Rozdział 14

Po moim małym załamaniu nerwowym proszę Pedriego o odwiezienie do hotelu. Zgadza się bez mrugnięcia okiem. Będąc w samochodzie piszę do Krzycha, żeby przyjechali pod budynek, w którym się tymczasowo zatrzymamy. Nie rozmawiamy z Pedro przez całą drogę do miasta. Padło już dzisiaj tyle słów, że więcej nie trzeba. Krótko przed szesnastą zajeżdżamy na parking. 

- Tulce Ci nie odpuści. Będzie o Ciebie walczył. 

Te słowa zatrzymują mnie w miejscu. Wbijam wzrok w boczną szybę, a moje oczy od razy odnajdują stojący obok samochód.

- Stać ich na kogoś lepszego. 

- Masz talent. Nie pozwoli Ci go zmarnować - zapada chwila ciszy. 

- W tych czasach talent to nie wszystko. 

- Jest coś jeszcze. Spytaj go o to jutro. 

Zagryzam wnętrze policzka. Nie wiem co próbuje mi przekazać i szczerze powiedziawszy nie mam teraz do tego głowy. Kiwam nią lekko, że tak zrobię. 

- Mogę zadać Ci jedno pytanie? - spoglądam na niego. Siedzi odwrócony w moją stronę. Ciemne oczy w tym momencie wydają się nad wyraz jasne. Jakby słońce sprawiło, że zmieniły się w płynny bursztyn. 

- Słucham. 

- Po co to zrobiłeś? Po co powiedziałeś o mnie trenerowi?

Marszczy lekko brwi przyglądając mi się w skupieniu. Myśli, żeby zaszczycić mnie jak najbardziej dyplomatyczną odpowiedzią. Badam jego zmiany na twarzy, ale cały czas wydaje się zamyślony. Dopiero po kilku sekundach jego czoło wygładza się, ale poważny wyraz na twarzy pozostaje. 

- Chłopcy przyjęli Cię do naszej rodziny jak członka rodziny co nie zdarzyło się wcześniej ani razu. Kiedy byliśmy na boisku i graliśmy pierwszy raz reszta zauważyła, że nadajesz się do profesjonalnej gry. Poparli mój pomysł, żeby skontaktować się z Tulce'm. Polubili Cię i nie dziwię im się. Chcieliby Cię zatrzymać w Barcelonie na dłużej - odpowiada kompletnie szczerze. Ta informacja zadziwia mnie, bo nie oczekiwałam, że ktoś nie znając mnie, będzie chciał mnie przy sobie zatrzymać, a to właśnie tak brzmi. 

Przeczesuję dłonią włosy kiwając lekko głowa. Odpinam pas bezpieczeństwa, zgarniam w dłoń telefon i otwieram drzwi. Pod wpływem impulsu odwracam się jednak do mężczyzny i chwytam go za podbródek. Szybko cmokam go w policzek, żeby się w ostatniej chwili nie rozmyślić. 

- Dzięki za dzisiaj - mamroczę i nie patrząc na niego wychodzę na zewnątrz. Szybkim krokiem odchodzę od samochodu. Dokładnie w tym samym momencie z budynku wychodzi brat machając do mnie ręką. Zmuszam swoje usta do lekkiego uśmiechu. Słyszę jak Pedri odjeżdża. - Udało Wam się odebrać klucze?

- Już nawet wnieśliśmy walizki - informuje mnie. Wchodzimy do hotelu. Hol jest utrzymany w beżowych barwach. Jasna podłoga i jeszcze jaśniejsze ściany, z czego połowa z nich jest przeszklona tworzą spektakularny widok. Stojąca za kontuarem, młoda recepcjonistka posyła w naszą stronę promienny uśmiech. Unoszę dłoń w geście pozdrowienia kierując się do windy. - Trochę głupio jednak nas ulokowali. My z Aniką na czwartym piętrze, mama na szóstym, a ty na ósmym. 

- Nie mieli jak tego zmienić? - pytam wsiadając do windy. 

- Ponoć nie. Niektóre pokoje mają w remoncie czy coś - wzrusza ramionami wybierając czwarte piętro. 

Wysiadamy akurat w idealnym momencie. Dwie panie z dziecięcymi wózkami zajmują nasze miejsce. Skręcamy w prawą odnogę korytarza. Krzychu kieruje się w stronę ostatnich drzwi. Nim zdąży zapukać one stają przed nami otworem. Mama uśmiecha się na nasz widok, gdy tylko przekraczamy próg pomieszczenia. Blondynka biega po pokoju jak szalona rozrzucając wszystkie swoje rzeczy. Posyłam swojej rodzicielce pytające spojrzenie. 

- Nie pytaj - poleca, a ja postanawiam się do tego zastosować. 

- Rozpakowałaś się już mamo? - zwracam się do kobiety. Ta macha lekceważąco ręką. 

- Mam czas. 

- Klaudia na stoliku masz klucze - informuje mnie zabiegana Anika. Pochylam się w kierunku stołu i zgarniam klucz od razu obracając go w dłoni. 

- Pójdę rozpakować rzeczy. 

- Pójdę z Tobą - oświadcza mama. - Oni tu sobie poradzą. 

Ewakuujemy się zanim Anika wymyśli nam jakieś zadanie. Wjeżdżamy na ósme piętro, gdzie od razu naprzeciwko windy znajduje się moje lokum. Wchodzimy do środka dostrzegając, że pomieszczenie jest wierną kopią tego, z którego przed chwilą wyszłyśmy. Biały, puchowy dywanik, stolik z dwoma fotelami, wielkie łóżko, szafa, telewizor, lampka nocna i drzwi do łazienki. Zgarniam walizkę spod ściany i kładę ją na łóżku. Rozpinam zamek, a mama w tym czasie siada na fotelu. W ciszy przekładam ubrania na wieszaki, żeby się nie pogniotły. 

- Musimy porozmawiać. 

Zamieram przy szafie. Ułamek sekundy później odrywam się od mebla i siadam na łóżku. Mama przeczesuje ręką włosy zbierając myśli. Nie popędzam jej. Czekam, bo tylko tyle mogę dla niej zrobić. Bije się z myślami, ale ostatecznie wzdycha i patrzy mi w oczy. 

- Chciałabym Cię przeprosić - wyznaje. Marszczę brwi nie rozumiejąc, co jest dla niej zachętą do dalszego mówienia. - Przez ostatni miesiąc nie miałaś we mnie wsparcia...

- Przestać mamo - przerywam jej, ale unosi dłoń dając mi tym samym sygnał, że mam być cicho. 

- Nie. Nie przestanę. Uciekłam z domu zostawiając Cię samą ze wszystkim. To Ty zorganizowałaś cały pogrzeb i wszystko co było z nim związane. Skupiłam się na sobie i Krzychu kompletnie o Tobie zapominając - w jej oczach gromadzą się łzy. W moim gardle tworzy się nieprzyjemna gula. - Chyba myślałam, że sama sobie poradzisz. Przepraszam Cię kochanie. 

Milknie, a ja zbieram myśli. Nigdy, choć przez ułamek sekundy nie pomyślałam o tym, że zostawiła mnie samą sobie. Potrzebowała czasu, a ja jej ten czas dałam. Niejedna osoba zamknęłaby się w sobie na wiele miesięcy. Ona tego nie zrobiła. Jest tutaj ze mną. W Hiszpanii. Niczego nie mam jej za złe. 

Tłumaczę jej to, a ona przyjmuje to z ulgą. Z oczu znikają łzy, a ramiona nieznacznie się prostują. Widzę, że dość mocno musiało jej to ciążyć. 

- Rozmawiałam z Krzychem. Chce spróbować swoich sił w rezerwach - oznajmia. Przytakuję, bo wiedziałam, że tak się stanie. - Cieszę się z jego szczęścia, ale obydwoje doszliśmy do wniosku, że Ty też powinnaś spróbować. 

- Mamo... - przewracam oczami. Już mam wstać, ale kobieta dopada do mnie i siada zaraz obok. 

- Nie Klaudia. Zawsze o tym marzyłaś. Masz teraz idealną okazję, żeby się pokazać. Pomyśl, że tata chciałby, żebyś spróbowała. Na pewno teraz wychodzi z siebie, bo nie chcesz sobie dać szansy. Nie pozwól, żeby strach przed czymkolwiek cię pokonał. 

Wypala dziurę w mojej głowie. Odwracam twarz, a jej słowa kołoczą się w moich myślach zasiewając ziarno wątpliwości. 

- Jeśli nie spróbujesz to do końca życia będziesz tego żałować. Tak jak pragnę szczęścia dla Krzycha, tak pragnę go równie mocno dla Ciebie. Jesteście moimi dziećmi i zrobię wszystko bylebyście byli szczęśliwi. Nie mogę stać bezczynnie i patrzeć jak odrzucasz swoje marzenia. 

- Nie chcę nikogo zawieźć - szepczę pochylając głowę. Nie jestem siebie pewna. Nie wiem czy potrafię zaufać samej sobie. 

- Ale zawodzisz samą siebie. 

Ma rację. Ma cholerną rację, ale boję się. 

- Wiem, że robisz wszystko dla innych. Może czas zrobić coś dla siebie? - pyta delikatnym tonem. Materac ugina się i prostuje, gdy mama wstaje ze swojego miejsca. Unoszę głowę odprowadzając ją wzrokiem do drzwi. Zatrzymuje się trzymając rękę na klamce, po czym rzuca coś co sprawia, że podejmuję finalną decyzję. - Nie ważne jaką decyzję podejmiesz to wiedz, że tata i ja zawsze będziemy z Ciebie dumni. 

Znika zostawiając mnie samą. Myśli buzują w mojej głowie, a otępienie momentalnie zalewa moje ciało. Podchodzę do drzwi balkonowych. Wychodzę na zewnątrz, a parne powietrze uderza w moją twarz. Gwar ulicy dochodzi do moich uszu. Wciągam w płuca powietrze, które niesie ze sobą coś na kształt ukojenia. 

Czy podjęłam tato dobrą decyzję?

Odpowiada mi delikatny podmuch wiatru. Uznaję, że to jest znak, na który czekałam. Odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie. 

Bądź ze mną jutro, dobrze? Daj mi siłę, żebym nie zmieniła zdania. Czuwaj nade mną, ale przede wszystkim nad Krzychem. 

Zamykam oczy, a wtedy trzepot ptasich skrzydeł dochodzi do moich uszu. Odwracam się na pięcie mając już ustalony w głowie plan działania. Czy jednak powiedzie i nie zmieni moich decyzji, tego dowiem się dopiero jutro. 

Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrywa mnie z zamyślenia. Wracam do środka od razu widząc jak leżący na łóżku telefon się podświetla. Zgarniam go siadając na posłaniu i odblokowuje ekran. Widzę, że ktoś dodał mnie do jakiejś grupy na Messengerze. Wchodzę w konwersację od razu zauważając, że oprócz mnie na grupie jest Gavi, główny administrator, Pedri, Ferran, Fermin, Hector i Marc. Marszczę lekko brwi, gdy Gavi podsyła zdjęcie. 

Gavi:
Patrz Klaudia jaki Pedri jest agresywny. Pamiętaj, żeby NIGDY go nie budzić! Straszny z niego śpioch😂


Pedri:
Nie dziękuj ŚPIOCHU😉

Pedri:
Gorszego zdjęcia nie wyślę, bo co poniektórzy mogli by nie zasnąć w nocy 😂

Prycham pod nosem widząc te zdjęcia. 

Gavi:
Pedro Eskimos! 


Ja:
No co... Zimno mu było 😂

Pedri:
Ciesz się Klaudia, że na razie Twoich zdjęć nie mamy😈😈

Ja:
Mam się bać?

Ferran:
TAK! ONI SĄ POTWORAMI! MŁODZI WYKORZYSTAJĄ KAŻDE ZDJĘCIE DO PRZERÓBKI!

Unoszę brew kładąc się wygodnie na łóżku. 

Hector:
Wyślij nam Klaudia jakieś zdjęcie. Na cito!

Marc: 
Nie odpuścimy Ci


Marszczę lekko brwi. Chcą zdjęcie, ale nie powiedzieli jakie, prawda? Wchodzę w galerię i przeszukuję zdjęcia, których nie mam za dużo. Natrafiam jednak na jedno, które będzie mnie pokazywało, ale niekoniecznie moją twarz. Klikam w nie i wysyłam. 

Ja:
Innego Wam nie wyślę! Nie mam zamiaru być memem na Internecie 😂

Gavi:
Matko jakie słodziaki!😍

Ferran:
Wow. Co to za dzidzia?

Hector:
Na pewno nie Twoja 😂😂

Ferran:
Prędzej Pedriego 😏

Przewracam oczami. Ewidentnie z facetami jak z małymi dziećmi, a nawet i gorzej.

Ja:
To córka mojej znajomej.

Gavi:
Do twarzy Ci z dzieckiem😎


Uśmiech wypływa na moją twarz, bo każdy kto widzi to zdjęcie albo mnie trzymającą jakieś maleństwo to mówi mi dokładnie to samo. Przekręcam się na bok wysyłając Gaviemu serduszko w odpowiedzi. 

Ferran:
Ja to w sumie mógłbym mieć dziecko. Byłbym fajnym tatusiem, prawda?

Pedri:
To mówi samo za siebie😂


Wybucham śmiechem od razu przykładając twarz do poduszki. Mina Ferrana jest bezcenna. Takiego wydania Toressa jeszcze nie widziałam. 

Ferran:
No zobacz jaki tatuś byłby przystojny. Mamusi tylko mi brakuje. Ktoś się pisze?😏

Hector:
Zważywszy na fakt, że na naszej małej grupie jest jedna kobieta to wiesz.... Ja Ci nie pomogę😝

Ferran:
Klaudio zrób mi ten zaszczyt i zostań matką mojego dziecka. Będzie takim agentem, że przebije Messiego 😎

Gavi:
Zastanów się dwa razy! Mamy lepszych na jego miejsce!

Ja:
Jesteście niemożliwi 😂
I Ferran odpowiadając na Twoje pytanie... Zawsze i wszędzie służę Ci pomocą 😂

Ferran:
No to dawaj termin i bierzemy się do roboty 😏
Chodź co poniektórzy mogą chcieć mnie zabić...

Pedri:
Dajcie jej spokój. Skupcie się na swoich "robotach"

Gavi: 
Popieram Pedriego. Nie można zbezcześcić takich zarąbistych genów Klaudii takimi paskudnymi Ferrana! 


Moje ręka ląduje na czole. Czy ja dobrze widzę, że oni piszą o moich genach? Matko pora z tym na dzisiaj skończyć. 


Ja:
Wyciszam Was! Jesteście straszni! 


Widzę, że któryś z Panów coś pisze, ale wyłączam internet wbijając wzrok w sufit. Lekki uśmiech błąka się po moich ustach. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top