24. Zamęt i chaos.
Mimo tego wszystkiego; jak bardzo Haruno nie walczyłaby teraz o moje życie, wszystkie próby i tak będą po prostu daremne. Nie ma żadnego sposobu, aby wyciągnąć mnie z tego pieprzonego bagna, w którym siedzę już po uszy. Sam Kakashi nie tak dawno stwierdził, że pomimo całodobowego siedzenia w kodeksach i regulacjach prawnych wioski, nie może nic zrobić. Że wszystko odbywa się legalnie, bez zastrzeżeń, że wyrok nie jest nieuzasadniony.
Korzeń bardzo sprytnie obszedł się z tą sytuacją, stawiając pod ścianą każdego, kto mógł mi w jakimś stopniu pomóc.
Każdego.
Oprócz Sakury.
Ona stała niezłomnie, dzieląc ze mną cele i czekając na ostateczną konfrontację.
Po pustej sali, cichym echem rozbrzmiał dźwięk powoli stawianych kroków.
Sakura nerwowo zabębniła palcami o kraty, wyrażając tym samym swoją niecierpliwość względem braku pośpiechu u staruszki. Po chwili odetchnęła głośno i ponowiła ruch palcami, czyniąc tak jeszcze wielokrotnie, dopóki Koharu nie stanęła w końcu u progu drzwi, których w praktyce jednak tam nie było. Zostały wyważone niecałe 10 minut temu.
Drużyna Korzenia na widok starszej radczyni skłoniła się głęboko, niemal uderzając czołami o kamienną posadzkę.
- Tak myślałam, że się tutaj pojawisz Sakuro Haruno - odezwała się kobiecina posługując swoim normalnym, pozornie obojętnym tonem, po czym postąpiła kilka kroków do przodu. - Cała reszta. Wyjdźcie. Tej sprawy muszę dopilnować osobiście.
- Ale Czcigodna, nie możemy cię tak tutaj zostawić. Ta dziewczyna jest niebezpieczna.
- Wiem jaka jest. A teraz wyjdźcie, nie lubię się powtarzać.
Mężczyzna przystąpił z nogi na nogę, siląc się na inne argumenty.
- Ale nie możemy tak ryzykować.
- Wyjdźcie.
Dopiero ponaglające spojrzenie sprawiło, że zebrani shinobi z wahaniem ruszyli ze swoich miejsc. W drodze, co rusz oglądali się niepewnie i wymieniali nerwowe spojrzenia. Byli czujni na każdy, najmniejszy szmer świadczący o konieczności interwencji.
Nic takiego się jednak nie stało.
Ani Koharu, ani tym bardziej Sakura nie poruszyły się, ani nie odezwały, dopóki banda strażników nie oddaliła się, znikając z pola widzenia.
- Daremnym będzie pytać, po co tutaj przyszłaś. - odezwała się ta pierwsza, odważnie stając twarzą w twarz z różową prowokatorką. Teraz dzieliły je tylko kraty, chodź nie były one zbyt wielką przeszkodą dla niszczycielskiej natury Haruno.
Obserwowałem to nieme starcie w dalszym ciągu siedząc opartym o ścianę i uważnie dawkując dla siebie każdy oddech. Okrzyki bólu nie byłyby teraz na miejscu. A w dodatku mogłyby stać się niepotrzebnym źródłem zapłonu. Wyjątkowym zmysłem przeczuwałem, że Sakurze niewiele brakuje do ostatecznego wybuchu. A wtedy poginelibyśmy już wszyscy.
Na dokładkę pewnie zniszczyłaby wszystkie więzienia w promieniu 100 kilometrów i nie byłoby jej gdzie zamknąć.
Zacisnąłem mocno zęby, kiedy dał o sobie znać promieniujący pulsującym bólem bark.
- Spodziewałam się, że maczałaś w tym palce - rzuciła na wstępie Haruno, ani na chwile nie spuszczając wzroku z twarzy przeciwniczki - Myślałaś, że się o tym nie dowiem?
Staruszka nie ugięła się pod lodowatym tonem dziewczyny.
- Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że kiedy już do mnie przyjdziesz, będzie po wszystkim. Zrozum mnie, Sakuro. I przestań to utrudniać. Tak jak ty chcesz go uratować, ja pragnę jego śmierci.
- Piękna historia. - wysyczała, skłaniając ku sobie obie brwi. - Niby dlaczego miałabym chcieć cię zrozumieć? Uknułaś to wszystko, żeby nakarmić czymś własną rozpacz. Jesteś tylko starą, mściwą zdzirą.
- Na moim miejscu zrobiłabyś to samo. - oponowała spokojnie Koharu, nie dając ponieść się emocjom. Haruno pochłonęły one w całości już podczas konfrontacji z pierwszym strażnikiem.
- Nie. - zaprzeczyła szorstko - Ja na twoim miejscu wykończyłabym Daizo szybko i bez świadków, tak, że nikt nie miałby żadnej szansy by go uratować. W tym się różnimy. Ty postawiłaś na publiczną egzekucję, ukrywając motyw swojej zemsty pod pretekstem jakiejś nieznaczącej sprawy. Ale ja zdążyłam. I nie pozwolę ci go zarżnąć.
Powoli przestawałem nadążać za tempem w jakim przebiegała ta rozmowa. Dwie kobiety wyraźnie prowadziły właśnie zamkniętą wojnę, polegającą na słownej szermierce. Lecz tematyka wywiązujących się bitew pozostawała dla mnie, niewtajemniczonego, wiele do życzenia.
Sakura na miejscu Koharu? Co to ma być, do diabła?
- Mamy tylko inny punkt postrzegania tej samej sytuacji - stwierdziła trzeźwo staruszka, przezornie odsuwając się o krok do tyłu. W dotychczasowej lokalizacji, różowowłosa zbyt łatwo mogła ją w ataku złości najprościej zadusić. - Czy tego chcesz czy nie Sakuro, obie jesteśmy tylko dwoma, zakochanymi w nieodpowiednich mężczyznach kobietami. A ja żądam zaledwie sprawiedliwości za zabicie swojego ukochanego. Śmierć za śmierć, nie sądzisz, że to rozważne?
- Sprawiedliwości za kogo? Za Danzo? Tą przeklętą, wiecznie knującą szelme?!
- Licz się ze słowami, Sakuro! - Władczyni Korzenia niemal zatrzęsła się z oburzenia. W geście ostrzeżenia, gniewnie uniosła do góry jeden palec - Mimo tego co zrobił, wciąż pozostaje mężczyzną, którego kocham! Nie pozwolę Ci bezkarnie bezcześcić jego imię!
- Ha! - zawołała Haruno z przekąsem - Nie muszę tego robić, bo sam do tego doprowadził. Kochałaś go przez całe życie, a on tylko wykorzystywał cię, żeby mieć wpływy w Radzie Wioski. Czy to według ciebie jest sprawiedliwe?
- Twoje informacje są niebezpieczne. - orzekła siwowłosa, podejrzliwie marszcząc brwii- To nie są rzeczy, o których mówi się między ludźmi. Skąd o tym wiesz?!
- Bo od samego początku wiedziałam, że jesteś zagrożeniem. Okrutna jest zemsta kobiet, które zostały zranione. Kiedy tylko dowiedziałam się, że Sasuke zabił Danzo, zaczęłam szukać informacji. Lubię znać sekrety swoich wrogów. A ty, chodź niepozorna, jesteś najgorszą zakałą tej wioski.
Koharu zmrużyła posępnie powieki, mierząc różowowłosą nieprzystępnym spojrzeniem.
- Próbujesz zemścić się na Sasuke za to, co zrobił - ciągnęła bezustannie różowowłosa, mocno zaciskając dłonie na kratach. - Pozbył się Twojego ukochanego, więc ty zamierzasz samozwańczo sięgnąć po odwet i również go zabić. Bo czujesz się samotna? Opuszczona? Rozbita?
- Jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jedziemy na tym samym wózku! - Staruszka zagrzmiała z przekonaniem, po czym spojrzała z pogardą w moim kierunku - Ciągle będzie cię zwodził, okłamywał, składał czcze obietnice, pogardzał, obrażał, potem przepraszał. Będziesz mu bezgranicznie ufać, za każdym razem wybaczać, zawsze będziesz służyć mu radą i opieką. Odejdzie, wróci, wykorzysta, znów odejdzie. Ty bez wahania ruszysz mu na ratunek, włamując się nawet do więzienia, a on będzie w stanie tak po prostu oddać się w ręce obcego mężczyzny, pierwszego, jaki tylko po ciebie przyjdzie. - starsza kobieta wyniośle uniosła głowę do góry - Czyż to nie znajoma sytuacja, Sakuro?
Odpowiedziało jej tylko głośne warknięcie i dźwięk towarzyszący zginaniu metalu. Kraty które tkwiły w dłoni Haruno, najprawdopodobniej ulegały właśnie spłaszczeniu.
- I ja dużo o tobie myślałam, moja droga. - kontynuowała Koharu, z niebezpiecznym błyskiem w oku - Ciężko ci było, po jego odejściu? Czułaś się... Samotna? Opuszczona? Rozbita? Widzisz, nic nas nie różni. I skończysz tak samo jak ja. Jako zgorzkniała staruszka, bez rodziny i przyjaciół. Będziesz żyła chęcią zemsty i zrobisz wszystko, by ją osiągnąć. Zabić kogoś, kto odebrał ci całą twoją radość. Nawet jeśli mężczyzna twojego życia odwiedzał cię tylko w nocy, aby za dnia nie obdarzyć ani jednym spojrzeniem. Jeśli obiecywał piękny moment zaręczyn tylko przed odebraniem swojego w twoim łóżku. Nawet jeśli na twoich oczach będzie zabawiał swoim towarzystwem inne kobiety. Miłość jest ślepa, ale twarda. I ciężko ją zniszczyć. A kobiety które mocno kochają, równie mocno cierpią.
- Nie skończę tak jak ty - oświadczyła Sakura z mocą, wreszcie puszczając pozaginane niekontrolowanie pręty. - Bo w przeciwieństwie do ciebie, ja miałam chęć walczyć o to, co od dawna należy do mnie. I twoje durne procesy mnie nie powstrzymają. Sasuke będzie żył, bez względu na to, co zrobisz. Bo ja wiem, że jest niewinny. Nawet wyrok da się odwołać, kiedy tylko pojawią się prawdziwe dowody. A ja, tak się składa... że je mam.
Koharu zjeżyła się, drastycznie zmieniając swoje podejście. Jeśli wtedy była po prostu wrogo nastawiona, tak teraz zrobiła się wściekła. Spojrzała na Haruno z mordem w oczach i zbliżyła się ku niej, twardo stawiając kroki na kamiennej posadzce.
- Masz dowody? Na co? Na jego niewinność? - zakpiła, kładąc nacisk na każde pojedyncze słowo. Wypowiedź przesycona była jadem, jakby pochodziła prosto z pyska kobry. - Ona nie istnieje, kochaniutka. DNA płodu który znajdował się w brzuchu Yuuki Usai jest w 80% kompatybilny z DNA Sasuke Uchihy. Moja zemsta nie jest tylko moją zemstą. To również zadośćuczynienie dla rodziców tej biednej dziewczyny. Wpływowa para straciła swoją jedyną córeczkę i nie powiem, są z tego powodu bardzo smutni i źli. Chcą głowy Sasuke niezależnie od jego winy. Ja tylko wykorzystałam okazję.
- Ty podła szmato!
Zbawienna okazała się obecność krat. Tylko one były w tym momencie rzeczą, która powstrzymywała Sakure przed ukręceniem Koharu tej małej, pomarszczonej głowy. Różowowłosa krzyknęła dziko, po czym z rozmachem uderzyła pięścią w pobliską ścianę.
Ta roztrzaskała się na milion kawałków.
Przerażony wstrzymałem oddech.
Wypuściłem je z wolna, kiedy tylko okazało się, że nie była to ściana nośna i nic, póki co, nie zawala się na moją głowę.
Koharu uśmiechnęła się z irytującą wyższością. Spojrzała Sakurze prosto w oczy.
- Znam samą siebie więc wiedziałam, jaka możesz być przeszkodą dla mojego planu. Tymczasem ty przychodzisz tutaj i moje obawy się potwierdzają! Ale zadbałam o ten szczegół. Drobna ewentualność, gdybyś chciała pokrzyżować moje zamiary. Na początku przekonałam twoich rodziców, żeby zabrali cię ze sobą do Kirigekure. Owszem, miałam nadzieje, że nie wrócisz na czas. Dałam im wiele nieistniejących co prawda powodów, byleby tylko przetrzymali cię tam na dłużej. Lecz niestety, zdążyłaś. Ale i z tym sobie poradzę. - Zamilkła, by w pełni oddać się satysfakcjonującemu uczuciu niechybnego zwycięstwa. Przymknęła powieki i z namaszczeniem wciągnęła do płuc powietrze. - Znasz Klan Utau, Sakuro. Znasz ich zwyczaje i nieustępliwość. Jak myślisz, jaka może być kara za niedopuszczenie do wyroku na Sasuke? Chcesz wywołać kolejną wojnę? Chcesz, żeby przez tego nieznaczącego kryminalistę znowu ginęli niewinni ludzie? Przemyśl to dziewczyno. Gra nie jest warta świeczki.
Różowowłosa powoli, bardzo powoli odsunęła się od krat i nie spuszczając wzroku z Koharu, podążyła w moją stronę.
Niepewny tego co chciała zrobić, trochę obawiałem się tej bliskości. Wnioskując po minie staruchy, moja sytuacja wciąż nie maluje się w kolorowych barwach.. A z autopsji wiem, że Sakura nie lubi przegrywać.
Spojrzałem na nią z obawą.
Kiedy znalazła się naprzeciwko, zgrabnie ukucnęła pomiędzy moimi rozstawionymi szeroko nogami. Nieśpiesznie uniosła dłoń i pogładziła mnie delikatnie po skrwawionym podbródku.
- Gra toczy się o jego życie, ty stara żmijo. A wszystko co jest związane z Sasuke, dotyczy również mnie. - oznajmiła pogodnie, posyłając mi jeden ze swoich najczulszych uśmiechów. Chodź kierowała swoje słowa do Koharu, jej wzrok nieustępliwie błądził po mojej twarzy, a ciepłe oddechy rozbijały się o policzki. Czułem się wtedy nie tyle obolały, co zmieszany.
Rzadko kiedy Sakura pozwalała sobie względem mnie na taką dawkę dobroci. Najwyraźniej mój paskudny stan wyzwolił z niej wszystkie pokłady opiekuńczości.
Całe szczęście,
Nie zniósłbym kolejnego uderzenia.
- Sasuke nie mógł znęcać się na Yuuki, skoro był w tym samym czasie ze mną. - dodała, zerkając kontrolnie kątem oka w stronę skołowanej władczyni.
Staruszka stała w tym samym miejscu, jedynie w milczeniu wodząc wzrokiem za ręką Sakury, która kciukiem czule ścierała zatęchłą na mojej skórze krew.
Zważywszy na ściągnięty wyraz twarzy wiekowej kobieciny, w ciszy rozmyślała ona nad dalszym przebiegiem tej rozmowy.
- Z Tobą? Jesteś tak głupia, Haruno? To, są te twoje dowody, którymi ciągle się tak szczycisz? To banalnie proste do obalenia. - oświadczyła w końcu - Każda inna, zakochana kobieta powiedziałaby coś podobnego, próbując osłonić ukochanego przed ręką sprawiedliwości. Nawet, jeśli jest byłoby to kłamstwo.
- Ale ja wcale nie kłamię.- zaprzeczyła spokojnie - Na to również mam dowód.
- Jeśli jest tak idiotyczny jak ten pierwszy, to nie mam się czego obawiać. Zawsze myślałam, że jesteś inteligentniejsza. Najwyraźniej przez cały ten czas obawiałam się nie tej osoby, co potrzeba.
Sakura uniosła się z klęczek, powabnym gestem strzepując z kolan nieistniejące zabrudzenie. Następnie odgarnęła opadające na ramiona kosmyki włosów, odrzucając je w tył i delikatnie poprawiła bransoletkę, umieszczając wygrawerowaną ozdobę na zewnętrznej stronie ręki. Przyglądała się połyskującej złotem biżuterii z czułością.
Właśnie takiej Sakury zawsze obawiałem się najbardziej.
Sytuacja jest nietuzinkowa. Wymiana zdań gorąca i napięta. Mało tego, jeśli dobrze wszystko zrozumiałem, awanturnica została właśnie postawiona pod ścianą. Jej dowody spotkały się jedynie z czystą pogardą. Została z niczym.
A zachowuje się jak zwycięzca.
Nie wiem kto był w tym momencie bardziej skołowany, ja czy szanowna przywódczyni Korzenia. Oboje wpatrywaliśmy się w Haruno z niewypowiedzianym pytaniem, które mimo oficjalnego nie zabrzmienia i tak ciężko wisiało w powietrzu.
- Nigdy nie życzyłam nikomu źle, Koharu - zaczęła swobodnie Sakura, delikatnie gładząc palcami twardą fakturę swojej ozdoby. - Ale chciałabym, aby spotkało cię to wszystko, co na przestrzeni tych kilku dni zrobiłaś Sasuke. Dzięki Twojej interwencji, mój narzeczony może nie być w stanie stanąć ze mną przed ołtarzem o własnych siłach.
Blade policzki Sakury pokrył się lekkimi rumieńcami a twarz rozświetlił delikatny uśmiech. Starsza kobieta dosłownie zaniemówiła.
- Narzeczony? - wydusiła w końcu z ledwością, niemal krztusząc się tym słowem.
Na jej usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że sam byłem w nie lepszym szoku.
Spojrzałem na Haruno szeroko otwartymi oczami, uświadamiając sobie, że znowu chyba o czymś nie wiem. Ta tymczasem stała spokojnie, teraz dla odmiany przenosząc swoją uwagę na tkwiący na palcu pierścionek. Był niewielki i niezwykle skromny. Nic dziwnego, że nie zauważyłem go wcześniej, mimo przestudiowania każdej części ciała dziewczyny z czczą dokładnością.
Sakura uniosła spojrzenie, wodząc nim po otępiałym obliczu pomarszczonej przeciwniczki.
- Tak. Mój narzeczony. - potwierdziła pewnym tonem, lekko marszcząc nos - Czy powiedziałam coś niewyraźnie?
- To twoja kolejna marna zagrywka? Tak próbujesz go uratować? Każda głupia mogła kupić byle jaki pierścionek, wcisnąć go na paluch i zgrywać teraz ważniaka.
Młoda kobieta nie wydawała się w żaden sposób dotknięta, ani tym bardziej mniej pewna tego, co robi. W odpowiedzi na usłyszane zarzuty, jedynie wyprostowała się z godnością, wyniośle unosząc skierowaną ku dołowi dłoń. Postąpiła kilka szybkich kroków w stronę Koharu.
Starucha zmrużyła oczy, wpatrując się z zawiścią w prezentowany okaz biżuterii.
- Już wszystko Czcigodnej wyjaśniam. - mruknęła Haruno, z dumą prezentując przed przeciwniczką swoją rozpostartą dłoń - Gdy Sasuke załatwiał sobie wtedy tak zwaną "misję", tak naprawdę zrobił to po to, aby w tajemnicy przed wszystkimi spotkać się ze mną. Ja oczywiście również o niczym nie wiedziałam. Wyobraź sobie więc jaka byłam zdziwiona, kiedy Sasuke stanął przed drzwiami mojego domu, wszedł do środka a następnie poprosił mnie o rękę!
Zamrugałem zszokowany, w chwilowym akcie dezorientacji posyłając dziewczynie piorunujące spojrzenie. Złapałbym się najchętniej za mocno pomarszczone teraz czoło, ale niesprawność obu rąk sprawiła, że mogłem jedynie pomarzyć o tego typu gestach.
Gdybym faktycznie miał zrobić tak, jak mówi Sakura, to byłaby ona wtedy najprawdopodobniej w równie wielkim szoku, co ja w tym momencie.
Wysłuchiwałem owej cudowne romantycznej opowieści o swoich matrymonialnych podbojach z szeroko otwartymi oczami.
- Prawda, kochanie? - mówiąc to, lekko zwróciła się w moją stronę
Teraz musiałem podjąć ważną decyzję, czy wolę być żonaty z Sakurą, czy po prostu martwy.
Druga opcja była po stokroć wygodniejsza i prostsza, to nie pozostawiało wątpliwości. Ale ja naprawdę, cholernie nie chciałem umierać. Szczególnie w tak podły sposób.
Postanowiłem kurczowo złapać się tego jednego, jedynego koła ratunkowego, jaki rzuciła mi dawna przyjaciółka z drużyny... oraz przyszła żona.
- Nie daliście mi żadnej możliwości, żebym mógł to wyjaśnić - dopowiedziałem i chodź mój głos był chropowaty i zastały, wydźwięk słów zabrzmiał szczerze. Koharu spojrzała na mnie z potępieniem ponad ramieniem różowowłosej.
- Nie róbcie ze mnie idiotki! Nie nabiorę się na ten tani spektakl.. Ten pierścionek to jedna, wielka podróbka! - zawołała z rozsierdzeniem.
Głupi byłem myśląc, że starucha od tak uwierzy w tą ckliwą historię. Zadarta do góry głowa opadła bezsilnie, będąc zobrazowaniem wszystkich pokładów nadziei, jakie w sobie zrodziłem.
Stało się jednak coś dziwnego.
Podczas gdy ja domniemywałem na temat przebiegu jutrzejszej egzekucji, Sakura nieoczekiwanie uśmiechnęła się jeszcze szerzej, wskazując palcem wolnej ręki na jakiś bliżej nieokreślony punkt, znajdujący się wewnątrz prezentowanej biżuterii.
- To rodowy klejnot Klanu Uchiha, Czcigodna Koharu. Widzisz? Czerwono-biała plamka na środku przypomina symbol ich rodu, a czarne plamki wokół oznaczają że...
- Że jest on prawdziwy. - dokończyła kobiecina ściszonym i przygaszonym tonem.
Poczułem się jak rażony gromem.
Rodowy klejnot mojego klanu, cenny brylant przekazywany z pokolenia na pokolenie od dziesiątek pokoleń, zaginiony w czasie wielkiej masakry ... znajdował się w rękach Sakury? Jak, u licha, weszła w jego posiadanie?! Przez myśl mi nawet nie przeszło, że przez cały czas tak cenna rzecz znajdowała się tak blisko, prawie na wyciągnięcie ręki.
- A to oznacza że nikt inny, tylko Sasuke mógł mi go wręczyć. Jak mówiłam, Szanowna Koharu. Nie jego będziecie musieli zabić.
Z trudem rejestrowałem dalszą część tej rozmowy, w dalszym ciągu usiłując wyzbyć się pierwszego szoku i ogólnej dezorientacji. Bardziej od faktu że jednak będę żył, pogrążyło mnie myślenie o tym cholernym klejnocie. I jego zagmatwanej historii.
- Czy masz na to jakiś świadków?! - zawołał drugi z damskich głosów. Przez okropny zamęt w głowie nie byłem w stanie go rozpoznać ani przypisać do żadnej z obecnych w pomieszczeniu kobiet.
- Oczywiście! Sasuke, zgodnie z tradycją najpierw porozmawiał z moim ojcem! Oświadczył się dopiero kiedy dostał na to pozwolenie i błogosławieństwo. Możesz do niego napisać, rzecz jasna.
- Zrobię to - syknięcie rozbrzmiało zdradliwie wśród kamiennych ścian i nie miało końca: -. Niech będzie.. Zabieraj go stąd.
Sakura:
Koharu zniknęła, odchodząc ciemnym korytarzem a ja... Stałam jeszcze długo po jej wyjściu w jednym miejscu, dając upust ogromnym ilością napięcia i stresu. Te emocje towarzyszyły mi nieodłącznie od momentu przekroczenia progu tego obskurnego miejsca. Przejęta strachem, że moje argumenty okażą się niewystarczające, zdałam się na czystą improwizacje.
Chwilami trochę mnie poniosło, przyznaje.
Lecz ciążąca z tyłu głowy świadomość o niefortunnie potoczonych losach Sasuke, mojego ukochanego Sasuke zrodziły we mnie coś na kształt.. prawdziwej bezsilności. A to spowodowało gwałtowny skok adrenaliny, tudzież wyzwolenie ogromnych pokładów desperacji.
W owej desperacji zorganizowałam więc taki zamęt i chaos, jak jeszcze nigdy w życiu.
Z sercem mocno tuczącym się w piersi i łzami wzruszenia, napływającymi do oczu odwróciłam się w stronę Sasuke.
Sasuke, którego zdołałam uratować.
Bóg jeden wie, jak wielkie miałam co do tego wątpliwości, gdy szybkim krokiem zmierzałam w stronę kryjówki Korzenia. Od początku wszystko, co powiedziałam miało swój początek w ogromnym strachu. Bo nie miałam na to co zamierzałam zrobić żadnego planu, żadnej gwarancji że to co przedstawię, zostanie wysłuchane.
Miałam tylko ten jeden, maleńki pierścionek.. To była szansa, której uczepiłam się jak tonący. Jedyna, prawdopodobna możliwość.
Jeśli zawiodłabym teraz, musiałabym patrzeć jak jutrzejszego poranka mężczyzna mojego życia, jedyna i ostatnia miłość zostaje oficjalnie skazany i zabity, na oczach rozemocjonowanego tłumu.
Pozwoliłam wielkiej guli w gardle opaść i rozluźniłam mięśnie krtani, do tej pory niemal boleśnie ściśnięte.
To, co miało miejsce przed chwilą... było dla mnie niepojęte. Nie dotarło do mnie jeszcze, że teraz czy tego chce czy nie (chodź oczywiście chciałam! ), muszę wyjść za mąż, w dodatku za Sasuke. Kto by pomyślał, że zaciągnięcie go do ołtarza będzie tak banalnie proste! Chodź proste to może zbyt pochopne określenie.
TADAAAAAM! :D
I co myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top