31. Chyba zaraz... zemdleje ze strachu.
To musiało się w końcu wydarzyć.
Dla pacjentów przebywających na 3 piętrze Konoszańskiego szpitala nastały mroczne czasy.
Godzina nieuniknionego spotkania dwóch rozpędzonych żywiołów wybiła bowiem w samo południe, gdy słońce widniało wysoko na linii nieba a piękna pogoda nie zapowiadała nadciągającej katastrofy.
Nie byłam na to przygotowana.
A jednak liczyłam się z tym, że czas spokoju niechybnie biegnie ku końcowi.
Stojąc w lekkim rozkroku na środku szpitalnego korytarza, powoli, jeden po drugim rozprostowywałam i zginałam palce, spoglądając przed siebie spod na wpół przymrużonych powiek.
Oto stała przede mną Ona. Jedyna w swoim rodzaju, niebywale głupia, piekielnie odważna, z pianą, toczącą się z pyska.
Zła się nie uległam, bo w przeciwieństwie do niej, to ja miałam w lekarskim fartuchu całą gamę skalpeli i narzędzi jemu podobnych. Poza tym dysponowałam również jakąś tam nadludzką siłą i w sumie nieistotną wiedzą o każdym, najmniejszym punkcie na ciele człowieka.
Zadarłam głowę ku górze, piętnując przeciwniczkę mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
- Znowu się spotykamy - orzekłam twardo, gotowa w każdej chwili sięgnąć po śmiertelnie ostry sprzęt chirurgiczny.
- Widziałam się z Sasuke.. - wrogo nastawiona kobieta uznała za stosowne zrobić dłuższą przerwę, uzyskany czas skrupulatnie przeznaczając na mierzenie mnie wzrokiem. - Nie myśl, że tak po prostu sobie go opuszczę.
- Nie myśl, że pozwolę ci się do niego zbliżyć - zręcznie odparłam atak, i aby podkreślić banalność toczonego absurdu, z obojętnością podparłam rękę o biodro.
Tak się szczęśliwie złożyło, że wczoraj chcąc nie chcąc odbyłam z Sasuke rozmowę dotyczącą jego dawnych, nocnych koligacji. Zrzekł się wszystkich znajomości niemal na wstępie, co samo w sobie stanowiło dla mnie niemałe zaskoczenie.
Byłam przekonana, ba! Mogłabym się założyć o wszystko co posiadam, że rękami i nogami będzie bronił tak cennej dawki rozrywki, jakimi są te wszystkie kobiety, które z nocy na noc bezcześcił i wykorzystywał.
Może zabrzmi to śmiesznie, ale bardzo pilnie przygotowywałam się na tą pogadankę, już kilka dni wcześniej przystępując do wymyślania sensownych argumentów. Tymczasem nie użyłam ani jednego zdania, mającego posłużyć za udowodnienie mojej racji.
Czułam się odrobinę niedoceniona.
Naprawdę poświęciłam kawał nerwów i stresów by w ogóle przystąpić do tego tematu, podczas gdy Sasuke, jak zawsze, skończył go z niebywałą lekkością, w dodatku niecałe 2 minuty od rozpoczęcia.
Gdzie podział się znany mi do tej pory zimny, uparty, nieprzystępny mości mściciel Uchiha?
Odpowiedzi na to pytanie szukałam przez całą noc, bezsennie kręcąc się w łóżku.
Miałam nieodparte wrażenie, że za każdym razem, kiedy tylko wpadałam w lekki półsen, jakaś postać stawała u progu mojego pokoju. Przebudzałam się wtedy, tylko po to, żeby stwierdzić, że w sypialni jestem sama, a drzwi do niej są szczelnie zamknięte.
Popadałam w paranoję.
Sasuke stał się tak inny, że sama zaczęłam gubić gdzieś tą starą cząstkę siebie, na rzecz nowej, oczywiście. Co by było do kompletu.
Co najmniej raz dziennie robił mi herbatę.
Przygotowywał śniadania.
Zabierał ze sobą na całe dnie na plac budowy, gdzie razem z Naruto, Kapitanem Yamato i czasami samym Kakashim budowali od podstaw dzielnicę Klanu Uchiha, wzorując się przy tym na wspomnieniach Sasuke z okresu, gdy jej stara wersja jeszcze tam stała.
Nikt nie wspomniał o tym nawet słówkiem, ale siła moich rąk niejednokrotnie ułatwiała im zadanie. Czasami miałam nawet wrażenie, że mój kochany, opiekuńczy i troskliwy przyszły mąż ciągnie mnie tam tylko po to, bym ku ich uciesze poprzenosiła kilka potężnych belek.
- ... więc nie myśl sobie, że po tym wszystkim co z nim przeszłam, tak po prostu ci go oddam! - piskliwy głosik Nanami, jakimś cudem wdarł się w strefę moich wspomnień, skutecznie przywracając na ziemię.
Spojrzałam na nią trzeźwo i zdałam sobie sprawę, że biedna musi mówić już od jakiegoś czasu, bo za sprawą wysiłku aż pokraśniały jej policzki. Zamrugałam, usilnie starając się wyłapać sens potoku nieustannie wypływających słów. Monolog stał się dynamiczny, jakby kobieta wraz z tempem poruszania ustami, uwalniała z siebie całą frustrację. Efektem końcowym miał być, jak przypuszczam, element rzucenia się na mnie i wydrapania mi oczu długimi, starannie zapuszczanymi paznokciami, dla niepoznaki pomalowanymi różowym kolorem.
Nim zdołałam do końca otrząsnąć się z zamroczenia, nieoczekiwanie poczułam za sobą czyjąś obecność. Odwróciłam się gwałtownie, uderzając nosem o coś twardego i miękkiego zarazem. Zadarłam głowę, spoglądając z dołu na wyrzeźbioną jak z kamienia twarz Sasuke. Z tej odległości byłam w stanie dostrzec jednodniowy zarost, pokrywający jego policzki.
- Co ty tutaj robisz? - z jego gardła wydobyło się złowrogie warknięcie. Skupiony był na postaci kobiety, stojącej za mną. Mierzył ją z pogardą - Kazałem ci się usunąć.
- T-Tak ale.. Sasuke, przemyśl to, skarbie. Przecież..
- Daj sobie spokój. - ostro wszedł jej w słowo - Już nic od ciebie nie chce. Zjeżdżaj mi z oczu... Jeśli jeszcze raz zobaczę cię przy Sakurze, zabije. Rozumiesz?
Ja tam zrozumiałam.
Mimo iż słowa nie były adresowane do mnie, czułam na plecach nieprzyjemne dreszcze strachu. Ton Sasuke mógłby zamrozić nawet słońce.
Wciąż będąc zwróconą do niego przodem, usłyszałam za sobą jakiś szmer, a później nasilający się odgłos kroków. Nanami zbliżyła się ku nam na tyle blisko, iż byłam w stanie wyłapać nawet szum jej głośnego, głębokiego oddechu.
- Nie myślcie sobie, że to już koniec - Kobieta niepomna na groźby Uchihy, odpowiedziała mu równie złowrogą intonacją. - Jeszcze mnie popamiętacie. Oboje.
Po czym zniknęła, oddalając się z gracją słonia. Stawiała tak mocne kroki, że trzęsła się niemal cała podłoga.
Uchiha nie poruszył się w żaden sposób.
- Długo tutaj była? - spytał, gdy tylko odgłos rumoru umilkł i znów zostaliśmy sami na szpitalnym korytarzu.
- Nie. Tylko chwile.. Po co przyszedłeś?
- Kończy się Twoja zmiana, więc zabieram cię ze sobą do Dzielnicy.
Jęknęłam głucho, świadoma, z czym to się wiąże.
- Czy nie mogę po prostu pójść do domu? - pożaliłam się - Napić się herbaty, usiąść, porobić coś w spokoju? Mam wrażenie, że ciągle ktoś za mną łazi. Albo ty, albo Naruto, albo Hinata, ale jakiś shinobi z ANBU.. Tak, nie rób takiej głupiej miny! Myślałeś, że tego nie zauważę? Ewidentnie mnie pilnujecie!
Odpowiedziało mi głośne westchnięcie.
- Tylko nie rób z tego tytułu żadnych problemów. Wszyscy się o ciebie boją, bo, gdybyś jeszcze nie zauważyła, po całym świecie biega jakiś psychopata i porywa medyczne kunoichi.
- Sugerujesz, że nie będę w stanie sama się bronić?! - żachnęłam się z oburzeniem, mocno podpierając się rękami pod boki.
- Dobry boże, znowu się zaczyna... - szepnął ze zniechęceniem, wyraźnie przewracając oczami. Jeszcze tego brakowało, żeby się złapał za głowę. Gniewnie zmarszczyłam nos, już otwierając usta, by nagadać mu jeszcze bardziej. Ale nim zdołałam pisnąć chodźby słówko, silnie złapał mnie w tali i dźwignął z ziemi, przewieszając sobie na ramieniu jak upolowaną zwierzynę. Wrzasnęłam dziko. - Przestań się drzeć, bo znowu zrobisz rabanu na cały szpital. Idziesz ze mną czy tego chcesz, czy nie.
Po czym nie czekając na moją reakcję, zmaterializował nas u wrót naszego nowego, prawie wykończonego domu. Następnie w dalszym ciągu nie postawiwszy mnie na ziemi, ruszył w głąb mieszkania.
Niemal natychmiast doszedł do moich nozdrzy ostry zapach farby, wydobywający się ze świeżo pomalowanych ścian.
- Odstaw mnie, to po pierwsze! Po drugie, przestań ciągle rozporządzać moim, prywatnym czasem! I po trzecie ..
- Po trzecie to zamknij w końcu ta jadaczkę. - dopowiedział, po czym najmniej delikatnym gestem na jaki było go akurat stać, rzucił mnie na kanapę, którą z resztą przytachałam sobie tutaj aż z jego mieszkania, by mieć na czym siedzieć podczas gdy on z powodzeniem zatruwał mi życie.
Niezgrabnie wylądowałam na miękkich poduszkach, od razu z gwałtownością podnosząc się na równe nogi i przybierając bojową pozycję. W akcie desperacji byłam gotowa zawalczyć o swoją wolność! Uchiha był już na tyle sprawny, by bez problemu przeżyć kilka ciosów.
- Co? - zakpił - Masz zamiar się ze mną bić? Tutaj? - Jego ironicznie rozbawienie było wręcz namacalne, więc od razu przystąpiłam do działania.
Szybko uskoczyłam w stronę okna, chcąc ratować się ucieczką. Przejawiana brawura jakoś ze mnie wyparowała, uznając zgodnie, że nic tu po niej. Zniknęła, aby nie podpisywać się z imienia i nazwiska pod kompromitacją, na którą bym się najprawdopodobniej naraziła.
Następne 2 sekundy potoczył się z zawrotną prędkością.
Podczas gdy ja dopiero lądowałam dwoma stopami na twardej posadzce, Sasuke już tam stał, tarasując sobą dalsze przejście. Od czasu odzyskania sprawności, często pojawiał się gdzieś niezapowiedziany, za każdym razem wybijając mi serce aż do samego gardła.
Spoglądał na mnie z drażniącym politowaniem.
Fuknęłam i odepchnęłam go, odkąd tak piekielnie mnie kontrolował nie chcąc absolutnie mieć z nim nic wspólnego.
Chwycił moją rękę i wykręcił ją, szybko i płynnie stając bezpośrednio za moimi plecami.
Tyle, z odpychania. Usiłowałam się wyszarpać.
- Skoro powiedziałem, że tutaj zostaniesz, to tutaj zostaniesz. - wyszeptał warkotliwie, wprost do mojego ucha - Czego nie rozumiesz?
Odchyliłam z furią głowę, chcąc spojrzeć mu w twarz i wysyczeć, jak bardzo go w tym momencie nienawidzę.
Nie dość, że od okrągłego tygodnia robię z siebie idiotkę, próbując jakimś sposobem wzbudzić jego zainteresowanie swoją osobą, to jeszcze nagminnie spotykam się z obojętnością, a kiedy nie trzeba - władczą manią dyktatorską.
Sasuke trzymał mnie mocno przy sobie, nie pozwalając na żaden gwałtowniejszy ruch. Każda próbę buntu kontrował mocniejszym wykręceniem ręki.
Dysząc głośno oparłam głowę o jego umięśnione ramię, finalnie poddając się jego woli.
- Grzeczna dziewczynka - wymruczał z zadowoleniem i puścił mój nadgarstek... Aby po chwili znienacka sunąc dłonią wzdłuż linii mojego kręgosłupa. Wyprostowałam się automatycznie i wciągnęłam powietrze przez rozchylone wargi. - Spokojnie.. - dodał ściszonym, głębokim głosem, który bynajmniej mnie nie uspokoił.
Mój oddech przyśpieszył.
Teraz czułam jego silne, męskie ręce również na brzuchu. Gładził wcięcie talii posuwistymi ruchami, wprawiając moje ciało w rozkoszne drżenie.
Oparłam się o niego bezwstydnie, chłonąc męskie ciepło z nieprzyzwoitą kobiecie łapczywością.
Bardzo dużo czasu poświęciłam, chcąc sprowokować go do podobnych reakcji. Niestety - na marne. I albo to ja byłam tak nieobyta w sztuce flirtowania, albo On wyjątkowo na to odporny.
Albo jedno i drugie.
Poza tym ostatnio często łapałam go na tym, że przyglądał się mi badawczo, jakby nad czymś dumając. A później przeważnie odwracał wzrok i zapominał o moim istnieniu na kilka długich godzin.
Powoli zwróciłam się ku niemu przodem.
- Powiedz mi, Sakura - Jego ciepłe oddechy rozbijały się o moje policzki - Dlaczego to robisz?
- Co robię? - zdziwiłam się
- Nie uciekasz, nie przeklinasz, nie krzyczysz wtedy, kiedy trzeba.- Spoglądał na mnie z uwagą - Dlaczego nie próbujesz mnie teraz powstrzymać? Tak jak zawsze?
Mówił półszeptem, wyrażając się na tematy, których znaczenia nie chciałam mu wyjaśniać.
A jednak pewna wyjątkowa atmosfera pozostała, niezrażona moją niechęcią.
- Będę Twoją żoną. - odparłam z wahaniem - Chciałabym, żebyś tego nie żałował. Żebyś był świadomy, jak nieporadną kobietę bierzesz na swoje barki...- skrępowana spuściłam wzrok - Jak nieobytą.. Ze wszystkim... tym...
Co Nanami, chciałoby się powiedzieć.
Odpowiedział mi ciszą.
- Robisz to dlatego, że będziesz moją żoną, tak? - rzekł w końcu
- Tak. Nie! - zreflektowałam sie szybko, zdając sobie sprawę z negatywnego wydźwięku słów. - Robię to dlatego, że tego chcę. Naprawdę. Ale mam wrażenie, że czasami jakby mnie... - długo szukałam odpowiedniego wyrażenia - ... unikasz?
- Oczywiście że tak jest, głupia. - odparł w zupełności poważnie. - Jeden pocałunek za dużo może skończyć się katastrofą.
Lekko zmarszczyłam brwi
- Jaką katastrofą?
Pokręcił z rozbawieniem głową niczego nie wyjaśniając, ani też nie mając zamiaru tego robić. Nabrałam powietrza chcąc znowu coś powiedzieć, lub mówiąc ściślej: głośno wyrazić swoje niezadowolenie.
A wtedy on pochylił się z typową dla siebie subtelnością. Ciemne tęczówki zalśniły obiecująco spod na wpół przymkniętych powiek, spoglądając ku mnie z rozkoszną zmysłowością. Tylko Sasuke potrafił zmienić się diametralnie z nieczułego drania, do uwodzicielskiego kochanka.
Zapomniałam, czemu byłam niezadowolona. Z nerwowym napięciem wstrzymałam nabrane przed momentem powietrze. Tymczasem Sasuke zbliżał się, jedną z rąk delikatnie otaczając moje plecy. Poddałam się temu, opierając dłonie na jego umięśnionym, emanującym siłą torsie.
Chcąc ułatwić mu do siebie dostęp, delikatnie uniosłam się na palcach i rozchyliłam wargi, zapraszająco zwilżając ich fakturę koniuszkiem języka.
Poczułam lekki nacisk jego palców na swojej talii.
Umocniło mnie to w przekonaniu, że Uchiha, jakkolwiek twardy by nie był, wciąż pozostaje tylko mężczyzną. Ino miała rację. Niespodziewanie zdumiało mnie to odkrycie.
Rozkoszne skurcze podbrzusza nieustannie przypominały mi, kto właśnie trzyma mnie w ramionach. Uwielbiałam zapach Sasuke, tak męski a zarazem przyjemny. Każdy wdech stawał się słodką pieszczotą, każde spojrzenie ukojeniem dla skołatanego serca.
Był bardzo blisko.
Przymknęłam powieki, ze słodką niecierpliwością oczekując tego, co miało nadejść.
Nieskończenie długi czas nie działo się jednak nic.
Zaniepokojona zwłoką, z obawą otworzyłam oczy, niepewnie ilustrując wyraz twarzy chłopaka.
Zamrugałam.
Ten drań wcale nie patrzył teraz na mnie! Mało tego! Był zwrócony twarzą w stronę drzwi, spoglądając weń ze złowieszczym opanowaniem. Nie skaził go cień żadnej emocji.
Matowe tęczówki ciskały jednak gromy.
Milcząco powędrowałam śladem jego wzroku, a kiedy zorientowałam się, co było przyczyną jego gniewu, niemal sama zatrzęsłam się z narastającego oburzenia.
Naruto stał jak zaklęty w progu, strzelając oczami na lewo i prawo. Jego nienaturalna pozycja, z nogą odchyloną do tyłu, opartą palcami na ziemi wskazywała na to, że chciał niezauważony usunąć się w tył, nim zorientujemy się o jego niechcianej obecności.
- No nie wierze.. - wyszeptałam z wolna, drętwiejąc w stalowych objęciach Uchihy.
Nikt nie poruszył się nawet o milimetr.
- Tym razem go zabije - warknął Sasuke i jak stał, tak puścił mnie, od razu, machinalnym krokiem ruszając w strone skołowanego Uzumakiego. Ten zgłupiał, w otępieniu nie wiedząc za co zabrać się najpierw.
A mnie oblał zimny pot strachu.
Zauważyłam bowiem krwisto czerwoną poświatę, wyraźnie usytuowaną gdzieś w okolicy zagniewanych oczu swojego wybranka.
On nie żartował. Naprawdę aktywował Mangekyo Sharingana i teraz miał zamiar, za jego pomocą zamordować śmiałka, który odważył się po raz drugi z rzędu przerwać nam chwilę samotności.
Uzumaki również musiał to w końcu zauważyć. W jednej chwili szeroko otworzył oczy, usta wykrzywiając na kształt litery "O". Następnie odwrócił się na pięcie i cwałem wystartował przed siebie, próbując nie zgubić nóg w szalonym pędzie.
Sasuke nerwowo poruszał palcami, spokojnie wychodząc na ciągnący się w nieskończoność korytarz, na którym jeszcze przed sekundą znajdował się blondyn. Rzucił za nim pogardliwe spojrzenie i w chwili, gdy najmniej się tego spodziewałam..., nagle aktywował Chidori i cisnął potężną smugą błyskawic wprost przed siebie.
Rozległ się głośny huk, gdy technika z powodzeniem ugodziła w przeciwległą ścianę długiego przedsionka. Aż podskoczyłam, spoglądając z przerażeniem z rozgrywającą się scenę śmierci.
Sasuke był wściekły jak nigdy dotąd i wcale nie krył się z tą emocją.
- O mój Boże! - wykrzyknęłam, unosząc dłonie do ust - Trafiłeś go?!
Wciąż spoglądał z potępieniem wgłąb korytarza, marszcząc brwi i odchylając się do tyłu, jakby miał zaraz za rogiem spostrzec leżące w bezruchu truchło przyjaciela.
- Mam nadzieję, że tak. - odparł ze skupieniem
O mój Boże! Cichutko przełknęłam ślinę, dyskretnie wyglądając w stronę wychodzącego na niewielki ogród okna. Z ogromną ulgą spostrzegłam w nim nienaturalnie szybko oddalający się, pomarańczowy punkt z blond czupryną. Naruto biegł, jakby ścigał go sam diabeł. Odetchnęłam
- Czy to o tej katastrofie mówiłeś? - wydukałam w przypływie odwagi, ostrożnie ważąc słowa.
Uchiha zerknął na mnie chłodno kątem oka.
- Mniej więcej.
Poruszyłam się w miejscu, przestępując z nogi na nogę.
Przeklęty Naruto, zaklęłam nagle i o dziwo, wcale nie dlatego, że znowu przerwał moment mojego pierwszego, od dłuższego czasu, pocałunku z Sasuke.
Obudził w nim bestię.
Słodki kochanek przerodził się w niesłodką maszynę do zabijania.
A teraz ja zostałam z nim sam na sam, bo potencjalny prowokant oddalił się z piskiem opon.
Jakby czytając w moich myślach, niedoszły morderca zwrócił się powoli w moją stronę i zilustrował od stóp do głów lodowatym spojrzeniem. Obeszły mnie ciarki.
Niegdyś tajemnicze, ciemne tęczówki teraz lśniły groźną czerwienią, nadając całej twarzy mężczyzny iście diabelskiego wyrazu. Mocno ściągnął usta, stojąc tak i patrząc. Bałam się, naprawdę bałam się go jak nigdy dotąd.
- Na czym skończyliśmy? - zapytał tonem zapowiadającym długie lata tortur i ruszył do przodu pewnym krokiem.
W zderzeniu z tym, co ma się zaraz zdarzyć, oblała mnie fala niewczesnej paniki.
Wyglądał przerażająco, stojąc w progu pokoju i całym sobą biorąc w posiadanie wszystko, co akurat znalazło się w zasięgu jego wzroku. Za to idąc, roztaczał wokół mroczną aurę demonizmu.
W tym momencie patrzył prosto na mnie, nadal nie dezaktywując sharingana.
Czując na sobie płonące, pełne żaru, dzikości i zdecydowania spojrzenie, ogarnięta strachem zaczęłam cofać się w tył, dość szybko natrafiając łydkami na początek kanapy. W popłochu obejrzałam się za siebie.
- W sumie jeden pocałunek nie zaszkodzi. - oznajmił chrapliwie, głosem zmienionym przez pożądanie. Gwałtownie wróciłam głową w jego stronę i ... Głośno przełknęłam ślinę. Był bardzo blisko.
Uniósł rękę i silnie, inaczej niż za pierwszym razem, zadarł moją twarz ku górze .
Szkarłatne tęczówki spoglądały z pogardą.
Mocny skurcz brzucha powiadomił mnie o tym, że: albo zemdleje zaraz ze strachu - co wydawało mi się bardziej prawdopodobne - albo na nowo budzi się we mnie znajomy płomień namiętności.
Zagryzłam dolną wargę, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Albo dwa.. - dodał gardłowo i bez ostrzeżenia, mocno wpił się w moje usta.
Wydałam z siebie stłumione piśniecie
Wtedy też otoczył mój kark dłonią i przyciągnął bliżej siebie, zakleszczając moją głowę w stalowym uścisku swoich rąk. Nawet gdybym chciała, nie miałabym żadnej możliwości, by sprzeciwić się jego woli.
Całował agresywnie, niemal brutalnie. I robił to świadomie, biorąc mnie w posiadanie za sprawą samych ust, bez najmniejszego wysiłku.
Napierał na mnie całym ciałem, z każdym muśnięciem coraz mocniej i mocniej, a ja, w swej bierności stałam jedynie, niezdolna do żadnego ruchu.
Całowałam się z tą cząstką Sasuke, która zawsze wprawiała mnie w mrożącą krew w żyłach trwogę. Był władczy i pewny tego co robi, nie liczył się z nikim ani niczym, robił, na co miał akurat ochotę. To wszystko sprawiało, że drżałam, w pełni świadomości, jak bezbronna teraz jestem.
Jednym silnym pchnięciem posłał mnie na kanapę, po czym zawisł nade mną z nieokiełznanym błyskiem w oczach, znowu dobywając moich warg. Niemal siłą wdarł się językiem do wnętrza ust.
Wtedy niepewnie oddałam pocałunek po raz pierwszy, a on, w odpowiedzi na ten gest zwolnił tempa, po czym ponownie zmusił mnie, bym zmieniła pozycję: z siedzącej, na leżącą. Chwycił pełną garścią za niesfornie, różowe kosmyki i silnie pociągnął je ku dołowi, sprawiając, że całe moje ciało ulegle podążyło w ślad za jego ręką. Nie zaprzestawał pocałunków
Położyłam się na posłaniu zgodnie z jego żądaniem, czując, jak żywy ogień niemal trawi moje podbrzusze. Kurczowo zacisnęłam uda i nieznacznie poruszyłam nogami.
Wszystkie we mnie było napięte niczym struna, wyczulone na najmniejszy dotyk. Wszystko reagowało na pieszczoty Sasuke ze zdwojoną siłą.
Oderwał się ode mnie, więc niewiele myśląc otoczyłam rękami jego szyję i na nowo żarliwie przyciągnęłam go ku sobie, już nie panując nad tym, co czynię. Ogarnięta namiętnością, byłam w stanie dążyć tylko ku jednej rzeczy: by w końcu znaleźć ujście dla swojej tęsknoty i słodko-gorzkiego bólu oczekiwania.
Czułam, że się uśmiechnął.
Nie przerywając pieszczot, niezwykle zręcznie również znalazł się na kanapie, najpierw wisząc nade mną, aby po chwili przygnieść mnie do miękkich poduszek swoim ciężarem.
Cudownym ciężarem.
Do diabła. Byłam zdana tylko na niego i, po raz chyba pierwszy w życiu, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Chciałam więcej.
Bo jego siła i charyzma była dowodem niebywałej męskości. Zamruczałam, prosto w jego władczo narzucające rytm usta.
Zszedł pocałunkami niżej, na moją szyję, w międzyczasie tak sprawnie, że nie zdołałam się nawet w tym zorientować rozpinając pierwsze guziki lekarskiego kitlu. Odchylił palcami kołnierz, zyskując dostęp do odsłoniętego ramienia, aby następnie sunąc mokrymi pocałunkami ku dołowi...
Stopniowo odkrywał przed sobą coraz więcej mojego ciała, niezwykle zręcznie radząc sobie z drobnymi guziczkami. Wsunął dłoń pod biały materiał i rozchylił go, zamglonym spojrzeniem obejmując niewielkie piersi. W porównaniu do atutów Nanami były one tak znikome, że naraz pokryłam się gorącym rumieńcem zażenowania.
Chciałam wierzyć, że nie robiło to na nim żadnej różnicy, mimo tego i tak odczuwałam coś na kształt niepewności. Zacisnęłam usta w wąską linię, speszony wzrok unosząc gdzieś ponad przestrzeń naszej dwójki.
Ręka Sasuke czule gładziła lekko uniesione wzgórki, aby po chwili stanowczo uchwycić jedną z piersi w swoją rękę. Nieoczekiwanie z gardła wyrwało mi się krótkie: "Och!", a całe plecy wygięły się, uprzednio niczego ze mną nie konsultując.
- Ciii... - mruknął zmysłowo, tym jednym dźwiękiem wzniecając we mnie jeszcze większy pożar. Zaciskanie nóg stało się koniecznością.
Głośno wypuściłam powietrze z ust, gdy wilgotne wargi Uchihy w końcu dotarły do drugiej piersi, obficie zasypując ją zapalczywymi pocałunkami.
Zacisnęłam dłoń na materiale kanapy, wijąc się pod chłopakiem w poczuciu głębokiego niezaspokojenia.
- Sasuke... - wydukałam na bezdechu gdy przyjemność stała się wręcz nieznośna, a całe ciało domagało się natychmiastowego spełnienia.
Nie wiedziałam wtedy, jak wiele wrażeń jeszcze mnie czeka. I, że to pozorne poczucie najintensywniejszych z możliwych, rozkosznych głębi, to dopiero pierwsze poziomy płycizny, w całym oceanie przyjemności.
Pierwszy z wielu szoków nastąpił, gdy odchylając materiał stanika, Sasuke przejechał gorącym językiem wzdłuż po nabrzmiałym sutku. Otworzyłam szeroko oczy, jednocześnie z błogim okrzykiem odchylając głowę w tył.
O mój boże, zdołałam pomyśleć, nim to cudowne uczucie zawładnęło mną do końca.
Automatycznie zacisnęłam dłoń na jego włosach, by tym samym jeszcze intensywniej przybliżając go ku swojej domagającej się dalszych pieszczot piersi.
Te jednak nie nadeszły.
Otępiała, zbyt późno zdałam sobie sprawę, że jestem wolna a Sasuke klnie szpetnie, unosząc się wysoko ponad moją postacią. Klęczał na kanapie, po obu stronach moich zaciśniętych nóg. Oddychał równie głośno jak ja.
- Kurwa - wydyszał, co było zresztą jednym z wielu określeń, którymi się akurat posługiwał i ciężko przeczesał ręką włosy.
Zamroczona, nie przejmując się swoją na wpół nagością, uniosłam się na łokciach, spoglądając ku niemu zarazem z rozmarzeniem jak i zaniepokojeniem. Nie wiedziałam, co stało się przyczyną tego nagłego gniewu.
- Co Ty w sobie masz, kobieto - Ewidentnie zwracał się do mnie. Jego ton pozbawiony był pretensji, co spostrzegłam z radością; przemawiało przez niego niecodziennie ukazywana bezradność.
Uniosłam wzrok.
Zielone tęczówki spoglądały błagalnie przed siebie, powoli acz niechętnie odzyskując kontakt z szarą rzeczywistością.
- Nie odtrącaj mnie znowu, proszę - wyszeptałam, niepewnie wyciągając ku niemu rękę, w nadziei, że uda mu się ją uchwycić. Nie zrobił tego jednak, jedynie w nic nie wyjaśniającym milczeniu śledząc moje ruchy beznamiętnym wzrokiem.
Przywdział maskę obojętności, mimo tego, że jeszcze przed sekundą, wyraz jego oczu wyrażał ogrom wszystkich emocji. Wolałam go takiego. Gdy jego twarz wyrażała czystą żądzę, a oczy błyszczały z ożywieniem. Tymczasem na nowo ukrył samego siebie gdzieś w głębi ponurego gbura, którym przecież nie był.
Na tyle zdołałam go poznać.
- Nic nie rozumiesz, Sakura. - odezwał się szorstko i dźwignął z kanapy. Nie pozwoliłam mu na całkowite odsunięcie się, w porę chwytając go za ramię i unieruchamiając w miejscu.
Spojrzał na mnie kątem oka - I niczego nie ułatwiasz. Jak zwykle. - dodał nagle z dozą czegoś dziwnego. Jakby...rozczulenia?
- Więc mi wytłumacz. Proszę.
Westchnął ciężko.
- Znając Ciebie i Twoją zdolność do zadawania najtrudniejszych pytań, chcesz zapewne wiedzieć dlaczego się odsunąłem, tak?
Potwierdzająco skinęłam głową, niezdarnie zabierając się do zapinania niemal w całości rozpiętego kitla. Z emocji bardzo trzęsły mi się dłonie i miałam problem, by trafić guziczkami w odpowiednie otwory.
Uchiha w skupieniu przyglądał się moim staraniom.
Gdy się odezwał, jego ton pobrzmiewał przyganą:
- Zasługujesz na coś lepszego, niż szybki numerek w niezamieszkałym domu, na starej, zużytej i zresztą mocno niewygodnej kanape, Sakura. - Odepchnął moje dłonie i sam zabrał się za doprowadzenie mojego ubioru do porządku. To głębokie wyznanie uprościł kumulując całą swoją uwagę na guzikach. Zapinał je równie prężnie, co rozpinał. - Poza tym nie masz pojęcia, do czego próbujesz mnie namówić.
- Do seksu! - wychyliłam się... i dość szybko zdałam sprawę z tego, co też najlepszego powiedziałam. Od razu temperatura moich policzków skoczyła do 80 stopni celsjusza, a oczy rozszerzyły się w wyrazie bezdennej paniki.
Nie wierzę, że to powiedziałam.
- Tak, głupia - Sasuke jednak zdawał się, na całe szczęście, nie zwrócić na to większej uwagi. Dalej pochłonięty był guzikami, chodź mogę się założyć, że w tym wszystkim poświęcił mi co najmniej jedno ostre spojrzenie. - Jesteś świadoma, co się z tym wiąże? - pociągnął mrocznie i przerwał wykonywaną czynność, zerkając na mnie z nieokiełznanym pragnieniem.
Zadrżałam.
- Nie rozumiem pytania.
- Nie masz pojęcia jak wielkie siły próbujesz zbudzić. - Znajomym gestem stuknął mnie dwoma palcami w sam środek czoła - Nie wykorzystam Cię kretynko, tylko dlatego, że akurat nie jesteś w pełni zmysłów. - dorzucił ostro
Nie ujeło mi to na rezolutności, bowiem szybko rzuciłam:
- Ależ jestem! Jestem całkowicie świadoma tego o co proszę! Mówię całkiem poważnie. Prześpij się ze mną! Przecież.. Czy nie chciałeś tego od dawna? Czy nie próbowałeś mnie do tego zmusić, odkąd tylko wróciłeś do wioski?
Cynicznie uniósł do góry jedną brew.
- Zdecydowanie nie jesteś. - powiedział, kompletnie ignorując całą resztę pytań, uznając je za niegodne odpowiedzi.
Gniewnie zmrużyłam oczy.
- Za to Nanami była? - syknęłam, nim zdołałam się przed tym powstrzymać.
Wyprostował się nagle, spoglądając prosto w moje oczy z nieskrywaną złością.
- W nosie miałem zdanie Nanami. - rzucił przez zęby - Z twoim za to się liczę. Powiedz słowo, a zacznę traktować cię na równi z nią. Czy tego chcesz?
Coś poruszyło nieodkrytymi do tej pory strunami mojej duszy. Spuściłam ze skruchą wzrok, w akcie niepewności splatając palce na własnych kolanach.
Sasuke miał przecież rację. Tak samo jak ja, nie powinnam była robić mu przytyków.
W końcu, zgodnie z moją prośbą zerwał wszystkie kontakty z piękną brunetką.. oraz zapewne całą setką innych, podobnych jej kobiet.
Nic jednak nie mogłam poradzić na to, że poczułam się gorsza.
To mnie Sasuke odtrącał, podczas gdy je otwarcie przyjmował nawet w samym środku nocy.
- Nie. - wyszeptałam z żalem, uparcie nie unosząc oczu. Nie wiem, jak mogłabym teraz na niego spojrzeć, zważywszy, że pod powiekami już zbierały się zdradzieckie łzy - Przepraszam. Jestem Ci wdzięczna za troskę.
- Dalej nic nie rozumiesz - Sztywnym gestem objął mnie ramieniem i pociągnął ku sobie, bez ostrzeżenia wtulając w swoją klatkę piersiową. Widać było, że nie przywykł do podobnych gestów. Nie było w tym nic z ciepła. Obejmował mnie mocno ale bez dającego ukojenie wyczucia. Wzrok zwrócony miał gdzieś w przestrzeń.
Mimo tego i tak poczułam się tysiąckrotnie lepiej. Śmiało wtuliłam twarz w jego koszulkę, racząc cię ciepłem oraz męskim zapachem - To nie jest tak, że mnie nie pociągasz. Robisz to, w dodatku piekielnie mocno. Nawet nie wiesz ile mnie kosztowało odsunięcie się od ciebie. Zamiast rozpinać te guziki, miałem ochotę je wszystkie zerwać i posłać do diabła. - mówił, palcami jednej ręki lekko gładząc moje plecy - Umówmy się. Będziesz moją żoną. Czy myślisz, że chciałbym abyś przez całą resztę życia kojarzyła mnie jako niewyżytego zbereźnika, który rzuca się na ciebie i wykorzystuje, przy każdej możliwej okazji? Bóg mi świadkiem, że na to mam właśnie najczęściej ochotę. Ale nie zrobię Ci tego, durna, bo jesteś dla mnie na swój sposób ważna. I właśnie dlatego możesz być pewna, że wezmę cię do łóżka tylko wtedy, gdy lepiej się poznamy i zżyjemy. Tak, aby była to wyjątkowa, jedna z wielu łączących nas rzeczy, Sakura. Nie jedyna i nie główna. Dodatkowa. Jeśli posiądę cię teraz, jak miałbym w ogóle myśleć o czymkolwiek innym, jak tylko ponownym zabraniu cię do swojego łóżka?
- Och, Sasuke! - wyszeptałam, obejmując rękami jego szyje i czule wtulając się w zagłębienie jego ramienia. Siedział wyprostowany jak struna. - To takie kochane, co powiedziałeś! Tak, jasne, masz całkowitą rację! Że też wcześniej tego nie zauważyłam! Oh... musiałam wyjść w swoich oczach na głupka.
- Głupek to mało powiedziane. - poprawił całkowicie poważnie - Zbieraj się. Przez Ciebie nic tutaj nie zrobiłem, a z tego co wiem, Naruto wciąż biega żywy na wolności. Muszę go dorwać zanim znowu postanowi coś spieprzyć.
Diementralnie pobladłam
A jego już nie było.
Nieco otępiała, wciąż niezdolna do dysponowania całą energią dnia dzisiejszego podniosłam się do pozycji chwiejno-stojącej. Wyznanie Sasuke zrobiło na mnie ogromne wrażenie, co było tylko spotęgowaniem emocjonalnych ciosów jaki otrzymywałam podczas niekończących się pocałunków. Czułam się ... wszechmocna! Rozpierało mnie wewnętrzne szczęście i radość. Mało tego! Gdyby istniała cielesna forma mojego stanu... to najpewniej wzniosłaby się teraz do góry niczym kanarek i szybowała między chmurami, falsetem wyśpiewując wszystkie znane sobie ody. Oda do Konohy, Oda do walecznych shinobi, Oda do ramenu (wymyślona przez Naruto, oczywiście )... No po prostu wszystkie!
Rezolutnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi by przekonać swojego wybranka, że na Uzumakiego nie ma mocnych. To cholerstwo trzyma się życia niczym nieznośne dziadostwo i za nic nie daje z niego wykurzyć. Dziękowałam za to każdego dnia. Nikt nigdy nie znaczył, i nie będzie znaczyć dla mnie tyle co Naruto. Uśmiechnęłam się czule, przypominając sobie wszystkie sytuacje w których brał czynny udział.
Byłam już blisko drzwi.
Postąpiłam jeszcze jeden krok i niespodziewanie poczułam przeszywający ból głowy. Następnie uderzyło we mnie coś niezrozumiałego, potężnego; coś co z miejsca zaplątało moje myśli w ogromny supeł... Zatrzymałam się i niemal w tym samym czasie bezwładnie zatoczyłam po pokoju. U jego kresu zbawiennie podparłam się ręką o ścianę, usiłując odzyskać zmąconą równowagę i nie upaść. Moje zmysły doznały nagłego zamroczenia, nieuzasadnionej wiotkości. Ledwo stałam na nogach. Obraz wirował mi przed oczami, jakby w jakimś dzikim tańcu, mnie zatrzymując gdzieś ponad dobrą zabawą.
- Co do diabła.
Nie wiem ile czasu spędziłam w słodko-gorzkim, międzywymiarowym zawieszeniu...
Kiedy się ocknęłam siedziałam na podłodze, a w mojej głowie panowała bolesna pustka. Niezdarnym gestem przeczesałam włosy mierzwiąc je jeszcze bardziej i jak pijana zbadałam teren wzrokiem.
Wszystko było niepokojąco wielkie!
Rozejrzałam się jeszcze raz i wtedy ze zdziwieniem dostrzegłam, że tkwię rozłożona na panelach, mimo tego że przed momentem szłam beztrosko w stronę drzwi! Chciałam dorwać Sasuke! Czyżbym nieplanowanie przeteleportowała się w inną część pokoju? Tylko stąd to wrażenie bezwładności i.. ał! Przy próbie poruszenia głową, bardzo wyraźnie dał o sobie znać ból, zlokalizowany w okolicy skroni. Czy ja... Co się właściwie stało przed momentem? Dlaczego wszystko jest takie niewyraźne, skomplikowane? Podpierając się o ścianę dźwignęłam bezwładne ciało z podłogi. To zdecydowanie chakra musiała spłatać mi figla, pomyślałam, siląc się na racjonalność. Jednakże wielka wyrwa w pamięci ciągle dawała o sobie znać, niepokojąc mnie i pozbywając zdolności do swobodnego zachowania. Wyprostowałam dziwnie zastałe plecy i przetarłam załzawione oczy. Powoli ogarniał mnie upragniony spokój.
Sakura nie mogła tego wiedzieć... ale gdyby tylko na czas spojrzała za okno, być może byłaby w stanie, wśród okalających dzielnicę klanu drzew, dostrzec parę krwisto-czerwonych oczu, zastygłych w złowrogim bezruchu. Jaskrawy blask wyraźnie przebijał się przez zielone zarośla. Nim jednak zwróciła weń głowę, ich już tam nie było.. Pozostały tylko kołysane miarowo gałęzie krzewu, na które nie zwróciła uwagi i gdzieś w oddali, gwałtownie podrywające się do lotu ptaki.
Świat wrócił do normy, zaś rubione tęczówki mężczyzny zniknęły pod ciężko przymkniętymi powiekami. Napastnik niezauważony przez nikogo, w ciszy przedzierał się w głębokie partie lasu..
Tymczasem niepokój Sakury zniknął całkowicie. Wpadła w stan błogiej radości, która cechowała ją do niedawna. Jak gdyby nigdy nic, wyzbyta obaw na nowo ruszyła w stronę drzwi.
To, co wydarzyło się chwile temu już nie miało znaczenia, bowiem znikło, zatarło się w jej pamięci i uleciało, szybko zastąpione nowymi myślami. Podskoczyła radośnie i otworzyła drzwi, w podskokach prąc do przodu.
Tajemniczy mężczyzna był w stanie oszukać wszystkich, nie oszukał jednak czasu.. Sakura Haruno ponad dziesięć minut spędziła trwając nieprzytomną, jakby zatrzymaną w jednej i tej samej pozycji, przy tej samej rozterce. A później wstała i kontynuowała perypetie minionego okresu, nieświadoma dziejących się dookoła sprzeczności.
Wesoło wpadła do salonu i pierwszą rzeczą, którą ujrzała, była spiętą w wyrazie podenerwowania sylwetka Sasuke. Zawahała się i zmarszczyła brwii.
- Jeszcze nie zdążyłeś wyjść? - zawołała z rozbawieniem - Już myślałam, że Cię nie dogonię!
Autorka: Wybaczcie zwłokę. Mam pewien zastój w rozdziałach, bo od 3 tygodni choruje i choruje.. końca nie widać. xd Poza tym jak zwykle, wena na wyczerpaniu.
A drugi blog juz ponad miesiąc czeka na nową część. A ja mam dopiero 6 stron zapisane! :<
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top