ꓚ⌊⌋ 𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝚍𝚣𝚒𝚎𝚠𝚒ą𝚝𝚢 ⌊⌋ꓛ

»»————- ★ ————-««

ℕ𝕚𝕖𝕜𝕥𝕠́𝕣𝕫𝕪 𝕜𝕣𝕪𝕛𝕒̨ 𝕞𝕣𝕠𝕜 𝕨 𝕤𝕖𝕣𝕔𝕒𝕔𝕙

꧁꧂

Derek zabrał Morane do siebie. W czasie jazdy nie rozmawiali więcej. Oboje potrzebowali przemyśleć to co się zdarzyło, w ciszy.

Morana była zaskoczona miejscem, w którym brunet mieszkał. Cały budynek był jego. Już po sportowym aucie jakim jeździł, można było domyśleć się że nie brakuje mu pieniędzy.

— Łazienka jest tam, gdybyś chciała... — powiedział Derek gdy byli już w lofcie. Morana rozglądała się po dużym wnętrzu. Spojrzała na bruneta gdy się odezwał. Wskazał kierunek gdzie miała znajdowała się łazienka.

— Dzięki. — mruknęła, po czym udała się do łazienki.

To pomieszczenie również do małych nie należało. Zdjęła kurtkę aby było jej wygodniej. Położyła ją na szafce przy umywalce, przed którą stanęła. Miała zaschniętą krew na brodzie. Odkręciła kran. Umyła dłonie, a później nachyliła się nad umywalką, po czym oblała twarz wodą. Zmyła krew. Nigdzie nie było na wierzchu ręcznika, więc wyjęła jeden mniejszy z szafki i wytarła twarz oraz dłonie. Włożyła ręcznik do kosza na pranie, nie wiedząc gdzie indziej powinna go zostawić. Zabrała kurtkę po czym opuściła łazienkę. Weszła do dużego pomieszczenia gdzie został Derek. Mężczyzna znajdował się przy łóżku. Stał do niej tyłem przez co czarnowłosa mogła zobaczyć jego nagie plecy, które zdobił duży tatuaż w postaci trzech złączonych spirali. Uniosła brwi zaskoczona widokiem. Przez myśl przeszło jej aby odwrócił się żeby mogła zobaczyć jego klatkę piersiową. Jednak tak się nie stało. Założył czystą koszulkę i dopiero wtedy odwrócił się. Morana odwróciła szybko wzrok aby nie pokazać że gapiła się na jego plecy, które widać że miał wyćwiczone.

Kącik ust Derek'a, drgnął do góry. Od razu zauważył lekki rumieniec, który zagościł na jej policzkach, a przyspieszenie bicia serca zdradzało jej zdenerwowanie.

— Nie słyszałem jak weszłaś. — ruszył ku stołowi, który stał przed oszkloną ścianą.

— Wróciłam dosłownie przed sekundą. — nerwowo założyła kosmyk włosów za ucho. Pozostała w sporej odległości od bruneta. Zerknęła na niego, ale gdy napotkała jego spojrzenie, które nie opuszczało jej osoby, znowu odwróciła wzrok. Udawała że wszystko inne w pomieszczeniu jest bardzo ciekawe, tylko aby nie musieć spojrzeć mu w twarz. Wprawiał ją w zakłopotanie bardziej niż tego chciała.

— Przed sekundą? Czyli nie widziałaś mojego tatuażu? — oparł się tyłem o blat stołu i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

— Nie. — odpowiedziała szybko.

— Chciałabyś wiedzieć co oznacza? — uniósł brew. Słyszał jak jej puls przyspieszył.

Morana w końcu odważyła się na niego spojrzeć. Miał zadowolony wyraz twarzy. Ewidentnie podobało mu się że wprawiał ją w zakłopotanie. Chciała się odezwać, ale nie było jej to dane.

Ktoś szedł po żelaznych schodach. Hałas przyciągnął ich uwagę. Wysoki, dobrze zbudowany szatyn zszedł na dół.

— Kogo przyprowadziłeś? — spojrzał na Morane, a później na Derek'a i z powrotem na czarnowłosą. Zmrużył oczy i lekko przekrzywił głowę w bok przyglądając się jej, a później jego wyraz twarzy zmienił się na taki jakby coś go olśniło. — To ty.

— Ja? — zapytała zdezorientowana Morana. Spojrzała na Derek'a licząc że wyjaśni kim jest ten mężczyzna i czemu zachowuje się jakby ją znał.

— To ona prawda? — spojrzał na Derek'a, który wywrócił oczami, a jego postawa zrobiła się bardziej napięta. — Oczywiście że tak. — na twarzy nieznajomego zagościł uśmieszek, który z jakiegoś powodu nie wydawał się czarnowłosej zbyt przyjazny. — Jak mniemam Morana Davis? — stanął obok niej tak nagle, przez co kobieta wzdrygnęła się. Nie zauważyła kiedy tak szybko przeszedł kilku metrowy dystans między nimi. Możliwe że przez to że zapatrzyła się na Derek'a.

— Tak. — czuła się nieprzyjemnie pod jego uważnym spojrzeniem. Cofnęła się o krok aby zachować większy dystans między nimi. Sprawiał że czuła się nieswojo. Zwłaszcza że wiedział jak się nazywa, a ona pierwszy raz widziała go na oczy.

— Peter Hale. Wuj tego gbura. — skinął głową na bruneta.

— Derek ci o mnie mówił? 

Na jej słowa Peter się roześmiał.

— Nie. Nawet gdyby przyłożyli mu rozgrzane żelazo do twarzy, nie pisnąłby ani słowa. Ale za to ktoś inny miele jęzorem tak dużo że czasami mam ochotę wyrwać mu go z gardła i zawiesić jako breloczek do kluczy. — powiedział to z lekkością i wzruszył ramionami. Minął Morane, po czym poszedł do kuchni.

Morana rozszerzyła oczy w niemałym zaskoczeniu słowami Peter'a. Zdecydowanie nie był przyjazną osobą albo miał nietypowe poczucie humoru.

— Zamknij się i stąd wyjdź. — odezwał się Derek.

— Gdy tylko zrobię sobie herbatę. — nalał do czajnika wody, po czym włączył urządzenie. Machnął niedbale dłonią w ich kierunku nic nie robiąc sobie z słów Derek'a. — Śmiało rozmawiajcie. Nawet gdybym był na górze i tak słyszałbym co tu robicie.

— Czy on też jest... — Morana zwróciła się do bruneta. Derek przytaknął głową. Peter wyjrzał z kuchni i spojrzał na siostrzeńca.

— Powiedziałeś jej?

— Nie twój interes.

— Mój bo właśnie mnie wydałeś... choć z drugiej strony mam to gdzieś. Zabije ją jeśli będzie coś kombinować. — spojrzał na Morane i puścił jej oczko, po czym jak gdyby nic wrócił do kuchni.

— On żartuje, prawda? — zaniepokojona słowami starszego Hale'a, spojrzała na Derek'a, którego mina wyrażała jakby miał ochotę popełnić samobójstwo.

— Chciałbym żeby tak było. — powiedział niezadowolony. Nie zdawał sobie sprawy że jego słowa jeszcze bardziej zaniepokoiły Morane. Patrzył się w kierunku kuchni, choć z tej perspektywy i tak nie widział wuja. Czasami miał ochotę ponownie poderżnąć mu gardło. Dopiero szybkie bicie serca Morany odciągnęło jego uwagę od myśli o zamordowaniu wuja.

O cholera, pomyślała Morana. Można było powiedzieć że weszła do jaskini lwa, a raczej jaskini wilkołaków.

— Ja... chyba już pójdę. — przełknęła ślinę i nerwowo zacisnęła palce na kurtce, którą trzymała w dłoni. W tym momencie nie czuła się tu bezpiecznie.

— Hej. — Derek szybkim krokiem zbliżył się do niej. Położył dłoń na jej ramieniu aby zatrzymać ją w miejscu. Delikatnie przekręcił ją w jego stronę, aby spojrzała na niego. — Spokojnie. Nie pozwolę mu cię skrzywdzić. — powiedział miękko.

— Inaczej to zabrzmiało.

— Wiem. Obiecuje że nic ci się nie stanie. — powiedział zdecydowanym tonem. Jego zapewnienia trochę uspokoiły Morane.

— Na twoim miejscu bym mu nie wierzył. — Peter wyszedł z kuchni z kubkiem świeżo zaparzonej herbaty w dłoni. — Jego byłe nie najlepiej skończyły.

Derek zabrał dłoń z ramienia czarnowłosej. Odwrócił się i spojrzał na wuja wściekłym wzrokiem. Jak zwykle Peter lubił mieszać. Morana zauważyła jak brunet mocno zaciska dłonie w pięści, jakby próbował opanować rosnącą w nim wściekłość.

— Do śmierci jednej przyczyniłeś się, a dwóm poderżnąłeś gardło. — powiedział mocno zaciskając szczękę.

— Racja. Ale nie zaprzeczysz, że nie zasłużyły. Oczywiście nie wszystkie. — ledwo widoczny uśmieszek zagościł na twarzy starszego Hale'a. Upił łyk herbaty. — Zobaczymy co spotka czwartą. — obdarzył Morane tajemniczym spojrzeniem, po czym swobodnym krokiem ruszył ku schodom, jakby przed chwilą niczego nie przeskrobał.

Co do cholery miało to znaczyć, pomyślała Morana.

Czarnowłosa poczuła nieprzyjemne ciarki. Nie potrafiła pojąć czemu Derek utrzymywał kontakt z kimś kto zabił jego byłe dziewczyny. Nie znała kontekstu sytuacji, więc może był bardzo konkretny powód dlaczego to zrobił. Choć i tak zabijanie nie było dobre.

Zapadła nieprzyjemna cisza. Jeszcze przez chwilę słyszeli stukot podeszw o żelazne stopnie schodów.

Derek westchnął głośno, a jego ramiona trochę opadły. Przeczesał włosy dłonią i odwrócił się twarzą do Morany. Czasami miał dość wszystkiego.

— Nie wiem nawet od czego zacząć.

— Może najpierw usiądźmy. — zaproponowała czarnowłosa. 

Derek skinął głową i wskazał dłonią na kanapę. Oboje usiedli na meblu, ale z półmetrowym dystansem między sobą. Brunet nie chciał naruszać jej przestrzeni osobistej. Odkąd przyszli do loftu, była bardziej spięta niż w aucie. Słabo go znała, więc nic dziwnego że go się obawiała, zwłaszcza po tym jak Peter się zachował. Brakowało mu subtelności. Derek zamyślił się, przez co panowała między nimi cisza.

— Nie musisz mówić mi wszystkiego. — odezwała się Morana. Derek zerknął na nią. Nie zamierzała wymuszać aby wyznał wszystkie swoje sekrety. Nie potrzebowała tego, zwłaszcza że wiedziała jakie istoty chodzą po ziemi oraz że Beacon Hills nie jest zwyczajnym miastem. —  Właściwie to mam do ciebie tylko jedno pytanie. — brunet skinął głową aby kontynuowała: Dlaczego zachowałeś się wobec mnie tak okrutnie gdy ostatnim razem się widzieliśmy? Czy to przez to że jesteś wilkołakiem? Dlatego mnie odepchnąłeś od siebie?

Derek odwrócił wzrok. Spodziewał się innego pytania, coś w rodzaju jakie istoty nadprzyrodzone istnieją czy co szkodzi wilkołakom. Zacisnął usta w wąską linię. Odtrącił ją bo chciał trzymać ją z dala od niebezpieczeństwa, z dala od siebie, ale to już nie było możliwe. Choć część niego cieszyła się że znowu może być przy niej.

— Tak. — poniekąd była to prawda. Oczywiście przemilczał to, że nie chciał zbyt mocno się przywiązać do niej, a później cierpieć gdyby coś jej się przez niego przytrafiło.

Morana przygryzła wargę przyglądając mu się. Liczyła na trochę dłuższą odpowiedź, choć w jego przypadku mogła się spodziewać jedno-sylabicznej odpowiedzi. Przysunęła się trochę bliżej do niego. Derek zerknął na nią kątem oka.

— Mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz. — powiedziała spokojnie. Położyła dłoń na jego dłoni, którą trzymał na kolanie. Spiął się, ale po chwili rozluźnił. Jego złamane serce owiane było smutkiem i cierpieniem. Morana zastanawiała się co takiego przytrafiło mu się, że tyle negatywnych uczuć ciążyło mu na duszy. O śmierci rodziny wiedziała, ale zastanawiała się czy coś jeszcze złego go spotkało. Miał zadręczoną duszę. — Ale nie będę cię zmuszać do otworzenia się. Chciałam tylko wiedzieć czy... nie ważne. — mruknęła speszona. Zabrała dłoń i odwróciła wzrok. To nie był najlepszy moment o zapytanie go czy ją lubi. Liczyła że jego troska o jej bezpieczeństwo wynikała z tego że nie jest mu obojętna, niż z tego że po prostu jest dobrą osobą i nie chciał by została ranna. Polubiła go i miała nadzieję że jest to odwzajemnione.

Derek spojrzał na nią gdy zabrała dłoń. Jej dotyk był bardzo przyjemny, kojący, choć już sama jej obecność sprawiała że czuł się lepiej. A po wydarzeniach w ostatnich miesiącach, było mu na prawdę ciężko. Stracił stado, cała ta sprawa z alfami czy Nogitsune, nie wspominając o Jennifer. Przebywanie z Moraną było miłą odmianą, zapominał o całym tym nadprzyrodzonym bałaganie.

— Zapytaj. — powiedział Hale. Morana zerknęła na niego. 

— To trochę głupie... — uśmiechnęła się nerwowo. Derek miał łagodny wyraz twarzy, co dodało jej wystarczającej ilości odwagi aby zadać pytanie. Przesunęła się na kanapie aby usiąść bokiem, twarzą w twarz z brunetem. — Chciałam wiedzieć czy mnie lubisz.

Derek uniósł lekko brwi. Zaskoczyła go tym pytaniem. Słyszał jak bicie jej serca przyspieszyło. Przysunął się trochę, na co czarnowłosa zareagowała nerwowym wciągnięciem powietrza. Uśmieszek cisnął mu się na usta, ale opanował go. Pochylił się ku niej. Przy takiej bliskości, dostrzegł że kolor jej tęczówek był inny, jakby coś próbowało przebić ciemny brąz od spodu. Było to dziwne i coś mu mówiło że powinien zwrócić na to większą uwagę, ale nie zastanawiał się zbytnio nad tym. Poddał się chwili.

Morana czuła jak policzki jej się nagrzewają gdy ciepłe wargi Derek'a złączyły się z jej wargami. Poruszyła ustami, odwzajemniając krótki pocałunek. 

— Czy to wystarczająca odpowiedź? — zapytał gdy odsunął się od niej.

— Tak. — jej usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu. Dostrzegła radosny blask w niebieskozielonych tęczówkach Derek'a. Nie potrzebowała słów zapewnienia, ten pocałunek wystarczył, zwłaszcza że przez kontakt ich warg wyczuła jego emocje. Teraz wiedziała że nie była mu obojętna, coś zaczął do niej czuć, była to mała iskra, ale z czasem mogło to przerodzić się w coś więcej, na co liczyła.

꧁꧂

Derek stał przy stole i opierał się dłońmi o blat. Wpatrywał się w okna, zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją. Powiedział czarnowłosej prawdę o Beacon Hills, pominął fakt że Scott i część jego przyjaciół nie są ludźmi. Uznał że na razie tak będzie lepiej. 

Z góry zszedł Peter.

— Wydaje się być miła. — zbliżył się ku siostrzeńcowi, ale zachował dwumetrową odległość między nimi. Bezpieczniej było trzymać się na dystans, Derek bywał wybuchowy, zwłaszcza w połączniu z niewyparzonym językiem Peter'a. Starszy Hale oparł się ramieniem o ścianę. — Niepotrzebnie powiedziałeś jej prawdę.

— To nie był mój wybór. To przez łowców. Widziała zbyt dużo.

— Czemu mam wrażenie, że ci ulżyło z tego powodu? Nie uciekła, nie była przerażona. To było ci na rękę, nieprawdaż? Zdobyłeś jej zaufanie. Czyli plan działa.

Derek zerknął przez ramię na wuja, ale szybko wrócił do wpatrywania się w okna. Nie zaprzeczył. Miał zbliżyć się do Morany, miała mu zaufać, aby mógł poznać jej sekrety, dowiedzieć się czy jest jakąś nadprzyrodzoną istotą. Początkowo to był pretekst by się z nią spotykać, ale szybko zrozumiał jakie to było niewłaściwe, nie chciał jej narażać dlatego się wycofał. Jednak po tym jak dowiedziała się o nim prawdę, sytuacja się zmieniła. Inni myśleli że Derek robi to aby dowiedzieć się całej prawdy o niej, ale tak nie było, po prostu ją polubił. Nie umiał jasno tego wyjaśnić, to nie było to samo co z Jennifer, Kate czy nawet Pagie. Tym razem było inaczej.

— Przymknij się. — warknął brunet.

Peter wywrócił oczami. Zbliżył się do Derek'a.

— Ile razy masz zamiar to przerabiać? Nie przywiązuj się bo znowu się zawiedziesz. — położył dłoń na ramieniu siostrzeńca. Nigdy nie chciał dla niego źle, nigdy nie chciał krzywdy dla swojej rodziny. Los sprawił że wile rzeczy się skomplikowało. Dla innych mógł wydawać się potworem, ale wciąż miał coś w sobie z człowieczeństwa.

Derek gwałtownie strącił jego dłoń. Posłał mu krótkie nieprzyjazne spojrzenie, przez co Peter cofnął się o krok.

— Rób co chcesz, ale pamiętaj że ostrzegałem. Nie jest tego warta.

— Dla ciebie nikt nie jest niczego wart. — warknął Derek.

Peter chciał coś powiedzieć, ale darował sobie. Posłał siostrzeńcowi smutne spojrzenie, choć ten tego nie widział bo stał do niego tyłem, po czym odwrócił się i skierował się do wyjścia z loftu. Zostawił Derek'a samego z własnymi myślami.

********************

Jak podobał wam się rozdział?

Dzisiaj robię maraton, więc spodziewajcie się jeszcze dwóch rozdziałów

Miłego czytania <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top