Rozdział 7

Piątek 5 lipca

Przez cały dzień odpowiadam na życzenia urodzinowe. Nawet na krótkim spacerze, co po niektórzy atakowali mój telefon. Po wczorajszej zabawie na boisku, wróciłam do domu i od razu skontaktowałam się z Aniką. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, a gdy go jej przedstawiłam była wniebowzięta. Od razu wzięłyśmy się do działania. Pod wieczór napisałam jeszcze do chłopaków, gdzie i o której pasowałoby im zjeść kolację, ale do teraz nie dostałam żadnej odpowiedzi. 

Przez cały dzień nie mam co ze sobą zrobić, a gdy do godziny osiemnastej nie dostaję od nich żadnej odpowiedzi uzmysławiam sobie, że tegoroczne urodziny spędzę samotnie. Zgarniam z sypialni piżamę i idę do łazienki. Wchodzę pod prysznic puszczając najpierw ciepłą wodę, żeby przejść stopniowo do zimnej. Sięgam po szampon o zapachu owoców tropikalnych. Wylewam sobie płyn na głowę, zaczynając ją energicznie myć. Tworzę na głowie turban z piany, którą od razu spłukuję, uważając, żeby nic nie dostało mi się do oczu. Niespodziewanie dzwonek do drzwi przebija się przez szum płynącej wody. Zamieram wysłuchując następnego dzwonka, ale ten nie następuje. Wzruszam ramionami i znowu wplatam palce we włosy, gdy dźwięk rozbrzmiewa jednak ponownie. Tym razem ktoś wali do drzwi jakby się paliło. 

Zakręcam wodę, wykręcam na wpół wypłukane włosy i owijam się ręcznikiem. Zostawiając na kafelkach mokre ślady zmierzam do drzwi. Odkluczam dolny zamek i uchylam je delikatnie, wychylając głowę na zewnątrz. 

- T...

- No nareszcie - Gavi napiera na drzwi, przez co jestem zmuszona się cofnąć. Mężczyzna wchodzi do mieszkania jak burza, a zaraz za nim drobna brunetka i Pedri, który zamyka drzwi. Gdy jego wzrok odrywa się od drewna i odnajduje moją osobę, widzę jak źrenice ciemnookiego gwałtownie się rozszerzają. Speszona opuszczam wzrok sprawdzając czy wszystko mam zakryte. Oddycham z ulgą, gdy tak jest, a wtedy czuję jak pisana sunie mi po czole. - Cholera. 

Przekleństwo z ust Pablo sprawia, że unoszę brew. Brunet z wściekle czerwonymi policzkami odwraca się do mnie plecami dając mi odrobinę prywatności. Aż mam ochotę się zaśmiać, ale piana wpadająca mi do oka skutecznie zmienia moje plany. 

- Czujcie się jak u siebie. Zaraz wracam - idę szybko do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Ściągam z siebie ręcznik porządnie ocierając oko z piany, które na całe szczęście tylko trochę piecze. Odrzucam materiał na umywalkę i ponownie wchodzę pod prysznic. 

Wiedząc, że mam w salonie gości, ekspresowo kończę prysznic. Osuszam ciało, a włosy związuje ręcznikiem. Wsuwam przez głowę satynową, cyjanową koszulkę, a na tyłek wciągam spodnie do kompletu. Szybko sprzątam bałagan, po czym wychodzę z pomieszczenia z zamiarem ogarnięcia mokrej ścieżki do wyjścia. Nie znajduję jej, więc przechodzę do salonu. Cała trójka siedzi na kanapie w odświętnych strojach. Gavi ma na sobie klasyczny garnitur z białą koszulą, kobieta krótką, czerwoną, obcisłą sukienkę, a Pedri... Zasycha mi w gardle, gdy widzę jak ciemna koszula opina jego ciało, a czarna marynarka spoczywa na tego samego koloru spodniach. 

- Musisz się szybko przygotować i wychodzimy - Pablo klaszcze w dłonie, pokazując mi, jak to szybko ma wyglądać. Odwracam wzrok od Pedriego, w chwili gdy na jego twarz wypływa szeroki uśmiech. Szukam w głowie jakiejś odpowiedzi, ale czuję się zamroczona. Z kanapy wstaje kobieta, która zatrzymuje się przede mną. Od razu zauważam podobieństwo między nią, a...

- Jestem Aurora. Siostra Gaviego - potwierdza moje domysły z szerokim uśmiechem na twarzy. - Młody zaprosił mnie na przyjęcie, więc mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu? - wbija we mnie badawcze spojrzenie. 

- Nie - zaprzeczam od razu, odzyskując zdolność racjonalnego myślenia. - Miło mi Cię poznać. Jestem Klaudia. 

Wymieniamy uścisk dłoni. 

- Dobra dziewczyny. Pogadacie potem, a teraz ruchy, bo za pół godziny wszyscy będą na miejscu, a my już jesteśmy spóźnieni. 

- Gdybyś poinformował ją wcześniej, że ma być gotowa na tą i na tą godzinę, to nie byłoby problemu. Mówiłam Ci, że masz do niej napisać to się uparłeś, że nie - siostra gasi szybko brata, po czym obejmuje mnie ramieniem kierując w stronę sypialni. - Potrzebujemy z pół godziny, więc siedźcie grzecznie i nam nie przeszkadzajcie. 

Któryś z panów ma już coś powiedzieć, gdy ta gwałtownie zatrzaskuje drzwi. Otrzepuje ręce jakby po dobrze wykonanej robocie. 

- Faceci - przewraca oczami i siada na starannie posłanym łóżku. Moją uwagę od razu przykuwa czarne pudełko obwiązane czerwoną kokardką. - To prezent. Nie do końca wiedziałam co Ci kupić, więc pomyślałam, że kreacja na dzisiejszy wieczór będzie najlepszym wyborem - bierze pudełko do rąk i wstaje podchodząc do mnie. - Wszystkiego najlepszego. 

I to jest ten moment, gdzie zaczynam czuć się niezręcznie. Aurora kompletnie mnie nie zna, ani ja jej. Nie po to mówiłam chłopakom o urodzinach, żeby kupili mi prezenty. Nawet przez moment nie pomyślałam o nich. Chciałam tylko spędzić z kimś ten ważny dla mnie dzień. To miłe z jej strony, ale nie chcę żadnych prezentów. 

Mówię jej o tym, ale nie słucha. Wciska mi pakunek w dłonie. Spieramy się przez dobrą chwilę, ale gdy z salony dochodzi do nas głos Gaviego z informacją, że mamy się pośpieszyć, odpuszczam. 

- Dziękuję - przytulam ją delikatnie. 

- Nie ma za co. Mam tylko nadzieję, że po zdjęciu, jakie pokazał mi brat, dobrze dobrałam rozmiar. 

Już mam ją zapytać o jakie zdjęcie chodzi, gdy chwyta mnie za biodra popychając w stronę łóżka. 

- Bierzmy się do roboty, bo młody nie jest dość cierpliwy. 

***

Pół godziny później Aurora robi mi zdjęcie makijażu i włosów. Pukle są upięte w luźnego koka, a pojedyncze kosmyki opadają mi na twarz. Makijaż sprawia, że otwieram szeroko oczy. Od zewnętrznej strony powieki rozciąga się ciemny cień, płynnie przechodząc do jasnego, prawie, że białego. Lekkie kreski na powiece, wytuszowane rzęsy i usta przeciągnięte pomadką w kolorze nude sprawiają, że wyglądam jak nie ja. Nie wiedziałam w ogóle, że takie cudo można stworzyć za pomocą moich kosmetyków. 

- Ubierz się, a ja wezmę Gaviego i podjedziemy samochodem - rzuca mi szeroki uśmiech i wychodzi. Pośpiesznie ściągam kokardkę i wieko pudła. Burgundowa, satynowa sukienka uśmiecha się do mnie, zachęcając do założenia. Rozkładam ją na łóżku i podchodzę do walizki. Widząc, jaki krój ma sukienka ściągam spodenki od razu zakładając dolną partię bielizny. Wracam do łóżka i ściągam koszulkę od razu wsuwając ubranie przez głowę. Przez chwilę mam obawy odnoście tego jak mój biust będzie wyglądał bez stanika, ale okazuje się, że w odpowiednich miejscach jest wszyte usztywnienie. Poprawiam dół od razu zauważając odważne rozcięcie na prawej nodze, sięgające połowy uda.

Chwytam sznurki, które znajdują się na plecach, ale dochodzi do mnie, że kompletnie nie wiem jak mam je związać. Głos rozlega się w salonie, więc wychodzę z sypialni, z nadzieję, że Aurora wróciła mi pomóc. Otwieram gwałtownie drzwi robiąc krok do przodu. Wpadam w męskie ramiona, a moja głowa gwałtownie odchyla się do tyłu. Moje oczy od razu odnajdują ciemne tęczówki Pedro. Dopiero teraz rejestruję ciepło jego dłoni zaciskających się na moich ramionach. Nasze klatki stykają się ze sobą, a oddechy mieszają w jedno. 

- Potrzebuję pomocy z sukienką - szepczę rozchylając delikatnie usta. Jego oczy od razu wbijają się w moje wargi, po czym niezwykle leniwie powracają do oczu. Czuję, że jeśli nie przestanie tak na mnie patrzeć, to za chwilę zemdleję. 

- Postaram się pomóc najlepiej jak potrafię - rzuca po sekundzie zastanowienia. Przełykam nerwowo ślinę i dalej będąc w jego ramionach, odwracam się do niego plecami. 

Odbiera ode mnie sznurki, nie dotykając moich dłoni, które od razu przykładam do piersi. Czuję pod palcami szaleńczo bijące serce. Zamiera, gdy moją szyję owiewa ciepły oddech stojącego za mną mężczyzny. Z całych sił zaciskam wargi, żeby nie wydostał się spomiędzy nich niekontrolowany jęk. Paski zaciskają się na moim ciele, w którym wszystko wariuje. 

- Jeszcze nie miałem możliwości wiązać sukienki, więc mam nadzieję, że zrobię to odpowiednio - mówi cichym głosem, całkowicie skupiony na wykonanej czynności. 

- Ważne, żeby w połowie wieczoru się nie rozwiązała - zagryzam wargę przystępując nerwowo z nogi na nogę. 

Bliskość tego mężczyzny jest przytłaczająca i odbiera mi możliwość racjonalnego myślenia. Gdy opuszki jego palców niespodziewanie dotykają mojej nagiej skóry, drgam. Zamiera na ułamek sekundy, a następnie ponownie zaciska paski. Zajmuje mu to z minutę, bo po chwili czuję jak się ode mnie odsuwa. Odwracam lekko głowę w bok, ale jest już poza zasięgiem mojego wzroku.

- Dziękuję - mój głos jest zachrypnięty od toczących się w moim wnętrzu emocji. Dopiero teraz czuję palenie na pliczkach. Gwałtownie podchodzę do walizki i wyciągam z niej eleganckie, pięciocentymetrowe, czarne szpilki. Cieszę się, że zdecydowałam się zabrać je ze sobą. Wsuwam je na stopy. Zgarniam szybko najpotrzebniejsze rzeczy. W sumie pieniądze mam w telefonie, kosmetyków nie potrzebuję, chusteczki pewnie w razie potrzeby ktoś będzie miał. 

Wchodzę do salonu, w którym odnajduje bruneta. 

- Mam wszystko - unoszę dłoń z telefonem i kluczami do mieszkania. 

- To zapraszam - podchodzimy do drzwi. Ubiera marynarkę, więc sięgam ręką do klamki, ale on robi to samo. Speszona przykładam dłoń do brzucha i wychodzę na korytarz. Wyciąga w moją stronę dłoń sugerując mi, że mam dać mu kluczę. Robię to, a on zamyka mieszkanie. - Jeśli chcesz to zostawię je w samochodzie, żeby się nie zgubiły - proponuje. Naciskam guzik przywołania windy. 

- Zgoda. 

Wchodzimy do metalowej puszki, jadąc na parter. Wychodząc patrzę za siebie, na Pedriego. Obserwuje mnie co sprawia, że oblewam się rumieńcem. W ostatnich promieniach słońca wychodzimy na ulicę. Mój towarzysz wskazuje ręką biały samochód. Gavi wyskakuje za kierownicy i otwiera mi drzwi. 

- A dziękuję bardzo - posyłam mu delikatny uśmiech, wsuwając się na siedzenia za fotelem kierowcy. Pedri z kolei ląduje za Aurorą. 

- Wyglądasz jak milion dolarów - komplementuje mnie młodszy z mężczyzn, gdy ruszamy w miasto. 

- Tylko jeden? Minimum z dziesięć. 

Aurora wybucha perlistym śmiechem. 

- Ferran jest już na miejscu. Oprócz nas brakuje jeszcze Marca i Hectora - informuje nas Pedro, odpisując komuś na wiadomość.

- Tak właściwie to ile osób zaprosiliście? - pyta kobieta, a ja patrzę to na jednego piłkarza, to na drugiego. Nie pomyślałam wcześniej, żeby o to zapytać. 

- Oprócz naszej czwórki będzie jeszcze Ferran, Marc, Hector, Fermin, Lamine i Olek - wylicza kierowca. 

Rodzeństwo zaczyna rozmawiać o jakiś swoich sprawach, więc się wyłączam. Wbijam wzrok w okno, podziwiając mijaną okolicę. Myślę o tym co teraz robią moi najbliżsi. Gdybym była na miejscu na pewno siedzielibyśmy w ogrodzie przy grillu. 

Uśmiecham się na wspomnienie moich dwudziestych urodzin. Na dworze lało, ale rodzice i tak postanowili zrobić grilla. Rozstawili wielki parasol, jak te w knajpach i grillowaliśmy do późna. Może i było trochę mokro, ale za to jak przyjemnie. 

Ze wspomnień wyrywa mnie Aurora.

- Masz rodzeństwo?

- O rok młodszego brata. 

- I jak się dogadujecie? - dopytuje wyraźnie zainteresowana. 

- Sama chyba wiesz jak to jest - śmieję się cicho. - Czasem mamy ochotę się pozabijać, ale każde z nas skoczyłoby za sobą w ogień. 

- Każde rodzeństwo chyba tak ma - do rozmowy wtrąca się Gavi. 

- Nie wiem jak to jest. Niby kochamy swoich bliskich, ale czasem mamy ochotę ich udusić - stwierdza Pedri, a wszyscy przytakujemy z rozbawieniem. 

- U mnie w domu najgorzej jest jak się wszyscy spotykamy, a starsi zaczynają gadać o polityce i kościele. Nigdy nie poruszajcie tych kwestii przy Polskim stole - żartuję, co wywołuje kolejną salwę śmiechu. 

W wesołej atmosferze zajeżdżamy na parking. Odpinam pas i już mam sobie otworzyć drzwi, gdy te stają otworem. Gavi wyciąga w moją stronę rękę, więc przyjmuję jego pomoc. Ma ciepłą dłoń. Staję obok niego, ale mój wzrok od razu kieruję się w stronę restauracji. To połączenie szkła i drewna. Dwupiętrowy budynek wygląda niesamowicie na tle przepięknego ogrodu, który go otacza. 

- Zakładaj - Aurora i Pedro stają przed nami. Kobieta dzierży w dłoni ciemną opaskę. 

- Czy to jest konieczne? - patrzę z powątpieniem na materiał. Szczerze powiedziawszy to nie chcę połamać sobie nóg, kiedy będziemy wchodzili po schodach. - Myślę, że mogę iść bez tego. 

- Uwierz mi to jest potrzebne - stwierdza, więc idę na ugodę. Choć na to mogę się zgodzić w podziękowaniu za makijaż. Siostra Gaviego sprawnie zasłania mi oczy, a moje ciało do razu się napina. Słuch się wyostrza. Najmniejszy nawet dźwięk sprawia, że kieruję głową w tamtą stronę.

- Razem z Pedrim weźmiemy Cię za ręce - informuje mnie Gavi. Kiwam lekko głową na znak zgody, a kiedy czuje ich dotyk dość mocno zaciskam dłonie. Nie powiem, że się nie boję upadku. Głowa leci lekko w dół, żeby dobrze słyszeć wszystkie instrukcje. Słysząc stukot szpilek wnioskuję, że Aurora już poszła. - No to idziemy.

Nieśpiesznie ruszam do przodu. Na szczęście chodnik jest prosty i pozbawiony dziur, więc po kilku krokach idę już pewniej. Niewątpliwie pewności dodaje mi to, że mam po swoich bokach zaufanych mężczyzn. Kiedy zatrzymują się od razu dostaję wiadomość, że będziemy wchodzić po schodach. Biorę głęboki oddech, po czym unoszę niepewnie nogę. Przez to, że nie jestem w stanie przytrzymać materiału sukienki, nadeptuję na niego nogą. Potykam się, ale dwie dłonie lądują na moim brzuchu utrzymując mnie w pionie.

- To będzie trudniejsze niż przypuszczałam - uściślam dalej stojąc na dole schodów. 

- W takim razie zrobimy to inaczej. 

Puszczam ręce zawodników, a już po sekundzie któryś z nich chwyta mnie za plecy i pod kolanami. Automatycznie oplatam szyję mojego tragarza, który od razu zaczyna wchodzić ze mną po schodach. 

- Łatwiej by było, gdybyście założyli mi opaskę, po tym jak pokonam schody. 

- I gdzie w tym zabawa? 

Głos Gaviego rozbrzmiewa gdzieś za mną. Na samą  myśl, że jestem teraz w ramionach Pedriego moja dłoń bezwiednie ląduje na jego karku. 

- Nie bój się. Nie upuszczę Cię. 

Ciepło jego oddechu owiewa mój policzek. 

- Nie boje się. Wiem, że tego nie zrobisz - mówię spokojnie, całkowicie pewna swoich słów. Od samego początku mam przeczucie, że ten człowiek nie byłby w stanie zrobić mi jakiekolwiek krzywdy.

Nagle gwar ulicy znika zastąpiony głosami gości z restauracji. Gavi mówi coś do Pedriego, ale słowa mieszają mi się z głosem kogoś, kto przechodzi obok nas. Mój nos od razu łapie wiele ciekawych zapachów. Rozluźniam uścisk, żeby dać Pedro znać, że mogę już iść sama. Ten w odpowiedzi mocniej zaciska palce na moim ciele. Odbieram tą informację tak, że przed nami kolejne schody. Faktycznie po przejściu kilku kroków czuję jak Pedri ponownie wchodzi po schodach.  

- Zamiast odpoczywać to masz trening.

- Taki trening mógłbym mieć codziennie. 

Ton jego głosu mówi mi, że się uśmiecha. Na moje policzki wkrada się zdradliwy rumieniec, choć dochodzi do mnie, że to przecież nic osobistego. 

Mężczyzna odstawia mnie delikatnie na ziemię. Moja ręka ześlizguje się z jego karku, zahaczając o policzek, na którym, pod opuszkami odczuwam cień zarostu. Niespodziewanie czyjeś ręce lądują na moich biodrach. 

- Tylko powoli i uważaj na nią. 

Spinam się, gdy słyszę to zdanie. Jest dla mnie sygnałem, że teraz jestem pod opieką kogoś innego. Moje dłonie od razu lądują na rękach osoby, która za mną stoi. Jest to dla mnie odruch bezwarunkowy, bo głowa rejestruje to po kilku uderzeniach serca. Delikatny nacisk sugeruje, że mam ruszać. Krok po kroku idę przed siebie. Jesteśmy w klimatyzowanym pomieszczeniu, ale to się zmienia, bo momentalnie ciepło uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Promienie słońca ogrzewają moją twarz. 

Słyszę jakieś szmery i szelesty. Zatrzymuję się, gdy osoba za mną mnie puszcza. Stoję niepewna co mam teraz zrobić. Czuję jak ktoś przechodzi obok mnie. Kolejne szepty cichną, gdy odzywa się Aurora. 

- Ściągnij opaskę. 

Wykonuję jej polecenie. Gdy tylko moje oczy skanują całe otoczenie zasłaniam dłonią usta. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top