Rozdział 9
Nie pamiętam momentu odzyskania przytomności ani dotarcia do samochodu. Po prostu w pewnej chwili rejestruję fakt, że siedzę w aucie, które mknie ulicami miasta. Głowa leży oparta na szybie. Czuję się pokonana. Czuję się pusta. Wpatruje się tępo w linie na asfalcie. Jedna, druga, trzecia... Nie jestem pewna jakim cudem moje serce jeszcze bije.
Tata. Babcia...
Łzy zbierają się pod powiekami. Czuję jak po sekundzie płyną po policzkach. Nie mam siły. Oni odeszli, a mnie nawet przy nich nie było. Nie przytuliłam ich, nie pożegnałam się... Mam ochotę rwać włosy z głowy, krzyczeć, błagać, żeby to wszystko okazało się kłamstwem. Wiem jednak, że tak nie jest. Łzy zamazują mi pole widzenia, ale mam to gdzieś. Zamykam oczy szukając choć chwili ukojenia.
Bolało ich? Bali się? Jak to możliwe, że w jednej chwili byli, a w drugiej już nie?
W pojeździe panuje cisza, która zostaje przerwana dźwiękiem dzwoniącego telefonu. To nie mój, bo on nie przeżył zderzenia z murem.
Czy czuli się jak ten telefon?
Czując delikatny dotyk na kolanie odrywam głowę od szyby. Odwracam ją w stronę siedzącego obok mnie Pedriego. W dłoni trzyma komórkę, na której jest odebrane połączenie. Unoszę wzrok wbijając go w mężczyznę. Jego ciemne tęczówki wpatrują się we mnie ze współczuciem.
- To do Ciebie - mówi powoli, jakby bojąc się, że mój mózg nie zrozumie. Opuszczam wzrok wbijając go w urządzenie. Rozpoznaję numer Aniki. Waham się. Nie jestem pewna czy chcę usłyszeć to co ma mi do powiedzenia. Już wystarczająco... Myśl o mamie uderza we mnie jak obuchem o ścianę. Jeśli tata i babcia... Co z nią? Drżącą ręką odbieram od mężczyzny smartfon i przykładam go do ucha. Serce na sekundę zamiera, żeby ruszyć szaleńczym rytmem.
- Halo? - odzywam się niepewnie. Mój głos jest zachrypnięty, ale nie zwracam na to większej uwagi.
- Och kochanie... - na dźwięk głosu mamy zasłaniam usta dłonią. Niemy szloch targa moim ciałem.
- Tak się... - nie jestem w stanie nic powiedzieć. Zginam się w pół, opierając głowę o fotel kierowcy. Słyszę jak płacze, a potem dochodzi do tego drugi płacz. Obydwoje z Krzychem siedzą przy telefonie. Coś przeskakuje w mojej głowie. Zasłaniam usta szczelniej, żeby nie usłyszeli, że płaczę razem z nimi. Nie mogę pokazać im jak jest źle. Nie mogę pozwolić, żeby się o mnie martwili, że nie ma mnie z nimi. Trwamy w ciszy przerywanej pojedynczymi odgłosami z ich strony. - Mamo... - chrypię po jakimś czasie. - Mamo zaraz zabukuję bilet i przylecę - mówię pewniejszym głosem, choć cała się trzęsę. Emocje kumulują się w moim wnętrzu, ale nie mogę ich wypuścić. Jeszcze nie teraz. Nie, gdy rozmawiamy.
- Dobrze. Wracaj do domu - udaje jej się wykrztusić.
- Kocham Cię. Ciebie i Krzycha. Przekaż mu to proszę.
Potwierdza, po czym się rozłącza. Jeśli brat z nią jest i może dzwonić to znaczy, że nic poważniejszego jej się nie mogło stać. Niewidzialny ciężar spada z moich ramion. Oddaję komórkę nie patrząc na jej właściciela. Samochód zatrzymuje się, a gdy unoszę głowę widzę blok, w którym mam swoje rzeczy. Wysiadam ociężała. Chwieję się, gdy tylko moje nogi dotykają podłoża. Ktoś łapie mnie za ramię, ale odsuwam się stanowczo. Na drżących nogach ruszam przed siebie. Słyszę nawoływanie, jadące samochody, śmiech innych ludzi, ale to nie jest już częścią mojego świata. Wchodzę do budynku od razu podchodząc do windy. Drzwi rozsuwają się, gdy tylko naciskam guzik. Staję twarzą w twarz ze swoim odbiciem. Odwracam wzrok na widok pustego spojrzenia ciemnych oczu.
Wchodzę do puszki, a wtedy zaraz za mną wchodzi Pedri, Gavi i Aurora. Czuję ich wzrok na sobie. Próbuję stać prosto, ale nie jestem w stanie. Opieram się o ścianę, gdy ruszamy na górę. Wiem, że muszę zabukować bilet i się spakować. Bilet i pakowanie. Te dwa słowa kołaczą w mojej głowie, gdy wychodzę na korytarz. Pedri otwiera mieszkanie. Wchodzę do środka nie przejmując się zapalaniem świateł.
Na oślep ruszam do salonu. Lampa oświetla pomieszczenie, w momencie gdy siadam na kanapie. Kładę laptopa na kolanach sprawdzając dostępne loty. Dostrzegam, że pierwszy wolny jest o trzynastej piętnaście następnego dnia.
- Zrobię nam coś ciepłego do picia - dociera do mnie głos Aurory. Drgam, gdy po moich bokach siadają Pedri z Gavim. Obserwują mnie, gdy kupuję bilet i potwierdzam płatność telefonem służbowym. Po upewnieniu się, że wszystko przyszło mi na maila odkładam urządzenia na stolik nocny.
Teraz idź się spakuj - rozkazuję sobie w myślach.
Wstaję z kanapy omijając nogi Pedriego. Wchodząc do łazienki nie patrzę na swojej odbicie tylko od razu pakuję kosmetyki. Ktoś puka do drzwi wejściowych, ale nie idę tam. Otwierają się, a do mieszkania ktoś wchodzi. Słyszę kroki kilku osób, a gdy ich głosy dochodzą do moich uszu wiem, że przyjechali goście z przyjęcia. Zasuwam zamek kosmetyczki i wychodzę. Idę blisko ściany z opuszczoną głową. Chciałabym zniknąć.
- Matko co za koszmar - mówi Ferran. Przyśpieszam kroku i przechodzę do sypialni.
- I to w taki dzień - niedowierza Fermin.
- Dzwoniłem do... - zamykam po cichu drzwi, a reszta zdania wypowiadanego przez Olka nie dociera do moich uszu. Zapalam niewielką lampkę, która oświetla sypialnię delikatną poświatą.
Zgarniam wszystkie rzeczy na łóżko, a walizkę kładę na podłodze. Zsuwam z nóg buty siadając na ziemi. Zagryzam wnętrze policzka, kiedy w moje ręce ląduje koszula, która bardzo podobała się babci. Ból kuje mnie w serce sprawiając, że powstaje kolejna rana. Rozchylam usta powoli zaczynając oddychać. Postanawiam skupić całą uwagę na czekającym mnie zadaniu. Liczę oddechy składając starannie ubrania. Jestem gdzieś w połowie, gdy słyszę pukanie do drzwi. Czuję jak moje ramiona kulą się do przodu chcąc chronić to co pozostało z mojego serca.
Ciche kliknięcie sugeruje mi, że gość wszedł i zamknął za sobą drzwi.
- Może mógłbym Ci jakoś pomóc? - Olek mówi w naszym ojczystym języku siadając na łóżku. Nie zaszczycam go spojrzeniem składając spodenki. - Wiem, że jest Ci teraz ciężko, ale gdybyś czegoś potrzebowała to jestem.
Jego słowa są dla mnie pustymi, pozbawionymi sensu frazesami. Moi najbliżsi też byli, a teraz co? Zapewne leżą w zimnej szpitalnej kostnicy.
Na samą myśl o tym ręka zaczyna mi drżeć, więc pochylam się w kierunku walizki wkładając do niej rzeczy. Olek próbuje zmusić mnie do rozmowy, ale gdy widzi, że mu się to nie uda, wychodzi zostawiając mnie samą. Kończę pakowanie i to wtedy nadchodzi moment, gdzie nie mam co ze sobą zrobić. Nagle robi mi się przeraźliwie zimno co jest niezrozumiałe, bo w pokoju jest ciepło. Zgarniam kołdrę od razu kierując się w stronę kąta pokoju. Wciskam się w małą przestrzeń między szafą, a ścianą. Szczelnie otulam się kołdrą podkulając kolana do piersi. Zamykam oczy opierając czoło o kolana.
Do mojej głowy wdzierają się wspomnienia. Przekomarzanki z babcią, gra w piłkę z tatą, pieczenie, składanie mebli... Moje ciało zaczyna kołysać się do tyłu i przodu. Ich śmiechy, głosy rozbrzmiewają w mojej głowie, a z oczu po raz kolejny ciekną łzy.
Dlaczego nie wróciłam do domu od razu po załatwieniu wszystkich spraw? Gdybym to zrobiła, rodzice z babcią nie jechali by do Krzycha i Aniki. Wszyscy spędzilibyśmy ten czas u nas w ogrodzie. Po co zostałam?
Jak mam wrócić do domu skoro moim domem od zawsze byli moi najbliżsi? Jak mam wrócić skoro dwie ściany legły w gruzach?
Wplatam palce we włosy. Ciało buja się, a plecy raz za razem odbijają się od ściany. Myśli nie mogą się skupić. Serce nie chce bić własnym rytmem. Oddech próbuje łapać powietrze. Wszystko mnie boli. Ciało błaga o wytchnienie. Dusza prosi o ulgę.
- Klaudia - delikatny głos Aurory przebija się przez wszystko co dzieje się w mojej głowie. Nie potrafię odpowiedzieć. Nie chcę widzieć ich litości. Nie chcę słuchać pocieszeń. Chcę tylko ciszy. - Klaudia - podnosi głos. Nie widzi mnie ze swojego miejsca. Nie widzi jak jeszcze bardziej się w sobie kulę. Chyba wychodzi, bo krzyczy coś do swoich towarzyszy. Nie skupiam się na tym. Poruszam się miarowo do przodu i do tyłu. To uspokaja. Sprawia, że łzy wysychają.
Wspomnienie, gdy wszyscy siedzimy przy stole, gdy cała rodzina się zebrała... Wszystko pojawia się w moich myślach i to jest tak bolesne, że wbijam paznokcie w skórę głowy. Ból fizyczny choć na sekundę przyćmiewa ten psychiczny. Czuję zagłębienia w skórze, które pozostawiają paznokcie. Liczę je.
Boże czemu to jest takie trudne? Czemu to zrobiłeś?
- Przecież nie mogła nigdzie wyjść! - krzyk Gaviego sprawia, że zamieram.
- Nie ma jej w pokoju! - odpowiada mu siostra. W salonie wybucha kłótnia, a ja zastanawiam się nad jej sensem. Nie potrzebuję jednak dodatkowych emocji, więc zmuszam mięśnie do ruchu. Podnoszę się z ziemi opatulając kołdrą. Od razu kulę się jakby to miało mi w jakikolwiek sposób pomóc.
Podchodzę do drzwi i otwieram je na całą szerokość. Wszyscy obecni na przyjęciu stoją teraz w salonie krzycząc jeden na drugiego. Okrywam się szczelniej pierzyną i podchodzę do nich niezdecydowanym krokiem. Jako pierwszy zauważa mnie Pedri. Odłącza się od przyjaciół powoli ruszając w moją stronę. Zatrzymuję się i przyglądam mu się z uwagą. Reszta milknie. Widzę, że jest zmęczony, a jego twarz blada, jakby odpłynęły z niej wszystkie kolory. Przystaje przede mną niepewny co ma zrobić. Jego zawahanie trwa sekundę, po której otwiera ramiona i obejmuje mnie nimi. Zapach i ciepło jego ciała wytwarza swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, które sprawia, że nogi się pode mną uginają. Łapię go za biodra szukając podparcia, a jego ramiona się zaciskają.
- Mam Cię - szepcze przy moich uchu. Z jego pomocą docieram do kanapy. Siadam w kącie i już mam się zwinąć w kłębek, kiedy Pedro przyciąga mnie do siebie obejmując ramieniem. Bezwiednie kładę głowę na jego piersi, a słysząc mocny i stabilny rytm jego serca wybucham płaczem, bo wiem, że serca mojego taty i babci już nigdy nie zabiją.
- Nie zdążyłam się pożegnać - łkam zaciskając dłoń na koszuli mężczyzny. Obejmuje mnie drugą ręką, a usta lądują na czubku mojej głowy. Nie przejmuję się tym, że pobrudzę mu koszulę. Nie patrzę na to, że są tu zupełnie obcy dla mnie ludzie. Nic nie ma dla mnie znaczenia.
- Co się wydarzyło? Słyszałem, że twoja rodzina...
- Olek nie waż się - grzmi Aurora. Zaciskam mocno powieki. Nie chcę i nie mogę się przyznać, że moi najbliżsi nie żyją, bo jeśli powiem to na głos, to nie będę mogła cofnąć tych słów. Z drugiej strony wiem, że należą im się wyjaśnienia. Martwią się, a ja nie chcę, żeby się martwili.
- Był wypadek. Wjechała w nich ciężarówka, kiedy jechali do brata. Tata i babcia... - kręcę lekko głową. Ostatnie słowa nie chcą przejść mi przez gardło. Kulę się przy boku Pedriego, a jego ramiona mocniej się zaciskają. Spazmy przetaczają się przez moje ciało, jakby chcąc rozerwać je od środka. Jest mi zimno. Czuję jak na ramionach pojawia mi się gęsia skórka.
- Wypij to.
Unoszę wzrok od razu dostrzegając stojącego przede mną Gaviego z kubkiem parującej herbaty. Nim zdążę puścić koszulę Pedriego, brunet sam zabiera kubek. Pablo siada po mojej drugiej stronie na podłokietniku. Z pomocą Pedro upijam kilka łyczków ciepłego napoju. Rozgrzewa mnie od środka sprawiając, że robi mi się minimalnie cieplej.
- Zaraz zabukuję bilet i polecę z Tobą - oznajmia Olek, ale gwałtownie kręcę głową.
- Nie. Nie trzeba. Nie chcę - ocieram ślady łez z policzków. Wyswabadzam się z objęć piłkarza odbierając od niego kubek, żeby zająć czymś ręce. Bezpieczeństwo, które czułam w ramionach mężczyzny znika.
- W takim razie ja z Tobą polecę - proponuje Pedri. Wbijam wzrok w herbatę gwałtownie zaprzeczając. Odsuwam na bok swój ból stawiając na pierwszym miejscu brata i mamę. Nie mogę być dla nich powodem do zmartwień. Mama powinna skupić się na sobie i swoim synu, ja sobie poradzę. Zadbam o nich tak jak zawsze tata o nas dbał.
- Kochanie - Aurora kuca przede mną, więc spoglądam w jej ciemne tęczówki. Jest zmartwiona czego nie daje jej się ukryć. - Nie powinnaś w takim stanie lecieć sama.
- Dam sobie radę - zmuszam się, żeby mówić pewnym głosem. Unoszę wzrok wbijając go w ścianę naprzeciwko. - Dziękuję Was za troskę, ale powinniście już iść.
Nie chcę być niemiła, ale wiem, że moje słowa mogą być tak odebrane. Zaciskam dłonie na kubku powoli przenosząc spojrzenie na zebrane w salonie osoby. Wszyscy wyglądają na nieprzekonanych. Widzę wahanie na ich twarzach, ale finalnie dziewczyna wstaje kiwając lekko głową.
- Powinnaś odpocząć - ściska mnie lekko za ramię. - Gdybym mogła Ci kiedyś jakoś pomóc to napisz do mnie - posyła mi pokrzepiający uśmiech odchodząc na bok.
Fermin, Lamine, Hector, Marc i Ferran także oferują swoją pomoc. Dziękuję im wymuszonym uśmiechem. Wolałabym, żeby to nie był krzywy grymas, ale nic na to nie poradzę. Wychodzą, a wtedy podchodzi do mnie Olek. Bije się z myślami, ale ostatecznie pochyla się i cmoka mnie w czoło.
- Napisz mi potem kiedy będzie pogrzeb, dobrze? - prosi po polsku.
- Dobrze - odwracam wzrok kończąc tym samym naszą rozmowę. Kolejne zamknięcie drzwi mówi mi, że ubywa ludzi. Zbieram się w sobie i wstaję z kanapy wychodząc z ciepłego kokonu zrobionego z kołdry. Wszyscy jasno odczytują mój komunikat i kierują się w stronę wyjścia. Idę za nimi obserwując jak zbierają swoje rzeczy. Zatrzymuję się w niewielkiej odległości od wyjścia. Nim zdążę jakkolwiek zareagować Gavi zamyka mnie w ramionach.
Pozwalam sobie na chwilę słabości i wtulam się w niego. Jestem niesamowicie wdzięczna, że nie próbuje mnie pocieszać jakimiś oklepanymi tekstami. Odsuwam się od niego, a gdy ciepło ciała drugiego człowieka znika, oplatam się ramionami. Wychodzą zostawiając mnie sam na sam z Pedrim. Nie jestem w stanie na niego spojrzeć.
- Dziękuję Ci za wszystko. Tobie i reszcie - błądzę wzrokiem po podłodze. Nie odpowiada mi na to nic, bo w sumie i co by miał odpowiedzieć.
- Na lodówce masz karteczkę z numerem moim, Gaviego i Ferrana. Mieszkamy najbliżej i jakbyś nas potrzebowała to masz śmiało dzwonić - oznajmia, a jego buty nagle znajdują się w moim polu widzenia. Czując delikatny dotyk na brodzie i lekki nacisk unoszę twarz. Moje oczy od razu odnajdują jego. - Obiecaj, że zadzwonisz jeśli coś się będzie działo - wbija we mnie te ciemne tęczówki.
- Nie jestem Waszym problemem - odsuwam się do tyłu chcąc zwiększyć między nami dystans.
- Nikt tak nie pomyślał - zapewnia mnie, ale ja wiem swoje. Jestem dla nich obca. Jestem problemem.
- Powinieneś już iść - odwracam się do niego plecami. Nie chcę widzieć jak wychodzi.
Zamykam oczy skupiając się na usłyszeniu zamykanych drzwi. Nim jednak to następuje, czuję za sobą jego ciało. Czuję jak całuje mnie w tył głowy. Dopiero wtedy wychodzi, a ja wypuszczam drżący oddech zamykając swoje serce na wszystko i wszystkich. Zostaję sama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top