17. Podobieństwo

Leo czekał na mnie. W ciemności lśniły jego błękitne oczy. Julia i Filipek już spali, więc lew od razu rozpoczął swoją pogadankę.

- Nie wiem czy rozmawiałaś z Liliam na ten temat...

- Rozmawiałam.

- Więc najwidoczniej nie zrozumiałaś. Nie powinnaś angażować się w znajomości z ludźmi. Pozostań przy tych, które już masz, ale na zawieraj nowych. Inaczej ludzie nigdy nie pozwolą ci w pełni cieszyć się życiem w Mateczniku. Natomiast z Arkiem jest dodatkowy problem. Ten chłopak jest tobą coraz bardziej zafascynowany i jeśli nadal będziesz postępować tak jak teraz sprawisz, że pomyśli, iż może liczyć na coś więcej z twojej strony, a przecież ty nie możesz mu tego ofiarować.

Wzbierała we mnie złość na Liliam i Leo. Nie miałam pojęcia, dlaczego tyle dopowiadali sobie do mojej znajomości z Arkiem. To, że czuję się swobodnie w jego towarzystwie i że rozmawiamy tak jakbyśmy znali się wiele lat wcale nie oznacza, że za tydzień zostaniemy parą. Może tak to działa w Mateczniku, tutaj – nie.

- Wyobraźnia i twoja, i Liliam jest zbyt wybujała. Czy wy naprawdę uważacie, że jestem w stanie obiecać wspólne życie chłopakowi, którego poznałam kilka dni temu?

- Elfy bardzo często podążają za głosem serca, a nie rozumu. Dopiero później zmagają się z konsekwencjami swoich nierozsądnych decyzji. Nie chciałem na początku używać tego argumentu, ale najwidoczniej potrzebujesz małego wstrząsu. Przypomnij sobie, co stało się z twoim ojcem po odejściu Antinui. Elfy są dla ludzi jak narkotyk. Chcesz mieć Arka na swoim sumieniu?

Ta uwaga rozsierdziła mnie jeszcze bardziej. Znów grano na moich uczuciach. Przywoływano matkę, żeby osiągnąć swój cel. Na brak kolejnych argumentów zawsze pomagała Antinua.

- Nie jestem z Arkiem w tak bliskiej relacji jak Olaf z Antinuą. – Odnalazłam w sobie jakieś resztki spokoju. – Nie jesteśmy małżeństwem, nie mamy dziecka. Nie kocham go. O czym my w ogóle dyskutujemy? Zamykam ten temat raz na zawsze. Arek jest moim dobrym kolegą i na tym poprzestaniemy.

- Nie możesz tego teraz wiedzieć. Uczucia elfów potrafią się zmieniać w zawrotnym tempie.

- Zamykam ten temat raz na zawsze.

Oboje zamilkliśmy. Leo rozpoczął dokładne czyszczenie swojego płowego futerka. Śledziłam jego ruchy i nie odzywałam się. Kiedy skończył z uszami i łapami, powiedział:

- Nie powinnaś spędzać tyle czasu z ludźmi. Wiem, że nikogo nie znasz w Mateczniku na tyle dobrze, żeby składać mu tak późne wizyty, ale kiedy ty bawiłaś się na balu, ja odwiedziłem kilkoro przyjaciół związanych z elfami. Przedstawiłem im twoją sytuację i elfy zaoferowały swoją pomoc. Chętnie spotkają się z tobą. Znajdziecie na pewno wspólne tematy, bo są mniej więcej w twoim wieku. Potem mogę oprowadzić cię po Dolinie, a na koniec może uda się nam wejść do majowego ogrodu. Co ty na to?

- To bardzo miło z twojej strony, ale mam już na dzisiaj plany.

Entuzjazm Leo zgasł w jednej chwili. Naprawdę postarał się, a ja nie doceniłam tego. Przynajmniej on tak myślał.

- Gloriando, musisz od czegoś zacząć budowanie znajomości w Mateczniku – tłumaczył kocur. – Być może elfy, z którymi chcę cię poznać nie zostaną twoimi przyjaciółmi, ale na początek przydadzą ci się nawet luźne znajomości.

- Szanuję twoje zaangażowanie w moją asymilację wśród leśnych elfów, ale dzisiejszej nocy chciałabym odwiedzić księcia Frilla.

- Odwiedzić księcia? – Powtórzył nie dowierzając w moje słowa. – W środku nocy? Bez zaproszenia? To ogromny nietakt!

- Wczoraj poprosił mnie o kolejne spotkanie, więc tylko spełniam jego prośbę.

- Na pewno dobrze go zrozumiałaś?

- A można inaczej zrozumieć słowa: „Obiecaj mi następne spotkanie" i „będę czekał na ciebie również w nocy"?

- Tak ci powiedział?

- Dokładnie tak.

- Nie wiem czy dobrym pomysłem jest kontynuowanie znajomości z księciem.

- Dlaczego?

- Krążą o nim różne... historie.

Interesowała mnie na razie tylko jedna historia: ta dotycząca jego niezwykłych umiejętności odkrywania tajemnic innych elfów. Skoro Leo wiedział co nieco o księciu, z pewnością słyszał również o tym.

- Najbardziej ciekawi mnie kwestia jego talentu – użyłam określenia Liliam. – Pokazał mi co potrafi w tak gwałtowny sposób, że o mały włos nie straciłam przytomności. I to dwukrotnie.

- Książę używa swojego daru, gdy tego chce, nie pytając o pozwolenie. Podobno większość elfów nawet nie wie, kiedy to się dzieje. Wygląda na to, że z tobą było inaczej. Może jesteś na niego wyjątkowo nieodporna.

- Leo, nie przeciągaj! Co to za dar?

- Książę Frill potrafi odczytać z oczu to, co kryje się w zakamarkach duszy. Mówią, że sprytnie wykorzystuje swoją umiejętność, szczególnie przy zawieraniu znajomości. Poznaje elfa, jeszcze zanim ten zdąży otworzyć usta. Jednak większość elfów nie wierzy w jego cudowne zdolności. Twierdzą, że jest dobrym obserwatorem i ma wyczucie, a książęcy talent traktują raczej jak legendę.

Teraz wszystko było jasne. Frill nie mógł oprzeć się wykorzystaniu swojego daru, gdy zobaczył mnie po raz pierwszy. Miałam rację: sprawdzał mnie. Najwidoczniej moja reakcja sprawiła, że nie zobaczył wszystkiego i na balu próbował zrobić to powtórnie. Oczywiście nie przyznał się do swojego czynu. Jak mógłby powiedzieć, że wbrew mojej woli poznał moją przeszłość, moje uczucia i wspomnienia? Nasunęło mi się jeszcze jedno fundamentalne pytanie: co takiego dostrzegł, że zdecydował się na następne spotkanie ze mną?

- Niemożliwe, żeby ktoś potrafił coś takiego, a jednak doświadczyłam tego na własnej skórze.

- Powiedział, co widzi w twoich oczach? Jaka jest twoja dusza? – Dopytywał Leo.

- Stwierdził, że coś go do mnie przyciągnęło w maleńkiej komnacie – odparłam od razu. – Potem, podczas tańca zauważył, że w moich oczach nie ma już strachu, a piękno i pozytywne uczucia. Ostatnie czego się dowiedziałam to to, że moja dusza rozkwita jak kwiat. Wtedy również o mały włos nie zemdlałam.

- Później nie czytał twojej duszy?

- Nie, bo postawiłam mu warunek: nie spędzę z nim reszty balu, jeżeli nadal będzie używał swoich czarów.

- No, no, no... Tak krótko jesteś elfką, a już stawiasz warunki samemu księciu. Rzeczywiście, coś musi go do ciebie przyciągać, skoro zgodził się. Wyznasz mu dzisiaj, że wiesz o jego darze?

- Chyba dam mu jeszcze szansę na podzielenie się ze mną tą tajemnicą – zdecydowałam. Zobaczę jak będzie wyglądać nasze spotkanie. Jeśli zaprosi mnie kolejny raz, a nie powie skąd tak naprawdę wzięły się moje omdlenia, poinformuję go, że wiem jaki talent skrywa.

- Nie czekajmy dłużej – poprosił Leo. – Zatęskniłem już za Matecznikiem.

Wystroiłam się w błękitną suknię w gabinecie Liliam i już nic, oprócz niepewności, nie trzymało mnie na Ziemi. Miałam ogromne obawy przed samotną teleportacją. Gdyby coś poszło nie tak, Liliam nie pomogłaby mi. Przepadłabym gdzieś na drogach teleportacyjnych albo zginęła w mroźnej przestrzeni kosmicznej. Leo twierdził, że taki scenariusz zdarza się niezwykle rzadko. Wystarczy intensywnie myśleć o miejscy docelowym, a nic niepożądanego nas nie dotknie. Nie miałam innego wyjścia jak mu zaufać. Wyobraziłam sobie dziedziniec pałacu okryty aksamitną nocą. Łagodny szum fontanny. Cichą rozmowę z księciem. Nagle wciągnęło nas na drogę teleportacyjną, a mój umysł przepełnił strach, który znalazł swoje odzwierciedlenie w porywistych podmuchach wiatru smagającego mnie po twarzy. Mocniej przycisnęłam Leo do siebie i wróciłam na dziedziniec. Prąd noszący zwolnił i subtelnie, ale szybko niósł nas coraz dalej. Wreszcie moje wyobrażenia stały się jawą. Wyczułam radosne powitanie z każdej strony, którego nigdy nie doświadczyłam na Ziemi. Słyszałam szmer Doliny gdzieś za moimi plecami. Ujrzałam porozrywane, szare chmury odsłaniające księżyc o rudawym kolorze.

- Leo, mam do ciebie prośbę – zwróciłam się do niego najuprzejmiej jak potrafiłam. – Liliam poleciła, żebym od razu po teleportacji wysłała cię do Nilada Herbu Wrażliwej Śmiałości. Będzie czuwał nad tym, aby nikt nie odkrył mojego zniknięcia.

- Coś mi już o nim wspominała... Nie martw się. Załatwię wszystko jak należy – zapewnił mnie i co sił w łapach zbiegł ze zbocza w kierunku Doliny.

Od pałacu dzieliła mnie niewielka odległość. Znalazłam się na skraju dziedzińca. Na ławce, poza zasięgiem pochodni, majaczyła ciemna postać. Mimo bladego oświetlenia od razu go rozpoznałam. Frill siedział przygarbiony i wpatrywał się gdzieś przed siebie. Nie zauważył mnie od razu. Błądził wzrokiem szukając kogoś, kto był poza jego zasięgiem. Wreszcie odnalazł... mnie. Gwałtownie się podniósł. Miałam wrażenie, że w ostatniej chwili powstrzymał się przed przybiegnięciem do mnie. Elfowi z jego pozycją nie wypada okazywać podekscytowania. Był już na tyle blisko, że mogłam dostrzec jego błyszczące oczy i usta uniesione w ciepłym uśmiechu. Ukłoniłam się tak jak nauczyła mnie Liliam.

- Dobry wieczór, Gloriando. – Również ukłonił się. Zachował bezpieczny dystans. – Nie wyobrażasz sobie ile radości sprawi mi twój widok. Długo kazałaś na siebie czekać. Usiądziemy? Jak minęła ci teleportacja?

- Dziękuje, nie najgorzej. Powoli przyzwyczajam się do tego typu podróży. Liliam dała mi kilka wskazówek i staram się do nich stosować.

- Jest pomocna w tej nowej dla ciebie sytuacji?

- Bardzo pomocna, Wasza Książęca Mość. Nie poradziłabym sobie bez niej. Znamy się bardzo krótko, a wie o mnie najwięcej spośród ludzi... i elfów, które znam. Domyśla się jak brakuje mi...

Nie dokończyłam, bo książę patrzył na mnie dosłownie jak na obrazek. Powstrzymywał swą natarczywość i brutalność, i zamiast daru używał wobec mnie uroku osobistego. Nie wiem, które było gorsze.

- Czego ci brakuje? – Zapytał z nieskrywaną ciekawością.

Wiedziałam, co chciał usłyszeć, ale nie chciałam mu dawać satysfakcji swoją odpowiedzią. Poza tym byłoby to kłamstwo. No, może tylko półprawda, ale faktem było, iż nie tylko jego mi brakowało. Usychałam z tęsknoty za elfią muzyką, zapachem majowych kwiatów, lekkością tańca i... towarzystwem księcia.

- Brakuje mi Matecznika – dokończyłam. – Bardzo mi brakuje.

Przeszył mnie zimny dreszcz. Końcówka września nie sprzyjała noszeniu zwiewnych sukienek. Książę zauważył mój dyskomfort.

- Zimno ci?

- Odrobinę. Nie wzięłam okrycia wierzchniego.

Zdjął swoją narzutkę i okrył moje ramiona. Nie protestowałam. Zapach księcia rozgrzał mnie dużo bardziej niż kawałek materiału.

- Dziękuję Waszej Książęcej Mości. Niestety nie dorobiłam się jeszcze elfickich strojów na każdą okazję.

- Nie musisz mi się tłumaczyć. Początki zawsze są trudne, ale ze mną łatwiej przez nie przebrniesz. Nie zapomniałem, że obiecałem ci swoją pomoc. Garderobą póki co nie przejmuj się, a teraz chodźmy do pałacu zanim oboje przemarzniemy do szpiku kości.

W nieco lepszym świetle pałacowego przedsionka przekonałam się, że moja strojna suknia nie pasuje do stylu księcia. Ubrał się w wygodną, luźną koszulę ze stójką, a moje kryształowe pantofelki przy jego butach wyglądały jak perły przy węglu. Włosy miał jeszcze bardziej zmierzwione niż na balu. Opadały mu na czoło, tworząc uroczą grzywkę. Przypominał raczej ziemskiego nastolatka niż poważnego, elfickiego księcia. Koniec końców był księciem i wolno mu było nosić to, na co przyjdzie mu ochota. Mimo wszystko coś w jego ruchach, gestach, sposobie wyrażania się wręcz krzyczało: Jestem księciem leśnych elfów! Patrzcie i podziwiajcie mnie. I właśnie to robiłam: patrzyłam i podziwiałam. Nie uszło to jego uwadze.

- Dlaczego tak mi się przyglądasz? – Spytał.

Przyłapał mnie na gorącym uczynku i zapomniałam języka w gębie. Nie wymyśliłam nic innego jak zdobycie się na szczerość.

- Po prostu dziś Wasza Książęca Mość wygląda zwyczajnie.

- A ty myślałaś, że na co dzień paraduję w koronie i we fraku?

- Nie, ale...

- Ale?

Nie miałam pewności czy mogę mu to powiedzieć. Czekał jednak na dokończenie mojej myśli.

- W tym stroju przypomina mi Wasza Książęca Mość chłopców, których widuję na Ziemi.

Wyraz jego twarzy zmienił się w ciągu ułamka sekundy. Źrenice zwęziły się, dłonie zacisnęły się w pięści. Uraziłam go. Lepiej zrobiłabym, gdybym trzymała język za zębami, ale skąd mogłam wiedzieć, że porównanie elfa do człowieka może okazać się zniewagą? Książę nie zdążył skomentować mojej uwagi, bo znienacka pojawił się obok nas Hermes.

- Witaj, Gloriando Benignus, córko Antinui. Dobrze, że do nas wróciłaś. Trzeba kuć żelazo póki gorące, jeżeli wiesz, co mam na myśli.

Nie wiedziałam.

- Musisz jak najszybciej poczuć klimat Matecznika – dodał. – Najlepiej zaglądaj tu regularnie. Poradzę ci coś jeszcze...

- Hermesie, bardzo dziękujemy za twoje rady. – Przyjazny ton księcia zaskoczył mnie. Potrafił bardzo szybko opanować swoje emocje. – Pozwól, że to ja będę podsuwał Gloriandzie wskazówki odnośnie jej nowego życia.

- Oczywiście, Wasza Książęca Mość.

- Powłóczymy się trochę po pałacu. Spełnię jedną ze swoich obietnic – zwrócił się do mnie. – Zajrzymy do każdej komnaty w pałacu.

- Ale Wasza Książęca Mość... - próbował jeszcze elf.

- Dobrej nocy, Hermesie.

Zostawiliśmy Hermesa z niedosytem przekazanych informacji. Wzruszyłam tylko ramionami na znak, że nie mam tu nic do gadania i ruszyłam za księciem. Szedł nie oglądając się za siebie. Korytarz, który wybrał zwęził się tak bardzo, że nie mogliśmy iść obok siebie. Dreptałam za nim stukając o posadzkę kryształowymi pantoflami.

- Liliam nie miała zbyt wiele czasu na przygotowanie cię do nowej roli – stwierdził wciąż idąc na przód. Mijaliśmy mnóstwo drzwi, ale nie zatrzymaliśmy się przy żadnych. – Tak mało wiesz o elfach i o ich życiu. Tkwisz nadal wśród fałszywych ideologii. Ludzie nie wiedzą co to piękno i delikatność. Nie potrafią ich docenić. Przyrodę przeliczają na pieniądze, zamiast zachwycać się nią. Musisz przebywać w Mateczniku, gdy tylko masz wolną chwilę, żeby wyzbyć się wszelkich ludzkich wpływów. O! Jesteśmy – Otworzył przede mną drzwi. – Proszę, Gloriando.

Komnata, do której książę mnie przyprowadził miała przeszklony dach i jedną ze ścian. Nad nami rozciągało się niebo usłane gwiazdami. Świeciły z większą mocą niż te, które można oglądać z Ziemi. Mieniły się na przemian żółtym i białym blaskiem. Mniej więcej po środku komnaty znajdował się gruby materac z wielkimi poduchami. Książę ułożył się na nim splatając dłonie pod głową.

- Zapraszam, Gloriando. To najwygodniejszy sposób obserwacji nocnego nieba.

Zsunęłam kryształowe pantofle i położyłam się obok niego. Zachowałam maksymalną odległość od księcia. Nie czułam się komfortowo. Nie przywykłam do tego rodzaju „kontaktów" i z elfami, i z ludźmi.

- Chciałem pokazać ci jeden z gwiazdozbiorów – tłumaczył książę. – Na jesiennym niebie można zaobserwować konstelację gwiazd układającą się w dynamiczną sylwetkę elfki trzymającą naciągnięty łuk. Nosi nazwę Antinua.

Z niedowierzaniem przeniosłam wzrok z nieba na Frilla. Nie zdawałam sobie sprawy jak blisko mnie leżał. Uśmiechał się delikatnie. Pewnie rozbawiło go moje zdziwienie.

- Jest tam. – Wskazał palcem obszar po prawej stronie. – Widzisz? Tu ma uniesioną nogę, a tu łuk ze strzałą.

Intensywnie wpatrywałam się w błyszczące punkciki. Po chwili odnalazłam Antinuę. Energicznie celowała we wrogi naród.

- Każdy elf, który zapisał się w historii naszego królestwa, ma swoje miejsce w gwiazdach – objaśniał dalej książę. – Każda Królewska Para, bohaterowie wojenni, pisarze, wynalazcy i tak dalej. Wystarczy spojrzeć w niebo, a już o sobie przypominają. Nawet po śmierci robią wszystko, aby o nich nie zapomnieć. I dobrze, bo warto brać z nich przykład.

- Będę brała przykład z Antinui, tak jak zapowiedziałam to na przeobrażeniu, ale wyzbycie się wszystkich ludzkich naleciałości zajmie mi nieco więcej czasu. – Nawiązałam do jego wcześniejszej wypowiedzi.

- Wiem, że nie przychodzi ci to łatwo. – Podparł głowę ręką i spojrzał na mnie z góry. – Ale ja też znalazłem się w całkowicie nowej sytuacji i staram się przywyknąć do... twojego stylu bycia.

Ujął w palce kilka kosmyków moich włosów rozsypanych na poduszce. Patrzył prosto w moje oczy. Spodziewałam się, że za moment moja dusza otworzy się przed nim jak książka.

- Wasza Książęca Mość, możemy kontynuować zwiedzanie? – Usiłowałam wybrnąć z coraz bardziej niezręcznej sytuacji.

- Oczywiście.

Zerwał się z materaca i pomógł mi wstać. Ściskał moją dłoń, gdy wkładałam pantofle i dopiero kiedy zrobiliśmy kilka kroków zorientował się, że nadal mnie trzyma. Natychmiast puścił. Podążyliśmy dalej wąskim korytarzykiem. Tym razem stopniowo poszerzał się i wypełniał zdobnymi ramami obrazów, wymyślnymi wazonami z kwiatami, których nazw nie znałam.

- Sala Tronowa – wskazał dłonią wrota. – Odróżnia się od innych dużych sal pałacu. Zaraz przekonasz się dlaczego.

Otworzył wrota, zajrzał do środka i zaraz je zamknął. W sali rozległ się głos:

- Wchodź, synku.

Książę zrobił kwaśną minę. Zmierzwił czuprynę, zastanawiając się do dalej. Odezwał się przepraszającym tonem:

- Nie wiedziałem, że rodzice będą pracować w Sali Tronowej. Teraz wypada przywitać się z nimi.

- Czy to jakiś problem, Wasza Książęca Mość?

- To się dopiero okaże.

Nie miałam ochoty na spotkanie z królem. Liliam mówiła, że Królewską Parę łatwo obrazić choćby niewielkim gestem, a ja posiadałam nikłą wiedzę odnoście dworskiego savoir vivre'u. Frill przejawiał taką samą niechęć jak ja. Może nawet większą. Gestem poprosił, aby złapała go pod rękę. Bliskość dodała nam otuchy.

Sala Tronowa tonęła w czerwieni – królewskim kolorze. Poły aksamitu zakrywały sufit, z którego na lnianych sznurkach zwisały korony. Mnóstwo koron wszelkich rozmiarów, rodzajów, kolorów... Szerokie pasy krwistego materiału niczym zasłony zakrywały każdą ścianę. Królewska Para siedziała swobodnie na tronach na końcu sali.

- Dobry wieczór – zaczął Frill. – Nie chcieliśmy wam przeszkadzać. Pokazuję tylko Gloriandzie pałac.

Władcy przenieśli na mnie wzrok, więc dygnęłam przed nimi.

- Dobry wieczór, Królewska Paro.

- Jak miło znów cię widzieć, Gloriando! – Ucieszyła się królowa. Jej podobieństwo do syna było uderzające. – Jak minął ci pierwszy dzień po przeobrażeniu?

Powiedzieć prawdę czy skłamać? Podobno znajomości, które rozpoczyna się od kłamstwa, zwykle szybko się kończą. Nie chcę ryzykować.

- Niezbyt komfortowo dzisiaj się czułam, Wasza Królewska Wysokość. Ludzie dali mi do zrozumienia, że do nich nie pasuję.

- Przykro mi to słyszeć. To z czasem przejdzie, musisz być tylko cierpliwa. W końcu nadejdzie ten moment, w którym będziesz mogła zamieszkać w Mateczniku. Do tego czasu trzymaj się blisko ludzi, którzy rozumieją cię, mimo że nie możesz powiedzieć im wszystkiego.

- Tak zrobię, Wasza Królewska Wysokość.

- Frill, nie życzę sobie, żebyś wałęsał się w nocy po pałacu z Gloriandą – król włączył się do rozmowy. – Powinieneś, tak jak my, przygotować się do kolejnego dnia wizyty księcia Litusa i księżnej Baltiki.

- Przeanalizowałem już każdy szczegół i...

- Bez dyskusji. A ty, Gloriando, nie zawracaj głowy księciu.

- Kochanie – Fenanpora zwróciła się do króla – nie bądź dla nich taki surowy.

- To wszystko. – Matiki udał, że nie usłyszał swojej żony. – Możecie odejść.

Ukłoniłam się na pożegnanie. Fenanpora rozłożyła ręce okazując swoją bezradność. Nawet ona bez szemrania musiała podporządkować się królowi. Trochę jej współczułam. Małżeństwo nie powinno tak wyglądać, nawet jeżeli jeden z małżonków był królem.

- Nie chcę narzucać się Waszej Książęcej Mości – odezwałam się od razu, gdy opuściliśmy Salę Tronową. Wolałam sama zakończyć wizytę niż zostać wyproszona. – Rozumiem, że Wasza Książęca Mość musi przygotować się do jutrzejszych rozmów, więc najlepiej będzie, gdy się pożegnam.

- Głupstwa mówisz – orzekł Frill. – Noc jest jeszcze młoda. Nie pozwolę ci wrócić na Ziemię o tak wczesnej porze. Nie wiem czy w ogóle ci na pozwolę. – Zbliżył się i chwycił moje dłonie. – To wczorajsze przyciąganie wcale nie zmalało, Gloriando. Nikt nie zniechęci mnie do znajomości z tobą.

- Wasza Książęca Mość chce sprzeciwić się królowi?

- Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz – przyznał się.

Jako królewski syn, mógł tak zrobić. Konsekwencje z pewnością nie byłyby dla niego zbyt dotkliwe, o ile w ogóle jakieś byłyby. Moja sytuacja była inna. Nie mogłam narazić się królowi.

- Proszę mi wybaczyć, Wasza Książęca Mość. – Uwolniłam się z jego uścisku i odsunęłam się od niego. – Przysięgałam wierność Królewskiej Parze.

- Ale nie przysięgałaś ślepego posłuszeństwa. Zaufaj mi.

- Nie powinnam zabierać więcej czasu Waszej Książęcej Mości.

Odwróciłam się i chciałam odnaleźć wyjście, ale książę mocno chwycił mnie za nadgarstek.

- Źle ci w moim towarzystwie?

Kłamstwo załatwiłoby całą sprawę, lecz nie mogłam go okłamać. Życzliwie patrzące na mnie dwa bursztyny i śmieszna, bujna grzywka sprawiały, że moimi decyzjami zaczynało kierować serce, a nie rozum.

- Oczywiście, że nie. Nie chciałabym tylko rozczarować Waszej Książęcej Mości.

- Dlaczego miałabyś to zrobić? – zapytał wyraźnie skonsternowany.

- Nie zna mnie Wasza Książęca Mość zbyt dobrze i nie wie jaka jestem.

- W taki razie pozwól mi się poznać, Gloriando.

Nadal ściskał moją rękę jakby bał się, że zaraz mu ucieknę na drogę teleportacyjną.

- Dlaczego Wasza Książęca Mość jest taki uparty?

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – Puścił mój nadgarstek.

Zwiesił głowę. Zrezygnował z dalszego namawiana mnie do pozostania. W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że książę najzwyczajniej w świecie potrzebuje towarzystwa. Tak naprawdę oboje czuliśmy się samotnie, ale każde na swój sposób. Ja cierpiałam z powodu braku elfów i niezrozumienia ludzi, a książę, mimo że otaczały go elfy, nie znalazł sobie wśród nich pokrewnej duszy. Przyciągało nas do siebie podobieństwo. Tym podobieństwem była samotność.

- Gdzie teraz pójdziemy, skoro dostaliśmy zakaz zwiedzania pałacu?

- Już mam pomysł – rozpromienił się książę.

Za rogiem znajdowało się niewielkie przejście prowadzące na zewnątrz. Wyszliśmy chyba z tyłu pałacu. Rozciągały się tutaj olbrzymie błonia. Ich wielkość mogłabym porównać tylko do co najmniej kilku boisk piłkarskich. Po prawej stronie, wzdłuż jednego ze skrajów, ciągnęła się aleja lipowa. Właśnie tam podążyliśmy. Towarzyszyły nam liczne świetliki, dzięki którym i błonia, i aleja nie straszyły ciemnością. Na jej końcu znaleźliśmy żelazną furtkę. Cudowna woń wiosennych kwiatów podpowiedziała mi, gdzie zaraz się znajdziemy.

- Zapraszam do mojego ogrodu. – Nad głową księcia unosiły się leniwie świecące robaczki. Odgonił tego, który podleciał zbyt blisko jego twarzy. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. – Czasami są bardzo denerwujące – zauważył. W tym samym momencie świetlik usiadł na książęcej grzywce. Niewiele się zastanawiając, wyciągnęłam rękę, żeby go przegonić. Zabierając dłoń niechcący musnęłam jego policzek.

- Przepraszam. – Zmieszałam się.

- Nic nie szkodzi. Świetliki z mojego ogrodu są bardziej ułożone. Zaraz sama się o tym przekonasz. Popchnij furtkę i wejdź.

Zrobiłam to, co kazał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top