Rozdział 18

31 sierpnia - 20:00 piątek

Kolejne trzy tygodnie mijają mi diabelnie szybko. Treningu indywidualne, treningi na siłowni, spotkania z trenerem sprawiły, że mój sen z 3/4 godzin wydłużył się do 5/6 jakby koszmary postanowiły dać mi choć trochę odpocząć. I tak to jednak nic nie dało, bo sny nie zniknęły. Teraz przeważnie pojawiają się co dwa dni.

Liga zaczęła się tydzień temu i moja drużyna miała już jeden mecz. Niestety nie mogłam na nim być, bo razem z mamą byłyśmy w Polsce, gdzie udało nam się sprzedać dom praktycznie od razu jak do sieci trafiła informacja, że można go kupić. Na całe szczęście dziewczyny wygrały wtedy jeden do zera. 

Drużyna Krzycha też wygrała dwa do jednego, a Pedriego dwa do zera. Wczoraj brat miał drugi mecz, gdzie zadebiutował jako lewy obrońca. Kibicowaliśmy mu z trybun. Wygrali dość skromnie, bo jeden do zera, choć pod koniec mogli podwyższyć wynik. 

Po informacji, że dołączymy do drużyn w mediach wybuchła burza. Kibice i dziennikarze dość ostentacyjnie podeszli do naszych udziałów w meczach, ale nie przejęliśmy się tym za bardzo.

Dzisiaj jednak jest dzień, gdy to ja pokażę kibicom swoje umiejętności. O dziwo nie stresuję się, gdy mocno sznuruję buty i wsuwam za getry ochraniacze. Trener daje nam ostatnie wskazówki mówiąc nam na co mamy uważać, a co wykorzystać. Wstaję z ławki i wsuwam na siebie koszulkę meczową. 

- Dobra drogie Panie - Tulce klaszcze w dłonie. - Na stadionie pojawiło się dzisiaj około dziesięciu tysięcy kibiców. Nie możemy ich zawieźć. To oni są naszą siłą napędową. Jesteście przygotowane lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Pamiętajcie, że jesteście rodziną. Wyjdźcie tam i pokażcie, że jesteście najlepszą drużyną na świecie. 

Kończy i ustawia się przy drzwiach. Najpierw wychodzą jego pomocnicy, medycy i ławka rezerwowych. Teraz kolej na nas. Tulce klepie każdą z dziewczyn po plecach. Gdy przychodzi moja kolej klapie mnie po ramieniu posyłając szeroki uśmiech. 

- Jestem z Ciebie dumny - szepcze. Nie zatrzymuję się tylko idę dalej do tunelu mając jego słowa w głowie. Ustawiamy się do wyjścia. Staję na samym końcu ze względu na najwyższy numer na koszulce. Zaraz obok nas ustawia się drużyna przeciwna. Czekamy tak z pełną minutę, po której przychodzą sędziowie i wyprowadzają nas na murawę. 

- VAMOS! - krzyczy Yelena co znaczy "NAPRZÓD". Odkrzykujemy to samo. 

Idziemy tunelem, a do naszych uszu dociera hymn klubu. Metalowe korki stukają o płytki dopóki nie wchodzimy na murawę. Kilka dziewczyn dotyka trawy, po czym wykonują znak krzyża. Ja tego nie robię. 

Kibice śpiewają, gdy ustawiamy się w rzędzie. Witamy się ze wszystkimi unosząc ręce w każdą stronę stadionu. Gdy kończymy ruszamy się przywitać z przeciwniczkami i sędziami. Kiedy tylko kończę ruszam biegiem na swoją połowę. Oksana wymienia się herbem z przeciwniczką, po czym po ustaleniu pewnych spraw biegnie do bramki. Zajmuję swoje miejsce ustawiając się na drugiej linii jako środkowy pomocnik. Serce o dziwo bije mi spokojnym rytmem, gdy pozwalam sobie spojrzeć w niebo. 

Tato daj mi siły. 

Sędzia gwiżdże, a ja biegnę do przodu. 

***

Czas na meczu biegnie zdecydowanie inaczej, gdy jak siedzisz na trybunie, a kiedy faktycznie grasz. Nim się orientuję mija pierwsze 45 minut, a sędzia dolicza kolejne trzy. Dostaję piłkę od środkowego obrońcy. Widząc, że mam przed sobą wiele wolnego miejsca ruszam naprzód. Jedna z przeciwniczek chce mi odebrać piłkę, ale robię z nią obrót dookoła mijając ją. Biegnę dalej środkiem boiska. W ułamku sekundy zauważam naszą niekrytą napastniczkę. Płaskim podaniem posyłam piłkę w jej stronę. Ta dociera do Aishy, jedynej czarnoskórej zawodniczki, która bierze zamach i posyła piłkę w kierunku bramki. Zatrzymuję się śledząc trajektorię lotu piłki. Bramkarka przeciwnej drużyny rzuca się w prawy bok. Widzę jak futbolówka ociera się o jej rękawice, żeby po sekundzie wpaść do bramki. 

Tłum kibiców gwałtownie wstaje z miejsc krzycząc ze szczęścia. Zrywam się biegiem w kierunku Aishy, która także biegnie w moją stronę z szerokim uśmiechem. Wpadamy sobie w objęcia, ale nie trwa to długo, bo reszta dziewczyn także do nas dobiega. 

- Brawo dziewczyny! - krzyczy Yelena klepiąc nas po ramionach. - Lecimy dalej! - zarządza, po czym powoli zaczynamy rozchodzić się każda na swoją pozycję. 

- Dzięki - zwraca się do mnie Aisha, gdy biegiem ruszamy na swoją połowę boiska. Wymieniamy się szybkimi uśmiechami, żeby po chwili się rozejść. 

Przeciwniczki zaczynają, ale gra trwa z trzydzieści sekund, po których sędzia zaprasza nas do szatni na przerwę. Ruszam w stronę tunelu ocierając ręką pot z czoła. Słońce oświeca połowę boiska, a temperatura jest niemiłosiernie wysoka. Jedyne co przynosi nam ulgę to krótkie przerwy na łyka wody. Przed zejściem do szatni unoszę głowę mrużąc lekko oczy. Widok stojących przy barierce mamy, brata, Aniki, Pedriego, Gaviego i Ferrana sprawia, że robi mi się jakoś ciepło na sercu. Gdy zauważają, że im się przyglądam zaczynają machać dłońmi jak najęci. Czuję jak kąciki moich ust unoszą się ku górze. Podnoszę rękę w geście pozdrowienia, po czym znikam w klimatyzowanym pomieszczeniu.

***

Kolejna połowa mija mi jeszcze szybciej niż pierwsza. Niestety po dziesięciu minutach od powrotu na boisko tracimy bramkę. Szarżuję na bramkę przeciwnika. Każda z dziewczyn jest kryta, dlatego ryzykuję i wbiegam w pole karne. Nie zauważam nadbiegającej od tyłu przeciwniczki. Nie widzę jak rzuca się z nogami do przodu. Czuję tylko jej but, a raczej korki wbijające się w moją kostkę. Jest spóźniona, przez co nie trafia czysto w piłkę tylko we mnie. Ból eksploduje tak gwałtownie, że padam na murawę chwytając się za bolącą kończynę. 

- Ja pierdolę - syczę po polsku zwijając się z bólu. Sędzia gwiżdże, tłum krzyczy oburzony, po czym wrzeszczą z radości, gdy sędzia wskazuje na rzut karny. Aisha i Yelena stają nade mną wraz z sędzią. 

- Potrzebujesz lekarza? - pyta mężczyzna. Kręcę lekko głową, po czym poruszam kostką. Nie wydaje mi się, żeby coś poważniejszego się z nią stało. Facet odchodzi, a ja powoli podnoszę się na równe nogi. 

- Dasz radę? - dopytuje druga pani kapitan. Staję na obolałej nodze. Ból promieniuje, ale jest mniejszy niż przed chwilą. 

- Dobrze jest. Musze to tylko rozchodzić - informuję ją. Kuśtykając ruszam w stronę ustawiających się piłkarek. Aisha odchodzi, żeby wykonać rzut karny. Ustawiam się w odpowiednim miejscu, żeby ewentualnie postarać się dobiec, dobić piłkę, gdyby dziewczyna jakimś cudem nie trafiła. 

Sędzia ustawia bramkarkę, sprawdza naszą napastniczkę, po czym odsuwa się. Gwizdnięciem sygnalizuje wykonanie karnego. Dziewczyna nabiega, kopie piłkę, a ta czysto zatrzymuje się w siatce. Krzyczę unosząc pięść do góry tak jak kibice. Aisha i reszta biegnie w stronę trybun. Chcę biec za nimi, ale noga dalej nie przestaje boleć. Rozchodzenie jednak na niewiele się zdało. Spoglądam na zegar. Jest 79 minuta meczu. Dziewczyny cieszą się wraz z kibicami, a ja w tym czasie zwracam twarz w stronę ławki trenerskiej. Wygrywamy, a nie chcąc tego zaprzepaścić łapię wzrok trenera i robię palcami młynek sygnalizując, że potrzebuję zmiany. Wygląda na zmartwionego. 

Oczywiste jest, że wolałabym zostać, ale w tym stanie tylko zagroziłabym drużynie. On jakby to rozumiejąc krzyczy do Jasminy, która się rozgrzewa. Kobieta ściąga koszulkę treningową i zakłada meczową. Kuśtykam w stronę linii bocznej. Widzę jak asystent trenera podchodzi do sędziego technicznego, żeby podać zmianę. Ten wklepuje numery na tablicy, po czym unosi ją nad głowę. Komentator obwieszcza zmianę, a wtedy ludzie zaczynają klaskać. Unoszę głowę, a moje oczy napotykają widok tysięcy uśmiechniętych twarzy i klaszczących rąk, które są podziękowaniem za udany mecz. Unoszę dłonie nad głową i klaszczę dziękując za wsparcie. Będąc już przy linii zbijam piątkę ze zmieniającą mnie Jasminą.  Schodzę z boiska, a wtedy obok mnie pojawia się Tulce i jeden z jego pomocników, który wyciąga mi zza koszulki nadajnik GPS.

- Świetny mecz - chwali mnie i przytula, żeby następnie przekazać mnie medykom. Podchodząc do ławki łapię wzrok Pedriego. Patrzy na mnie marszcząc brwi z przejęcia. Uśmiecham się lekko kiwając mu głową. Zmarszczka na jego czole wygładza się, choć oczy dalej wbijają w moją osobę. Siadam na fotelu na ławce rezerwowych, a medycy kucają przede mną. Jeden z mężczyzn ściąga mi prawego buta i getrę, a ja krzywię się mimowolnie. Kostka jest napuchnięta. 

- Pokaż, gdzie dokładnie Cię trafiła. 

Wskazuje im odpowiednie miejsce. Sprawdzają kostkę, po czym chłodzą ją sprejem, wklepują maść przeciwbólową i owijają ją bandażem. Okazuje się, że nie jest to nic poważnego i zaraz powinno przestać boleć. Idą zdać raport trenerowi, a ja zakładam skarpetę i buta tyle tylko, że go nie zawiązuję. Siedząca obok mnie Selena podaje mi butelkę schłodzonej wody. Przyjmują ją dziękując skinieniem głowy. Odpowiada mi tym samym i obydwie skupiamy się na meczu.

***

Sędzia kończy mecz. Po moim zejściu nie padły już żadne bramki, więc kończy się dwa do jednego dla nas. Wstaję i razem z resztą ławki rezerwowych wychodzimy na boisko. Wymieniam uściski z każdym kogo tylko mijam. Widzę uśmiechy na twarzach mojej drużyny i lekkie grymasy u przeciwniczek. Zbieram jeszcze pochwałę od trenera przeciwników, po czym razem z drużyną podchodzimy do jednej z trybun. Dziękujemy kibicom za przybycie, ale nagle wpada mi do głowy pewien pomysł. 

- Dziewczyny poczekajcie - zatrzymuję je, gdy chcą już odejść. Zwracam się do trybuny, a ludzie momentalnie zwracają na mnie uwagę. 

- Co chcesz zrobić? - pyta Yelena. 

- Zaraz zobaczysz - mówię, po czym nabieram w płuca powietrze i zwracając się do kibiców unoszę do góry pięść w geście zwycięstwa. - KTO WYGRAŁ MECZ?!

- BARCA! - podchwytują od razu. 

- KTO?! - drę się, ale słyszę dołączające do mnie dziewczyny. 

- BARCA! - staję obok drużyny i oplatam stojące najbliżej mnie dziewczyny w pasie.

- KTO?!

- BARCA! BARCA! BARCA! 

Reszta dziewczyn także oplata się ramionami. Zaczynam skakać, a reszta idzie moim śladem. Kibice niespodziewanie sami ustawiają się w rzędach i zaczynają skakać razem z nami. Wspólnie dziękujemy sobie nawzajem za owocny czas. Przez chwilę integrujemy się z kibicami, po czym zmęczone ruszamy w stronę szatni. 

- Trzeba to robić po każdym wygranym meczu - oświadcza Yelena, a reszta podchwytuje ten pomysł. Nawet Oksana kiwa głową na zgodę co uznaję jako mały krok naprzód w stosunku do poprawienia naszych napiętych relacji. 

Pierwsze dziewczyny wchodzą do tunelu, ale ja skręcam do trybun. Rodzina i przyjaciele z szerokimi uśmiechami stają przy barierce. Brat pochyla się do przodu wyciągając rękę w moją stronę.

- Byłaś niesamowita - mówi, gdy zbijam z nim piątkę. Zaraz po nim robię to samo z Aniką, mamą, Ferranem i Gavim. 

Wyciągam rękę w stronę Pedriego, który szeroko się do mnie uśmiecha. Ten zamiast zrobić to samo co reszta, zgina się w pół nad barierką. Jest wyżej i jeśli jeszcze mocniej się wychyli to zaraz zleci. Staję na palcach, żeby być bliżej jego twarzy, jeśli chce mi coś powiedzieć. On jednak niespodziewanie całuje mnie w czubek głowy, po czym prostuje się uśmiechając prawym kącikiem ust. Dokładnie w tym czasie słyszę dźwięk robionego zdjęcia. 

Patrzę na niego zaskoczona. Mężczyzna nie wydaje się speszony, ani zakłopotany mimo tego, że zrobił to na oczach innych ludzi.

- Jeśli nie będziecie razem to nie wierzę w miłość - śmieje się Ferran trącając kolegę ramieniem. Ten zrywa nasz pojedynek na spojrzenia zwracając się do znajomego. 

- E... Przepraszam! - rozglądam się słysząc krzyk dziecka. Zauważam małą dziewczynkę stojącą kilka metrów od mojej lewej strony. Stoi przy barierce, a raczej murku wyznaczającym zamknięty sektor dla wyjątkowych gości. Czarnowłosa macha do mnie ręką. Na oko ma jakieś dziesięć lat. 

- Idź do niej - poleca Pedri. Patrzę na niego niezdecydowana, ale on przekonuje mnie kiwając głową w stronę dziecka. Posyłam mu niepewny uśmiech, po czym podchodzę do miejsca, gdzie stoi dziewczynka. Od razu obok niej pojawiają się rodzice. 

- Czy mogłabym prosić o zdjęcie? - pyta wpatrując się we mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oczach. 

- Yy... Jasne - mówię, gdy mija pierwsza fala szoku. 

- Mamo zrób nam zdjęcie - prosi swoją rodzicielkę i kuca, żeby choć minimalnie zrównać się ze mną poziomem. Widzę, że kobieta ma problem, żeby ładnie nas uchwycić w kadrze.

- Może ja je zrobić? - proponuję, a ona z entuzjazmem kiwa głową podając mi telefon. Odwracam się plecami do dziewczynki, a ona wraz z rodzicami ustawiają się do zdjęcia. Uśmiecham się lekko i robię tak zwane selfie. Oddaję rodzinie komórkę. 

- Jestem Pani największą fanką! - piszczy dziewczynka, a ja spoglądam na nią z zainteresowaniem. 

- To dla mnie zaszczyt - wyznaję szczerze. To dopiero mój pierwszy mecz i czy to możliwe, żeby ktoś już w tak młody wieku zwrócił na mnie uwagę, choć na boisku było wiele sławniejszych piłkarek? 

- Jak dorosnę to będę taka jak Pani. Już też gram w piłkę - informuje mnie, po czym wciąga głęboko powietrze jakby sobie o czymś pomyślała. - Może kiedyś zagramy razem?

- Z wielką chęcią.

- Dobrze chodź już Milly. Pani musi odpocząć - kobieta chwyta córeczkę za rękę. 

- A mogłabym jeszcze zapytać się czy mogłaby mi dać koszulkę? - nadzieja w jej głosie jest, aż nadto słyszalna. 

- To pytaj - mówi mama Milly. Ta odwraca szybko głowę w moją stronę. Nagle na jej policzkach wykwita czerwony rumieniec i chowa się za nogą mamy. - Już nie jesteś taka cwana co? - śmieje się kobieta. 

- Dalej córeczko. Nie możemy tu stać w nieskończoność - odzywa się mężczyzna.

To jednak jeszcze bardziej się zawstydza. Chcąc ułatwić jej zadanie ściągam koszulkę przez głowę. Mam na sobie czarny stanik sportowy, a na to założoną specjalną kamizelkę, która także w sumie wygląda jak stanik, a do której doczepiają GPS'a, żeby sprawdzić ile przebiegliśmy i w jakich rejonach. Wyciągam dłoń z koszulką w jej stronę. Wyskakuje zza mamy odbierając ją ode mnie z promiennym uśmiechem. 

- Tylko trzeba ją wyprać, bo trochę brzydko pachnie - szepczę do niej konspiracyjnie, a ona kiwa głową z poważną miną. 

- Dobrze. Wrzucę ją do prania jak mama nie będzie patrzyła - odpowiada szeptem. Autentyczny uśmiech wykwita na moich ustach. 

- Miłego dnia - odwracam się i odbiegam w stronę trenera, który właśnie wychodzi z tunelu. Zatrzymuję się, a wtedy razem ruszamy do szatni. 

- Takiej osoby nam brakowało - wyznaje klepiąc mnie lekko po ramieniu. Ciepło rozlewa się po moim wnętrzu. Zdecydowanie mogę uznać ten dzień za jeden z lepszych w ostatnim czasie. 


---

Kochani zaraz wstawię kolejny rozdział, ale zanim to zrobię chciałabym zaprosić Was na mojego tik toka, gdzie robię krótkie filmiki o zawodnikach Barcy. Moja nazwa to kadia0678.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top