Rozdział 5

Po spakowaniu jedzenia na wynos dla moich gości wychodzimy z mieszkania. Żeby nie skupiać na sobie większej uwagi niż jest to konieczne wszyscy oprócz Pedriego i Gaviego jadą do domu. Próbowałam przekonać tą dwójkę, że dam sobie radę, ale nie chcieli mnie słuchać. Siedząc na tylnym siedzeniu zauważam jak pojedyncze osoby wskazują na samochód Pedriego. Ci jednak nie zwracają na to większej uwagi. Podjeżdżamy pod sklep sportowy. Mężczyźni od razu zakładają czapki z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne, ale nie jestem pewna na ile ich to ochroni przed kibicami. 

- Poczekajcie w samochodzie. Załatwię to szybko i bezboleśnie. 

Odpinam pas, ale nim zdążę wyjść na parking, oni są już na zewnątrz. Zgarniam torebkę i wysiadam z samochodu. 

- Jesteście uparci jak osły  - zauważam na co posyłają mi rozbrajające uśmiechy. 

- Ale jakie niezastąpione osły - stwierdza Gavi, gdy ruszamy w stronę sklepu. 

 - To fakt. Jesteście jedyni w swoim rodzaju - potwierdzam. Drzwi rozsuwają się przed nami dzięki czemu wchodzimy do sklepu. 

Wnętrze jest utrzymane w ciemnych kolorach ze szklanymi dodatkami. Jest to duże pomieszczenie, po którym kręci się dość spora ilość pracowników, ale także klientów. Kieruję się od razu do regału z butami piłkarskimi witając się z pracownikami sklepu. Na widok dużego wyboru przykładam palec wskazujący do warg przesuwając po nich opuszką. Od razu odrzucam marki, których nie znam. 

- Macie jakąś sprawdzoną firmę?  - pytam zawodników, którzy rozsiadają się wygodnie na pufach. Oni mieli już do czynienia z taką ilością marek i butów, że powinni doradzić mi jak nikt inny. 

- Nike. 

- Adidas. 

Obydwoje odzywają się w tym samym czasie. Zagryzam wargę i spoglądam na nich przez ramię. I jeden, i drugi sprawdza coś na telefonie. Odwracam się z powrotem do regału. Eliminuję wszystkie jasne buty, białe, jakieś żółte, kremowe i tym podobne. Od razu rzucają mi się w oczy miętowe z fioletowymi wstawkami na pięcie i czarnym logiem Nike'a, a także granatowe z białymi paskami od Adidasa. Biorę buty z odpowiednim rozmiarem i podchodzę do moich towarzyszy. Siadam na skraju pufy obok Pedriego i wyciągam skarpetkę z torebki. Ściągam sandały, wsuwam skarpetkę i wkładam korka. Upewniam się czy but dobrze leży, po czym zakładam drugi model. Okazuje się, że granatowe w słaby sposób łączą się z podeszwą i w sumie nie mają wiązania, więc wybór pada na miętowe. Dziwię się, że jeszcze nikt nie podszedł do moich towarzyszy po jakiś autograf czy zdjęcie. 

- Czyli wybór pada na Nike - zauważa Gavi, a ja lekko przytakuję. 

- Zostańcie tutaj, a ja szybko skoczę po ubranie. Przypilnujcie mi tylko to.

Wciskam im w dłonie buty i torebkę, po czym odchodzę w stronę wieszaków. Zgarniam zwykłą białą koszulkę z poliestru i czarne spodenki. Na półce odnajduję białe skarpetki i getry w swoim rozmiarze. Już mam wracać do chłopaków, gdy w połowie drogi natrafiam na sklepową wystawę butów piłkarskich, które są... Wow. Podeszwa jest czarna i płynnie przechodzi w czerwień, pomarańcz. To wygląda jakby te buty stały w ogniu!

Od razu w myślach pojawia mi się wizja brata w tych butach. Jestem na sto procent pewna, że bardzo by mu się spodobały. Widzę informację, że jest to specjalna oferta, bo wyszła tylko jedna partia tych butów i nie będzie ich więcej. W dużym skrócie jest to edycja limitowana. Okrążam stoisko, a gdy zauważam cenę, aż cicho gwizdam pod nosem. Tysiąc euro... Kurczę to jest pięć tygodni mojej pracy.

Myślę intensywnie nad zakupem tych butów. Plusy są takie, że są zniewalające, Krzychu ma w sierpniu urodziny i mówił, że przydałyby mu się nowe korki, a jest to firma adidas, którą on uwielbia. Minusy to zdecydowanie cena. Już mam odejść bez nich, ale wizja uśmiechu brata sprawia, że zgarniam karton z butami w odpowiednim rozmiarze. Muszę przyznać, że te buty są o wiele, wiele droższe od moich. 

- Mam już wszystko - staję przed brunetami, a Ci unoszą głowy znad telefonów. 

- Buty? - Pedri unosi brew do góry, gdy biorę torbę i swoje korki. 

- Te są dla brata. Mam tylko nadzieję, że będą warte swojej ceny. 

Idziemy w stronę kasy. Gavi przede mną, a Pedri za mną jak jacyś ochroniarze. Podchodzimy do kasy w momencie, w którym młoda para od niej odchodzi. Z szerokim uśmiechem witam się z kasjerem, a widząc jego polskie imię na plakietce przechodzą na język ojczysty. 

- Witam krajana. 

Stawiam zakupy na blacie. Blondyn otwiera szeroko oczy, ale gdy dochodzi do niego, że faktycznie mówię po polsku posyła mi zadziorne spojrzenie. 

- Jak miło usłyszeć inny język niż hiszpański i angielski - zaczyna nabijać rzeczy na paragon nie zwracając uwagi na moich towarzyszy. 

- Cieszę się, że mogę sprawić Ci przyjemność - przechylam lekko głowę w bok. Zielonooki rzuca mi ukradkowe spojrzenie. Czuję jak Gavi i Pedri bacznie się nam przyglądają. Niejaki Mikołaj podaje mi cenę, więc wyciągam portfel. 

- A może jakiś rabacik jak to się w Polsce mówi? - żartuję kątem oka patrząc na chłopaka. Nie sądzę, że to zdanie coś zadziała, ale jednak.

- Tylko jeśli dostanę buziaka od pięknej damy, bo raczej na numer nie mam co liczyć - kiwa głową na moich ochroniarzy. Nie mam zamiaru wyprowadzać go z błędu, bo nie za bardzo lubią udostępniać do siebie namiary. Przytakuję ruchem głowy, a mężczyzna klika coś na monitorze, po czym cena leci, aż o dwadzieścia procent w dół. 

Realizuję płatność kartą, po czym ściągam z blatu zapakowane zakupy. Mikołaj pochyla się nad kasą wyciągając policzek w moją stronę. Szybko daję mu buziaka i żegnam się biorąc moich towarzyszy pod ramiona. Wychodzę ze sklepu w wyśmienitym humorze, bo mój portfel dzięki rabatowi nie ucierpiał tak bardzo. 

- Co to było? - pyta młodszy z mężczyzn. Streszczam im przebieg mojej krótkiej rozmowy. Wsiadamy do samochodu akurat, gdy kończę historię. Obydwoje ściągają nakrycia głowy jak i okulary. - Chyba muszę brać Cię na zakupy. Wiesz ile pieniędzy z Tobą zaoszczędzę?

- Bo to trzeba mieć ten urok anioła - śmieję się, bo do anioła to mi raczej daleko. 

- A ja go nie mam? 

Przyglądam się chłopakowi. 

- Masz. Działasz na kobiety jak naturalny rozmiękczacz - zauważam. 

Chłopak odwraca się do mnie posyłając promienny uśmiech. Pedri już ma ruszać, gdy do samochodu z wyciągniętym telefonem podbiega jakiś mężczyzna. Ma nie więcej niż trzydzieści lat. Przyciska  smartfon do szyby. Mówi coś, ale szyby skutecznie go wygłuszają. Pedri unosi rękę sygnalizując, że nie może teraz poświęcić mu czasu i powoli wprawia samochód w ruch. Nieznajomy puka gwałtownie w szybę. Jest to tak niespodziewany ruch, że wzdrygam się mimowolnie. Brunet zachowując wszelkie środki ostrożności odjeżdża od nachalnego fana. Przełykam nerwowo ślinę, gdy mężczyzna nieoczekiwanie zaczyna za nami biec. Jego wyraz twarzy nie jest już taki miły jak jeszcze sprzed sekundy. 

Odwracam wzrok od okna wbijając go w przednie lusterko. Moje spojrzenie od razu łapie spojrzenie ciemnych oczu. To trwa sekundę, po czym Pedro przyśpiesza wjeżdżając na ruchliwą ulicę. Zaciskam dłoń na pasie bezpieczeństwa na wysokości piersi. Muszę przyznać, że reakcja, zmiana jaka zaszła w tamtym człowieku lekko wytrąciła mnie z równowagi. Można być, aż takim fanem?

- Ciemna strona sławy - mruczy Gavi, gdy cisza w samochodzie staje się przytłaczająca. 

- To było... - przerywa mi dzwonek telefonu. Wyciągam go z torebki, a na widok połączenia uśmiecham się z czułością. 

Odbieram od razu zauważając na ekranie rodziców, babcię i brata. Szczerzę się jak głupia na ich widok. Krzychu to ponoć cała ja i na odwrót z tym wyjątkiem, że jest dużo wyższy i jego oczy są szare. Takie same rysy twarzy, uśmiech... Jak bliźniacy, choć urodziliśmy się w odstępie trzynastu miesięcy. Mama brunetka z zielonymi oczami, a tata już półsiwy i babcia najniższa z całej rodziny. Widzę, że siedzą w salonie jeden obok drugiego.

- A co to za okazja, że zebraliście się w jednym miejscu? - pytam lekko unosząc brew. Ciężko czasami zebrać nas razem do kupy nie wliczając w to okazji rodzinnych. Stało się to cięższe po tym jak brat wyprowadził się do Aniki. 

- Czyszczenie dywanów - przypomina mi mama. Kiwam lekko głową, bo kompletnie o tym zapomniałam.  - Masz spotkanie? Nie przeszkadzamy Ci?

- Nie. Wracam właśnie ze sklepu - uspokajam ich, żeby zaraz się nie rozłączyli. 

- Hola! - Gavi odwraca lekko głowę do tyłu. Cichy śmiech wydobywa się z moich ust, gdy babcia momentalnie każe mi pokazać z kim podróżuję. 

- Chcielibyście się przywitać? - patrzę to na jednego, to na drugiego towarzysza. 

- Już myśleliśmy, że nie zapytasz - łapie wesołe spojrzenie Pedriego. 

- Momencik - mówię po polsku. Odpinam pas, przesiadam się na środkowe siedzenie siadając na jego skraju. Pedri zatrzymuje auto na czerwonym świetle w chwili, w której wciskam dłoń z komórką na przód pojazdu. - Powiedzcie "Dzień dobry" - proszę chłopaków. Robią to, choć oczywiście język im się plącze co wywołuje uśmiechy na twarzach bliskich mi osób. - Kochana rodzino to Pedri i Gavi. Panowie to moja rodzina - przedstawiam ich sobie płynnie przechodząc z polskiego na hiszpański. 

- Ten po prawej mi się podoba - stwierdza babcia puszczając mi oczko. 

- Ten? - wskazuje palcem na Pedriego. Kobieta kiwa głową. 

- Jak myślisz spodobałoby mu się w Polsce? - pyta, a ja gwałtownie się prostuję wiedząc do czego ona zmierza. 

- Nawet o tym babciu nie myśl. 

- Babka uspokój się. To światowej klasy piłkarz - Krzychu przewraca oczami, a Pedri rusza na zielonym.

- No i co? Piłkarz też człowiek, a ja chcę już prawnuki. 

Na kilka minut wybucha ożywiona dyskusja na temat miłosnego życia piłkarzy. Przewracam oczami sadowiąc się na poprzednie miejsce i zapinając pas. Samochód pokonuje kolejne kilometry.

- Dobra spokój. O co chodzi? Dlaczego zadzwoniliście? - pytam, żeby zapobiec wojnie, która mogłaby u nich wybuchnąć. Ogólnie rzecz ujmując babcia musi mieć zawsze racje, a jeśli ktoś przedstawia swój punkt widzenia to nie może zrobić nic innego jak zaraz potem uciec. 

- Wracasz na urodziny do domu? - do rozmowy wtrąca się tata. 

- Kategorycznie zostań tam gdzie jesteś i złów tego bruneta! - krzyczy seniorka rodu, a mama próbuje zatkać jej usta cukierkiem. No jak z dziećmi. 

- Zaprosiłam kilku gości na przyjęcie - drapię się lekko po głowie. Już mam się zmierzyć z rozczarowanymi spojrzeniami, że nie spędzimy moich urodzin razem, ale tak się nie dzieje. 

- Jasne skarbie. Korzystaj - mama obdarza mnie delikatnym uśmiechem. Rozmawiamy przez kolejne pięć minut, po czym żegnam się głośnym "KOCHAM WAS". Odkładam komórkę na bok odgarniając z twarzy kosmyk włosów. 

Cieszę się, że choć przez chwilę mogłam na nich popatrzyć i z nimi porozmawiać. Odkąd odszedł dziadek i stałam się starsza zaczęłam bardziej doceniać chwilę spędzone z moimi najbliższymi. Nie jesteśmy nieśmiertelni, a chcę nałapać z nimi jak najwięcej wspomnień. 

- Ta starsza kobieta to twoja babcia? - przytakuję Gaviemu. - Coś mówiła, po czym wskazałaś na Pedriego. Chyba nawet nie muszę rozumieć, że uznała go za najlepszy materiał na ojca dla jej prawnuków - wypala. Nim mój mózg jest w stanie pomyśleć nad jakąkolwiek odpowiedzią chłopak wybucha śmiechem. - Blefowałem, ale Twoja mina powiedziała mi wszystko. 

Mamroczę pod nosem wbijając spojrzenie w okno. 

- Gdyby mój starszy kuzyn zaczął działać to przestałaby marudzić. Niestety on ma inne plany - przewracam oczami sadowiąc się wygodniej w fotelu. 

Widzę, że Panowie posyłają sobie wymowne spojrzenie. Nie zwracam już na to uwagi tylko wpatruję się w mijanych ludzi. Przez resztę drogi czuję na sobie spojrzenie kierowcy.  


----

Kochani czy wyskakują Wam jakieś błędy? Ja mam u siebie wszystko dobrze bez błędów, a wchodząc na inne konto widzę zawsze jakiś błąd. Już Wam mówię o co chodzi.

U mnie jest:

"Obydwoje odzywają się w tym samym czasie"

A na innym koncie

"wystęująoje odzywają się w tym samym czasie". 

Nie wiem co się dzieje i czy tylko u mnie to tak jest. Dajcie mi znać!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top