Rozdział 3

- To ten sam typ, który zaatakował nas wcześniej. - powiedziała zakładając ręce na piersi.

- Kolejny... - dodał jej brat i oboje patrzyli w miejsce huku sprzed kilku sekund, gdzie zaczął powoli się unosić dym.

- Możecie to wyczuć? Ale to znaczy, że wyślą za wami mniej ludzi. Mamy szansę się ukryć. - stanął obok swojego kolegi będąc poważnym. - Na szczęście ewakuację ludzi zaczęli już po wykryciu was. Miejmy nadzieję, że nie będzie ofiar. - zaczął iść w kierunku przeciwnym, w oddali widząc bramę odgradzająca teren.

- Gdzie ty myślisz, że idziesz? - warknęła kobieta i patrzyła na niego zdenerwowana.

- Ha?

- Ichikawa, ona ma rację. Gdzie się niby wybierasz, kiedy ludzie potrzebują pomocy? Czy tak postąpiłby przyszły żołnierz Sił Obrony? - Kafka spojrzał na przyjaciela również poważnie, samemu doskonale wiedząc, że ma rację.

- Kafka-senpai? - spojrzał na przyjaciela zaskoczony, choć po sekundzie mina mu zrzedła. On ma rację.

- Pierwszy raz słyszę coś mądrego z twoich ust, oni-chan. - zaśmiałam się.

- Ichigo-chan, jesteś podła dla swojego brata! - zawył stojąc przed nią.

- Czasami.

- Ichigo-chan!

- Oj, oni-chan, może mały wyścig? Kto ostatni będzie na miejscu stawia kolację? - zaproponowała i uśmiechała się w sobie, co niezbyt było widać na jej nowej twarzy.

- Chętnie.

Oboje stanęli w gotowości, całkowicie ignorując kolegę z pracy mężczyzny. On jedynie patrzył na nich w szoku, zastanawiając się czy on też bierze udział w ich wyścigu. Jeżeli tak, to oczywiste jest, że przegra z dwoma Kaiju. Obie bestie spojrzały na siebie, by w tym samym czasie wyskoczyć w górę, zostawiając nie małe zniszczenie na ulicy. Zaskoczony Ichikawa zaczął sam biec w kierunku zamieszania, nie chcąc ominąć tego co ma się stać.

W samym środku gruzu pod zawalonym regałem leżała kobieta. Była lekko poturbowana, jednak nie miała sił by wyjść spod mebla. Czuła ból w swoim ciele, ale nie przejmowała się nim tak bardzo. Jedyne co miała teraz ważnego w głowie, to jej mała córeczka. Jej dziecko pchało swoimi małymi rączkami mebel starając się je odepchnąć. Nie miało to powodzenia. Dziewczynka krzyczała cały czas do swojej mamy, płacząc głośno.

- Uciekaj... szybko! - powiedziała słabo jej mama.

- Zaczekaj, pomogę ci! - ponownie zaczęła starać się podnieść mebel, który uwięził jej mamę.

Kobieta wzięła głęboki wdech przeczuwając co się wydarzy. Spojrzała ponownie na swoje dziecko, zauważając od razu po tym cień który ich zakrył. Otworzyła szerzej przerażone oczy rozpoznając co to spowodowało.

- Uciekaj! - krzyknęła ponownie z wyraźnym przerażeniem.

- Nie! Idziesz ze mną!

W tym samym momencie Kaiju odszedł, by zaraz odepchnąć część gruzu, który blokował mu dojście do dwójki. Dziewczynka krzyknęła przestraszona, ignorując błagania matki by uciekała. Czerwone oczy bestii patrzyły na dwójkę, a wielka szczęka zaczęła się otwierać. Zbliżała się do dziewczynki, chcąc ją zjeść. Obie zamknęły przestraszone oczy. Metr od małego dziecka coś odepchnęło Kaiju mocnym uderzeniem. Były to dwie pięści, posyłające monstrum kilkadziesiąt metrów dalej. Dziewczynka zaskoczona hałasem i brakiem oddechu na karku, otworzyła oczy i spojrzała przed siebie. Zamiast tego potwora z wcześniej, stali tam dwa inne Kaiju ludzkich rozmiarów i mniej więcej też takiej budowy ciała. Stali do niej tyłem, trzymając jeszcze pięści przed sobą. Obaj spojrzeli na siebie z otwartymi szczękami.

- Zarąbiste. Ale jesteśmy silni. - zaczął zaskoczony mężczyzna.

- Ciekawe jak bardzo? - dodała kobieta patrząc na swoją dłoń z pazurami.

Oboje jednak spojrzeli za siebie, gdzie klęczała mała dziewczynka przy torsie swojej mamy wystającym spod mebla. Zaalarmowany Kafka podszedł do nich pierwszy i klęknął przed małą.

- Nic ci nie jest? - zapytał, na co jedynie dostał przestraszony pisk w odpowiedzi. - Jasne, no tak, przepraszam i wybacz! Hmm... - zastanowił się jakby to ją pocieszyć. Jedyna myśl to uśmiech. Nim jednak dał radę to zrobić, czyjaś dłoń przywaliła mu w twarz.

- Jak się uśmiechniesz to jeszcze bardziej ją wystraszysz, oni-chan. - powiedziała poirytowana jego zachowaniem. - Lepiej pomóż jej. - wskazała palcem na wystającą połowę ciała mamy dziewczynki.

- Ah, no tak.

- Senpai! - krzyknął Ichikawa, stając obok nich. Wziął kilka wdechów dla uspokojenia, musząc przebiec dość duży kawałek.

Kafka chwycił za mebel leżący na kobiecie i bez większego wysiłku rzucił nim kilka metrów za nich. Jasnowłosy chłopak szybko klęknął przy zranionej kobiecie, sprawdzając powierzchownie jej stan. Nie miała zbyt wiele ran, ale z wycieńczenia straciła przytomność.

- Mama! - obok niego szybko znalazła się zapłakana dziewczynka.

- Nic się jej nie stało, tylko straciła przytomność. - wyjaśnił jej z lekkim uśmiechem, chcąc dać jej tak trochę otuchy.

- Na prawdę?

- Ah.

W tam samym momencie Kaiju z wcześniej zdarzył do nich dotrzeć.  Wściekły ryknął na nich, chcąc się zemścić i zjeść swoją kolację. Ludzcy Kaiju stanęli przodem do niego, zasłaniając swoimi ciałami trójkę ludzi za sobą.

- Ichikawa, zabierz je stąd. Ichigo-chan, ty chroń ich. - wydał rozkaz Kafka, poważniejąc.

- Co zamierzasz zrobić, senpai? - wziął poturbowaną kobietę na swoje plecy, a dziewczynka chwyciłam się materiału jego spodni.

- Już się robi, oni-chan. - kobieta stanęła jeszcze bliżej trójki ludzi, przygotowując się.

Wokół dwójki zaczęła się zbierać energia, a kilka ich błysków wędrowało po ich ciałach, które zaświeciło mocniej. Oboje starali się skumulować w sobie swoją moc.

- Spróbuję... uderzyć go tak mocno, jak tylko potrafię. - warknął wściekle Kafka, przybierając bojową formę.

Kaiju wyczuwając co się stanie szybko chciał połknąć mniejszego. Niestety nie udało się to, gdyż Kafka przewidział to i wyminął go. Mężczyzna uderzył w Kaiju tak mocno, że jego ciało poleciało dobre kilkadziesiąt metrów w górę, rozrywając się na strzępy. Kobieta przy ludziach przeczuwając co zaraz zacznie spadać na nich, poczuła w swoim gardle coś palącego. Dając się pochłonąć temu uczuciowi otworzyła szeroko szczękę, a przeraźliwy ryk i fala ognia trafiły w kawałki cielska. Spopielone jego części zaczęły opadać na ziemię i ulice miasta, wyglądając jak spadający śnieg. Mimo to każdy wiedział, że to tylko popiół. Zszokowany Ichikawa patrzył na swoich seniorów. Nie bał się ich, ale obawiał się raczej tego do czego są zdolni.

- Nie powtarzajcie tego w żadnym wypadku na człowieku, zrozumiano? - wykrztusił z siebie, oglądając spadający popiół. - Senpai?

- Już jest bezpiecznie. Zabierz mamę do szpitala... - przerwał na widok zaskoczonej i przestraszonej miny dziewczynki.

- Posłuchaj, za chwilę pojawią się tu Siły Obrony. - kleknęła przed nimi Ichigo, a zaraz za nią stanął jej brat. - Za moment nas tu nie będzie, więc się nie martw.

Kobieta wstała i razem z bratem zaczęli się kierować w przeciwnym kierunku. Oboje nie chcieli jeszcze bardziej jej przestraszyć, a Ichikawa dobrze się nimi zajmie.

- P-Panie i pani K-kaiju... - zaskoczeni stanęli i spojrzeli za siebie. - Dziękuję. - powiedziała mała dziewczynka, szokując ich oboje.

Oboje spojrzeli na siebie zaskoczeni, ale po chwili to minęło. Mężczyzna wiedział, że nadal ma szanse na dotrzymaniu obietnicy danej przyjaciółce z dzieciństwa. Kobieta za to wiedziała, że jej życie nigdy nie może być normalne. Oboje objęli się, napawając się tą chwilą radości.

- Mamy swoje cele, prawda, oni-chan? - zaśmiałam się lekko kobieta.

- Muszę w końcu stanąć u jej boku. - odpowiedział jej.

W tym samym momencie Oboje zaczęli się zmieniać. Ich twarze zaczęły wracać do poprzednich, ludzkich. Z uśmiechem oparli swoje czoła o siebie.

Kilka minut później, kiedy po dwóch Kaiju nie było już śladu, nadeszły Siły Obronne. Zaskoczeni oglądali miejsce walki. Choć jeszcze bardziej byli zaskoczeni słowami świadka. Mała dziewczynka zdziwiła Kapitana trzeciej jednostki, Ashiro Minę, swoimi słowami.

"Może pani obiecać, że nie skrzywdzi dobrych Kaiju? Tych, którzy uratowali moją mamę."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top