27. Chory, pieprzony popapraniec!
- To bardzo miło z Twojej strony, że zamierzasz jednak przeżyć. - powiedziałam zamiast tego, uzupełniając wypowiedź nutką rozbawienia. Totalne nie miałam na to siły, ale przemogłam się, ze względu na napiętą, przepełnioną strachem atmosferę.
Hinata ciężko opadła na pobliskie krzesło.
- W przeciwnym razie nie mógłbym Cię poślubić. Co za strata. - odparł ironicznie Sasuke.
Hinata gwałtownie wstała z pobliskiego krzesła.
- Co ma ci zrobić? - zawołała głośniej niż było to potrzebne i zwróciła na mnie oczy, po chwili gwałtownie przenosząc je na twarz Uchihy. Była tak otumaniona, że poprosiła go nawet o powtórzenie tego co powiedział. Zrobił to.
A wtedy dziewczyna z wrażenia o mało nie straciła przytomności.
Posłałam jej uspokajający uśmiech, z dumą i wdziękiem prezentując przed przyjaciółką swój przepiękny pierścionek. Nie miało znaczenia, że sama się zaręczyłam, bez niczyjej zgody i wiedzy. Był to fakt, jak się zdaje, niepotrzebny. Aby nie psuć uroku tej chwili postanowiłam go wiec nie ujawniać. Okoliczności naszego ożenku nie muszą wcale wychodzić na światło dzienne.
Hinata ujęła moją dłoń ze świętobliwą czcią, czule wpatrując się w ukazywaną biżuterię.
- Zaręczyliście się w celi?
- Sakurcia mam tą krew!! - Głośny wrzask na skale potężnego wybuchu natychmiast poderwał mnie do rzeczywistości, sprawiając że serce niemal stanęło mi w gardle a włosy zjeżyły się dziko na głowie.
Naruto popędził ku mnie, wyciągając przed siebie cały plik czerwonych woreczków.
- Sasuke żeni się z Sakurą! - zawołała od razu rozgorączkowana Hinata, tymi słowami z miejsca, szybko i skutecznie odbierając Uzumakiemu równowagę. Biedny chłopak zachwiał się nagle, prezentując przy tym nie najmądrzejszą minę i runąłby na ziemię, niszcząc przy tym przyniesione zapasy. Na szczęście ruszyłam mu na ratunek i w porę wyłapałam wszystkie pojemniczki. Niestety w wyniku tego blondyn jak długi padł na ziemię.
Odetchnęłam cicho, obracając się w stronę rozbawionego Uchihy. Leżał w pełni przytomny, po raz pierwszy od dłuższego czasu ukazując emocję inną od bólu i złości. Zdezorientowanie Uzumakiego i radość Hinaty wyraźnie go bawiła, co poznałam po nieznacznie uniesionym kąciku ust. Odchrząknęłam cicho zwracając na siebie jego uwagę i delikatnie ujęłam palcami męską, umięśnioną rękę. Odnalezienie żyły zajęło mi więcej czasu, niż mogłabym przypuszczać. Gwałtowna reakcja mojego ciała na palące spojrzenie, jakim mnie obdarzał sprawiła, że dłonie trzęsły mi się jak galaretki. Widok umięśnionego ciała, a następnie dotykanie go - nawet jeśli jest to tylko ręka - również zrobiły swoje.
Policzki trawił mi żywy ogień.
Co się ze mną dzieje? Czemu w wieku 23 lat wciąż zachowuje się jak nastolatka? Przymykając powieki odetchnęłam głęboko. A następnie powtórzyłam ten gest, we względnej ciszy uspokajając rozedrgane nerwy.
A gdy otworzyłam oczy pierwszym co ujrzałam, był szczerze uśmiechający się Sasuke. Patrzył na mnie z niecodziennymi iskierkami w oczach, nie kryjąc się z tą barwną emocją nawet przed Hinatą i Naruto. Narzeczeństwo skupiło się wokół jego łóżka i podszeptywało coś między sobą z entuzjazmem.
- Może zrobimy wspólne wesele?! - wypalił w pewnym momencie Naruto, uśmiechając się szeroko.
Sasuke jedynie prychnął, posyłając mu krzywe spojrzenie. Było jednak w tym czynie coś, co nakazywało nie brać go na poważnie.
- Zapomnij. - dodał z niemrawym uśmiechem.
W końcu wkłułam się w żyłe! Wykrzyknęłam ciche "Jej!!" szybko upominając się gdzie jestem i jaką pozycje zajmuje we wiosce. Cieszenie się z byle wkłucia nie dodaje mi ani kapki profesjonalizmu.
Ale dzisiaj i tak wyjątkowo paskudnie nadszarpnęłam swoją reputację, machnęłam więc na to ręką. Sasuke żyje. I żyć będzie.
Utracone zapasy krwi szybko zostaną uzupełnione, rany przeze mnie zszyte a kości nastawione i usztywnione. Może nie uzyskam tego w ciągu jednego wieczoru, bo dzisiaj jak przypuszczam nie zrobię już nic więcej, ale wszystko jest już pod kontrolą.
Czułam w głębi siebie pewny rodzaj stabilizacji.
Moje życie nareszcie nie wydaje się aż takie zagmatwane. Zostaję w Konoha i w dodatku wychodzę za mąż, za ukochanego mężczyznę. Nie ważne, że mężczyzna ten od początku naszej znajomości traktuje mnie jak zabawkę, upokarza i na każdym kroku próbuje wykorzystać bądź kontrolować.
Na to również machnęłam ręką, bo nic nigdy nie może być za piękne.
Z pomocą Hinaty delikatnie, bardzo ostrożnie zaczęłyśmy wyciągać spod Uchihy zakrwawioną kołdrę, a gdy już się z tym uporałyśmy, przyszła pora na oczyszczanie jego skóry z brunatnych skrzepów. Hyuuga zręcznie zszywała nadczerpnięte tkanki podczas gdy ja, zwilżonym ręcznikiem sunęłam po jego skórze, udając że wcale to na mnie nie działa.
I istotnie udało mi się skryć ten fakt przez granatowłosą... lecz gorejące rumieńce na pewno nie umknęły uwadze wiecznie czujnego Sasuke.
Wpatrywał się we mnie nieprzerwanie, a to stawało się coraz bardziej krępujące.
- O co ci chodzi? - fuknęłam w pewnym momencie, zbierając w sobie odwagę by spojrzeć mu w oczy. Pałały one niecodzienną sympatią.
Gdzie się podziała cała jego niedostępność, chłód i ironia?! Jasna cholera! Jak wiele krwi stracił?!
- O nic konkretnie - odparł ze swobodą, ani na moment nie opuszczając wzroku. Zawahałam się. - Właściwie to chciałem...
Nigdy nie dowiedziałam się, co też chciał.
Znikąd pojawił się przy nas Naruto, zaszczycając na wstępie szerokim uśmieszkiem. Następnie przysiadł się obok mnie i nie ważąc na to, że zajmujemy teraz jedno krzesło, zajął większą jego połowę.
- No więc jak do tego doszło? - zapytał wprost, nabierając niecodziennej powagi. Jego narzeczona bacznie nadstawiła uszy.
Wymieniliśmy z Sasuke krótkie spojrzenie.
- No przestańcie - pociągnął Uzumaki - Przecież dobrze wiemy, że oboje nie pałacie do siebie sympatią. A ludzie którzy się nie lubią, zazwyczaj za siebie nie wychodzą.
- Jesteś niezwykle spostrzegawczy - stwierdził ironicznie Uchiha
- Chcę po prostu wiedzieć, jak to się stało, że ślub z Tobą uratował Sasuke od kary śmierci.
Ewidentnie zwracał się do mnie. On mówił, a ja pochłonięta byłam machinalnym manewrowaniem ręcznikiem w miejscu od dawna już czystym. Zwilżyłam wargi językiem i podniosłam wzrok na blondyna.
- Co ? - wypaliłam, jak idiotka zamrugawszy przy tym powiekami.
- Pytam, jak to się stało że jesteście zaręczeni.
- Nooo, więc to było tak...
- Ale bez kłamstw, Sakura. - upomniał, chyba zdając sobie sprawę do czego się zamierzałam. Odetchnęłam głęboko.
- Niech będzie. Powiedziałam Koharu, że Sasuke był u mnie kiedy odnaleziono zwłoki Yuuki.
- A był?
- Nie.
- Uwierzyła ci ? - zdziwiła się Hinata, lekko unosząc głowę ku górze.
- Nie. Dlatego powiedziałam również, że się zareczyliśmy. I miałam na to dowód. - wyciągnęłam przed siebie dłoń - Ten pierścionek.
- A w to uwierzyła? - zapytał Naruto, posyłając wybrance skonfundowane spojrzenie.
- Również nie. Dopóki nie dowiedziała się, że to rodowy pierścień Klanu Uchiha.
Na te słowa cała trójka, łącznie z niezdarnym Sasuke, pochyliła się nad biżuterią, wpatrując w jej fakturę z czczą nabożnością.
Nic w tym dziwnego. Klejnot wymordowanego klanu zawsze budził respekt, nie tylko u szarych mieszkańców ale również wśród innych, pomniejszych rodów. Miało to swoje lepsze i gorsze strony; łowcy skarbów od zawsze mieli na niego chrapkę. Podejrzewam, że niewielu z nich powstrzymało się przed pokusą przeszukania rezydencji Uchihów, świeżo po masakrze.
Pierścienia, jak widać, nie znalazł jednak nikt.
Bo miałam go ja.
- Skąd go masz, Sakura?
Ton ostry, niemal wrogi przebił się przez sferę moich rozmyślań, brutalnie sprowadzając na ziemię - przed oblicze samego anioła ciemności.
Spojrzałam na Sasuke spłoszona, bo chodź wiedziałam, że temat ten wypływie prędzej czy później, wolałabym aby stało się to gdy znajdę uzasadnione tłumaczenie takiego, a nie innego stanu rzeczy. Przeniosłam wzrok na pierścień, wodząc po nim przez chwilę z czułością.
- Dostałam go parę lat temu od Innukiego. Podobno znalazł go gdzieś na trawie.
- Znalazł na trawie?! - zagrzmiał Uchiha, a mnie od tego dźwięku niemal wybiło w powietrze. Drgnęłam gwałtownie, nie ważąc się na spojrzenie w zagniewane, ciemne oczy. Wiedziałam, że wieść o pierścieniu wyprowadzi go z równowagi, ale naiwnie liczyłam na taryfę ulgową. W końcu, gdybym nie otrzymała go przed laty dalej siedziałby w tej zapleśniałej celi, odliczając minuty.
Dla Sasuke nie miało to jednak znaczenia.
A ja po cichutku cieszyłam się, że jego zasób ruchów jest tak ograniczony.
- Tak - pokwitowałam niepewnie - Nie wiem ile mogliśmy mieć wtedy lat.
- 15 - Z pomocą przyszła Hinata. Uśmiechnęła się beztrosko, jakby próbując dodać mi otuchy. Było to na poły dobre, na poły złe, ponieważ jednoznacznie oznaczało, że gniew Sasuke stał się już oczywisty dla nas wszystkich.
- Swoją drogą ciekawe co u Innukiego! - wypalił znikąd Uzumaki, tak swobodnie jakby wcale nie chodziło mu o płynną zmianę tematu. Hyuuga szybko podłapała jego pomysł.
- O tak! - zaśmiała się cichutko i melodyjnie, w sposób, jaki tylko ona potrafi, po czym zgrabnie odrzuciła włosy z ramion - Czasami za nim tęsknie. - wyznała melancholijnie.
- I pomyśleć, że gdyby nie wyjechał, to Sakura byłaby teraz najprawdopodobniej zaręczona z nim, a nie z Sasuke!
Gdybym coś piła, to bym to wypluła. Prosto na Naruto. A później wpatrywałabym się w niego z szeroko otwartymi wargami, tak jak czynię to teraz, nie bardzo wiedząc co mogę powiedzieć.
Bądź co powiedzieć powinnam.
Natomiast jedno spojrzenie na Sasuke wystarczyło mi, bym odważnie stwierdziła, że jeśli mógłby właśnie swobodnie poruszać rękami, to dusiłby, tudzież okładał nimi Uzumakiego po głowie .
- To prawda? - Bez ostrzeżenia przelał całą zebraną wrogość na mnie, rzucając mi ją w twarz jak gorącym obuchem. Zamknęłam usta z cichym kłapnięciem. - Odpowiedz.
- To bzdura.
- Bzdura! - zawtórował mi rozbawiony Naruto, odporny na wszelkie przejawy błagania o litość, które mu wysyłałam. Uchiha nie był w najlepszym nastroju i jakaś dziwna sposobność sprawiała, że temat ten tylko go podsycał. Tymczasem blondyn jak gdyby nigdy nic ma zamiar go kontynuować i wciąż i bez przerwy. - Latali za sobą jak para zakochanych gołąbków!
Oh mój boże, myślałam, że nie może być już gorzej...
- Nawet się całowali! - wykrzyczał z entuzjazmem, dumnie krzyżując ramiona na piersi.
Jednak może.
Zanim Sasuke wysunął jakaś gwałtowną reakcje, pospieszyłam z wyjaśnieniami.
- Nie, Naruto. To ty się z nim całowałeś. Po pijaku. A ja wam przerwałam.
Hinata zaniosła się głośnym śmiechem. Przywołałam na usta szaleńczy uśmiech
satysfakcji.
- Słucham? - zawołał ze zdziwieniem, czyniąc równie niemądrą minę co ja przed minutą.
- Właśnie tak, kochanie - wtrąciła Hyuuga, posyłając mu pełne współczucia spojrzenie. Blondyn lekko załamał ręce, nie mniej skonfundowany i oszołomiony - Na drugi dzień pamiętałeś tylko, że ktoś całował Innukiego. Żeby oszczędzić ci upokorzeń, powiedzieliśmy, że była to Sakura.
- Kim do cholery jest ten Innuki?! - zagrzmiał nagle Sasuke, skutecznie zwracając na siebie naszą uwagę. Chwilę po tym boskim wystąpieniu zapadła nerwowa cisza, finalnie przerwana przez spokojny głos Naruto:
- Synem Lorda Feudalnego. Trafił do Konohy niedługo po twoim odejściu, oficjalnie mając za zadanie zapoznać się ze sposobem życia mieszkańców Kraju Ognia. Na szczęście okazał się mniejszym ważniakiem od swojego ojca i dość szybko znaleźliśmy z nim wspólny język.
Hyuuga zaśmiała się na wspomnienie tamtego czasu.
- Prawdę mówiąc okazał się też okrutnym łobuzem!
- Miałem z kim podrzucać Sakurze żaby do plecaka. - ogłosił Uzumaki z szerokim uśmiechem. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że maniakalne gnębienie mnie znajdowało się na pierwszym miejscu w rankingu jego ulubionych zajęć - I powinnaś mi za to dziękować! Gdyby nie ja i moje płazy, nigdy byście się tak nie zapoznali! Przypominam, że po odejściu Sasuke dawałaś jasno do zrozumienia, że masz nas wszystkich w nosie.
- Bo miałam. - stwierdziłam dobitnie, ale szczerze. - A te twoje oślizgłe żyjątka wcale sprawy nie poprawiały.
- Ale stały się początkiem pięknej przyjaźni! - oponował twardo - Gdyby nie ich obecność w stawie do którego wpadłaś, to pewnie Innuki wcale nie wskoczyłby za tobą do wody.
- Cóż Naruto... - wydukała niepewnie Hinata, raz po raz kontrolnie zerkając na wyraz twarzy ukochanego. - Wydaje mi się, że to raczej jej głośne krzyki o pomoc go do tego zmusiły.
- Kiedy człowiek się topi, raczej niewielkie znaczenie ma dla niego czy w owym stawie są czy też nie ma żab, pacanie. - dodałam krzyżując dłonie na piersi i zakładając nogę na nogę. - Ale co do jednego masz rację. Gdyby nie tamta sytuacja, to faktycznie nie poznałabym Innusia aż tak dobrze. Można powiedzieć, że lodowata woda i groźba niechybnej śmierci nieco mnie otrzeźwiła.
Hinata uśmiechnęła się delikatnie.
- Jak na moje oko, to po prostu ciepłe i przyjazne usposobienie Innukiego zadziałało na ciebie kojąco. Pamiętasz? Od tamtego zdarzenia nie odstępował cię na krok, był na każde zawołanie, pocieszał, rozmawiał. Wiesz, mi się po prostu wydaje, że znalazł w końcu kobietę którą mógł się zaopiekować. A ty na ten czas potrzebowałaś właśnie takiej bezpiecznej ostoi. Dobraliście się idealnie
- Nic mi o nim nie mówiłaś.
Uchiha Sasuke najpierw ostrzegawczo warknął a później wykonał ruch, mogący świadczyć równie dobrze o próbie aktywowania chidori. Instynktownie odchyliłam się w tył, ale to nie wystarczyło, bym umknęła przed siłą oddziaływania jego wzroku.
Jedno spojrzenie w gniewne, czarne oczy sprawiło... że zaczął wciągać mnie w najdurniejsze, prostackie genjutsu! Nie wiem co chciał tym osiągnąć, ani po co to robił; pewnym było jednak, że ja, właśnie ja nie zamierzałam dać się zmanipulować i wysłać gdzieś w przestworza. Zaparłam się całą siłą woli i ani prośba, ani groźba, ani nawet sharingan nie był w stanie ruszyć mnie z uparcie zajmowanego miejsca.
Zacisnęłam usta i oparłam ręce na krześle, spoglądając na Sasuke spod byka.
- Ani mi się waż, draniu - wysyczałam, czując wyraźną trudność w otwieraniu ust i skupianiu się jednocześnie.
W końcu odpuścił.
Gwałtownie wypuściłam z ust całe przetrzymane powietrze, rozluźniając boleśnie spięte mięśnie.
Świeże narzeczeństwo (które nie było nami) wpatrywało się w nas ze zdziwieniem.
- Przeklęty zasraniec! - wysyczałam zawistnie, nie panując już nad tym co myślę i mówię. Chwile później dowiedziałam się, że nie mam kontroli również nad swoimi ruchami. Wstałam, nagle i bez ostrzeżenia, po czym oddaliłam się, tak po prostu. I aż sama siebie chciałam spytać, gdzie właściwie ide.
Jak się okazało, do kuchni.
Wcześniejsza sytuacja tak mnie poruszyła, że byłam w stanie niemal jednym haustem wypić całą szklankę soku, w ułamku sekundy nalać sobie nową porcję i rekordowo szybko znów przyłożyć ją do ust.
Hinata, stojąca w progu przyglądała się mi z rozdziawionymi ustami.
Z trzaskiem odłożyłam szklankę na stół i odetchnęłam raz, drugi, trzeci pomstując o przywrócenie bestialsko odebranego spokoju.
- Co aż tak wyprowadziło cię z równowagi?
I to było kurewsko dobre pytanie.
Obróciłam się ku granatowłosej powoli, raz po raz wypuszczając z ust błogie westchnięcia.
- On. - Bezradnie rozłożyłam ręce - Po prostu on.
Najwyraźniej odpowiedź nie była zbyt jasna. Kobieta przekrzywiła głowę, tak jak czyni to nierozumny szczeniak i wpatrywała się we mnie, na początku w ciszy, później, ostrożnie dawkując słowa.
- Dotarła do ciebie waga podjętej decyzji, prawda?
- Boże, Hinata, dlaczego musisz być taka spostrzegawcza? - poskarżyłam się, w głębi duszy podłamana tym, z jaką łatwością przyszło Hyuudze wstrzelić się w zakres meczących mnie kwestii. - Mam być żoną Sasuke. Ż o n ą. A jest to najgorszy kandydat na męża, spośród wszystkich znanych mi facetów! Czy teraz, całe życie będę musiała drzeć z nim koty?! Bo do tego właśnie się zobowiązałam! Mam mieć z nim dzieci?! Wspólny dom?! Nie, nie, nie, nie! - Przemawiała przeze mnie naraz panika i histeria. Na powrót pochwyciłam szklankę, totalnie bezcelowo bo nie miałam pomysłu, co mogłabym z nią zrobić oprócz rozbicia jej sobie na głowie. - Ja sobie tego nie wyobrażam!
- Sakura..
- Mój boże! - zawołałam nagle, teatralnym gestem łapiąc się za czoło i opadając na krzesło - Czy ja właśnie zrujnowałam sobie życie?
- Sakura przecież ty go kochasz. Nie powinnaś więc być przez to nieszczęśliwa.
- No tak ale... - urwałam, przenosząc na Hinate badawcze spojrzenie. Zmrużyłam oczy - Skąd ty o tym wiesz?
- Ino mi powiedziała. Ale to nie ważne. Ważne jest tylko to, że kochasz Sasuke, chciałaś żyć u jego boku, prawa?
- Od zawsze.
- Więc teraz, kiedy w końcu udało ci się to osiągnąć masz zamiar przez to płakać?
- Oh Hinata, bo ty nie wiesz co to znaczy kochać Sasuke, obcować z Sasuke, towarzyszyć Sasuke. To pasmo ciągłych udręk!
- Których pragnęłaś odkąd tylko pamiętam.
- Byłam najdurniejszą nastolatką na świecie! - zawołałam z politowaniem - Zamiast życzyć sobie normalnego mężczyzny, z normalnym charakterem, zdrowego psychicznie... ja wybrałam Sasuke! Uchiha Sasuke, chorego, pieprzonego popaprańca!
Hyuuga sceptycznym ruchem uniosła do góry jedną brew.
- Chyba trochę przesadzasz.
- Wręcz przeciwnie. Właśnie zderzyłam się z rzeczywistością. - oznajmiłam z druzgocącą powagą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top