54. Dom wesoło płonący czarnym ogniem.
Dokładnie nie wiem w którym momencie, ale cała posiadłość jakby z dnia na dzień zamieniła się w jedno, wielkie, dziecięce pobojowisko. Ciuszki, zabawki, akcesoria małej Naori były wszędzie i co gorsza, stale rosły w siłę. Ich ilość określałem w granicach masowych.
Zrobiłem duży krok przechodząc ponad stertą pampersów które dziś rano na własnych barkach przyniosła Ino i idąc slalomem pomiędzy wycyckanymi podarunkami, jakie Sakura z Itachim chórnie otrzymywali w ostatnim czasie, usiłowałem przedostać się do łazienki.
I tam jednak znajdowało się niemowlęce królestwo.
Na pralce leżał przewijak, a z kąta pomieszczenia spoglądała na mnie mała, zielona, pierdolona wanienka w ochujałe ośmiorniczki.
I to wszystko byłoby niczym, gdyby nie fakt, że wszystkie wolne chwile spędzałem na przeklinaniu chwili w której postanowiłem zostać w wiosce na stałe i rozpocząć w niej normalne życie. Nie mówiąc już o popierdolonej decyzji przyjęcia swojej byłej narzeczonej wraz ze swoim wybrankiem, a moim bratem pod dach posiadłości, która prawnie należała do mnie.
Od tego czasu minęło kilka długich dni i zdecydowanie zbyt wiele nieprzespanych nocy, bym mógł określić swój humor w jakichkolwiek znośnych granicach.
Naori płakała nieustannie, bez względu na porę doby i niewiele było rzeczy, które były w stanie uspokoić ją na dłużej, poza wprawianiem wszystkich przedmiotów w domu w stan " wesoło trzaskających w radosnych płomieniach Amaterasu".
Tą technikę dziewczynka upodobała sobie najbardziej, chyba ze względu na jej dalekozasięgową inwazyjność oraz wybitny stopień zagrożenia życia lub zdrowia. Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Parę sztuk mebli naznaczała czarna smuga spalenizny i lekkiego spopielenia. Przezornie, ze względu na ryzyko puszczenia całego domu z dymem, któryś z nas, Ja albo Itachi zawsze znajdował się przy małej, gotowy, w każdym momencie ugasić ewentualny pożar bądź też wybudzić Sakurę albo kogokolwiek innego z nieopatrznie narzuconego genjutsu.
Chcąc nie chcąc, Naori w swojej małej postaci była szalenie niebezpieczna, dlatego z pewną dozą zaintrygowania spoglądałem na postać Ino, gdy ta każdorazowo brała dziecko w objęcia i wpatrywała się jak zauroczona w jej wielkie, czarne oczka.
Nawet Haruno nie wyprawiała już takich głupstw, po tym jak zamknięta w innej rzeczywistości leżała z 15 minut na podłodze - nim ktokolwiek zdołał ją zauważyć.
Był to, co prawda, jednorazowy przypadek naszego przeoczenia, bowiem Itachi czy mi się to podobało czy nie, zawsze znajdował się w bliskiej okolicy kobiety, ciągle zerkając na nią kątem oka.
- Nic mnie to nie obchodzi - warknąłem pod nosem po czym nie mogąc się opanować, ziewnąłem przeciągle.
Byłem kurewsko zmęczony, bo, mimo tego, że to nie ja musiałem chodzić wokół płaczącego dziecka w nocy, to i tak nie udawało mi się zasnąć na chociażby minutę. Jazgot był tak okropny, że miałem wrażenie iż przechodził on na wskroś przez ściany i potrząsa moim łóżkiem.
Nachyliłem się nad umywalką przemywając twarz lodowatą wodą. Notoryczne niedospanie odbijało się powoli na mojej twarzy, pod oczami tworząc potworne, zaciemnione półokręgi. W dodatku te włosy, o wiele za długie, opadające swobodną kaskadą na ramiona.
Kurwa. Chyba trzeba w końcu coś ze sobą zrobić.
Pochować raz na zawsze tą durną miłość, odbębnić krótki okres żałoby i zacząć, po prostu, żyć normalnie. Nadość już upodlenia i bólu/
Spojrzałem na swój godny pożałowania widok w lustrze, wzdychając głośno.
Każdą minutę beznadziejne przeleżaną w łóżku spędzałem na wracaniu pamięcią do wydarzeń z owego pamiętnego dnia, podczas którego przyłapałem Sakurę i Itachiego na niecodziennej kłótni. Szczerze przyznam, że po tym, co usłyszałem - nie mogłem dojść do ładu ze samym sobą. Oczywiście, mając resztkę, zaledwie odrobinę zdrowego rozsądku nie ujawniłem się wtedy ze swoją obecnością aż do samego końca interesującego widowiska, po czym uznając chwilę za odpowiednią po prostu wszedłem do kuchni i nalałem sobie soku do szklanki. Mój obojętny wyraz twarzy nieco uspokoił ich zatrwożone spojrzenia, za to odpowiednie dobrane słowa na zawsze ugasiły narodzone obawy.
- Co macie takie przestraszone miny? - mruknąłem wtenczas, zaszczycając parę zaledwie namiastką swojej uwagi - Jeszcze przecież tu mieszkam.
A jednak, mimo pozornej bezinteresowności sprawa owej dwójki ponownie zawładnęła moją głową, nastręczając ponurymi myślami.
Byłem tak bardzo ciekaw, co też mieli na myśli, że byłem gotowy ogłupić ich swoim sharinganem i tym samym zmusić do rozwiązania języka.
Przed tą decyzją powstrzymywała mnie tylko świadomość mocy Itachiego i sieczki, którą by ze mnie zrobił, gdybym ośmielił się na podobny, drastyczny krok. Mówię oczywiście o tym, że bardzo szybko z łowcy stałbym się ofiarą. Siła wzroku mojego jedynego brata przewyższa moje umiejętności kontrolowania owego kekkei genkai i wcale nie miałem zamiaru się z tym ukrywać.
Tak po prostu było.
Podejrzewałem, że w chwili swojej domniemanej śmierci podczas Ostatecznego Pojedynku, działał pod wpływem techniki Izanagi... po wszystkim po prostu odradzając się bez szwanku i żyjąc sobie dalej, jak nigdy nic. A ja głupi dałem się na to nabrać.
Więc teoretycznie przegrałem to starcie.
Niech go szlag.
Wychodząc z łazienki, omal nie potknąłem się o niefortunnie postawiony w przejściu wózek. Już miałem ryknąć na debila, kretyna, idiotę który go tam postawił, kiedy nagle... zobaczyłem Sakurę.
Miała na wpół otwarte usta i wyciągniętą przed siebie jedną nogę. Zamarła w bezruchu, bez zbędnej ekspresji z wolna zamrugawszy powiekami.
- Kurwa - rzuciłem jedynie, co było na prawdę bardzo dużym ograniczeniem z mojej strony.
Odwróciłem wzrok od kobiety, którą wolałbym teraz nienawidzić i nie zwracając uwagi na jej zaskoczoną minę, ominąłem jebany wózek i ruszyłem przed siebie. W tym chaosie nie wybrałem nawet konkretnego celu, ot, postanowiłem poruszać trochę nogami.
Jest to nieprawdopodobne, ale przez tych kilka niewinnych dni Sakura bardzo się zmieniła. Dzięki kulinarnym staraniom Itachiego nieco przybrała na wadzę a jej włosy oraz skóra powoli odzyskiwały dawny blask.
Jedyna rzecz, która pozostała niezmienna było jej spojrzenie. Wypłukane z żywotności, matowe, zmęczone.
Chuj mnie obchodzi jej spojrzenie, zadecydowałem po upływie paru chwil i przyśpieszyłem kroku.
- Sasuke, poczekaj!
Itachi stanął w drzwiach swojej sypialni i wychylił się, spoglądając ku mnie z wyczekiwaniem. Zatrzymałem się.
- O co chodzi?
- Czy mógłbyś przez jakiś czas pobyć w domu i dotrzymać Sakurze towarzystwa? Chodzi o to, żeby nie zostawała sama z małą. Ja muszę udać się do Szanownego Hokage.
- Nie możesz zabrać ich ze sobą? - Nie wiem na ile było to widoczne dla otoczenia, ale całym sobą chciałem pokazać jak bardzo nie leży mi ta propozycja.
- Prawdę mówiąc, nie. Muszę załatwić to sam, a, jak już mówiłem Naori musi znajdować się pod ciągłą opieką członka Klanu, przecież to wiesz.
Westchnąłem, i to robiąc bez zbędnego zakłopotania. Zerknąłem z niechęcią ponad ramię, na drobną posturę Sakury, po czym widząc jej zmieszany wzrok uśmiechnąłem się z jawnym poirytowaniem.
- Dobra. Niech będzie, choć miałem nieco inne plany.
Itachi odbił się od framugi i przechodząc obok, bratersko klepnął mnie w ramię
- Dzięki, Sasuke. Jesteś wielki. - Powiedziawszy to oddalił się, w przelocie szeptając jeszcze coś do stojącej niemrawo Haruno. Ta w odpowiedzi jedynie mętnie pokiwała głową.
Itachi wyszedł, a wtedy w mieszkaniu zapanowała cisza.
Stałem wciąż w tym samym miejscu. Sakura, zdaje się, nie poruszyła się również - Naori spała.
- Połóż się i odpocznij. Ja popilnuje dziecka - powiedziałem znienacka, z zaskoczeniem nawet dla, o niebiosa, samego siebie.
Chyba się przesłyszałem. Od kiedy mroczna strona mnie rzuca na lewo i prawo takie anielskie propozycje?
Kobieta aż wykrzywiła usta w coś na kształt litery "O". Rezon odzyskała dopiero po krótszej chwili.
- Nie dziękuję. Nie trzeba.
- Znowu zgrywasz bohaterkę. Daj sobie spokój, już nic nie musisz przede mną udowadniać. - Podszedłem do niej, chociaż jak boga kocham, wcale nie miałem zamiaru tego robić. - Jako Twój szwagier mogę chyba raz na jakiś czas służyć ci pomocą.
Spojrzałem na nią z góry, a ona w obliczu tego ruchu opuściła wzrok i nieco przygarbiła sylwetkę.
Nie odpowiedziała, co ostatnio w cholernie irytujący sposób wchodziło jej w nawyk.
- Potrafisz mówić? - zakpiłem, unosząc do góry brew - Kiedyś byłaś bardziej rozmowna.
- Kiedyś było kiedyś - rzuciła z mocą, a jednak w jakiś niepewny sposób. Przyjrzałem się jej uważniej, mrużąc powieki.
Dziewczyna ani razu nie podniosła wzroku, ewentualne słowa kierując prosto w podłogę. Musiałem wyłapywać je znad paneli. - Dużo się zmieniło.
- Czyżby? - zironizowałem, dosłownie nie mogąc się powstrzymać. Możliwość wzięcia odwetu za jej podłość, przewyższyła szalę. Kropla goryczy przelała się przez naczynie.
Teraz Sakura była poza zasięgiem swojego ochroniarza, słaba i odsłonięta, podatna na atak. A więc idealnie.- Prawie nie zauważyłem różnicy.
Leciutko obróciła głowę w jedną stronę, jakby usiłowała odnaleźć wyjście z tej patowej sytuacji.
Ja za to bawiłem się przednio, karmiąc jej zdenerwowaniem.
- W końcu czym różni się starszy, od młodszego z braci? - pociągnąłem swobodnie, powoli podrywając rękę do góry. Gestem wyzbytym delikatności chwyciłem za jej podbródek, siłą nakierowując twarz kobiety w swoją stronę. Wyczuwałem jej słaby sprzeciw, jednak nawet to nie powstrzymało mnie od spojrzenia jej prosto w oczy. W moich czaiła się wrogość, jej zaś pozostały dla mnie tajemnicą - Nic nie powiesz, ty mała żmijko? Może chociaż uargumentujesz swoją decyzję?
- Kocham Itachiego i jestem z nim szczęśliwa.
Był to jeden ze zwrotów, na które nie potrafiłem znaleźć riposty. Bo cóż powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to patowo? Źle? Może, gdyby nie chodziło o mojego brata...
Odetchnąłem głośno i szybkim ruchem podniosłem do góry wolną rękę, chcąc jedynie odgarnąć sobie włosy z oczu. Przeżyłem jednak niemały szok, widząc, z jaką panika Sakura zareagowała na ten niewinny czyn.
Skuliła się w ułamku sekundy i równie naprędce wyciągnęła przed siebie obie dłonie, chowając się pod nimi, niczym pod bezpieczną ostoją. Zacisnęła mocno oczy, odchylając głowę.
Ten ruch tak mnie zaskoczył, że aż zapomniałem co właściwie chciałem zrobić.
Znieruchomiałem, po prostu stojąc i patrząc, jak dziewczyna powoli, ostrożnie orientuje się w sytuacji. Prostując się, unikała patrzenia na mnie, lecz ja nie mogłem odebrać od niej oczu.
Co to, do jasnej anieli, było?
- Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek miała takie odruchy - rzuciłem gniewnie, naraz widząc całą tą przykrą sytuację po raz kolejny, jak żywą, przed swoimi oczami. - Co to miało być, Sakura?
Cisza.
Gdybym nie był tak wstrząśnięty, może i bym się tego spodziewał. Teraz jednak byłem na to zbyt zaaferowany, więc najprościej w świecie po prostu się wkurwiłem. Jej milczenie było zbyt... trudne.
Powinienem był się domyślić, że był to swoisty rodzaj ciszy; taki, który usiłuje coś przekazać, może i głucho poprosić o pomoc.
- P-Przepraszam. Wystraszyłam się - wydusiła w końcu, a jednak bez większego przekonania. Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem ku niej dłoń, lecz ta odsunęła się natychmiast, rzucając mi krótkie, baczne spojrzenie.
- Myślałaś, że cię uderzę? - Cisnąłem oszołomiony, opuszczając rękę - Za kogo ty mnie uważasz?
- Sądziłam, że jesteś na mnie wściekły, ja...
- Jestem i to piekielnie! - warknąłem -Co i tak nie oznacza, że byłbym w stanie zrobić ci jakąkolwiek krzywdę. Wytłumacz mi to, natychmiast! .
Kobieta jednak wybrała zupełnie inny sposób rozwiązania tej sytuacji.
Najpierw rzuciła mi spłoszone spojrzenie, a później odwróciła się, celem szybkiego odejścia. Udało mi się złapać ją za ramię i przytrzymać w miejscu. Gdybym tego nie zrobił, zapewne umknęłaby i zaszyła z powrotem w swoich czterech kątach.
- Wytłumacz, mówię - powtórzyłem, z furią przeciskając słowa przez zaciśnięte zęby
- Sasuke, puść mnie.
- Pozwoliłem Ci zbywać całą resztą moich kurewskich pytań, ale tym razem się nie wykręcisz. Tego ci nie podaruje.
- B-Boli Sasuke - jęknęła, spoglądając z urazą na miejsce, które do tej pory ściskałem swoją ręką. Zmrużyłem powieki, ani myśląc odpuścić.
- Gadaj.
- Po prostu mnie wystraszyłeś, i tyle! A teraz puść mnie! - Szarpnęła się raz, w dodatku dość nieporadnie. Patrzyłem na to z pewną dozą politowania. - S-Sasuke proszę.
Zamrugałem i ona zamrugała również, z tym że zrobiła to w specyficzny, zbytecznie nerwowy sposób.
Zacisnęła drżące usta w wąską linię i odwróciła wzrok. Wtedy wyłapałem grubą warstwę łez, która skupiła się pod jej powiekami.
Kobieta po prostu ze wszystkich sił usiłowała się nie rozpłakać
Puściłem jej ramię jak oparzony, a ona wykorzystała okazję, odwróciła się i szybkim krokiem zniknęła mi z oczu.
Gdy odchodziła, docierało do mnie tylko ciche pociąganie nosem.
***
Z krótkiego zamyślenia, wyrwał mnie odgłos pukania do drzwi.
- Wejdź, otwarte.
Z reguły to odbywało się w ten sposób, że najpierw do pomieszczenia wchodził blask pomarańczowego polaru Naruto, a dopiero później - sam Naruto.
Aura magicznego dresu otoczyła cały salon, nim jego dumny właściciel zdołał postawić stopę na drewnianym parkiecie.
- Co tutaj tak cicho? - Zagadnął, siląc się na dyskretny szept.
Nie wydając żadnego zbędnego dźwięku zdjął buty, resztę trasy pokonując na palcach. Tak wczuł się w klimat, że zminimalizował nawet swój oddech do niezbędnego minimum.
- Naori w końcu zasnęła.
- A Sakura?
Wymownie wzruszyłem ramionami, pod naporem ostrego wzroku przyjaciela dodając jednak:
- Też śpi
- W swojej sypialni?
- Nie. W mojej. - parsknąłem, na moment zapominając, że jeden zły dźwięk i cały dom ponownie zacznie płonąć czarnym ogniem. Ugryzłem się w język, nim dopowiedziałem: - Co to w ogóle za skretyniałe pytania! Jasne, że w swojej idioto.
- Po prostu byłem ciekaw - Naruto zdawał się w ogóle nie przejmować pytaniem i zarazem aluzją, którą zarzucił. Miałem nieodpartą ochotę obić mu ryja - Nigdy nic nie wiadomo
Patrzyłem na blondyna z pewnym rodzajem milczącej rezygnacji
- Nikt ci dawno nie przypierdolił chyba - stwierdziłem pokrótce, głosem zmienionym przez skupienie
- Nie łudź się, że będziesz pierwszy.
- Z każdym twoim słowem coraz bardziej przekonuje się do tego pomysłu
Odpowiedział mi zbywczym machnięciem ręką. Następnie usiadł wygodnie na kanapie, szeroko rozkładając ramiona na oparciu
- Chętnie się czegoś napije, miło, że o to pytasz - zarzucił swobodnie, palcem równomiernie postukując miękką fakturę.
Ulokowałem się na fotelu naprzeciwko, wpatrując się w dostojną pozę Naruto z głęboką dezaprobatą
- Wcale nie pytałem
- Ależ tak.
- Nie przypominam sobie
- Ale za to ja pamiętam doskonale.
- W porządku - odpuściłem, jednocześnie nie zmieniając swojego położenia nawet o milimetr - W takim razie co byś chciał?
Uzumaki był wyraźnie z siebie zadowolony, kiedy oznajmiał:
- Może być kawa
Zastanawiałem się, dlaczego w ogóle się z nim zadaje.
Przecież to debil.
- Nie ma.
- Herbata?
- Też nie
Odpowiadając, nawet nie zadrgała mi powieka.
Naruto spojrzał na mnie spode łba, jakby przeczuwając spisek. Ja jednak zachowałem kamienny wyraz twarzy.
- A co jest, może tak? - mruknął
Bez słowa sięgnąłem ręką pod ławę, już po chwili wyciągając stamtąd małą, dziecięcą buteleczkę.
Postawiłem ją na blacie i silnie cisnąłem w stronę blondyna.
- To.
Chłopak zręcznie pochwycił szybko zbliżający się przedmiot, a następnie bez zbędnych skrupułów spojrzał na mnie jak na rasowego idiotę.
- Mleko dla niemowląt? - Nie byłem pewny, czy przez jego ton przedziera się tylko zwykłe zdziwienie, czy też jest to już oburzenie.
Dla pewności po prostu uniosłem jeden kącik ust do góry
- Modyfikowane. Rarytas
- Sasuke, czy ty właśnie usiłujesz być zabawny?
- Raczej próbuję się ciebie stąd pozbyć. Choć w sumie obojętnie. Każda z odpowiedzi jest dobra.
Ku mojemu zdziwieniu, Uzumaki wcale nie zareagował na tą sensację zdenerwowaniem ani złością. On po prostu, kurwa, zrelaksował się i swobodnie uśmiechnął, jakbym właśnie zaproponował mu trzy butelki czystego sake.
Nawet nie dał mi szansy na zastanowienie się nad jego poczytalnością, bowiem niemal na równi z dziwnym zachowaniem, otworzył też usta
- No! A już myślałem, że nigdy z tego nie wyjdziesz!
- O czym ty mówisz?
- O Tobie, oczywiście. Leczysz się z niej.
Szybko pożałowałem, że pozwoliłem mu dojść do głosu. Wychodziło bowiem na to, że Naruto potrafił czczo pierdolić bez konieczności wychylenia ani jednego kieliszka alkoholu.
Westchnąłem głośno
- Nie chce kontynuować tego tematu. Zresztą, ta sprawa w ogóle nie powinna Cię interesować - Chcąc szybko zmienić motyw dyskusji, oto zdecydowałem się zrobić coś, czego w życiu nie powinienem był nawet rozważać. Zwierzyć się temu pacanowi. Bezmyślnie pochyliłem się do przodu, opierając łokcie na kolanach - Czy zauważyłeś, żeby Sakura kiedykolwiek miała jakieś dziwne odruchy?
Mężczyzna spiął się automatyczne, lekko marszcząc brwii
- To znaczy?
- Gdy podniosłem dzisiaj rękę, skuliła się jak przed uderzeniem. Pytam, czy zdarzało się to kiedykolwiek wcześniej.
Uzumaki nawet nie musiał się zastanawiać. Jego odpowiedź była natychmiastowa, przepełniona powagą najwyższej rangi
- Nie. Absolutnie nie
- No więc czegoś tu, kurwa, nie rozumiem. Po wszystkim omal się nie rozpłakała, oczywiście unikając jakichkolwiek wyjaśnień na ten temat.
- Rozpłakała? Sakura? - Naruto był oszołomiony - To w ogóle do niej niepodobne.
- Tak. Dokładnie tak. - Zerknąłem na zamknięte drzwi do pokoju kobiety, zastanawiając się pokrótce czy nasza rozmowa nie zostanie przez nikogo podsłuchana. Po kilku chwilach przestałem się tym jednak przejmować - Odkąd wróciła dziwnie się zachowuje.
- Czy to prawda, że nigdy nie opuszcza domu? Hinata raz usiłowała wyciągnąć ją na miasto, ale nic z tego..
- Między innymi. Poza tym często zamyka się w pokoju, mało odzywa, czasami odmawia nawet posiłków. Nie wiem, może jest to związane z popisem, który Naori daje nam każdej nocy. - Wzruszyłem ramionami, ciężko opierając się o oparcie - Oboje z resztą są bardzo skryci. Wystarczy zapytać się Itachiego o jedną rzecz, a już sznuruje usta i zbywa mnie półsłówkami. Do tej pory nie wiem, co sprawiło, że przeżył, ani tego jak poznał Sakurę. Nikt nic nie mówi. Strzegą swoich tajemnic, jak niczego innego na świecie.
- Nie wydaje Ci się to podejrzane?
- Kurewsko podejrzane - poprawiłem gorzko - W dodatku ten ich pieprzony romans. Kurwa. Że też musiała upatrzyć sobie akurat mojego brata. Cholerna lisica!
- Nie mów tak, Sasuke. Po za tym to również wydaje mi się mocno naciągane. Czy Sakura mówiła ci cokolwiek na temat swojego... wyboru?
- Oczywiście, zawsze z resztą odpowiada to samo. "Kocham Itachiego i jestem z nim szczęśliwa"
Naruto zdumiał się głęboko, wyraźnie rozstrzygając to w swojej głowie.
- Wcale na taką nie wygląda. Wiesz, tak teraz myślę.. Może Itachi ją bije? Przepraszam za to podejrzenie, ale...
- Ja również wiele nad tym myślałem - przerwałem, czując nieodpartą potrzebę pociągnięcia tego tematu dalej; wypowiedzenia słów, które do tej pory brzmiały nierealnie tylko w mojej głowie. - I doszedłem do wniosku, że ja właściwie nie znam tego człowieka. Był mi bliski jako starszy brat, wiele lat temu. Teraz jednak dużo się zmieniło. My się zmieniliśmy.
- To brzmi nierealnie - przyznał, ciężko drapiąc się po głowie - Ale tak właśnie może być, dattebayo! To by wyjaśniało jej niezwykłe zachowanie i te dziwne blizny!
Z automatu spięłem wszystkie mięśnie, zamaszyście marszcząc brwii
- O czym tym gadasz? Jakie blizny?
- Nie zauważyłeś? - zdziwił się - Ma kilka na rękach, o tu, w okolicach nadgarstków. Są niewielkie, musiała próbować je zniwelować. Dostrzegłem je już w szpitalu, dziwne rzuciły mi się w oczy. Przypatrz się, co może być trudne bo jak zauważyłem, zaczęła chodzić w bluzkach z długim rękawkiem.
Zdawało mi się, że przestałem słuchać wywodu Naruto już po drugim zdaniu. Ogarnęła mnie złość; wściekłość tak silna, że gdy tylko usłyszałem szczękot otwieranych drzwi a chwilę po nich obwieszczający przybycie głos Itachiego - pojawiłem się przed nim, silnie złapałem za fraki i mocno przybiłem do najbliższej ściany.
Ciemnowłosy patrzył na mnie lekko zdezorientowany, podczas gdy ja zaciskałem ręce tak mocno, że niemal zbielały mi całe kłykcie. Nie poluzowałem nacisku, którym przyciskałem go bez pamięci do twardej struktury budynku.
- Sukinsynu! - cisnąłem, ogarnięty ślepą furią - Zabrałeś mi ją i na dodatek, jeszcze ją lejesz?!
- O czym ty mówisz, Sasuke?!
Nie pozwoliłem zbić się z pantałyku. Nie tym razem. Poderwałem całe jego ciało do przodu, tylko po to żeby za chwilę ponownie, z większym gruchotem walnąć nim o ścianę.
Nie wzbraniał się, był na to chyba zbyt oszołomiony.
- Nie oszukuj mnie, Itachi!
- Sakura Ci to powiedziała?! - Wydawał się wstrząśnięty swoimi własnymi słowami. Szeroko otwarte oczy tylko potęgowały to uczucie.
Podejrzliwie, gniewnie zmrużyłem powieki, przybliżając się ku niemu z niebezpieczną powściągliwością.
- Nie musiała nic mówić - syknąłem mimo mocno zaciśniętej szczęki - Jej zachowanie i ślady po dawnych urazach są wystarczającym zaświadczeniem.
- To diabelne nieporozumienie, Sasuke, nic nie rozumiesz. Nigdy nie zrobiłem jej żadnej krzywdy! - Złapał mnie za ramiona i usiłował od siebie odepchnąć. Mocno zaparłem się stopami o posadzkę - Puść mnie w końcu!
Nagle w salonie pojawiła się Sakura.
- Co tu się dzieje! Co Wy najlepszego wyprawiacie?!
Miała rozwiane włosy i pomiętolone ubranie; na policzku widniał odbity ślad od zagięć poduszki - a jednak spojrzenie zachowała miażdżąco przytomne oraz jasne. Zilustrowała nas pobieżnie, następnie w kilku susłach znalazła się bardzo blisko.
- Zostaw go! - Krzyknęła, chwytając mnie za przedramię. Mocniej niż mógłbym ją o to podejrzewać odepchnęła mnie od postaci starszego Uchihy, już po chwili zasłaniając go całym swoim ciałem. Wyprostowała się i stanęła za mną oko w oko, uparta w swoim gniewie.
Miała minę zastygłą w wyrazie bezsilnej złości; usta zaciśnięte.
- Nigdy więcej nie waż się tak go traktować, ani rzucać w jego stronę podobnymi oskarżeniami! - warknęła, bez rozmysłu ciskając słowa przez wargi. - To już szczyt chamstwa z twojej strony, być tak gruboskórnym! Pozbawionym wszelkiej wyobraźni!
Stałem porażony zdziwieniem, zastygły niczym słup soli przed kobietą swojego życia, która właśnie patrząc mi prosto w oczy stawała w obronie swojego wybranka. Waleczna niczym lwica, mimo wątłej kondycji fizycznej, porażała charyzmą.
W tej postaci, różowowłosa była w stanie zrobić wszystko aby tylko bliskiej jej osobie nie stała się żadna krzywda - przekonałem się o tym nieraz, gdy z równym zapałem trwała po mojej stronie.
Teraz jednak kobieta znajdowała się naprzeciwko, po zupełnie odmiennej stronie barykady. Ja zaś byłem jedynie intruzem, który usiłuje przedrzeć się przez jej szczęście.
Świadomość zmiany frontu, z osoby którą ceniła - na osobę, której musi stawić czoła niezmiernie mnie zdołowała.
Ukłucie w sercu poczułem na długo przed tym, jak postanowiłem w końcu zdjąć z niej spojrzenie, przelotnie mknąc nim po poważnej, nieco zdekoncentrowanej postaci Itachiego.
A jednak, kurwa, w pewnym sensie zaakceptowałem ten stan rzeczy, absolutnie nie mając zamiaru się teraz odzywać. Coś dziwnego nakazywało mi zachować milczenie.
Pogodzić się, z konsekwencjami jej wyboru.
Ostatni raz, kontrolnie spuściłem spojrzenie na twarz Sakury, konfrontując się jedyne z zimną pogardą.
Milcząco odsunąłem się o krok. Następnie wykonałem drugi, później trzeci.
Oddaliłem się od ich dwójki będąc nieco skołowanym całą tą niespodziewaną sytuacją, której przebiegu nie sposób było przewidzieć.
Głupio było powiedzieć cokolwiek, jeszcze gorzej zrobić.
Utknęliśmy w sytuacji patowej, pozornie pozbawionej sensownego zakończenia.
Po upływie niewielkiej chwili okazało się jednak, że nic na niego nie wskazuję.
Nie. To jeszcze nie to.
Miało być po prostu jeszcze gorzej.
Drzwi do domu rozchyliły się gwałtownie, a w przejściu stanęła niewielka, szczupła kobieta już od wejścia raptownie unosząc do góry rękę i krzycząc:
- Sasuke-kun, zostawiłeś to u mnie ost... - Oczy brunetki zilustrowały pomieszczenie zbyt późno, by mogła powstrzymać rozpoczęty potok słów. Nie mniej jednak zawahała się i rapotownie zamilkła, gdy dotarł do niej zaskoczony wyraz twarzy osób, znajdujących się w aktualnie salonie - Najmocniej przepraszam!
Dziewczyna skłoniła się tak nisko, że niemal uderzyła czołem o posadzkę. Trwała tak, w tej cierpiętniczej pozycji niemal przez minutę, co dało mi chwilę na szybką wymianę spojrzeń ze zblazowanym Naruto oraz do cna wytrąconym z równowagi Itachim.
Ten pierwszy wydawał się wyrazem twarzy mówić zaledwie " Osz cholera, ale jazda!". Drugi natomiast milcząco usiłował otrzymać odpowiedzi na pytania "Kto to? Znasz ją? Co się dzieje?".
Postanowiłem pozostać nieodgadnionym. Tak było bezpieczniej.
- Zupełnie zapomniałam, że Sasuke-kun nie mieszka już sam. - Kobieta odezwała się ponownie, chyba zachęcona wymowną ciszą i powstałą naraz, nieco napiętą atmosferą. Postanowiła się usprawiedliwić, robiąc to zupełnie bezmyślnie i niepotrzebnie. Mimo to patrzyłem w skupieniu na jej karkołomne starania wyjścia z danej sytuacji z godnością - Wyleciała mi z głowy wieść o cudownym powrocie jego brata wraz z partnerką. Wybaczcie mi, proszę. Moje niezapowiedziane wtargnięcie było bardzo nie na miejscu. Ogromnie mi głupio.
- Wstań, dziewczyno - Powiedział Itachi, spokojnym tonem usiłując rozegnać zrodzoną niezręczność - Nie musisz płaszczyć się przed nikim w tym domu. Wstań, mówię.
Usłuchała, wydając się jednocześnie istotą nadość spłoszoną i niepewną. Trudno było mi rozgryźć, co kryło się pod tą osłoną jej osoby, dlatego też zatrzymałem wzrok na zaczerwienionych policzkach brunetki o chwilę za długo.
Złapała moje spojrzenie, nieświadomie zapewne rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Raz jeszcze przepraszam. To było bardzo nieuprzejme z mojej strony - wydukała, w przypływie odwagi prostując plecy i wygładzając materiał skromnie skrojonej, eleganckiej koszuli - Akurat byłam w okolicy więc pomyślałam, że je tu przyniosę. Podejrzewam, że mogą ci się przydać, a ostatnio zapomniałeś ich zabrać, Sasuke-kun - Ostrożnie stawiając kroki podeszła do niewielkiego stolika i z charakterystycznym brzdękiem odłożyła na blat pęk kluczy. Rozpoznałem w nich, oczywiście, swoją własność, odkrywając poniewczasie, że do tej pory nie zorientowałem się o ich braku. Cudem opanowałem pragnienie pobieżnego sprawdzenia kieszeni.
- Przepraszam za najście - powtórzyła, a ja uświadomiłem sobie, że była jedyną osobą która odzywała się w czasie ostatnich kilku minut, nie licząc krótkiego zwrotu Itachiego: który z resztą wystosował z czystej grzeczności. - Nie będę więcej przeszkadzać. Pójdę już.
Skinęła uniżenie głową, po czym szybko odwróciła się i w ułamku sekundy nacisnęła na klamkę, mając w zamierzeniu błyskawiczny odwrót.
- Nie idź - powiedziałem, zaskakując ją tym tak bardzo, że niemal podskoczyła.
Poczułem nieodpartą potrzebę porozmawiania z osobą, która nie miała nic wspólnego z maskaradą rozgrywającą się ostatnimi czasy w murach posiadłości. Dziewczyna wydawała się ku temu idealną kandydatką.
Obserwowałem, jak jej głowa powoli odwraca się w moją stronę. Brązowe oczy spoglądały z wahaniem, jakby kobieta tylko upewniała się w moich słowach a zarazem nie była ich pewna. - Zostań - powtórzyłem, na chwilę po tym wzdychając cicho, z wyraźnym znużeniem.
- Mam.. zostać? - Zamrugała
- To właśnie powiedziałem. Chodź, Akemii - Skinąłem głową w stronę kuchni, niespiesznie podążając w jej kierunku - Masz ochotę na coś ciepłego do picia?
Brunetka wydawała się nieco zmieszaną niecodzienną propozycją, lecz mimo to podążyła moim śladem.
- Chętnie.
- Kawa?
- Nie, dziękuję. Wolę herbatę
Ledwie zdążyła to powiedzieć, już kątem oka dojrzałem, jak głupawa gęba Uzumakiego wykrzywia się w szerokim, łobuzerskim uśmiechu. Automatycznie ruszając wraz z nami, zbliżył się do kobiety i serdecznie objął ją ramieniem
- Moja droga Akemii! Spadłaś mi z nieba! Tak się składa, że też chętnie napiłbym się herbaty!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top