jest już dobrze. Gotowa na pierwszy dzień szkoły?"
Śmieszne jak szybko jednym prostym słowem można zepsuć komuś humor. Na samą myśl o szkole skręcało mnie w żołądku. Byłam niemal pewna, że George nie musiał borykać się z podobnymi problemami. W moim wyobrażeniu był całkiem popularny i każdy chciał się z nim zadawać. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
"Nawet mi nie przypominaj. Chciałabym być w stanie cofnąć się w czasie do początku wakacji"
Przerzuciłam list i na odpowiedź czekałam trochę dłużej niż zazwyczaj. George milczał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, a ja pragnęłam usłyszeć jego myśli. W końcu przez otwór w małych drzwiczkach wypadła kolejna kartka.
"Po naszym spotkaniu niewiele rzeczy jest dla mnie niemożliwym także nigdy nie mów nigdy. Tak naprawdę od dłuższego czasu chciałem czegoś spróbować. Wanda nigdy nie chciała się na to zgodzić i mówiła, że to zbyt niebezpieczne. Odwróć kartkę."
Z uniesionymi brwiami odwróciłam kartkę wedle poleceń chłopaka. Moim oczom ukazał się ciąg liczb. Numer telefonu. Otworzyłam szerzej oczy. Że niby miałam do niego zadzwonić? Moje, do tamtej pory, szybko bijące serce, nagle zdawało się zatrzymać. Nie wiedząc co począć, wzięłam długopis i zapisałam wolne miejsce obok numeru.
"Jesteś pewien, że to zadziała?"
Na odpowiedź czekałam zaledwie dwie minuty, które w tamtym momencie zdawały się trwać wieczność.
"Jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy."
Ze zdenerwowania lekko ścisnęłam kartkę. Wyciągnęłam telefon trzęsącymi się dłońmi i powoli wpisałam numer. Przez dłuższy czas po prostu wpatrywałam się w zieloną słuchawkę. Za bardzo się stresowałam, by czuć podekscytowanie, jednak mimo wszystko miałam nadzieję, że się uda. W końcu kliknęłam przycisk i przyłożyłam urządzenie do ucha. Po krótkiej chwili, usłyszałam sygnał. Pierwszy, drugi, trzeci. Powoli zaczęłam tracić nadzieję. Fakt, że jakimś cudem potrafiłam komunikować się z George'm listownie, graniczył z cudem. Usłyszenie jego głosu przez słuchawkę, było więc niemal niemożliwe. Po kolejnych paru sygnałach, uśmiechnęłam się do siebie z własnej głupoty i odsunęłam telefon od ucha. W tym samym momencie, usłyszałam szmer po drugiej stronie.
— Mia? — odezwał się melodyjny męski głos. — To ty?
Nie odpowiedziałam. Zaparło mi dech w piersiach. Rozłączyłam się nie dowierzając, że się udało. Chwilę wpatrywałam się w zgaszony wyświetlacz, starając się uporządkować szarżujące myśli. Mój telefon nagle zaczął wibrować, a na ekranie pojawiło się połączenie od nieznanego numeru. Ze zdenerwowania żółć podeszła mi do gardła. Moje ciało chciało uciec, jednak ekscytacja rosła, wraz z przerażeniem. Wzięłam kolejny, głęboki wdech i przyłożyłam telefon do ucha.
— Halo? — Udało mi się wykrztusić. Z drugiej strony telefonu, usłyszałam jak chłopak odetchnął z ulgą.
— Już myślałem, że się nie udało — zaśmiał się. Miał bardzo ładny śmiech.
— George — mruknęłam wciąż lekko przymulona. — Miło mi cię w końcu poznać. — Pozwoliłam sobie na uśmiech.
— Mi ciebie również.
***
George był zabawny. Rozmawialiśmy przez następne 2 godziny, a ja ani trochę się nie znudziłam. Mieszkał z mamą. Jego tata był z Polski i z nieznanych mi przyczyn, nie mieszkał z nimi. Poza tym lubił rysować i grać na gitarze. Okazało się też, że kobieta z rysunku, który znalazłam pod drzwiczkami, to właśnie jego mama. Nie miał z nią dobrych relacji, jednak chciał ją narysować. Ponoć marnie mu szło z twarzami, więc zazwyczaj były one zamazywane na jego rysunkach. Zdjęcie miało trafić do mojej babci, dlatego je przerzucił, niestety nie dostał odpowiedzi zwrotnej. Naprawdę polubiłam rozmowę z nim.
Leżałam na zimnej posadzce. Brzuch bolał mnie ze śmiechu, więc złapałam się za niego, starając się oddychać w miarę równomiernie.
— Ah, szkoda, że cię przy tym nie było — powiedział George, równie rozbawiony. Nagle jego głos jakby spoważniał. — Mia... myślisz, że bylibyśmy w stanie się kiedyś zobaczyć? – zapytał, czym totalnie zbił mnie z tropu. Zamyśliłam się na chwilę.
— Wydaje mi się, że może to być trudne — stwierdziłam, jednak nie zaprzeczyłam. — Wszystko może się zdarzyć — dodałam, nieco ciszej.
Usłyszałam w słuchawce jak podnosi się z miejsca — A co, gdyby tak... Tylko się nie wystrasz. — Niezbyt zrozumiałam o co mu chodziło. Nagle do moich uszu, dobiegło donośne pukanie w drewniane drzwiczki. Podskoczyłam w miejscu z zaskoczenia i odruchowo odsunęłam się od źródła dźwięku.
— Może jednak nie będzie to aż takie trudne — powiedział mocno wyczuwalną ekscytacją w głosie.
***
Siedziałam przy stole w kuchni, dziobiąc widelcem makaron. Nie miałam apetytu. Stresowałam się jutrzejszym pierwszym dniem w szkole. Dodatkowo, nie mogłam się skupić na niczym innym, wciąż myśląc o George'u. Po naszej ostatniej rozmowie, mózg parował mi od natłoku myśli. Usłyszałam go. W momencie, w którym zapukał w drewniane drzwi. Byłam podekscytowana i zdenerwowana zarazem. Bałam się nieznanego, a żołądek mi się kurczył, myśląc tylko o możliwości spotkaniu chłopaka. Mimo wszystko był mi obcy. W tamtym momencie jednak czułam jakby siedział obok mnie. Gdy zapukał w drzwiczki, stał się dla mnie realniejszy niż zwykle. Podniosłam wzrok na mamę wychodzącą z salonu.
— Nie baw się jedzeniem — rzuciła, patrząc na mnie przelotnie. Westchnęłam i nabiłam jedną kluskę na widelec, wciąż pogrążona w myślach.
— Coś się stało? — Głos rodzicielki znów sprowadził mnie na ziemię. Pokręciłam głową.
— Nie czuję się po prostu gotowa na jutrzejszy dzień — wyznałam, nie do końca kłamiąc. Mama znowu przeniosła wzrok na mnie, tym razem zatrzymując się dłużej na mojej twarzy. Wypuściła głośno powietrze z ust i zajęła miejsce przy stole, naprzeciw mnie.
— Pierwsze dni bywają stresujące – zaczęła, zakładając nogę na nogę i opierając brodę o rękę, położoną na blacie. — Szczerze nie wiem co ci poradzić dziecko. — Wyprostowała się i położyła dłoń na mojej. — Jesteś super, na pewno szybko się z kimś zaprzyjaźnisz.
Uśmiechnęłam się słabo na jej słowa. Nie były one rozwiązaniem moich problemów, jednak czułam się nieco lepiej. Dostałam wsparcie, jakiego było mi trzeba. — Dziękuję. — Złapałam ją za dłoń i lekko ścisnęłam.
Resztę popołudnia spędziłam z mamą na rozmowie o wszystkim i o niczym. Z George'm umówiłam się dopiero na następny dzień. Powiedział, że ma pilne sprawy którymi musi się zająć. Ja też powinnam bardziej skupić się na swoim życiu.
***
Obudziłam się dzisiaj, widząc na telefonie wiadomość od Matt'a. Życzył mi miłego pierwszego dnia w szkole. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Mimo wszystko byliśmy razem, więc nawet jeśli od jakiegoś czasu, był nad wyraz uprzejmy, postanowiłam nie skupiać na tym swojej uwagi. Tłumaczyłam sobie to tym, że w końcu przejrzał na oczy i udało mu się dorosnąć. Spakowana i wyszykowana chwyciłam za plecak i wyszłam z pokoju. Tego dnia założyłam na siebie proste, błękitne jeansy i oversize bluzę tylko nieco ciemniejszego koloru. Na stopy włożyłam wychodzone tenisówki, a całość podkreśliłam lekkim makijażem. Weszłam do kuchni, widząc krzątającą się w niej matkę. Powitałam ją lekkim skinieniem głowy.
— O, dzień dobry, jak ci się spało? — Zauważyła mnie.
— Dobrze — odpowiedziałam. Nie chciałam dać po sobie poznać jak bardzo trzęsłam się w środku. Nigdy nie byłam zbyt rozmownym dzieckiem, więc mama po prostu skomentowała to uśmiechem.
— Spakowałam ci śniadanie, może lepiej zjedź coś zanim wyruszymy? — Podeszła do lodówki, a mój żołądek na samą myśl o jedzeniu zrobił fikołka. Wiedząc jednak, że kobieta nie odpuści podeszłam do blatu, wzięłam do ręki jabłko, po czym skierowałam się w stronę wyjścia. Za sobą usłyszałam tylko zrezygnowane westchnienie kobiety. Wgryzłam się w przekąskę i ruszyłam w stronę auta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top