Zdychaj, Naruto! (Wielki powrót!)
Aut:
Cześć i czołem!
Postanowiłam wrócić do publikowania treści na Wattpadzie. Nie ukrywam, że dużą rolę odegrało stałe zainteresowanie, które budzi moja opowieść.
A więc każdy następny rozdział dedykuje nowym czytelnikom! Informuję jednocześnie, że blog już dawno został zakończony.
Całą opowieść przeczytać można na blogspocie.
Tymczasem zapraszam do lektury i czynnego komentowania ♥ Pozdrawiam!
Temira
[Sakura i Sasuke zatrzasnęli się w wąskiej komórce]
Odetchnąłem głęboko a potem Sakura się poruszyła. Zaledwie odrobinę, tylko lekko zakołysała biodrami. To jednak wystarczyło. Musiałem ją pocałować. Nie powstrzymałbym się nawet, gdyby Madara zaatakował Konohe, nawet gdyby niebo runęło na ziemię i nawet gdyby ktoś właśnie w tym momencie, otwierał ten przeklęty składzik.
Pochylając się, dobyłem jej pełnych warg. Zmysłowe mruknięcie kontrastowało z zdławionym okrzykiem zdziwienia, który wydała.
Całowałem ją i całowałem a potem całowałem jeszcze trochę.
W końcu na sekundę uniosłem głowę na tyle, żeby złapać oddech, lecz sekunda wystarczyła aby ta okropna kobieta zdążyła się odezwać
- To dlatego chciałeś żebym podniosła głowę?
- Przestań gadać!
Pocałowałem ją jeszcze raz i z pewnością nie poprzestałbym na tym, gdybyśmy nie byli ścisnieci tak mocno, że nawet gdybym próbował nie mógłbym ją objąć
- Sasuke? - odezwała się, kiedy znów musiałem zaczerpnąć oddechu
- Ależ masz do tego talent!
- Do pocałunków? - spytała bardziej zadowolonym głosem niż zapewne zamierzała.
- Nie, do wykorzystywania każdego mojego oddechu na gadanie.
- Och!
- Ale w pocałunkach też jesteś dobra. Trochę wprawy i staniesz się mistrzynią.
Sakura wbiła mi łokieć w brzuch co było prawdziwą sztuką, zważywszy na ciasnotę pomieszczenia. A potem splotła ze sobą nasze dłonie.
Trwaliśmy tak, ni to z ochoty, ni to z konieczności (chodź zapewne w gre wchodziło zarówno jedno jak i drugie) przez bardzo długi czas. Czas, który ona poświęciła na żmudny monolog, bo akurat w tym momencie przypomniała się jej niecierpiąca zwłoki kwestia, niewątpliwie zaczerpnięta ze Ślubnego Elementarza Ino Yamanaki. I chodź lubiłem barwę jej głosu, nie jego chciałem w owej chwili doświadczać.
- Mam prośbę - mruknąłem w pewnym momencie, skutecznie zatrzymując ją w połowie zdania. Delikatnie oparłem głowę o jej czoło. - Czy mogłabyś używać tych swoich usteczek do czegoś innego, niż mówienie?
- A to dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo ciągle mówisz. Przestań to robić!
- Czyżby?! - żachnęła się - Skoro tak, to ja już się w ogóle nie będę odzywać.
I odwróciła głowę, wydęła wargi i odsunęła się tyle, ile mogła - czyli o milimetr. Zrobiłem zblazowaną minę.
- Co ty robisz?
- Nie odzywam się do ciebie, sam tego chciałeś!
Obraziła się.
Poważnie.
Czy to ta klaustrofobiczna aura działała na nią z tam buntowniczą zjadliwością? Nie miałem pojęcia. Przecież ona nigdy nie rzucała na mnie fochów..
Co gorsza, nie wiedziałem też, jak mógłbym ją ugłaskać, mając do dyspozycji tylko, dla ironii, słowa. Akurat ich chciałem uniknąć. Akurat teraz!
Przeklęte, cholerne kobiety. Same problemy!
- Mój Boże, Sakura uważaj na głowę!
Zaoferowana drgnęła i zadarła podbródek do góry, a gdy usiłowała dopatrzeć się powodu domniemanego zagrożenia, znowu ją pocałowałem, z całą żarliwością napierając na kobietę swoim ciałem. Nie opierała się długo, jeśli o jakimkolwiek opieraniu się może być w ogóle mowa. Od razu odpowiedziała mi z równą namiętnością, unosząc się na palcach.
- Hej! - Tym razem nie czekała aż złapie oddech
- Co do diabła!
- Chyba coś słyszałam. Cicho bądź!
Przybliżyła tą swoją małą główkę do drzwi i nasłuchiwała. przytykając palec do wilgotnych warg na znak kompletnej ciszy. Następnie załomotała w drewniane wrota, aż te niemal się zatrzęsły, krzycząc jednocześnie:
- Halo! Tutaj!
- BOŻE ALE SIĘ WYSTRASZYŁEM! - Rozległo się natychmiast gdzieś z wnętrza domu. - Skąd dochodził ten krzyk? Ktoś tu jest?!
- Zza drzwi! - Krzyk Sakury niemal rozerwał mi bębenki w uszach - Otwórz je!
Niestosownie długa chwila minęła, nim klamka po zewnętrznej stronie zaskrzypiała przeraźliwie, sygnalizując nacisk. Drzwi uchyliły się, wpuszczając do środka nieco światła. Przymrużyłem oczy podczas gdy Sakura energicznie rozwarła przejście na oścież.
Stanęliśmy twarzą w twarz z żywą postacią chodzącego szyderstwa.
- Tego się, doprawdy, nie spodziewałam.
Morskie oczy wpatrywały się w nas z zażenowaniem spod cynicznie uniesionych brwi, jakby ich właścicielka sama odczuwała głęboki żal, widząc nas tutaj, w takiej sytuacji. Za jej plecami czaił się Kankuro, i to niewątpliwie jego głos musieliśmy słyszeć, bo nie wydaje mi się, aby Temari było w stanie zaskoczyć coś takiego, jak nagły odgłos z innego pomieszczenia.
Mimo to oboje wpatrywali się w nas z dziwnymi minami.
Usłyszałem nerwowy śmiech Sakury.
- Jak tutaj weszliście? - odezwałem się, targnięty nagłą konkluzją.
- Oknem, bo drzwi były zamknięte na setki zamków.
- Wiem. Osobiście je wszystkie zamykałem.
Buntowniczka przyjrzała mi się z rozbawieniem, który nie często rejestrowałem w jej oczach.
- Jak rozumiem, wolisz pukać Sakure w świętym spokoju. - Przeniosła wzrok na otwarty składzik i chwile badała jego zawartość - Dlatego przeleciałeś ją w tamtym miejscu? Cenisz sobie brak komfortu, czy to tylko ta obsesja nie zostania przyłapanym?
- T-Temari! - Sakura zdecydowała się interweniować, wkraczając zdecydowanie pomiędzy naszą dwójkę. Chwyciłem ją za ramię, chcąc, ładnie mówiąc, zdjąć Haruno z linii ognia, ale ona zaparła się jak osioł i ani drgnęła. - To wcale nie tak! Utknęliśmy tam, bo Sasuke pomagał mi ściągnąć coś z górnej półki.
- Co tutaj robicie? - Wpadłem w potok zbędnych wyjaśnień Sakury, przebijając się szorstkim głosem ponad jej piskliwy ton.
Kankuro rzeczowym ruchem naciągnął kaptur na głowę.
- Ino nie mogła się tutaj dostać, kiedy akurat przechodziliśmy obok. W każdym razie spieszyła się i kazała przekazać Sakurze to.
Wręczył jej starannie owiniętą czerwonym materiałem paczkę.
Haruno chwilę oglądała niemałe zawiniątko, lecz nie zdecydowała się, mimo wszystko pokazać wszystkim jego zawartości. Delikatny uśmiech zagrał na jej wargach po czym zniknął.
- O, skoro już jesteście! Pomożecie nam wypisywać zaproszenia! - zaćwiergotała w pewnym momencie
- Akurat nie mogę - Kankuro bezradnie rozłożył ręce.
- Nie w tym życiu - zgodnie poparła go Temari.
I zanim się obejrzeliśmy, już ich nie było.
[Sakura]
Gdy tylko okno wychodzące na salon zamknęło się, znienacka zerknęłam ku stojącemu nieopodal Sasuke. Palcami pogładziłam szlachetną tkaninę, owijającą cenny tobołek i z trudem powstrzymywałam uśmiech rosnącej satysfakcji.
To stanie się dzisiaj, chodź bym miała dopuścić się gwałtu.
Nigdy nie sądziłam, że zaciągnięcie faceta do łóżka może być takie trudne. Ino z bezradności załamywała już ręce, a ja głowiłam się dniami i nocami co może być ze mną nie tak, skoro Sasuke ciągle to odwleka.
Podobno, w życiu z normalnymi mężczyznami wcale tak topornie nie jest, jeśli akurat chodzi o kwestie spędzenia ze sobą nocy. To tylko ja mam takiego wybornego pecha, że Uchiha przeszedł na drogę celibatu w momencie, w którym mu się stricte oświadczyłam. Można to zrozumieć na dwojaki sposób, ale dla własnego dobra nie wdrażałam się w zawiłość tej kwestii.
Co było owinięte w aksamitny materiał, zapytacie. Seksowna bielizna, oczywiście.
Ostatni krzyk desperacji, zaledwie iskra z dogasającego ogniska pomysłów Ino. A jednak miałam wrażenie, że to dopiero początek wojny.
Zamierzałam ją wygrać.
Parę dni później, gdy już nagromadziłam wystarczająco dużo odwagi, by bezwstydnie zrzucić z siebie fatałaszki, zaskoczyłam Sasuke w naszej własnej sypialni. Siedział na krawędzi łóżka, polerując katanę. Wyraźnie szykował się do spania. Miał włosy zroszone kroplami wody i nagą klatkę piersiową.
Nerwowo poprawiłam połaty szlafroka, otaczając się nimi szczelniej i niepewnie stawiając kroki, weszłam do sypialni. Mężczyzna zerknął na mnie zaledwie kątek oka, po czym wrócił do żmudnej czynności, którą wykonywał co najmniej pięć razy w tygodniu.
Przystanęłam, nie odzywając się. Akurat tej części, prawdę mówiąc, nie przemyślałam.
Miałam multum scenariuszy na wypadek gdyby Sasuke się odezwał, wstał, być może chociaż zwrócił w moją stronę głowę. A on dalej polerował pieprzoną katanę, jakby wcale mnie tutaj nie było.
Kurczowo zacisnęłam ręce na odkrywającym mnie materiale, zastanawiając sie, czy jeśli bym go teraz, załóżmy, zrzuciła - to czy Sasuke udałoby się to spostrzec.
Odchrząknęłam, nie doczekując się reakcji z jego strony. Odchrząknęłam więc ponownie, tym razem głośniej.
- Boli cię gardło? - Nawet nie podniósł głowy, a do mnie dotarł tylko stłumione odległością mruknięcie.
- Boli mnie twoja głupota - odparowałam co istotnie dało mi kilka sekund jego cennej uwagi. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Chyba nie rozumiem.
- Ja też nie rozumiem wielu rzeczy, ty durniu.
- Dobrze się czujesz?
Wyśmienicie wręcz! Pajac!
Nie czekając długo, w porywach złości na tego nic nie rozumiejącego osobnika, rozwiązałam sznurek i zsunęłam z ramion szlafrok, pozwalając, by swobodnie opadł na ziemię.
- Nie chce już dłużej na Ciebie czekać - oznajmiłam w momencie, w którym ewidentnie skończyła mi się odwaga. Gdy moje ciało obiegł chłód, na skórze pojawiła się gęsia skórka.
Niepewnie uniosłam oczy na Sasuke.
Z mocno ściągniętą twarzą, prześlizgnął rozbieganym spojrzeniem po koronkowym komplecie, który założyłam. Składał się z krwiście czerwonego gorsetu połączonego ze stanikiem, oraz kusych fig, od których ciągnęły się dwie tasiemki, łączące się za pomocą klamry z przewiązką na udzie. Cienki materiał bielizny przeplatał się z kawałkami odsłoniętej skóry, tworząc bardzo fikuśną kombinacje dla wyobraźni. Krój zmysłowo opinał moją sylwetkę, unosząc biust i zwężając talię. Część przeznaczona na piersi, pozostawała niemal przeźroczysta.
Sasuke długo nic nie mówił, sprawiając wrażenie osoby, która zapomniała jak się to robi. Miał lekko otworzone usta i mrugał systematycznie co 2,5 sekundy, z każdym ruchem powiek wpędzając mnie w coraz większe kompleksy. Speszona odwróciłam spojrzenie, robiąc jeden krótki ruch, z którego równie szybko zrezygnowałam. W wyniku tego po prostu zawahałam się w połowie czynności, z ręką wyciągniętą jakby do powtórnego pochwycenia szlafroka.
- Jak ty nic nie rozumiesz! - palnęłam, bezpowrotnie tracąc nadzieje, że cokolwiek z tego będzie.
Uchiha wciąż nie poruszył się ani nawet nie odezwał. Miałam wrażenie, że po tym wszystkim wróci do beznamiętnego czyszczenia swojej katany. Z resztą. Wcale bym się nie zdziwiła! Ani trochę!
On tymczasem wstał i odprowadzany przez moje czujne spojrzenie, zbliżył się. Powoli pochwycił najpierw moją jedną dłoń, następnie drugą i obie obdarzył czułym pocałunkiem.
- Ja również mam tego dość, Sakura - Objął mnie, przygarniając bliżej - Chodź do mnie.
To, co wtedy poczułam, nie da się opisać słowami.
Przybił mnie do komody po czym posadził na jej krawędzi.
Całował łapczywie, nie zważając na oddech.
Dotykał, pieścił. Gwałtownie zsuwał ramiączka mojej bielizny za pomocą zębów.
Dyszałam wprost w jego ucho, gdy sunął ustami po mojej szyi, podgryzając ją i szczypiąc.
Szybko pozbył się wiązania gorsetu, sunąc niecierpliwymi dłońmi po całym moim ciele.
Wiłam się pod jego dotykiem. Trwałam przygnieciona słodkim ciężarem.
- Sasuke - wyszeptałam, przywierając do niego tak ściśle, jak tylko mogłam.
Nie odpowiedział, jak zwykle. Ubogość słów zastąpił różnorodnością czynów.
Ujął nagie piersi, wywołując spazmatyczny jęk z krtani. Mojej krtani.
Wygięłam się, niczym oblubienica łaknąca kolejnego dotyku.
Więcej. Więcej.
Gorąc jego skóry ogarniał wszystkie zamroczone zmysły, wprawiając w stan obezwładniającej ekstazy.
Odchyliłam głowę, gdy wilgotnym językiem ogarnął lewą pierś.
Westchnęłam, czując niecierpliwą, męską dłoń na swojej kobiecości.
Zamarłam...
... gdy usłyszałam odgłos gwałtownie otwierających się drzwi wejściowych.
Sasuke odsunął się w ułamku sekundy, a ja, nieco wciąż otępiała, w ostatniej chwili doskoczyłam do leżącego na łóżku szlafroka i owinęłam się nim, czując jak gorąc policzków niemal wypala mi dziury na skórze.
Do naszej sypialni wpadła jasna strzała, i tylko blond włosy udało mi się zarejestrować, nim pomieszczenie ogarnął gwałtowny błysk, szmer, a po nim dźwięk elektrycznych wyładowań. Wszystko we mnie było zbyt niestałe, bym mogła na bieżąco rejestrować właśnie rozgrywający się dramat.
- Zdychaj Naruto!
- Teraz to coś poważnego! - Odkrzyknął, a wtedy szybko odnalazłam poważne spojrzenie lazurowych oczu. Wzrok, którym poczęstował naszą dwójkę, odczułam jako uderzenie potężnym obuchem prosto w głowę. Naruto przepełniał strach i nie był to strach przed własną śmiercią. Zabójcze Chidori Sasuke ustało pozostawiając po sobie cisze.. którą szybko wypełniły głośne oddechy Uzumakiego. Miał rozwiane włosy i na wpół zapięty polar, spod którego wystawał sprany materiał jego piżamy. - Shikamaru został zaatakowany. Umiera. Sakura, potrzebujemy twojej pomocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top