Rozdział 4

- A co to za imprezka beze mnie?

Anika uśmiecha się do mnie z ekranu telewizora. Ma świetny widok na zastawiony stół. Na blacie znajduje się cała zastawa, miska z owocami, schłodzone napoje i jeszcze kilka innych rzeczy. Zasiadam do stołu otwierając notatnik. Po powrocie  z zakupów skończyłam przepisywać pomiary i wszystkie niezbędne informacje wysłałam jej na skrzynkę mailową. Potem zabrałam się za gotowanie i dopiero teraz znalazłam czas, żeby się z nią skontaktować. Blondynka z szerokim uśmiechem spogląda na mnie siedząc w swoim biurze. 

- Zaprosiłam kilku gości na obiad - wzruszam lekko ramionami. - Powiedz mi proszę czy dostałaś wiadomość z kopią umowy i wymiarami?

- Tak. Wszystko przesłałam już dalej. Zaczęliśmy także prace nad koszulkami Lecha i idzie nam całkiem sprawnie.

- A jak umowa z tą firmą z Wronek? Podpisałaś? - gdy tylko poruszam ten temat kobieta krzywi się, a potem otrząsa.

- Ten facet to szowinistyczna świnia. Potraktował mnie jak jakiegoś prostaka - mówi przez zaciśnięte zęby co sprawia, że marszczę brwi. 

- Ze mną jakoś normalnie rozmawiał. Jesteś pewna, że mówimy o tym samym człowieku?

- Niski, gruby, łysy, z plamami potu pod pachami? U tego byłaś?

- Nie - zaprzeczam kategorycznie. - Wysoki brunet, szczupły, w okularach. On miał ogarnąć ten kontrakt - zauważam. Patrzymy na siebie z niezrozumiałymi wyrazami twarzy. Zastanawiam się z kim ona  rozmawiała, bo nie przypominam sobie, żebym widziała opisywanego przez niego mężczyznę w tamtej firmie. 

- Chyba... - przerywa mi dzwonek. - Poczekaj sekundkę - wstaję od stołu i na boso podchodzę do drzwi. Odkluczam dolny zamek i otwieram wrota na oścież. Na widok Gaviego, Pedriego, Olka, Ferrana, Fermina i Hectora uśmiecham się szeroko wpuszczając ich do środka. 

- Marca nie będzie. Rodzina wezwała go do domu - informuje mnie na wstępie Hector. Kiwam delikatnie głową zamykając za nimi drzwi. 

- Czujcie się jak u siebie w domu. Załatwię tylko coś i zaraz zabiorę się za gotowanie. 

- Szwagierko kogo tam przede mną chowasz?! - grzmi roześmiany głos Aniki. Mężczyźni patrzą na mnie z zaciekawieniem. Przewracam oczami i pokazuję swoim towarzyszą, żeby ruszyli za mną. 

- Ale nie piszcz dobrze? I uważaj co mówisz, bo mam tutaj Polaka na pokładzie - mówię nim wchodzę do salonu. Staję przy zajmowanym wcześniej krześle. Na widok zaintrygowanej kobiety zaczynam się zastanawiać jaką za chwilę będzie miała minę. Odwracam głowę w stronę mężczyzn przywołując ich gestem ręki. Podchodzą powolnym krokiem rozglądając się po salonie. Jako pierwsi na ekranie pojawiają się Olek, Hector, Fermin i Ferran. Na ich widok blondynka szeroko otwiera oczy. Jej reakcja na Pedriego i Gaviego jest jednak najlepsza. Anika spada z krzesła co wywołuje u mnie wybuch śmiechu. 

- Czy Ty chcesz, żebym dostała zawału? - mamrocze po angielsku, a gdy jej głowa wychyla się zza biurka szczerzę szeroko zęby. 

- Przejrzałaś mnie. Co ja teraz zrobię? - chwytam się teatralnie za serce, a moi towarzysze uśmiechają się zadziornie. - Panowie poznajcie moją szefową i mam nadzieję, że przyszłą szwagierkę. Aniko poznaj oficjalnie swoich idoli. 

Rumieni się co widać na wielkim ekranie telewizora. Chłopcy witają się z nią, a ja z zadowoleniem przyglądam się tej scenie. Wiem jak kocha ten klub i jej zawodników. Wiem jak bardzo chciałaby tu być i poznać w szczególności Gaviego i Pedriego. Jej oczy skaczą od jednego piłkarza do drugiego, ale usta chyba nie chcą współpracować z głową. 

- Chyba zawstydziliśmy Twoją koleżankę - odzywa się Gavi stając obok mnie. 

- Chyba nawet bardzo - szturcham go ramieniem, na co odpowiada mi tym samym. Zwracam się do kobiety ściągając na siebie jej uwagę. - Na moim biurku leży kalendarz. Tam jak cofniesz do poniedziałku to powinien być zapisany numer do tego prawdziwego faceta - tłumaczę już po Polsku. Nagle skupienie powraca na jej twarz tak jak i profesjonalny uśmiech.

- Dobrze. Zaraz się tym zajmę. Krzychu podpisał dzisiaj kontrakt z nową firmą kurierską, bo tamta doprowadzała mnie do szewskiej pasji - skupia wzrok na trzymanych w dłoniach papierach. 

- Przynajmniej jeden problem z głowy - odgarniam włosy z twarzy. - Okej Aniko. Kończę, bo muszę nakarmić tych Panów Polską kuchnią. 

- Jasne. Miło było Cię zobaczyć - posyła mi szczery uśmiech, a następnie zwraca się do piłkarzy i Olka. - Miło było Was poznać. 

Nim Panowie są w stanie jej odpowiedzieć ta się rozłącza.

- Siadajcie. Zaraz podam jedzenie. 

Zgarniam z blatu niepotrzebne rzeczy i odkładam na półkę. Mężczyźni zasiadają do stołu i zaczynają rozmyślać o tym co dzisiaj zjedzą. Nie zdradzam im niczego, przez co zaczynają wypytywać Olka o Polskie potrawy. Idę do kuchni, gdzie zaczynam podgrzewać wodę do ugotowania paru rzeczy. 


***

- To danie wygrywa. 

- Nie. To było lepsze. 

Chłopcy jeden przez drugiego spierają się o to czy pierogi, czy kopytka powinny zostać okrzyknięte daniem dnia.  Zadowolona wstaję od stołu zgarniając na jeden stos brudne naczynia. Olek zaczyna wspominać inne nasze narodowe dania. Odchodzę od stołu i wchodzę do kuchni. Nad wyspą kuchenną zauważam roześmiane twarze. Nalewam wody do zlewu najpierw do jednej części, a potem do drugiej od razu dolewając płynu do mycia naczyń. Zanurzam porcelanę zabierając się za mycie. 

- Jaka Klaudia była w szkole? - dochodzi do mnie pytanie Fermina, które jest skierowane do Olka. 

- Na pewno waleczna. Zawsze przygarniała pod skrzydła słabsze osoby. Zdystansowana. Wielu ludzi, nauczycieli mówiło, że jest takim cichym obserwatorem. Zazwyczaj nie brała udziału w konfliktach chyba, że dotyczyły bezpośrednio jej lub jej przyjaciół czy rodziny - oświadcza Olek, a ja na chwilę odwracam głowę od zlewu. 

- Nie wiedziałam, że tak o mnie mówiliście. 

- To tylko moje zadanie - chłopak wzrusza ramionami nie odrywając ode mnie wzroku. Wracam do zmywania. Płuczę właśnie talerz, gdy obok mnie zatrzymuje się Pedro. 

- Ty myjesz, a ja wycieram. 

- Dzięki - uśmiecham się lekko i podaję mu talerz odsuwając się na bok, żeby zrobić mu trochę miejsca. Staje obok mnie ramię w ramię. 

- A jak jej podbije miłosne? - pyta Ferran. 

- A jakie można mieć w podstawówce? - rzucam przez ramię ze śmiechem. 

- Dwóch chłopaków z naszej klasy się w niej kochało, a w innych to nie wiem - mówi blondyn, a ja kręcę głową myjąc kolejny talerz. 

- Ciekawe o kim mówisz, bo nie przypominam sobie żadnych adoratorów. 

- Ja i Mikołaj się w Tobie kochaliśmy - wypala, gdy czyszczę akurat nóż do krojenia mięsa. Gromkie "UUU" roznosi się po mieszkaniu, a ja za szybko przejeżdżam gąbką po ostrzu w wyniku czego ta zostaje przecięta na pół, a nóż rozcina mi skórę dłoni. 

Syczę odskakując od zlewu. Chwytam się za dłoń patrząc na rozcięcie biegnące mi w poprzek dłoni.

- Cholera - mamrocze Pedri i odrzuca ścierkę na bok. Zgarnia z blatu ręczniki papierowe i przykłada mi je do dłoni chwytając za nadgarstek. 

- Auć - krzywię się, gdy za mocno dociska papier do rany. Unoszę wzrok od razu napotykając jego przepraszające spojrzenie. Przełykam ślinę, gdy widzę jak ostrożnie odchyla ręcznik sprawdzając ranę. Dreszcz przebiega mi po kręgosłupie. Odrywa oczy od rany i skupia na mnie spojrzenie. To jak na mnie patrzy... - Olek Twoje wyzwanie jest zabójcze - wykrztuszam opuszczając wzrok. 

- Gavi przynieś apteczkę z łazienki - prosi Pedri.

- Co wyście zrobili? - mężczyźni wstają od stołu i wchodzą do kuchni. 

- Przecięłam się. Radzę Wam nigdy nie spuszczać podobnych bomb, gdy kobieta ma nóż w dłoni - żartuję przystępując z nogi na nogę. Gavi podchodzi z białym pudełkiem i kładzie je na wyspie kuchennej. 

- Chodź nożowniku - śmieje się wyciągając opatrunki. Unoszę zdrową rękę i przykładam do ręcznika uważając, żeby nie dotknąć Pedriego. Nie unosząc wzroku omijam go podchodząc do jego kolego. Zasiadam na stołku barowym twarzą do Gaviego. - Witam u doktora Pablo. Z czym do mnie Pani dzisiaj przychodzi? - pyta z figlarnym uśmieszkiem. 

- Ze sprawami natury kobiecej - wypalam co wywołuje wybuch śmiechu. Zagryzam wargę powstrzymując uśmiech, ale gdy Gavi puszcza mi oczko ostentacyjnie zakładając lateksowe rękawiczki śmieję się na głos. 

- Takie badania to lepiej na osobności. Wie Pani mam studentów na stażu i mogłaby się Pani czuć niekomfortowo - chwyta mnie za dłoń i odsuwa prowizoryczny opatrunek. 

- W takim razie umówię się na recepcji na inny termin - mówię przez zaciśnięte zęby, gdy odkaża ranę. 

- Na pewno znajdziemy jakiś dogodny dla naszej dwójki. 

- I jak Was nie kochać? - opieram głowę na lewej dłoni wspartej na blacie. Jeszcze z żadnymi sławami nie rozmawiało mi się tak swobodnie jak z nimi. 

- Nie da się. Jesteśmy jak takie miśki do tulenia, całowania i kochania - zauważa Ferran.

- Teraz tylko wybierz sobie, który misiu bardziej ci odpowiada - Fermin puszcza mi oczko. - Mogę dokonać szczegółowej prezentacji. Każdy z nas jest nieszczęśliwym singlem szukającym drugiej połówki. 

- Kusząca propozycja, ale nie skorzystam - przytrzymuję gazę, gdy Gavi rozwija kawałek bandaża. 

- Już kogoś masz na oku czy może w Polsce ktoś na ciebie czeka? - pyta Olek, ale odpowiadam mu kręcąc głową. 

Doktor Pablo kończy mnie opatrywać dokładnie w tym samym czasie, gdy Pedri z Hectorem odkładają ostatni talerz do szafki. Chcę skończyć sprzątać, ale wyganiają mnie do salonu. Unoszę ręce w geście kapitulacji sadowiąc się na sofie. Moi goście sprawnie sprzątają ze stołu zostawiając tylko owoce i picie. Wyciągam nogi przed siebie zakładając dłonie na brzuchu. Panowie dołączają do mnie na kanapie. Nie jesteśmy się w stanie wszyscy pomieścić dlatego przesiadam się na fotel. 

- Co robisz jutro?

Podkulam nogi patrząc na siedzących przede mną zawodników i Olka.

- W sumie to nie mam konkretnych planów - wzruszam ramionami, a po sekundzie odwracam się i sięgam po telefon. Otwieram wiadomość od Aniki, po czym parskam krótkim śmiechem.

Anika:
Upoluj któregoś Pana. Chcę jednego w rodzinie!

Kręcę głową odpisując szybką odpowiedź.

Ja:
Żebyś wiecznie robiła do niego maślane oczy? Podziękuję ;)

Anika:
Żmija

Ja: 
Żmija żmii nie ukąsi :P

Zaciskam mocno wargi. Na dźwięk swojego imienia podrywam głowę do góry. Sześć par oczy wpatruje się we mnie  z wyczekiwaniem. Odkładam komórkę na podłokietnik prosząc o powtórzenie pytania. 

- Może chciałabyś pokopać sobie ze mną piłkę jak za starych dobrych czasów? - proponuje Polak.

Na wspomnienie tych czasów unoszę lekko brew. Olek nigdy nie lubił grać w piłkę. Jak już go zmusiłam to zawsze mi marudził, aż finalnie przestałam go o to prosić i zaczęłam chodzić na boisko z bratem. Czyżby po tylu latach polubił piłkę nożną?

- Od kiedy ty lubisz grać? - pytam podejrzliwie. Fakt, chłopak zawsze był najlepszy na zajęciach wychowania fizycznego, ale akurat nie w tej dziedzinie. 

- Od dwóch lat jestem dziennikarzem dla klubu, więc chcąc nie chcąc polubiłam kopanie. 

Przyglądam mu się uważnie. Przechylam lekko głowę w bok szukając jakiś oznak fałszu. Niczego jednak nie dostrzegam, ale nie jestem jednak przekonana czy na boisku nie wróci do marudzenia. Odwracam głowę w stronę okna. Zauważam chmury leniwie toczące się po niebie. 

- Zgoda. Muszę tylko okupić jakieś buty i strój sportowy - zwracam się do moich towarzyszy. Widząc ich szerokie uśmiechy sama się uśmiecham. 

- No to czas na zakupy!



-------

Ważna informacja!

Kiedy chcielibyście, żeby wpadały rozdziały? W środę czy w sobotę? Chcę ustalić jeden dzień, żebyście wiedzieli co i jak. Z czasem zacznę wstawiać po dwa rozdziały w tygodniu, ale na razie nie będę szaleć. Liczę na Wasze odpowiedzi!

Ps. Kto dzisiaj ogląda mecz? 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top