Precz, demonie (45)



– Zamierzasz wyjawić jej tajemnice, które przed nią skrywasz?


Thorina w pierwszej chwili zaskoczył jego widok, najwyraźniej jednak wszystko w Reinmarze krzyczało o tym, że musi się rozładować. Uczył się dusić w sobie gniew, mając nadzieję, że ten w końcu zniknie. Ale gniew nic sobie z tego nie robił. Spalał go od środka, a teraz wezbrał niczym rzeka po potężnej ulewie, która przestała mieścić się w korycie i rozlała się po ulicach miasta, zabierając z sobą wszystko.

Zaczęli od kijów, bo obaj nie wiedzieli czego się po sobie spodziewać. Reinmar gubił się i dawał zapędzać w róg, co jeszcze bardziej go frustrowało. W końcu jednak przeszli na miecze ćwiczebne i gdy poczuł w dłoni znajomy ciężar, po jego ciele rozlał się ogień. Jego mięśnie pamiętały. Walczył wściekle i brutalnie, wyprowadzając szybkie ciosy i całkowicie się w tym zatracił. Ocknął się dopiero, gdy uderzyła go fala przerażenia Thorina. Zdał sobie sprawę, że przyciska go do muru, choć nie miał pojęcia jak się tu znaleźli. Przecież dopiero byli na środku dziedzińca. Obaj dyszeli ciężko. Reinmar odsunął się od Thorina ocierając czoło. Przeszedł się po placu, próbując dojść z sobą do ładu, wreszcie opadł na drewnianą ławkę po drugiej stronie dziedzińca. Chłopak wciąż stał pod ścianą, oszołomiony i patrzył na niego z niepokojem.

– Nie wiedziałem, że to potrafisz – przyznał, przysiadłszy się w końcu.

– Ja też nie wiedziałem, czy jeszcze potrafię – odrzekł Reinmar.

– Czy ona... – urwał.

– Pytasz, czy umrze?

Thorina przeszedł dreszcz, gdy usłyszał te słowa, ale Reinmar wyczuł też odrobinę ulgi, jakby chłopak spodziewał się, że najgorsze już nastąpiło.

– Nie wiem... – przyznał. – Muszę ją zabrać do Dal Karadh. Mam tam przyjaciółkę, która może jej pomóc. Ale... król nie chce o tym słyszeć.

– Och... więc o to chodzi. – Mina Thorina wyrażała teraz głębokie zrozumienie.

– Wygarnąłem mu... Nie wiem, czy pozwolą mi ją jeszcze zobaczyć.

– Wygarnąłeś? – Thorin zaśmiał się z uznaniem. – Królowi?

Reinmar popatrzył na niego, jakby dopiero teraz w pełni zdał sobie sprawę, że mu się żali. Zawsze dużo dusił w sobie, a jeśli już gadał z kimś o problemach, to zawsze były to kobiety. Miał kolegów od miecza, Val zadbała także o to, lecz żaden z nich nigdy nie stał się mu bliski. Żaden nie był przyjacielem, z którym mógłby rozładować gniew i frustrację. Upić się, ponarzekać na kobiety, na to, co go wkurzało, co martwiło. Przywykł do tego i po prostu tego nie szukał. Nauczył się sam przemyśliwać swoje problemy, walczyć z nimi albo spychać je głęboko. Czasem pogadał z jakimś typem przy kieliszku, choć zwykle to on słuchał uzewnętrznień i raczej tego unikał. Jak ktoś obrał go sobie za powiernika, odpowiadał coś, płacił i wychodził. A teraz to wszystko wypływało z niego samo.

– Nie chciałbym być w skórze człowieka, który próbuje jej czegokolwiek zakazać – zaśmiał się szczerze. Reinmar to sobie wyobraził i też się uśmiechnął. – Więc jeśli tylko będzie mogła mówić albo mrużyć gniewnie oczy, to chyba nie musisz się o to martwić.

– Jest taka słaba... – powiedział cicho. – Nie poznałbyś jej.

Znowu zapanowała cisza. Zza murów dochodziły odległe odgłosy miasta.

– Daj mu się pozłościć – powiedział w końcu Thorin. – Przeżyć to, co ma do przeżycia. On ją strasznie kocha, chociaż Fiore uparcie tego nie widzi. Myślisz, że podobało mu się to, że przychodzi tu niemal każdego dnia machać mieczem? Z pewnością cieszy go, że jego córka umie się bronić, ale miała już połamane żebra, złamaną rękę i pękniętą kość w dłoni. Arden raz niechcący uderzył ją mocno w twarz aż straciła przytomność i miała wielki siniec pod okiem – pokręcił głową, śmiejąc się do jakiegoś wspomnienia. – Król bywał wściekły, czasem strasznie się o nią bał, ale nigdy jej tego nie zakazał. Nie wierzę, że jakikolwiek inny król dałby córce tyle wolności, ile dał swojej nasz władca. Ma ją jedną, więc nie dziw się, że nie raduje go myśl, że chcesz ją gdzieś zabrać. Postaw się na jego miejscu... – Spojrzał na niego wymownie. – Poza tym, jest królem. On stawia warunki.

– Val się przed nim nie ugnie. A jeśli zdoła jej pomóc, król będzie jej dłużnikiem do końca życia. – Reinmar popatrzył na swoje dłonie. – Ale masz rację. Nie ma powodu, by mi ufać. Dziwna ta ich miłość...

– Zagmatwana i pełna supłów – zaśmiał się chłopak.

– Dzięki, Thorinie. Pomogłeś mi się uspokoić. Przepraszam, że tak mnie poniosło – rzekł wstając i wyciągnął do niego rękę.

– Nie ma sprawy. A to było... odświeżające – pokiwał głową z uznaniem. – Jakbyś miał ochotę wpaść znowu, zapraszam.

*

Następne dni były trudną lekcją cierpliwości. Reinmar wrócił na zamek wieczorem, ale strażnik tylko się skrzywił i pokręcił wymownie głową. Spodziewał się tego, ale i tak poczuł ukłucie zawodu. Musiał wykazać się pokorą i czekać. Zrobił więc tyle, ile mógł. Zostawił wiadomości w zamtuzie i w szkole miecza, na wypadek, gdyby Fiore przysłała tam Marylę. Poprosił też Thorina, żeby ten napisał do księżniczki i zaniósł jej list od siebie, z pytaniem, jak się ma, żeby dać jej pretekst, by mogła wysłać służkę z odpowiedzią. Nie chciał drażnić króla.

Skoncentrował się na tym, żeby nauczyć Anitę podstaw o ziołach i przygotowaniu eliksiru poronnego oraz kilku maści, które mogły się dziewczynom przydać. Okazała się pojętną uczennicą, choć wciąż patrzyła na niego z troską i czuł te wszystkie pytania, które miała na końcu języka. Na szczęście atmosferę rozładowywała Greta, która przesiadywała z nimi w kuchni, wyjadała ziarenka granatu i skoreczniki, które Reinmar kupował specjalnie dla niej i wymyślała śmieszne wierszyki o wszystkich ziołach, o których opowiadał.

Starsza pani miała naniesione tyle wody i drewna, że śmiała, że teraz nawet się człowiek przewrócić nie może, bo zawsze się ma o co podeprzeć. Częstowała go za to ciastem i kompotem z suszonych owoców, a on zastanawiał się, kto jej będzie tę wodę i drewno nosił, jak on stąd wyjedzie. Nie dopuszczał myśli, że król się nie zgodzi. Wierzył, że to kwestia czasu.

Wiadomość od Fiore nadeszła po dwóch dniach, które Reinmarowi dłużyły się w nieskończoność.

Najdroższy Reinmarze,

Maryla opowiedziała mi o liście, który dostałeś z Dal Karadh. Nawet nie wiesz, jak się cieszę na myśl, że chcesz mnie tam zabrać. Czuję się już znacznie lepiej, choć przesypiam całe dnie i męczy mnie pragnienie. Maryla mówi, że stałam się Panią Nocy. Jest kochana. Siedzi przy mnie i opowiada różne historie, żebym się nie nudziła. Wiem, że mój ojciec zabronił Ci tu przychodzić. Chciałam z nim pomówić, ale zamknął się w sobie i mnie unika. Wypytuje tylko Marylę, jak się mam. Prawdę powiedziawszy, ja też boję się tej rozmowy. Tak bardzo go zawiodłam. Zawiodłam wszystkich. Strasznie za Tobą tęsknię.

Twoja F.

Długo zastanawiał się nad odpowiedzią, mając świadomość, że może trafić w ręce króla. Postanowił więc napisać to również do niego.

Najdroższa Pani Nocy,

Twój ojciec ma prawo być na mnie zły. Zachowałem się wobec niego niegodnie. Bez cienia pokory. To było zwyczajnie głupie. Poniosły mnie emocje i teraz bardzo tego żałuję. Mam tylko nadzieję, że mi to wybaczy i znów będę mógł Cię odwiedzić. Bardzo bym chciał, żeby mi na to pozwolił, nawet, gdyby zdecydował, że nie opuścisz Wysp Syrenich. Będę tu czekał, Fiore. Nigdzie się bez Ciebie nie wybieram. Jesteś moim domem. R.

*

Był właśnie z Anitą i Gretą na Targu Zielnym, gdy znowu dostrzegł brodatego z traktu, który pojawiał się w jego snach. Znowu poczuł to uderzenie gorąca i mdłości, ale tym razem zdołał je opanować. Poprzednio sądził, że mu się przywidziało, że to jego własny umysł stworzył tę wizję, pogrążając się w poczuciu winy, teraz jednak mężczyzna wyglądał na całkowicie realnego. Gadał z kimś, gestykulował, po czym machnął dłonią na pożegnanie i jął przeciskać się przez tłum. Reinmar wcisnął Anicie mieszek i bez słowa ruszył za nim.

– Hej! – krzyknął, gdy wypatrzył go w głębi wąskiej uliczki.

Mężczyzna odwrócił się, a gdy go dostrzegł, stanął jak wryty. Jego oczy zrobiły się ogromne, a serce stanęło na jedno mgnienie oka. Zaraz potem zadudniło głośno, a facet rzucił się do ucieczki. Reinmar zaklął pod nosem, ale tym razem postanowił nie odpuszczać. Musiał zrozumieć, co tam się stało, a brodaty był kluczem. Gnał więc co sił, starając się nie spuścić go z oka. Mężczyzna skręcił w boczną uliczkę, a potem jeszcze raz i Reinmar zrozumiał, że biegnie w kierunku tłumu, więc jeśli nie złapie go teraz, brodaty zdoła się wymknąć. Zebrał się na nieludzki wysiłek i doścignął go ledwie parę kroków przed Targiem Zielnym. Złapał go za płaszcz i pchnął w bramę kamienicy. 

Brodaty odskoczył od Reinmara jak oparzony i odwrócił się do niego, wyciągając nóż, ale wciąż się cofał. Biła od niego fala panicznego lęku, a dłoń z nożem drżała. Wreszcie plecy mężczyzny uderzyły w ścianę. Patrzył na niego spode łba, dysząc i dzwoniąc zębami. Reinmar wykonał uspokajający gest i zrobił ku niemu krok, ale mężczyzna zareagował nerwowo. Krzyknął i wyciągnął w jego stronę drżący nóż.

Widział moją przemianę, pomyślał. Na jego oczach zmieniłem się w bestię. Dlatego się boi.

Precz, demonie! – wrzasnął nieludzko brodaty, jakby na potwierdzenie.

– Spokojnie... – powiedział Reinmar, wyciągając przed siebie ręce. 

Zrobił jeszcze jeden krok w jego stronę.

– Precz! Precz! Precz! – Głos mężczyzny się załamał.

Reinmar zatrzymał się i wytężył słuch, w obawie, że wrzaski zaalarmują strażników, a ci wezmą go za jakiegoś rabusia czy innego złoczyńcę. To była ostatnia rzecz, której potrzebował. On też czuł paraliżujący lęk i nie był już pewien, które emocje należą do mężczyzny, a które są jego własne. Uznał jednak, że musi się opanować, bo kolejnej okazji może już nie być.

– Muszę wiedzieć, co widziałeś – powiedział z wysiłkiem.

– Precz! Precz! Precz! – wrzeszczał brodaty, kompletnie straciwszy nad sobą władzę.

– Mów, co widziałeś, do cholery! – krzyknął Reinmar tak stanowczo, jak tylko potrafił. 

Czuł, że ktoś się zbliża.

– Nic! Nic nie widziałem, przysięgam! Nie widziałem! – wrzasnął facet opętańczo.

Kroki przyspieszyły. Było ich kilku i biegli w tę stronę. Reinmar zdekoncentrował się i odwrócił głowę w stronę, skąd dochodził dźwięk, a mężczyzna wykorzystał tę chwilę jego nieuwagi i rzucił się do ucieczki. Reinmar zaklął i skrył się za drzwiami kamienicy, nasłuchując oddalającej się pogoni.

W jego głowie kłębiło się więcej pytań niż odpowiedzi. Uświadomił sobie, że jest ktoś, od kogo może się dowiedzieć, co naprawdę się stało. Ktoś, od kogo jednocześnie pragnął trzymać się jak najdalej. Teraz jednak nie miał wyboru.

Musiał wrócić nad jezioro.


--------------------------------------------------------------

Like it? Rate it!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top