29. To Sasuke jest czarną plamą na suficie!
Wiecie co?! Waaaalić tą maturę! :D
Musiałam mieć w głowie zbitą kupę syfu, skoro zgodziłam się na coś takiego!
- Wskocz mu do łóżka, Sakura! Wcale się nie krępuj, zrób to! - syczałam wściekle pod nosem, bez opamiętania mieszając łyżeczką w wypełnionej do połowy zlewce. Płyn wylewał sie z niej i rozchlapywał po wszystkim dookoła łącznie ze moją twarzą, a jednak nie przestawałam, mącić w naczyniu tak zapamiętale jakby zależało od tego moje życie.
- Zakocha się od razu, gwarantuje! - ciągnęłam bez tchu - Albo ewentualnie dostanie czego od dawna chciał i raz na zawsze zniknie z twojego życia! Ale nic się nie martw! Najwyżej! Minimalne ryzyko! Mi-ni-ma-lne! Do stu piorunów, co mnie podkusiło żeby rozmawiać z nią na takie tematy. Długonoga wariatka!
- Do kogo ty mówisz?
Ale mnie skurczybyk wystraszył! Roztwór Fetanylu tworzony z taką czasochłonnością, nieomal wymsknął mi się z rąk, najpierw odbywając krótki lot w powietrzu a następnie wylewając się w ¾ swojej zawartości na podłogę. W porę pochwyciłam naczynie, zatrzymując je w pochylonej pozycji między swoim łokciem a biodrem.
- Oszalałeś?! - ryknęłam, starając się wyratować to, co jeszcze pozostało mi w rękach. Niezgrabnie odłożyłam zlewkę na kuchenny blat, posuwistymi ruchami wycierając mokre dłonie o materiał swoich spodni. Zerknęłam na Sasuke spod byka. - Nie pozwalałam ci przecież wstawać z łóżka. Dlaczego mimo tego ciągle kręcisz się po domu. Złamań nie da się rozchodzić! Wracaj do salonu.
Tak, salonu. Od czasu gdy dwa tygodnie temu zostałam chcąc nie chcąc przymuszona do wprowadzenia się do mieszkania chłopaka, z całą bezwstydnością zadomowiłam się w jego prywatnym, osobistym pokoju sypialnianym. Sasuke przypadło miejsce na kanapie - oczywiście gdy tylko jego rany powierzchownie wygoiły się, a on sam był w stanie swobodniej się poruszać, nie wyjąc przy tym z bólu.
Ten idiota chciał udostępnić mi swoje łóżko już podczas pierwszego dnia pobytu pod jego dachem; w swoim uporze był nawet w stanie jakoś zwlec się z posłania i zakrwawić całą podłogę, próbując podpełznąć do drzwi. Pech sprawił, że cokolwiek zmasakrowany stan nóg szybko doprowadził go do upadku. Huk, który rozszedł się wtedy po mieszkaniu sprawił, że niemal natychmiast zjawiłam się na miejscu. A tam zastał mnie niecodzienny, wręcz makabryczny obrazek. Cały pokój tonął w czerwieni, nieprzytomny Uchiha leżał na środku krwawego pobojowiska i bóg mi świadkiem, przez chwile pomyślałam że jak stał, tak padł martwy. Był blady jak ściana.
Nim zdołałam wciągnąć go z powrotem na łóżko, krew była już wszędzie. Na mnie, na ścianach, na pościeli. Gorączkowo zszywałam pootwierane rany, czując się jak najgorszej klasy, bestialska rzeźniczka. O późniejszym szorowaniu paneli i mebli nie wspomnę, podobnie jak o nadających się tylko do wyrzucenia nowych spodniach. Absolutnie nie będę tego wypominała. Wcale nie mam żalu. Wcale.
W ciągu minionego tygodnia wiele się między nami zmieniło.
Główna różnica, najistotniejsza polegała w dużej mierze na tym, że nie szukałam z nim kontaktu i ze wszech miar starałam się nie prowokować go do rozmowy. Słowa Ino brzęczały mi w głowie za każdym razem, gdy tylko spojrzałam na jego twarz. I to wystarczyło, bym po każdej takiej próbie pokrywała się gorejącym rumieńcem.
Zerknęłam kątem oka na Uchihe, który w dalszym ciągu stał w progu kuchni, spoglądając w moją stronę z zainteresowaniem. Bez słowa odwróciłam się do niego plecami i na nowo poderwałam w dłoń łyżkę, już po chwili sprawnie manewrując nią w nieznacznie opróżnionej zlewce. Energicznie machałam ręką i chodź nie dawałam niczego po sobie poznać, byłam wyczulona na każdy szmer dochodzący z mieszkania.
- Jesteś strasznie spięta - rozległ się nagle cichy pomruk, bezpośrednio tuż obok mojego ucha. Nerwowo poderwałam się do góry, czując jak serce niemal wyskoczyło mi z piersi, w dodatku torując sobie drogę przez gardło.
- Znowu to zrobiłeś! Przestań mnie ciągle straszyć! - cisnęłam ze złością, mocniej pochylając się nad roztworem. Mieszałam go tak zamaszyście, że aż zaczęły boleć mnie mięśnie ręki. Zagryzłam wargę, nie spowalniając tempa. - Bałwan.
- Wcale nie chciałem. Przepraszam.
Burknęłam pod nosem ciche "Nie ma sprawy", wracając do błogiego stanu nie zwracania uwagi na jego obecność. Niestety w kontynuowany tego procesu, ciągle przeszkadzały mi gorące oddechy chłopaka, rozbijające się w równych odstępach na skórze mojego karku. Zwilżyłam językiem spierzchnięte wargi dla uspokojenia skołatanych myśli odliczając w myślach do dziesięciu.
1...2...3...4...4...Co było po czterech? Wybiłam się z rytmu pod każdym możliwym względem. Naraz moje ruchy przestały był tak płynne, łyżeczka z łoskotem uderzyła o szklaną powłokę zlewki a ciało drgnęło gwałtownie, jakby w odpowiedzi na ruch jego rąk, które znikąd zatrzymały się na moim brzuchu. Bez ostrzeżenia przerwałam wykonywaną czynność, zamierając w kompletnym bezruchu.
- Co ty wyprawiasz. Nie dotykaj mnie - rzuciłam na bezdechu, poruszywszy się niemrawo w miejscu. Jego dłonie niemal wypalały mi dziurę w skórze, a ja głupia, starałam się nie zwracać na to uwagi. Było to totalnie bezcelowe, bo tylko idiota nie zauważyłby tej dokuczliwej słabości, którą darzyłam Sasuke.
O dziwo chłopak posłusznie zabrał ręce lecz nie odsunął się, w dalszym ciągu stojąc niebezpiecznie blisko moich pleców. Niemal wyczuwałam delikatny dotyk jego klatki piersiowej, gdy tylko zaczerpnął głębokiego wdechu
- Chcę z Tobą porozmawiać. - wyjaśnił pokrótce, po chwili ściszonym głosem dodając coś jeszcze: - I przeprosić.
- Już mnie przeprosiłeś. Nie gniewam się.
- Nie za to - Wyczułam, jak przecząco pokręcił głową. - Chciałem zrobić to już dawno ale nigdy nie było dobrej okazji. Wiem, że narobiłem ci masę kłopotów i problemów. Wiem też, jak się przeze mnie czułaś. Przez te wsz...
Nagle, jak za błyśnięciem błyskawicy przeszyła mnie pewna myśl.
- Hej! A gdzie ty masz gips?! - zawołałam, nie bacząc na to, że przerwałam mu w połowie zdania. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a tą rzecz śmiało mogłam wrzucić do kategori Pilne i Naglące. Obróciłam się do chłopaka jednym płynnym ruchem.
Zielone tęczówki zalśnił gniewnie gdy mierzyłam kamienny wyraz jego twarzy. Zdecydowanie znajdował się za blisko. - Który to już raz, Sasuke? Ile ty masz lat żebym ciągle powtarzała ci, że gips jest po to żeby go nosić a nie rozwalać przy pierwszej, nadarzającej się okazji!
Mocno ściągnął ku sobie obie brwii
- Nie potrzebuje go. Poza tym czuje się lepiej.
- Lepiej nie znaczy, że wszystko jest w porządku. Masz połamaną rękę w dwóch miejscach i odmawiasz jej uszytywnienia! - Odwróciłam się do tyłu i zamaszyście pochwyciłam w dłoń zlewkę z gotowym już roztworem. Przyłożyłam ją Sasuke niemal pod same wargi - Pij. Zrób chociaż tyle i to wypij. Działa przeciwbólowo.
Z wahaniem odebrał ode mnie naczynie i przechylił je, za sprawą dwóch łyków wypijając niemal całą porcję mętnej substancji.
Widząc jak ostatnie krople płynu znikają w jego ustach uśmiechnęłam się kącikiem ust po czym... najnormalniej w świecie uderzyłam go pięścią w osłabioną rękę. Nie mocno, lecz równocześnie nie za lekko, tak, aby poczuł siłe a zarazem nauczkę płynącą z tego ciosu.
- Oszalałaś!! - zawył niemal od razu, odskakując ode mnie na odległość conajmniej jednego metra. - Co ci strzeliło do głowy. Kurwa!
- Założę ci ten gips po raz trzeci, ale jeśli ściągniesz go znowu...! - Pstryknęłam palcami wysoko w powietrzu, grymaśnie wykrzywiając przy tym usta. - To własnoręcznie cię uduszę!
- Będzie to najlepsza rzecz jaką mogłabyś dla mnie zrobić! Terrorystka! Kurwa, jak to boli.
Nie skomentowałam tego, chodź słowa przygane same cisnęły mi się na usta. Zadarłam wysoko podbródek i najpłynniejszym krokiem na jaki było mnie stać, wyminęłam klnącą radośnie postać Sasuke.
W zamierzeniu miałam oddalić się z klasą. Niestety, skończyło się tylko na "miałam".
Idąc a zarazem twardo spoglądając przed siebie nie miałam prawa dostrzec wielkiej, wręcz rażącej kałuży na podłodzę, o której z resztą dawno zdążyłam już zapomnieć. I to właśnie przyczyniło się do mojej porażki. Czyniąc w takt wrodzonej niezdarności, musiałam, po prostu musiałam skierować się w stronę groźnie połyskującego płynu, gorzkiej pozostałości po roztworze dla Sasuke.
Będąc sobą musiałam się na niej poślizgnąć. Hucznie i z rozpędem. W przeciwnym razie nie czułabym się przecież tak fajnie. Rzecz oczywista. Dzień bez narażenia życia tudzież skazania się na upokorzenie to dzień stracony.
Wraz z chwilą wdepnięcia w mokrą plamę, już wiedziałam, jak to się skończy. Fizyka zadziałała w tym przypadku bez zarzutów i szybko straciłam panowanie nad tym co się dzieje. Najpierw zamachałam rękami próbując uchwycić się czegokolwiek, a następnie krótki lot przypieczętowałam równie krótkim piskiem, gdzieś tam w międzyczasie godząc się z ewentualnością bolesnego upadku.
- Cholera jasna, Sakura! - dobiegł mnie głośny krzyk Sasuke, ubiegający tylko o sekundę moment uchwycenia mnie przez jego silne ręce. A później poczułam na plecach, pośladkach oraz głowie przenikliwy ból. Jęknęłam głucho, chwilowo zatracając poczucie rzeczywistości.
Leżąc w bezruchu na ziemi, przez dłuższą chwilę starałam się uchylić przymknięte od nadmiaru wrażeń oczy, a gdy już mi się to udało, obraz dwoił mi się i troił. Zmrużyłam podejrzliwie powieki, usiłując dopatrzeć się wszystkich szczegółów architektonicznych, którymi przyozdobiony był sufit. Sufit, który na pewno nie był czarny w chwili gdy jeszcze nie upadłam.
- Co do chuja.. - wyharczałam gardłowo, po chwili odchrząkując by nadać głosowi trochę wyraźniejszej brawy.
- Sakura, co ty najlepszego wyprawiasz! Nic ci nie jest?!
Sasuke. To Sasuke jest czarną plamą na suficie, pomyślałam otumaniona, usiłując podnieść górną część ciała z podłogi. Skrzywiłam się boleśnie, z jego pomocą siadając chwiejnie na ziemi. Musiałam przydzwonić dość konkretnie, bo zaniepokojony wyraz twarzy u Uchihy nie wskazywał raczej na łagodne lądowanie.
- Upadałam - odparłam bełkotliwie, poniewczasie orientując się, że jego dłonie wciąż mocno trzymają moje ramiona. Zamrugałam oszołomiona, nie podejmując jednak żadnych prób by je z siebie zrzucić. W ciszy powędrowałam dłonią ku tyłowi głowy chcąc zlokalizować nieuniknionego guza.
- To nie jest zabawne. Musisz na siebie bardziej uważać, durnoto. - Ręka Sasuke zręcznie ubiegła moją dłoń, co zdołałam zarejestrować dopiero w momencie, gdy poczułam pod swoimi palcami jego szorstką skórę. Momentalnie odsunęłam rękę, oblewając się przy tym lekkim rumieńcem. Niespotykana delikatność jego dotyku i ciepły, pełen obawy sposób, w jaki na mnie spoglądał sprawił, że zaczęłam się na poważnie zastanawiać, jak mocno przywaliłam swoim łbem o te kafelki. Nieświadomie wzdrygnęłam się, gdy ostrożnie wybadał powierzchnię mojej głowy dłonią. - Trzeba przyłożyć lodu. Dasz radę sama wstać?
Właśnie miałam zdobyć się na potwierdzające skinięcie, kiedy bez ostrzeżenia chwycił mnie na placach i pod zgięciem kolan, bez problemu unosząc w powietrze. Pisnęłam powtórnie, tym razem z zaskoczenia.
- Twoje ręce! - zawołałam panicznie, silnie otaczając jego szyję ramionami. Na mój niepokój składały się teraz dwa odczucia, pierwsze - że przecież dalej nie usztywniłam jego złamań, i drugie - że cały tył mojego ciała wciąż promieniował tępym bólem. Każdy ruch głową obkupywałam piekielnym cierpieniem. Zagryzieniem warg stłumiłam ciche jęknięcie, gdy ten wykonał pierwszy krok.
- Nimi się teraz nie przejmuj. - rzucił szorstko, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Po prostu szedł przed siebie, kierując się niewątpliwie w stronę sypialni. - Martw się lepiej o siebie, sieroto. W życiu nie spodziewałbym się, że się na tym przewrócisz.
- Dlatego mnie nie złapałeś? - burknęłam, lokalizując wzrok na ostrej linii jego szczęki. Rysowała się wyraźnie, szczególnie gdy z taką zaciętością zaciskał zęby. Z trudem powstrzymałam ochotę by dotknąć jego policzka, sprawić, by się rozluźniło, być może rozciągnęło w uśmiechu...
- Dosłownie wyślizgnęłaś mi się z rąk. - przyznał niechętnie.
Łokciem otworzył drzwi i wniósł mnie do środka, uważając przy tym by żadna część mojego ciała nie zahaczyła o próg. Następnie bardzo ostrożnie posadził mnie na łóżku, stanowczym tonem nakazując zachowanie całkowitego bezruchu. Dostosowałam się do jego zaleceń, bo byłam ciekawa do czego to wszystko zmierza.
- Jesteś cała mokra. Musisz się przebrać i wysuszyć włosy. Trzymaj. - Bez ostrzeżenia wrzucił mi na kolana świeżo wypraną porcję moich ubrań, na które składały się krótkie spodenki i obcisły, bordowy top; po chwili do owej sterty dołączył również ręcznik.
Wpatrywałam się w to z oszołomieniem, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
- Ale.. - wydukałam poruszywszy się nieznacznie... i wtedy to poczułam. Lepka wilgoć pokrywała całe moje plecy oraz, jeśli wierzyć jego słowom, również głowę. Do tej pory zbyt zaaferowana jego bliskością, tudzież wypadkiem, ewentualnie jednym i drugim nie zwróciłam na to większej uwagi. Teraz za to stało się aż zanadto denerwujące. Widocznie za jednym zamachem udało mi się zarówno przewrócić jak i wytrzeć sobą ów kałużę. Cóż za oszczędne zarządzanie czasem. W życiu nie podejrzewałabym siebie o taką ekonomiczność, pomyślałam z ironią.
Skrzywiłam się momentalnie, po czym skrzywiłam jeszcze mocniej, kiedy zorientowałam, że Sasuke zamierza zostawić mnie teraz samą.
- Poczekaj! - zawołałam, szybko reflektując się w myślach za ten wybuch. Co ja mu teraz powiem?!
Uchiha przystanął w progu, zerkając ku mnie z wyczekiwaniem.
- Hm?
- Musisz mi pomóc! - palnęłam bezmyślnie i tak jak w przypadku poprzedniego zdania, tym razem również zbeształam się w duchu. Gorąc niemal natychmiast oblał moje policzki. - To znaczy... bo... no...
- Potrzebujesz pomocy przy rozbieraniu się czy ubieraniu? - uściślił, unosząc do góry jedną brew. Zamrugałam ze zdenerwowania, pierwszy raz od bardzo dawna nie wiedząc, co mam powiedzieć. Zwilżyłam usta językiem. - Więc? Streszczaj się, idę po ten lód.
- Przy wycieraniu włosów - Niepewnie wyciągnęłam ku niemu ręcznik - Proszę.
Z sekundowym wahaniem przyjął ode mnie wymieciony w dłoniach zbitek materiału, jednocześnie zamykając drzwi od sypialni.
- No jasne. Nie ma sprawy. - odparł ze swobodą, której mi aktualnie tak cholernie brakowało i ruszył w moją strone. Patrzyłam z głośno łomotającym w piersi sercem jak Sasuke zbliża się i bez skrępowania siada obok mnie, aby po chwili bez słowa zarzucić mi ręcznik na głowę. Ostrożnymi ruchami począł wycierać poszczególne partie włosów.
- Dziękuję - mruknęłam cicho, w głębi siebie tocząc najprawdziwszą batalię z myślami.
Nic nie mogłam poradzić na to, jak bezradnie się teraz czułam. Sasuke był tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki a mi jak zwykle brakowało odwagi by wysunąć śmielszy ruch. Głowa nie dokuczała mi już aż tak bardzo, bez problemu mogłam osuszyć sobie ją sama. Mimo tego nie mogłam oprzeć się pokusie zachowania dla siebie Uchihy chodź na chwilę dłużej. Mniej więcej dlatego wykorzystałam go do tak banalnej czynności. Bo jestem egoistką.
Która cholernie go potrzebuje.
Ostatnie dni spędziłam na sumiennym unikaniu Sasuke, nie bacząc na to, jak wielką odczuwałam potrzebę przebywania w jego obecności. Zgubiłam się w samej sobie. Aby nie pogarszać wewnętrznego zamętu zdecydowałam się na spokojne przeanalizowanie sprawy - w efekcie końcowym nie dało mi to jednak nic.
- Boli cię dalej? - odezwał się jakby od niechcenia, na moment zabierając ręcznik, by ocenić efekty swojej pracy. Musiały być dla niego satysfakcjonujące, bo materiał nie znalazł się po raz wtóry na mojej głowie.
- Nie, już nie tak bardzo. Dzięki za próbę ratunku.
- Nieudaną. Raczej mi się to nie zdarza
- Ja też raczej rzadko upadam. - podłapałam skwapliwie, po czym ze znużeniem opuściłam wzrok na własne, splecione na kolanach ręce.
- Oczywiście - stwierdził z rażącą w oczy ironią. Automatycznie spojrzałam ku niemu nieco ostrzej, nieznacznie przekrzywiając przy tym głowę.
- Sugerujesz coś?
- Że jesteś sierotą.
Czułam się w obowiązku zainterweniować.
- Że czym jestem?!
- Sierotą. W dodatku głuchą. Ściągniesz w końcu te mokre ubranie?
Dzielnie zachowałam kamienny wyraz twarzy, starając się nawet odtworzyć jego mimikę.
Posłucham rady Ino, pomyślałam nagle, pełna wewnętrznej brawury. Nie mam nic do stracenia. Zaufam Sasuke tak, jak powierzyłam losy własnej przyszłości w ręce pokręconej blondynki. Już nawet nie liczyło się dla mnie, czy ta decyzja może być konsekwencją najprostszego wstrząśnienia mózgu.
Byłam zmotywowana jak nigdy dotąd... a równocześnie nie miałam pojęcia jak mam się za to wszystko zabrać. Nie oszukując się, nigdy nie czułam się na tyle seksowną, by z premedytacją, bez skrępowania i w dodatku z powodzeniem uwodzić jakiegokolwiek mężczyznę. Do głowy by mi nie wpadło, że będę musiała kiedyś wykorzystać swój urok na Sasuke. Odetchnęłam dla uspokojenia, całkowicie wbrew sobie rozpoczynając tworzyć w głowie cały tabun najróżniejszych scenariuszy.
- Tak, ściągnę. - odparłam wojowniczo po rekordowo krótkim namyśle. Gwałtownie obróciłam się ku niemu przodem, by bez problemu móc spojrzeć mu prosto w oczy. Zielone tęczówki pełne zdecydowania kontra chłodne, beznamiętne spojrzenie, odzwierciedlające onyksową czerń - Właśnie teraz!
Jak powiedziałam tak zrobiłam, niemal natychmiast sięgając rękami do krańców tuniki i podrywając ją ku górze jednym, pewnym ruchem. Działałam niezdarnie i szybko, byleby tylko nie rozmyślić się w połowie czynności. Miałam zamiar stanąć przed Sasuke w samej bieliźnie, czerwienić się jak pomidor i czekać na jego reakcję. Strasznie trzęsły mi się dłonie.
Podwijany materiał ubrania najpierw odsłonił moje uda, następnie biodra, płaski brzuch i osłonięte czerwonym stanikiem piersi aby na samym, cholernym końcu... zatrzymać się na mojej głowie. Dosłownie zatrzymać na głowie, bo zapomniałam rozpiąć suwak zamka, znajdującego się na karku! Sprawiał on, że materiał tworzący krótki kołnierzyk dopasowywał się idealnie do kształtu szyi. Szarpnęłam się dziko, mimo świadomości na siłę próbując przecisnąć głowę przez wąski otwór. Efektem tego był tylko ból mocno wrzynającego się w podbródek materiału.
- Cholera! - zakrzyknęłam głośno, lecz dźwięk ten i tak został stłumiony.
Siedziałam przed Sasuke praktycznie goła, miotając się dziko i próbując oswobodzić głowę z ciasnych okowów. Nie widziałam nic oprócz bordowej poświaty tuniki, która w całości okalała moją twarz. W dodatku nie mogłam się uwolnić!
Miało to dobre strony. Przynajmniej nie mogłam widzieć wyrazu jego twarzy, który najpewniej wpędziłby mnie do razu w ostatni stopień depresji.
- Co ty najlepszego wyprawiasz? - Jego ton pobrzmiewał stoickim spokojem.
- Pomóż mi, idioto!
- I co konkretnie miałby według Ciebie zrobić? - Oponował, w dalszym ciągu nie wysuwając w moją stronę żadnej formy wsparcia. Uparcie walczyłam o resztki godności, podczas gdy on tylko czychał na okazję, by wydrzeć ją ze mnie do ostatniej kropli. Prognozuje nam małżeństwo pełne wrażeń. Zawarczałam wściekle, z każda chwilą tracąc nadzieję, że kiedykolwiek uwolnię się z tego tunikowego piekła!
- Rozepnij mnie! - huknęłam ze zniecierpliwieniem
- Przestań się tak wierzgać to może mi się to uda.
- To wierzganie ty pajacu, to próba oswobodzenia się.
- Średnio ci się udaje.
- Nie powiedziałam, że to się udaje!
Głośno wypuścił z ust powietrze. Był to krótki akt kapilutacji, poprzedzający zręczny ruch jego palców - których ciepło po chwili poczułam na swoich plecach, a następnie karku. Sasuke bardzo zręcznie manewrował przy zasuniętym zamku, próbując otworzyć go od wewnętrznej strony. Zastygłam w bezruchu, co jakiś czas całkowicie wbrew sobie odchylając jednak głowę w bok.
- Przestań się kręcić! - huknął wreszcie, w wyczuwalny dla mnie sposób przysuwając się trochę bliżej. Czułam jego uda, lekko stykające się z moimi nogami.
- Nie mogę! Ciągniesz mnie za włosy!
- Inaczej nigdy ci tego nie rozepnę. - warknął, jednym silniejszym szarpnięciem pozbywając się natrętnego zamka, a w tym kilku kosmyków moich drogocennych włosów.
- Ała!! - zawyłam, z impetem przeciągając resztki tuniki przez głowę i ciskając nią gdzieś w kąt. Następnie spojrzałam ku Sasuke z żywą nienawiścią, gniewnie mrużąc przy tym oczy. Drań.
- Nie ma za co. - odparł jak gdyby nigdy nic i odchylając się nieznacznie, w milczeniu przetasował mnie spojrzeniem.
Od razu zapomniałam, że boli mnie głowa, że przed chwilą wyrwał mi włosy, że jestem wściekła na jego brak delikatności, że denerwuje mnie wszystkim, że utknęłam głową w ubraniu, że przewróciłam się na kafelkach... Zaczerwieniłam się dorodnie po same krańce uszu, i gestem zdradzającym moje zdenerwowanie podwinęłam nogi pod łóżko. Gdzieś tam w przelocie myśli chciałam nawet osłonić się prześcieradłem, szybko jednak doprowadziłam skołatany umysł do porządku.
Nie mogę teraz, po tym wszystkim wstać i tak po prostu zejść mu z oczu. Nie mogę pozwolić by wszystkie, towarzyszące temu emocje i zdarzenia poszły na marne. Na sekundę uniosłam podbródek, by po chwili znów chylić go ku dołowi.
Misja okazała się przerostem zamiarów nad możliwościami. Nie jestem w stanie być tak bezwstydną jak zamierzałam. Póki moja głowa trwała w okowach tuniki wszystko zdawało sie być w porządku. Teraz jednak, kiedy bez problemu mogę spojrzeć Sasuke twarz, zlokalizować targające nim emocje wszystko we mnie ulega zwątpieniu.
Cisza przedłużała się, jego wzrok wciąż spoczywał na moim ciele, a sama ja skrycie drżałam z napięcia oraz chłodu.
- Chciałem coś z tobą omówić - odezwał się w pewnym momencie lekko zachrypniętym głosem - Ale najpierw może przyniosę tego lodu.
Nienaturalnie szybko poderwał sie z miejsca i byłby faktycznie wyszedł, gdyby nie moja ręka która w odpowiednim czasie, kompletnie bez mojej widzy zacisnęła się na jego przedramieniu. Zamrugałam, z oszołomieniem wpatrując się we własne palce otaczające jego skórę.
- N-Nie potrzebuje go już! Możesz zostać. - wypaliłam z nieśmiałym uśmiechem, siłą ciągnąć go z powrotem w stronę łóżka. Z wahaniem usiadł na jego krawędzi, już po chwili ze swobodą rozsuwając nogi i wyciągając je lekko przed siebie. - Nie chcę cię kłopotać.
Nagle wpadł mi do głowy genialny pomysł! Zerknęłam kontrolnie w stronę kolan Sasuke, po czym upewniwszy się, że będę miała możliwość na nich usiąść niemal wyszczerzyłam się diabelsko. Nie jestem w stanie z własnej inicjatywy wywołać między nami relację inną niż gniew, dlatego też postanowiłam powierzyć swój los w ręce... pozorowanego upadku! TADAM!
Niemal od razu zabrałam się do improwizowanego działania. Unosząc się z miejsca stanęłam chwiejnie na nogach, cały czas czując na sobie pytające spojrzenie chłopaka. Próbowałam odrzucić myśl trwania przed nim w samej bieliźnie, wypowiadając melodyjne:
- Więc o czym chciałeś porozmawiać?
Zdumiał się, jakby chcąc przywołać do głowy co też miał zamiar mi wtedy przedstawić. Wykorzystując ów moment jego chwilowej nieuwagi zerwałam się szybko, koślawo i dość niezręcznie ruszając krok do przodu. Następnie wykonałam gwałtowny zwrot, starając się zimitować motyw najprostszego potknięcia o własne nogi. Podziałało! Sekundę później jak długa poleciałam tyłkiem na niczego niespodziewającego się Uchihe.
- Chciałem powiedzieć ci, że zamierzam odb...!
Głośny, duszący kaszel Sasuke niczym mocny zryw wiatru uniósł się nagle po pomieszczeniu. Zamarłam w bezruchu, jednocześnie z przerażeniem wpatrując się we własny, zwodniczo wystawiony łokieć... który przed momentem z impetem ugodził go w sam środek krtani. Siedziałam goła i otępiała na jego kolanach, podczas gdy karowłosy chyba właśnie wyziajał ducha.
Znokautowany chłopak leżał plackiem na łóżku, trzymając się przy tym kurczowo za własne, conajmniej obite gardło i próbując wpuścić do płuc odrobinę powietrza. Parskał przy tym i pluł, wydając z siebie serię niekontrolowanych odgłosów.
Zszokowana rozwarłam usta, poruszając nimi niczym ryba pozbawiona wody.
Wzrokiem, w martwej ciszy skakałam po postaci Sasuke i wciąż wystawionej jak do uderzenia ręki. Mój mózg jeszcze nie zarejestrował co się właśnie stało.
Sasuke wciąż kaszlał dławiąco, walcząc o najmniejszy dech.
- Kurwa...! - wydusił z trudem. Niemożność oddychania nie przeszkodziła mu w posłaniu mi morderczego spojrzenia - Zabije...cię!
- Sama to zrobię. Chyba. Za chwile. - wyszeptałam, w dalszym ciągu próbując uwierzyć i nie wierząc. Pokusa złapania się za głowę rosła na sile z każdym jego kaszlnięciem. - Mój boże! Przepraszam cię!
Poderwałam się tak gwałtownie z jego kolan, że chłopak automatycznie odsunął się w tył, prowizorycznie wyciągając przed siebie otwartą w geście obronnym rękę
- Nie zbliżaj się, diablico! - wycharczał
- Przepraaaaszaaaam! - ja z kolei zawyłam pociągle, składając ręce jak do modlitwy - Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wcale nie chciałam..
- Mnie udusić?!
- Tak! - Energicznie pokiwałam głową. - No ale przecież nic się nie stało, spójrz! Możesz już normalnie mówić!
- Jak mniemam to dla ciebie pewna niedogodność. - spojrzał ku mnie nieufnie, nadal nie opuściwszy wyciągniętej ręki. Miała mnie ona zapewne zatrzymać, gdybym zechciała się przysunąć. Nie wiem tylko czemu miałoby służyć owe przysunięcie.
Po głębszym namyśle wydaje mi się, iż Sasuke chciał przez ten gest zapobiec kolejnym katastrofą. Cóż. Jakby jego ręka mogła w tej materii cokolwiek zmienić...
- Zamierzasz mi teraz poprawić? Dobić? - dodał ironicznie, lecz nie bez obawy.
Głośno nabrałam powietrza w usta, wydymając oba swoje policzki.
- Nie przesadzaj, Sasuke! Przecież nic ci już nie jest!
- Uraz pozostał - odparował od razu ze stoickim spokojem
- Jaki uraz?!
- Do przekazywania ci dobrych wieści.
Gwałtownie poderwałam głowę do góry, umaszczając się wygodniej na jego nogach. Poczucie winy już nie dokuczało mi aż tak bardzo.
- Dobrych wieści?! - ucieszyłam się, przywołując na usta wesoły uśmiech - No to co chciałeś mi powiedzieć? - zaszczebiotałam jak gdyby nigdy nic
- Przed tym jak o mało nie zmiażdżyłaś mi krtani? NIC WAŻNEGO.
Kompletnie ignorując prowizorycznie rozpostartą rękę Sasuke, bez ostrzeżenia przysunęłam się bliżej. Jego przybita mina wyrażała mniej więcej tyle, iż właśnie spełniają się jego najgorsze koszmary. Uśmiechnęłam się ku niemu uspokajająco. W zamian potraktował mnie gorzkim grymasem niezadowolenia.
Byłam zmotywowana i gotowa do działania! Niepomna na wszystkie lodowate spojrzenia hardo raczkowałam do przodu, uskuteczniając ten ruch do tego stopnia, iż zawisłam bezwstydnie nad leżącym na plecach mężczyzną, ręce opierając swobodnie po obu stronach jego ramion.
Konsekwencje tego czynu dotarły do mnie dopiero, gdy było już za późno aby to odkręcić.
Nagle oblała mnie pierwsza fala gorąca, ta z reguły odpowiedzialna za wstyd i niepewność, tudzież przeczucie zawisłej nade mną (niczym ja nad Sasuke) totalnej kompromitacji. Cholera - pomyślałam, rekordowo szybko wyzbywając się wcześniejszej odwagi. Ciemnowłosy zawsze działał na mnie z niepojętą, niemal porażającą siłą, czego efekt mogłam odczuć zadziwiająco dobrze właśnie w tym momencie. Pieprzona, przeklęta miłość! Dlaczego musi atakować właśnie w takich chwilach?!
Nieśmiało opuściłam wzrok.
Niewiele było rzeczy które mogłabym teraz zrobić, jeśli wykreśliłabym z wewnętrznej listy ratunkowej podpunkt: "wpatrywanie się w obiekt uczuć z gorszącym oszołomieniem". Byłam w kropce, gdyż na moje nieszczęście Uchiha ubiegł mnie w tej czynności, na domiar złego wykonując ją tak zapamiętale, że nie zdołałam zarejestrować u niego ani jednego mrugnięcia.
Sytuacja stawała się niezręczna, napięcie można było kroić nożem a ja, idąc w zaparte z podobnymi określeniami zaczęłam poddawać się panice, która stopniowo ogarniała całe moje ciało. Zadrżałam, wzdrygnęłam się i zacisnęłam usta w tym samym momencie.
"Obudź w sobie pełną wdzięku i seksapilu kobietę!' - nagle rozbłysło w mojej głowie, niczym pomoc z niebios, o którą tak gorliwie właśnie zabiegałam. - "Nawet taka sztywniara musi potrafić wykonać coś zalotnego! Postaraj się, Sakura!". Słowa Ino jak żywe rozbrzmiały mi w uszach. Chwyciłam się tej idei bez namysłu i zbędnej kontemplacji, niczym tonący brzytwy.
Z wolna uniosłam swoje zielone oczy, prędko odnajdując nimi rozbiegane spojrzenie Sasuke. Jego wzrok przez chwile skupiony był na mojej twarzy, wtedy też intuicyjnie wyczułam idealną okazję by nieśmiało rozchylić wargi. Po chwili powoli przejechałam językiem po górnej linii zębów, czyniąc to z taką wprawą, jakbym posługiwała sie owym gestem od lat. W istocie był to mój debiut w sztuce flirtowania.
- Jeśli cię pocałuje...- wydukałam mrukliwie, czując znajomy gorąc na policzkach oraz czubkach uszu. - Czy wtedy mi powiesz?
Długo nie odpowiadał, a gdy już to zrobił, jego głos pobrzmiewał obawą.
- Jak mocno uderzyłaś się w głowę?
- I wtedy mnie odtrącił, wymówił się jakimś durnym treningiem i wyszedł! Tak po prostu! - monolog zakończyłam żałosnym westchnieniem.
Od przeszło pół godziny siedziałam zdołowana w salonie u przyjaciółki, na poprawę humoru parząc swoje kubki smakowe niewyobrażalnie niesmaczną herbatą.
- Interesujące - mruknęła z konsternacją Ino, przesiadając leciutko na oparciu kanapy. W dłoniach dzierżyła kubek bardzo podobny do mojego. Z niego również unosiła się gorąca para, z tą różnicą, że ów płyn Yamanaka spożywała z zadowoleniem, podczas gdy ja wykrzywiałam się koszernie po każdym łyku. - Jesteś pewna, że cię odtrącił? Może naprawdę musiał iść na ten trening, a ty po prostu źle go zrozumiałaś? - zapytała cicho, mierząc mnie bacznym spojrzeniem.
- Cóż - zaczęłam z wolna - Zakładając, że w jego stanie trenować jeszcze nie może, co sam przyznał mi parę dni temu, oraz biorąc pod uwagę sposób, w jaki ostentacyjnie wybił mnie w powietrze i przerzucił jak worek ziemniaków na drugą stronę łóżka, byleby tylko wyskoczyć z niego jak oparzonym i zniknąć szybko za drzwami, usprawiedliwiając się jakąś durną wymówka... Tak, raczej jestem tego pewna. - zakończyłam pewnie, dla uwydatnienia banalności sytuacji, z impetem zakładając nogę na nogę. Cudem udało mi się nie trącić kolanem w podstawę kubka i nie wylać na siebie wrzącego chydstwa. Aż się wzdrygnęłam, pierwszy raz nie robiąc tego w sytuacji wspominania dzisiejszego nieudanego, przyprószonego moim upodleniem popołudnia.
- Ale poczekaj, poczekaj Sakura, muszę mieć pewność - Yamanaka wdzięcznym gestem odtrąciła grzywkę opadającą jej na oko - Najpierw utknęła ci głowa w ubraniu, a później go znokautowałaś?
- No tak. - przyznałam natychmiast wieńcząc to pojedyńczym skinięciem głowy
- I teraz dziwisz się, że cię odtrącił? - dodała mizernie. Oczami wyobraźni widziałam jak jedna z jej brwi szybuje wysoko w powietrzu, aby finialnie zakończyć swój lot pod linią blond włosów kobiety. Ino miałą w sobie jednak na tyle taktu by oszczędzić mi tego typu oznak politowania, chodź, jak się zdaje robiła to całkowicie na próżno. Wyraz jej oczu i tak nie pozostawiał mi zbyt wiele do życzenia
- No tak - powtórzyłam, chodź już nie tak pewnie jak za pierwszym razem. Rzeczywiście w ustach przyjaciółki to wszystko brzmiało troche, bo gdzieś ze sto razy gorzej.
- Aha - skomentowała sucho.
Przyłożyłam kubek do spierzchniętych warg, w milczeniu upijając solidny łyk napoju. Liczyłam, że może ciekła gorycz wleje we mnie trochę utraconego zapału, co do kontynuowania tego przedsięwzięcia.
Kompletnie wszystko pokręciłam.
Zamiast być zgrabną, weszłam w rolę niekształtnego gnoma.
Zamiast zauroczyć go swoim urokiem, zamroczyłam go uderzeniem.
Po czymś takim sama ze sobą boje sie przebywać, z obawy, czy nie stanie sie zaraz coś jeszcze gorszego. Z jednej strony nie dziwiłam się więc Sasuke, że kiedy tylko wyczuł nadarzająca się okazję, uciekł w te pędy, chcąc ratować swoje postawione na szali życie.
- No to może ten twój wystawiony język go wystraszył? - zaproponowała po dłuższej chwili Ino, niepewnie ważąc każde słowo. Widać było iż znajduje się właśnie w poważnej, duchowej rozterce - Nie zrobiłaś przy tym głupiej miny? Nie pociekła ci przypadkiem, no nie wiem... ślina?
- Oczywiście! A na samym końcu się osmarkałam! - zawołam z politowaniem, nie szczędząc sobie głośnego uderzenia otwartą dłonią w czoło. - Ino! Zacznij mówić poważnie.
- Kiedy ja wcale nie żartowałam - zaoponowała twardo - Mało tego. Sądzę, iż na drodze do zdobycia miłości jesteś zdolna naprawdę, ale to naprawdę do wszystkiego. Nawet do przypadkowego zamordowania swojego wybranka w szale namiętności!
I ona naprawdę mówiła to z kamiennym wyrazem twarzy. Jej ust nie skaziła żadna, najdrobniejsza zmarszczka, oczy zaś powiewały niecodziennym chłodem. Wszystko w Yamanace robiło wrażenie, jakby chciało mi powiedzieć: "Winszuje Sakura. Nikt nie zjebałby tego lepiej", ewentualnie druga wersja: "Nawet ja nie jestem w stanie ci pomóc. Nikt nie może. Umrzesz w samotności".
Ani jedno ani drugie nie napawało szczególnym optymizmem, to było pewne.
Westchnęłam ciężko.
- Co ja mam teraz robić? - spytałam
Idź się zastrzel, doradził cicho głos moich myśli. A później oblałam się kapką herbaty.
Wszyscy są przeciwko mnie.
Wycierając spodnie otrzymanym przed sekundą, papierowym ręcznikiem złorzeczyłam cicho pod nosem. I w tamtym momencie już było mi naprawdę obojętne czy Ino weźmie mnie za wariatkę, czy też nie. A właściwie to już wszystko miałam w nosie!
- Dobra kochaniutka, czas zabrać się porządnie do roboty! - zabrzmiał pełen niewiadomego pochodzenia energii głosik Yamanaki. W chwile później kanapa ugieła się pod ciężarem ciała kobiety. Przyjaciółka zarażając zapałem rozsiadła się tuż obok mnie, odkładając zarówno mój jak i swój kubek na ławę. Następnie uniosła mój podbródek dwoma palcami - Najwyższa pora, by nauczyć cię tajemnej sztuki flirtowania. - oznajmiła z niecodzienną powagą.
W odpowiedzi uniosłam nieco brwii, marszcząc sobie czoło.
- Myślałam, że sama mam opanować ten materiał.
- Miałaś! - zaznaczyła - Ale kompletnie ci to nie wychodzi, więc postanowiłam udzielić ci paru cennych wskazówek!
Nim zdołałam jakoś zaoponować, pośpiesznie, wzmocnionym tonem pociągnęła dalej:
- Lekcja pierwsza! Mruganie!
Coraz mniej mi się to wszystko podobało.
- To chyba potrafię zrobić. - mruknęłam sceptycznie, usiłując na wszelkie sposoby, czy to próbą powstania czy też kręceniem się w miejscu pokazać przyjaciółce jak niewiele pragnę mieć z tym boskim planem wspólnego.
- Oh, nie chodzi o takie zwykłe mruganie, moje ty niewinne dzieciątko. - Troskliwie pogłaskała mnie po policzku - Zaraz ci wszystko pokaże...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top