32. Głupie kobiety, stuknięci krewniacy i walenie czołem o ławe.
Niegrzeczni z Was czytelnicy! :D No to ja się tutaj staram, dzióbie po nocach te 13 bitych kartek rozdziału, a wy nawet nie powiecie, że wam sie podobało? :< Lub też nie podobało? Albo że w ogóle mierne? :C Ucieszyłabym się nawet z niekonstruktywnej krytyki. Uhh..! *zła Temira tupiąca temirowymi nożkami!*
Wszystko było niepokojąco wielkie!
Rozejrzałam się jeszcze raz i wtedy ze zdziwieniem dostrzegłam, że tkwię rozłożona na panelach, mimo tego że przed momentem szłam beztrosko w stronę drzwi! Chciałam dorwać Sasuke! Czyżbym nieplanowanie przeteleportowała się w inną część pokoju? Tylko stąd to wrażenie bezwładności i.. ał! Przy próbie poruszenia głową, bardzo wyraźnie dał o sobie znać ból, zlokalizowany w okolicy skroni. Czy ja... Co się właściwie stało przed momentem? Dlaczego wszystko jest takie niewyraźne, skomplikowane? Podpierając się o ścianę dźwignęłam bezwładne ciało z podłogi. To zdecydowanie chakra musiała spłatać mi figla, pomyślałam, siląc się na racjonalność. Jednakże wielka wyrwa w pamięci ciągle dawała o sobie znać, niepokojąc mnie i pozbywając zdolności do swobodnego zachowania. Wyprostowałam dziwnie zastałe plecy i przetarłam załzawione oczy. Powoli ogarniał mnie upragniony spokój.
Sakura nie mogła tego wiedzieć... ale gdyby tylko na czas spojrzała za okno, być może byłaby w stanie, wśród okalających dzielnicę klanu drzew, dostrzec parę krwisto-czerwonych oczu, zastygłych w złowrogim bezruchu. Jaskrawy blask wyraźnie przebijał się przez zielone zarośla. Nim jednak zwróciła weń głowę, ich już tam nie było.. Pozostały tylko kołysane miarowo gałęzie krzewu, na które nie zwróciła uwagi i gdzieś w oddali, gwałtownie podrywające się do lotu ptaki.
Świat wrócił do normy, zaś rubione tęczówki mężczyzny zniknęły pod ciężko przymkniętymi powiekami. Napastnik niezauważony przez nikogo, w ciszy przedzierał się w głębokie partie lasu..
Tymczasem niepokój Sakury zniknął całkowicie. Wpadła w stan błogiej radości, która cechowała ją do niedawna. Jak gdyby nigdy nic, wyzbyta obaw na nowo ruszyła w stronę drzwi.
To, co wydarzyło się chwile temu już nie miało znaczenia, bowiem znikło, zatarło się w jej pamięci i uleciało, szybko zastąpione nowymi myślami. Podskoczyła radośnie i otworzyła drzwi, w podskokach prąc do przodu.
Tajemniczy mężczyzna był w stanie oszukać wszystkich, nie oszukał jednak czasu.. Sakura Haruno ponad dziesięć minut spędziła trwając nieprzytomną, jakby zatrzymaną w jednej i tej samej pozycji, przy tej samej rozterce. A później wstała i kontynuowała perypetie minionego okresu, nieświadoma dziejących się dookoła sprzeczności.
Wesoło wpadła do salonu i pierwszą rzeczą, którą ujrzała, była spiętą w wyrazie podenerwowania sylwetka Sasuke. Zawahała się i zmarszczyła brwii.
- Jeszcze nie zdążyłeś wyjść? - zawołała z rozbawieniem - Już myślałam, że Cię nie dogonię!
Jeszcze tego samego dnia spotkałam się z Ino. Musiałam jak najszybciej powiedzieć jej o głębokiej deklaracji Sasuke. Byłam jednocześnie szczęśliwa i podekscytowana. Opowiadając wydawałam z siebie masę wysokich dźwięków i jakoś tak bez kontroli wymachiwałam rękami. Starałam się jak najintensywniej wyrazić tą aurę porozumienia, jaka się między nami wytworzyła.
Yamanaka nie podzielała jednak mojej przedwczesnej radości, jak się okazało. Cały czas wpatrywałą się we mnie bez cienia uśmiechu, raz po raz kręcąc nawet głową.
- I ty mu uwierzyłaś, tak? Sakura... Ja myślałam, że ty nie jesteś aż taka głupiutka!
Nieco straciłam rezon, ale nie dałam tak łatwo pozbawić się złudzeń.
- Był przekonywujący! Poza tym to bardzo miło usłyszeć, jak się o mnie troszczy i martwi!
- Jeśli mówiąc troszczy i martwi masz na myśli: "bezczelnie mnie zbył i to tak sprytnym sposobem, że teraz omal się nie posikam z radości" to masz zupełną rację. Wcielenie romantyzmu.
- Po prostu mi zazdrościsz! - rzuciłam krzyżując ręce na piersi
- Dziewczyno, zacznij w końcu myśleć! On po prostu omamił cię grą pięknych deklaracji! Piętrzył słowa w nadziei, że zgubisz ich sens!
Wykrzywiłam usta
- Mów co chcesz. Ja mu wierzę.
- Bo cię ogłupił, to zrozumiałe. - Z westchnieniem usiadła obok i objęła mnie ramieniem - Spójrz złotko jak ja to widzę. Ten szczwany lis zablokował ci możliwość dalszego zwodzenia samego siebie. Jest inteligentny i przejrzał co próbujesz zrobić! A jednocześnie wiedział, że nie jest na ciebie odporny! Dlatego postanowił wykluczyć cię z rozgrywki...! I właśnie mu się to udało, a ty, jakby tego było mało jesteś jeszcze zachwycona! - Zdumiała się, przytykając palce do podbródka - Tylko dlaczego zdecydował się na coś takiego? Czyżby gryzło go sumienie?
Ja jednak zbyt przejęta byłam jej wcześniejszymi słowami, by doszukiwać się powodów w niecodziennym zachowaniu Sasuke.
- O kurwa - rzuciłam ściszonym tonem i uniosłam dłoń do ust. Naraz wszystko wydało mi się przerażająco jasne - To co ja mam teraz zrobić?!
- Nie masz wyboru. Musimy wykluczyć opcję w której idziesz z nim do łóżka, bo jesteś spalona na starcie; gdybyś znów próbowała, w najlepszym wypadku uznałby cię za niepoczytalną. Takie stwierdzenia NIE sprzyjają miłości, pamiętaj.
- Cóż.. Wydaje mi się że ma o mnie o wiele gorsze mniemanie.
- Nie przesadzaj. Skupmy się lepiej na rzeczach priorytetowych, jak na przykład dalszy plan działania....A! I czy możesz mi kochana powiedzieć dlaczego on ciągle stoi przed moim domem?
Wydałam z siebie głośne westchnienie i w geście kapitulacji bezwładnie opuściłam głowę.
- Nie mam pojęcia co mu odbiło. Od jakiegoś czasu upiera się żebym nigdzie nie zostawała sama, ale dzisiaj to już przesadza! Stwierdził że z Tobą kategorycznie bezpieczna nie jestem. - Zastanowiłam się pobieżnie - A właściwie to uznał, że nie jestem bezpieczna z nikim, tylko z nim. No i uparł się żeby na mnie poczekać przed wejściem.
- Gdyby odrzucić myśl że powoli robi się chorym psychopatą, to jest to nawet słodkie!
- Ino proszę cię. Niedługo nawet wykąpać nie będę mogła się w samotności.
- I nie mów że ci to przeszkadza! - Zaśmiała się perliście i gestem ręki odrzuciła długą grzywkę na bok. Po chwili spoważniała - Wracając do tematu sądzę, że jeśli straciliśmy pierwszy sposób, należy zastosować bardziej konwencjonalne metody zdobywania męskiego serca. Dostaniesz się tam przez żołądek, rzecz jasna!
- O nie! - zaoponowałam zdecydowanie - To tylko wybitnie pogorszy sprawę! Nie potrafię i nie lubię gotować.
- To co wy do tej pory jedliście? - zdziwiła się
Wzruszyłam ramionami.
- Zamawiałam jedzenie z dostawą do domu.
Kontrolnie zerknęłam w stronę przyjaciółki, upewniając się tylko że gdyby mogła, to właśnie waliłaby czołem o drewnianą powierzchnię ławy. Taką przynajmniej miała minę.
Nie rozumiałam tylko co było w tym takiego szokującego! Nie ja jedna przecież nie pałam sympatią do stania przy garach. Z resztą, nigdy nie słyszałam również aby Yamanaka była szczególną miłośniczką wypieków i temu podobnych czynności. Wykrzywiłam usta dając upust dezorientacji
- Musisz się za siebie zabrać, Sakura! - Nieoczekiwanie chwyciła i mocno potrząsnęła mną za ramiona - Zawaliłaś sprawę a ja naprawdę nieee maaam już więcej pomysłów! Psujesz mi statystyki, dziewczyno. Mój współczynnik dobranych par wynosił do tej pory 100%! - zawołała z rozpaczą, po czym urwała nagle i zamarła w bezruchu z niemądrze rozchylonymi ustami. Niebieskie oczy wystrzelił gdzieś do góry - Hej! A gdybym cię dajmy na to, tak po prostu zabiła?! Wtedy moja opinia nie została by stargana! Romans niedokończony z przyczyn naturalnych; czasami się zdarza.... A wtedy się nie liczy.
- Jeżeli długotrwały pobyt w więzieniu oznacza dla ciebie postęp na drodze kariery swatki.. - Mruknęłam mimochodem, powstrzymując dalszy potok jej bezsensownych rozmyślań. Za nic w świecie nie przyznałabym się, że już dwukrotnie myślałam o rzuceniu się gdzieś w przepaść, ku uciesze ogółu... Podniosłam do ust szklankę z wystygłą herbatą i upiłam łyk gorzkiego napoju. Następnie z kwaśną miną pomieszałam w naparze łyżeczką.
- To jak, zgadzasz się?
Podświadomie załamałam ręce.
- Dobra, niech ci będzie. Spróbuje mu coś ugotować.
Jakiś czas wcześniej. Sasuke.
Wypadłem z pokoju jak z procy i głośno zatrzasnąłem za sobą drzwi, po chwili ciężko opierając się plecami o ich drewnianą powierzchnię. Oddychałem głośno i bez kontroli, jednocześnie mając ochotę samemu sobie pogratulować talentu improwizacji i kreatywności.
Bóg mi świadkiem, ale nigdy jeszcze nie wypowiedziałem naraz tyle bredni, co przed momentem! A ona w to uwierzyła. Nie mogłem wyobrazić sobie piękniejszego scenariusza. Mimo tego i tak czułem na karku zimny pot strachu. Cudem z tego wybrnąłem. Nigdy kurwa więcej tak nie zaryzykuję; co ja właściwie sobie myślałem?! Niewiele właśnie. I te pierdoły które wymyślałem tak szybko, że zimne poty oblewały mnie statystycznie co drugie zdanie.
Stworzycielu dopomóż i wybacz za kłamstwa, ale jak miałem inaczej powiedzieć, że zarówno Naruto jak i Kakashi jawnie zabronili mi kłaść łapy na jej kuszącym ciele, przynajmniej przez pierwsze tygodnie naszego związku... Co było feralnym zbiegiem okoliczności, bo wraz z dniem narzucenia mi ograniczeń ona sama zaczęła prężyć się, wypinać i wić przy każdej możliwej sposobności. Dzielnie zaciskałem zęby, ale nawet ja mam jakieś granice. Albo raczej miałem. Do wcześniejszej sytuacji z powodzeniem myślałem, że posiadam wszystko pod kontrolą.
Odbiłem się rękami od drzwi i ruszyłem korytarzem, jak najdalej od tej przeklętej dziewczyny. Minąłem dziurę w ścianie, spowodowaną uderzeniem Chidori i z kamiennym wyrazem twarzy wkroczyłem do salonu.
- No nareszcie! - Przywitał mnie w progu niepokojąco znajomy, męski głos. Zamarłem z nogą uniesioną do postawienia kroku - Długo kazałeś mi na siebie czekać, Sasuke!
Mechanicznym ruchem zwróciłem głowę w stronę nieproszonego gościa, zastając go rozpartego wygodnie na pojedyńczym krześle. Kiedy skonfrontowałem się wizualnie z jego postacią i uwierzyłem, że on to on, niemal wzdrygnąłem się od fali lodowatych dreszczy.
- Madara. - Wysyczałem, zaciskając pięści. Po chwili wyrzuciłem z siebie zduszonym szeptem: - Co ty tutaj robisz?! Oszalałeś?
Sakura, Sakura, Sakura.. oh kurwa. Sakura znajduje się w tym samym budynku. Gorzej. Jest za ścianą. W każdej chwili może tutaj wpaść.. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, co mogłoby stać się później.. Takiej tragedi mój umysł widocznie nie potrafił zwizualizować, nawet w wyobraźni. Nie mogłem dopuścić do tego by Madara dowiedział się o obecności Haruno, ale jak do diabła miałem to zrobić nie narażając się na jego podejrzenia? Przełknąłem gule w gardle.
Czułem niewyobrażalny stres i obawę, mimo tego że na zewnątrz prezentowałem niezmienny wyraz twarzy. Świadomość, że mój stuknięty krewniak niegdyś rozpytywał o rózowowłosą nie polepszała sprawy. Cudownym zrządzeniem losu nie wykrył jeszcze jej chakry, a co dziwniejsze... ja także jej nie wyczuwałem. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem kontrolnie w stronę korytarza, upewniając się, że żadna głupia kobieta na nim na szczęście nie stoi.
- Bez obaw. Dzięki twoim informacjom udało mi się znaleźć lukę i dostać do wioski bez naruszania tych ich pseudo - Madara prychnął i ułożył palce w kształt cudzysłowu - "zabezpieczeń". Bułka z masłem. Byle genin dałby sobie z tym radę.
- Po co przyszedłeś? - warknąłem, nie kontrolując ostrego tonu którym się posługiwałem. W głowie ciągle paliła mi się kurewsko czerwona, ostrzegawcza dioda. - Zmywaj się stąd, zanim ktoś nas nakryje. Wszystko zniszczysz.
Czarne oczy patrzyły ku mnie badawczo spod mocno uniesionych brwi. Madara powoli zabębnił palcami o drewniane oparcie krzesła wcale nie wyglądając na osobę, która miałaby zaraz wstać i faktycznie sobie gdzieś pójść.
- Co takiego zniszcze, Sasuke? Oboje wiemy, że twoja rola w naszym planie skończyła się dość szybko. Przestałeś być mi wiarygodnym źródłem wiedzy o tej osadzie, bo zapragnąłeś zostać w niej na stałe, prawda? Rozgryzłem to już dawno, nie musisz odpowiadać. Ale! - Uniósł w górę palec wskazujący, po czym z westchnieniem dźwignął się z krzesła. Obserwowałem go uważnie, gdy nieskrępowany moją ostrożnością, swobodnie krążył po pokoju. - Nie musisz się martwić, tak się akurat składa że przychodzę do ciebie z idealną propozycją!
- Nie wchodzę w żadne układy. - oznajmiłem sucho, nie spuszczając go z oka. Ręką w każdym momencie gotowy byłem do pochwycenia katany, stojącej opartą o ścianę w stosunkowo niewielkiej odległości. Nigdy nie wiedziałem co siedzi w głowie Madarze, w końcu to wariat opętany chęcią podbijania świata. Wstyd przyznać że sam do niedawna ogłupiony byłem tą ideą.. Na szczęście plany pokrzyżowała mi Sakura, wpadając w moje życie z wielkim, różowym sloganem "OTO JA." . Przeklęta, nieświadoma, narażona na niebezpieczeństwo ona! Cokolwiek by się nie zdarzyło, jeśli mój rąbnięty prapradziad teraz czy też kiedy indziej, zrobi jej jakąś krzywdę - własnoręcznie ukręce mu ten rozczochrany łeb. Będzie to swojego rodzaju przysługa dla świata, zarówno żywych jak i umarłych. Jego zagubiona dusza już dawno powinna była znaleźć sobie ciepły kącik gdzieś w okolicach piekła.
- Na pewno zmienisz zdanie, jak tylko o tym usłyszysz. - Łypnął na mnie okiem, uśmiechając się z wyższością. W gniewie mocno zacisnąłem szczękę - Zawsze byłeś taki nieprzystępny, Sasuś?
- Mów co chcesz i zjeżdżaj. Nie żartuje. Jeśli wykryją twoją chakre w moim domu oboje będziemy mieli kłopoty. A wtedy cię zamorduje, tego możesz być pewien.. Zawsze dotrzymuje takich obietnic. Chodźbym miał gnać za tobą całe swoje życie.
- Nie wątpię, mój drogi mścicielu. Ale gwarantuje ci, że to co powiem może ci się spodobać. Pozwolę ci na zrezygnowanie z planu zaatakowania Konohy! Nie wyciągnę z tego żadnych, nieprzyjemnych dla ciebie konsekwencji- Jego złowrogi głos mimowolnie sprawił, że zjeżyły mi się wszystkie włosy na głowie - Pod jednym warunkiem.
- Co ty znowu wymyśliłeś. Jakie konsekwencje? - rzuciłem ze złością, postępując w jego stronę kilka szybkich kroków. On jednak nawet nie drgnął, całkowicie ignorując moją wrogość i cokolwiek mordercze zamiary. Przejawiał niepokojący spokój i opanowanie. Technika okazała się idealna, bo za każdym razem gdy zamierzałem wykonać coś gwałtownego, może nawet zmusić go siłą do opuszczenia wioski, on zręcznie wybijał mi broń z ręki po prostu to zbywając.
- Niech to pozostanie moją słodką tajemnicą, dobrze? - zaśmiał się bez radości, a dźwięk ten przesycony był czymś złym, co sprawiało, że całkowicie wbrew sobie wziąłem jego przestrogę na poważnie. Madara nie był osobą, z której można było sobie bez ryzyka żartować.
- Więc czego chcesz? - rzuciłem na bezdechu, nie opuszczając gardy. Byłem wyczulony na wszystko, łącznie z dźwiękiem otwieranych na korytarzu drzwi. Na szczęście nic takiego się nie działo, co napawo mnie zarówno ulgą jak i zdumieniem. Co Sakura może robić tak długo w niemal pustym pomieszczeniu?
- Drobnostki. Zdradzisz mi dane ich najlepszego medyka. - Beztrosko rozłożył obie ręce na boki - I jesteś wolny. Możesz do woli prowadzić nudne życie pionka, wtopić się w grono bezmyślnych mieszkańców, cokolwiek. Śmiało! Tylko powiedz mi jej imię.
Natychmiast uderzyła we mnie pewna niezgodność. Podejrzliwie zmarszczyłem brwi.
- Jej?
- Uczennicy Tsudane, oczywiście. Sądziłeś, że o kogo mi chodziło? Nie ma tutaj lepszych od niej. Musiałeś o niej słyszeć.
To rozpętało się gdzieś wewnątrz mnie. Prawdziwy sztorm strachu, mieszający się chaotycznie z tornadem rozpędzonych myśli. Istna plątanina ludzi, ich profesji oraz twarzy łączyła się i rozdzielała, tworząc najprawdziwsze pandemonium. Musiałem wymyślić wiarygodną osobę, która akurat nie byłaby Sakurą, ale mogła na chwile obecną ją zastąpić! Ktokolwiek, jakakolwiek kobieta powiązana z medycyną..
Madara nie miał pojęcia, jak bliski był od spotkania obiektu swojego zainteresowania. Oto ona, najlepsza ze wszystkich przebywała beztrosko tuż za cienką ścianą. Wzniosłem modły do Boga w którego istnienie momentalnie uwierzyłem, żeby tylko nie pozwolił tej kłopotliwej istocie wyjść teraz z tamtego pomieszczenia. Znając jej temperament, pewnie od razu przedstawiła by się z imienia, nazwiska i piastowanej funkcji!
- Ordynatorka - rzuciłem zaledwie sekundę po tym, jak owa persona zbawiennie zjawiła się w mojej głowie. Po raz wtóry podziękowałem boskiej opatrzności, która chyba wyjątkowo upodobała sobie Haruno i za nic nie pozwalała jej skrzywdzić - Nazywa się chyba... Nanami i jest pracownikiem szpitala. Siedzi tam codziennie - Zmrużyłem posępnie powieki - Po co ci ta informacja?
Wykrzywił się w paskudnym uśmiechu i nie od razu odpowiedział:
- Kompletuje wiadomości o przeciwnikach. Wiesz, powiem ci w sekrecie, że ja również nie mam zamiaru atakować Konohy. Bynajmniej nie w tej dekadzie aczkolwiek profilaktyczne wyeliminowanie owej trójki wyjdzie mi na dobre. Mówie o Naruto, Shikamaru i tej.. Nanami. Nie będę się obawiał ewentualnego zdemaskowania. Zakładam oczywiście że nie puścisz pary z ust, mój ty uroczy krewniaku. Z żalem pobawiłbym cię całej radości, którą się karmisz. Doszły mnie słuchy o jakiejś dziewczynie, czy to prawda?'
Zjeżyłem sie jak kot.
- Nie twoja sprawa.
- Nic nowego! To nie pierwszy raz gdy jakaś kobieta nawraca pogrążone w ciemności dusze. Z twoim bratem było to samo, cóż za strata..
- Z Itachim..? - powtórzyłem głucho nie maskując zdziwienia - Gadaj co o nim wiesz - warknąłem, czując jeszcze większą złość. Ten drań śmiał wypowiadać się o wszystkich osobach które kiedykolwiek ceniłem, z taką pogardą... Miałem ochotę zetrzeć mu ten kpiący uśmieszek z twarzy.
Tymczasem Madara zdumiał się na poważnie.
- Ty o niczym nie wiedziałeś?
- Czy wyglądam ci na osobę która wie o czym mówisz?!
- Nie, rzecz jasna. Musisz wiedzieć Sasuke, że w życiu Itachiego nigdy nie było kobiet... poza tą jedną. Pojawiła się dosłownie znikąd i zmieniłą go nie do poznania. Musiał być do niej bardzo przywiązany; co zabawne na moje pytanie o nią, odpowiedział dokładnie to samo co ty przed chwilą. I również miał minę, jakby chciał mnie z miejsca przebić kataną. Pamiętam to doskonale. Nigdy wcześniej nie widziałem tyle rozgoryczenia i gniewu w jego wzroku.
- Kim ona była? - Zmarszczyłem brwii ponad ciemnymi oczami, spoglądającymi przed siebie z ostrożnością. Nie miałem żadnej gwarancji, że Madara mówi prawdę - I skąd o tym wiesz?
- Widziałem ją raz, całkowicie przypadkowo. Leczyła zranione ramię twojego brata, ukryta w cieniu drzew. Niewiele dostrzegłem, ale jak na mój gust była mocno przeciętna, chuda. Z resztą, czy to ważne jak wyglądała? Próbowałem ją odnaleźć, ale ślad po niej zaginął zaraz po śmierci Itachiego. Przepadła jak kamień w wodę. Byłem wściekły, bo nie miałem pojęcia ile ten dureń, twój brat jej o nas powiedział. Mogła być niebezpieczna..
- Nie nazywaj go durniem - wszedłem mu w słowo, z furią postępując kilka kolejnych kroków do przodu. Każdy ruch oddalał mnie od katany, ale nie baczyłem na to.
W odpowiedzi mężczyzna tylko machnął ręką.
- Ale najwyraźniej zabiła się z tęsknoty czy czegoś tam, co wy zakochani sobie odczuwanie po kątach, bo nie wyrządziła żadnej szkody i więcej nie dała o sobie znać.
Rozsądnie przemilczałem jego wzmiankę o zakochaniu. Nie widziałem sensu drzeć kotów o tak bezsensowny temat; grunt, że sam wiedziałem co czułem w stosunku do Sakury. I na pewno nie była to miłość!
Następne kilka minut zajęło Madarze opuszczenie mojego domu. Wyszedł w samą porę; wraz z jego zmaterializowaniem się, mnie bezpowrotnie skończyła się cierpliwość. Wypuściłem z płuc sporą dawkę powietrza i ciężko przejechałem dłonią po twarzy. Nie przypuszczałbym, że jego wizyta kiedykolwiek będzie kosztowała mnie tyle nerwów i stresu. Jednakże z drugiej strony skrycie cieszyłem się, że Sakura jest już bezpieczna, a Madara zniknął na dobre z mojego życia. Do tej pory nie wiedziałem, jak wiele trace i na co próbuje się porwać, chcąc zaatakować wioskę i wybić jej mieszkańców.. Życie bez Sakury, jakkolwiek spokojnie, nie byłoby tak ekscytujące i ciekawe.
Nagle rozległ się dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi, a następnie odgłos szybko stawianych kroków, niosących się od strony korytarza. Zwróciłem tam głowę i w tej samej chwili, w progu pojawiła się roześmiana twarz Haruno. Miała zdrowo zarumienione policzki i żywo połyskujące oczy. Beztrosko oparła się ręką o framugę. Błyskawicznie znalazła mnie wzrokiem; na jej usta wpłynął wtedy szeroki uśmiech.
- Jeszcze tutaj jesteś?! - zawołała wesoło - A już myślałam, że cię nie dogonię!
Ze zdziwieniem zmarszczyłem brwii, wpatrując się w nią, milcząc.. i powoli przyswajając sytuację. Czy właśnie straciłem kontrolę nad biegiem wydarzeń...?
Sakura:
Jeszcze tej samej nocy, gdy księżyc zawisł wysoko na ugwieżdżonym nieboskłonie, gwałtownie zerwałam się z łóżka. Oddychałam głęboko, odklejając od policzków wilgotne kosmyki włosów; byłam cała mokra, zdjęta strachem. Nieobecnym wzrokiem rozejrzałam się dookoła siebie, w obawie i niepewności, nieuzasadnionej trwodze ktora nie chciała ustąpić, mimo przeświadczenia o powrocie do rzeczywistości. To tylko mój pokój pachnący lawendą, żaden dom na odludziu, przesączony zapachem wilgoci i kurzu, powtarzałam uparcie, lecz mimo to drżenie rąk nie ustępowało..
To już nie może być zwykły zbieg losowych wypadków, żaden przypadek. Ona.. ta nawiedzona, pomarszczona staruszka... przyśniła mi się po raz kolejny. A jej obcy dialekt jeszcze długo miał pozostać w mojej pamięci, utrwalając dawno usłyszane przestrogi. Zatrważająco prędko przypomniało mi się to, o czym zdążyłam zapomnieć. A zrodzone niegdyś obawy, jak za machnięciem różdżki, obudziły się z długiego snu, ze zdwojoną siłą atakując moją podświadomość, niszcząc spokój, pojmując jednostki zrodzone z wiary i nadziei.
Klan Uchiha... Co też ciążyło nad tą rodziną, skoro wszystko w niej wydawało mi się być tak zagmatwane, trudne, niebezpieczne? Co miało jeszcze spotkać ten nieszczęsny, dotknięty katastrofą ród, skoro każda napotkana istota nadludzka usiłowała mnie od nich odciągnąć? Co ja miałam z tym wszystkim wspólnego?
Niemrawo potarłam oczy dłońmi.
Czy to fatum? Zwykły przypadek? Przekleństwo?... A może klątwa?
Sakura Haruno niewiele się wówczas myliła... Lecz nie mogła tego wiedzieć.
Jeszcze nie teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top