21. Niebotycznie ciężka sprawa.
Uwaga moi drodzy!
Począwszy od tego posta - zaczyna się robić poważnie!
Jeszcze tylko jeden, jedyny kilometr dzielił mnie od długo wyczekiwanego momentu przekroczenia granic ukochanej wioski.
Zdyszana, zgrzana i do wszystkich granic możliwości zmordowana długą podróżą, nieustannie parłam do przodu, pozostawiając za sobą niezliczone ilości drzew, rzek i kamieni.
Jak pięknie wyglądał świat, gdy nie otaczały go grube warstwy mgły.
Przeskoczyłam na kolejną gałąź.
Ze wszech miar starałam się wyrzucić z pamięci boleśnie kłębiącą się tam myśl, że kiedy tylko przyjęcie zaręczynowe Naruto i Hinaty - na które zmierzam - dobiegnie końca, będę musiała wrócić z powrotem do Kirigekure, by tam niechybnie doczekać końca swoich dni.
Zważywszy na stopień w jakim moja matka zatruwała mi życie, moment ten dobiegnie na szczęście satysfakcjonująco szybko.
Zwiększyłam intensywność przebierania nogami, podwajając tym samym narzucone sobie tempo.
Odległość skracała się na łamach sekund.
Zanim zdołam się obejrzeć, na horyzoncie zamajaczyła znajoma brama. Widok ten rozczulił mnie do tego stopnia, że przez następne kilkadziesiąt metrów nie byłam w stanie rozróżnić żadnych szczegółów w zmieniającym się krajobrazie. Oczy zaszły mi grubą warstwą łez i nawet intensywne wachlowanie dłońmi nie pomagało w rozgonieniu ich.
Otarłam je więc całym przedramieniem - bo przecież zawsze byłam dzielna; przywołałam na usta niewymuszony, najszczerszy uśmiech i skocznym krokiem pokonałam główną bramę.
- Ohoho, Sakura! Kope lat!
Kotetsu uniósł się ze swojej drewnianej wartowni i zamachał mi ręką, na co odpowiedziałam równie entuzjastycznym skinięciem głowy.
- Ciebie również miło widzieć!
Z listu jaki dostarczono mi przedwczoraj jawnie wynikało, że przyjęcie rozpoczyna się o godzinie 18. Pewne nieznaczne czynniki (głównie w postaci moich rodziców oraz utrudniającej lokalizację mgły) spowodowały jednak, że w drogę wyruszyłam ze znacznym opóźnieniem.
Do wioski dotarłam godzinę po umówionym czasie spotkania.
Nie chcąc spóźnić się jeszcze bardziej, czym prędzej udałam się w stronę swojego starego mieszkania.
Wpadłam do środka jak istna burza, w pierwszym odruchu zaciągając się mocno znajomą wonią lawendy, moją ulubioną z resztą. Następnie jak stałam, tak zrzuciłam z siebie ubrania podróżne i wskoczyłam pod rekordowo krótki prysznic. Później w ekstra szybkim tempie ubrałam obcisłą, fioletową sukienkę ciągnącą się powabnie aż do samej ziemi. Znajdowały się na niej złote zdobienia, chodź ja, w tym całym pośpiechu niekoniecznie byłam w stanie się im dokładniej przyjrzeć. Spięłam włosy w koka, delikatnie podmalowałam rzęsy oraz usta, wysłałam buziaka do lustra po czym raz jeszcze przejechałam wzrokiem po swojej sylwetce. Prezentowałam się niezwykle jak na siebie szykownie. Chyba byłam z tego dumna.
Przed samym wyjściem, wsunęłam jeszcze na stopy niewielkie, posypane brokatem obcasy.
Przechodząc na ulicy obok dziesiątek ludzi, sumiennie zadbałam o to, aby zaszczycić każdego solidna porcją swojej radości. Uśmiechałam się bez przerwy, raz po raz podskakując wesoło.
W całym tym szaleństwie niemal dwukrotnie zgubiłam flaka od butów.
Pomimo tej nieznacznej przeszkody, cała, zdrowa i wciąż piękna dotarłam wreszcie pod drzwi mieszkanka Naruto. Stojąc tak przez chwilę musiałam bardzo się pilnować, by moje zdradzieckie oczy samoistnie nie powędrowały w stronę domu Sasuke.
I prawie, prawie mi się to udało.
Przed cichutkim zapukaniem, zerknęłam w ich kierunku niepewnie, z nieznaną sobie do tej pory obawą. Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, nie był usposobiony szczególnie przyjaźnie. Byłam ciekawa jak zareaguje teraz, gdy wreszcie dane mu będzie spokojnie ze mną porozmawiać. O ile wystarczy mi na to odwagi...
Moje rozmyślenia przerwał charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Przystąpiłam z nogi na nogę, nagle zaczynając odczuwać dziwnego rodzaju tremę.
Nieznośny skurcz w żołądku dał o sobie znać na równi z szybkim rozchyleniem wrót, lecz równie prędko znikł. Stało się to, kiedy tylko znalazłam się w niedźwiedzim uścisku Naruto.
Objął mnie z niespotykaną mocą i pewnością.
Tak, jak obejmuje się współuczestniczkę jakiejś tragedii, pomyślałam w pierwszym skojarzeniu... i to z miejsca stało się dla mnie zastanawiające. Wtulał mnie w siebie tak intensywnie, jakby naraz chciał dodać otuchy i mnie, i sobie.
Kompletnie niczego nie rozumiałam.
Przecież dopiero co się zaręczył, powinien być szczęśliwy, skakać pod sufit, powitać mnie wesołym "Siemanko Sakurcia!"...
Skąd te pokłady nieuzasadnionej rozpaczy?
To ja stałam się prowokatorką, wedle życzenia której musiał mnie od siebie odsunąć. Przyjrzałam się jego przygnębionemu wyrazowi twarzy i chyba podchwytując ten podły nastrój, również mimowolnie przestałam się uśmiechać, stopniowo opuszczając kąciki ust ku dołowi.
- Naruto ? - zapytałam ostrożnie
- Sakuracia tak dawno cię nie widziałem.. chodź do środka, śmiało. Reszta już na ciebie czeka.
W milczeniu odebrał ode mnie cienkie bolerko i ruchem ręki pokierował wgłąb mieszkania. Zważywszy na ciszę, jaka się z niego wydobywała, nigdy nie powiedziałabym, że w środku znajduje się ktoś jeszcze... a już na pewno nie cała banda moich rozochoconych, skorych do kłótni przyjaciół. Poza tym Ino nie jest sobą, kiedy nie może mówić.
Z sercem w gardle wkroczyłam do salonu, gdzie zastał mnie prawdziwie przygnębiający obrazek.
Mimo najszczęśliwszych okoliczności, nawet zapierścionkowana przyszła panna młoda siedziała bez życia, zaszywszy się samotnie w czeluściach fotela. Gdy weszłam uniosła jedynie przyćmione zrezygnowaniem tęczówki i posłała mi smutny uśmiech.
Podobną reakcją wykazała się cała reszta, włączając w to Ino, Tenten, a nawet zwykle niemogącego usiedzieć w miejscu Kibe. Chodź on odważył się dodać jeszcze niezwykle mizerne " Bardzo za tobą tęskniliśmy. Witaj w domu"
Okey, może i nie liczyłam na jakieś szczególnie widowiskowe przywitanie.. ale żeby od razu wyskakiwać z czymś podobnym? Zamrugałam zdekoncentrowana, z tego wszystkiego przystając bez ruchu, na środku salonu.
- Gratulacje z okazji zaręczyn - wypaliłam bez sensu, czując, że właśnie to wypada powiedzieć gdy przychodzi się do kogoś świętować zaręczyny. - Bardzo się cieszę ekem.. waszym szczęściem.
Skrzywiłam się mimowolnie. Ku ironii, w tym pomieszczeniu nie było ani grama tejże emocji.
- Dziękujemy Ci - wydukała cicho Hinata, delikatnie poprawiając się w fotelu. Teraz było ją widać w nieco większym stopniu.
- Jak minęła podróż? - zagadnął Naruto, przysiadając obok swojej wybranki. Ta nie zaczerwieniła się, tak jak miała to w zwyczaju, jedynie posyłając mu pełne współczucia spojrzenie.
To już przechodziło granice rzeczy, które mogłam i chciałam zrozumieć.
We wiosce działo się coś bardzo niedobrego.
- Bez problemów. Pogoda dopisywała, nie natknęłam się na nikogo oprócz dwóch zbłąkanych jeleni. Nawet podróżowałam z wiatrem, także.. chyba wszystko chciało, żebym w końcu do Was wróciła.
Kończąc zdanie jakże wesołym akcentem połasiłam się nawet o najszczerszy, szeroki uśmiech. Prędko musiałam go jednak zgasić.
Poczułam na sobie ciężar pięciu, pełnych troski spojrzeń.
Ino niemrawo poprawiła się na kanapie, sięgając po pojedynczego czipsa. Odchrząknęła, wsadziła łup do ust po czym nie przerywając chrupania, zapytała pośpiesznie:
- Na długo wróciłaś?
Naruto z Hinatą wymienili nerwowe spojrzenia. Powstrzymałam się od podejrzliwego uniesienia jednej brwi, udając, że nie dostrzegam niczego niepokojącego w ich zachowaniu.
Odchrząknęłam zdawkowo.
- Już jutro muszę wracać.
- Kiedy dokładnie?
Zmrużyłam lekko oczy, nie chcąc dać poznać po sobie jak nieswojo się właśnie poczułam. Yamanaka, w jak dobrej wierze by nie działała, dawała mi teraz jasno do zrozumienia, że nie jestem tutaj mile widziana.
- Planowałam wieczorem.
- O nie nie! - Zerwała się gwałtownie. Prawie podskoczyłam, w reakcji na tak nagły i niespodziewany ruch - To niemożliwe. Musisz wyruszyć z samego rana. - dodała nieco spokojniej, wyraźnie zażenowana swoim wybuchem.
- Tak, tak - podłapał natychmiast Kiba, chcąc najwyraźniej ratować sytuację - Wiesz, że lasy wciąż nie są jeszcze bezpieczne. Podróżowanie nocą byłoby skrajnie ryzykowne. Nie wiem czy się ucieszysz, ale mam już nawet zgodę od Hokage na wyruszenie z tobą. Odprowadzę cię pod sam próg domu w Kiri.
Powoli, bardzo powoli wypuściłam powietrze z płuc i zaczerpnęłam kolejnej, życiodajnej dawki tlenu. Potrzebowałam chyba chwilowego ukojenia, by móc zebrać myśli.
Wróciłam, po niemal 8 tygodniowej nieobecności a oni z miejsca już organizują mi powrót do domu, w dodatku pierwszym, porannym kursem. Spojrzałam po wszystkich nieufnie, karmiąc oczy widokiem przygnębionych min i nienaturalnie pobladłych twarzy.
I wtedy ukłuła mnie pewna myśl. Wśród wszystkich zebranych tutaj postaci, zabrakło mi tej jednej, od samego początku najmocniej wyczekiwanej.
- Gdzie jest Sasuke? - zapytałam cicho i chodź wiedziałam, że go tutaj nie znajdę, i tak przeleciałam po całym pomieszczeniu wzrokiem. Rozbieganym, tęsknym, pełnym czułości.
To pytanie ciężko zaległo w powietrzu. Salon wypełnił się nienaturalną ciszą.
Zdawało by się nawet, że wszystkie zgromadzone tam osoby naraz, w tej samej chwili wstrzymały powietrze, czyniąc atmosferę jeszcze gorszą i napiętą, niż była na początku.
- Sakurcia - rozpoczął Naruto, chodź widać było, że czyni to niechętnie. Ból jaki wymalował się w tamtej chwili na jego twarzy wydał mi się najgorszym widokiem, z jakim się do tej pory spotkałam. - Chyba musimy ci o czymś powiedzieć.
Poczułam nerwowe ukłucie w sercu i w żołądku, chodź tym razem na pewno nie było to spowodowane tremą. Ponownie odezwało się we mnie złe przeczucie, jakie zwykle pojawia się przed odkryciem czegoś niebotycznie ciężkiego.
- Może usiądziesz? - zaproponowała Tenten. Odmówiłam ruchem głowy, nie czując się na siłach by wykonywać jakiekolwiek ruchy. Przerażała mnie wizja tego, co mogłam zaraz usłyszeć.
- Gdzie jest Sasuke? - powtórzyłam z mocą, obarczając każdego na krótko swoim spojrzeniem.
- Sakurcia - Naruto, wykonał ruch ręką który mógłby wskazywać na chęć pochwycenia mnie za rękę. Odsunęłam się jednak, nie pozwalając na nic co mogłoby odwlec mnie od tematu.
Im dłużej oni trzymali mnie w niewiedzy, tym większą rozpacz czułam.
Być może było to spowodowane najprawdziwszą paniką, być może histeryzowałam, być może nawet i przesadzałam.. ale ja nigdy nie bagatelizuje złych przeczuć. A w tym wypadku owe omal nie rozsadziły mi głowy, zasypując wszystkimi możliwymi czarnymi scenariuszami.
- Gdzie on jest?! - prawie wykrzyczałam, nakładając nacisk na każde słowo z osobna.
Uzumaki zawahał się. Przygnębienie odbite na twarzy nie opuszczało go ani na moment, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie że z każdą kolejną chwilą tylko się potęgowało.
- Sasuke jest.... Sasuke jest w więzieniu. - Posłał mi kontrolne spojrzenie, upewniając się, jak na to zareagowałam. Nijak. Bo dosłownie mnie zamurowało. - Oskarżyli go 5 dni temu o wszystkie porwania, gwałty i zabójstwa młodych lekarek, jakie działy się do tej pory. Ale.. ale to nie wszystko.
Moje ciało nie było zdolne nawet do zadrżenia. Ja po prostu stałam, słuchałam i nie mogłam uwierzyć. Jak.. przecież... Sasuke nie mógłby zrobić czegoś takiego!
- Przed aresztowaniem wyruszył na misje. - ciągnął Naruto, z każdym słowem załamując się coraz bardziej i bardziej - W tym czasie, w lasach Konohy odnaleziono zwłoki Yuuki Utau. Najmłodszej przedstawicielki klanu, który leczy śpiewem.
- Znałam ją - przyznałam, chodź mogłabym przysiąc, że żaden dźwięk nie wydobył się z mojej krtani - Rozmawiałam z jej rodzicami na bankiecie. Podobno miała wyjść za mąż za Taizo i... i nic nie wiedziałam o jej porwaniu.
- Zaginęła blisko 4 tygodnie temu, podczas gdy Sasuke również nie było w wiosce. - dopowiedziała niemrawo Hinata, która widząc stan swojego narzeczonego, mocno ścisnęła go za rękę, biorąc na swoje barki konieczność dopowiedzenia mi reszty. Bezgłośnie przełknęłam ślinę. - Jej zmasakrowane zwłoki wraz z dzieckiem w łonie odnaleziono godzinę przed jego powrotem i.. Boże, Sakura jak ja mam ci to wszystko powiedzieć?!
Z oczu Hinaty, do tej pory jedynie przyćmionych bezdennym żalem polały się gorzkie łzy, wielkości ziaren grochu.
- Przyszli po niego w ten sam dzień, zawlekli do tego cholernego więzienia i zaczęli przesłuchiwać. Wiesz, jak wyglądają przesłuchiwania przez korzeń!? Ja to widziałam, Sakura. Naruto również to widział - mówiła, chodź niemal dławiła się głośnym, rozrywającym serce szlochem - Nie życzę nikomu tego, co on musiał i musi dalej tam przeżywać. Korzeń nie miał żadnych dowodów, tylko przypuszczenia, a mimo tego potraktowali go jak najgorszego zbrodniarza. Nie mając nic! Nic, na swoje usprawiedliwienie. Hokage nie może nic zrobić, bo Korzeniem włada starszyzna!
Nie zdając sobie z tego sprawy, ja również zaczęłam płakać. Cichutko, nie wydając przy tym ani jednego, świadczącego o moim stanie dźwięku. Byłam w tak wielkim szoku, że rozpacz, szok i bezkresna niemoc dochodziły do mnie stopniowo, wraz z każdym ujawnianym przede mną faktem.
- A wczoraj wieczorem.. wczoraj odbył się proces. Uczestniczyła w nim cała wioska i to ona , za pośrednictwem starszyzny demokratycznie zdecydowała co dalej. Sakura.. przecież on, po tym co zrobił z nim Korzeń był ledwo żywy. Ja.. Ja chyba nigdy nie wyrzucę z głowy jego widoku.. Nigdy nie widziałam takiego okrucieństwa.. To jest... takie nieludzkie i ... - Jej głos załamał się. Dziewczyna, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa po prostu ukryła twarz w otwartych ramionach Naruto. Tam zapłakała gorzko, wylewając w połaty jego polaru cały swój smutek. Uzumaki mocno przymknął powieki, wtulając głowę w jej włosy.
- Sakura, my już nic nie możemy zrobić.. Po prostu .. nic. - odezwał się nagle drżącym, bardzo cienkim tonem.
- Nie mieli prawa oskarżać go o coś, czego nie zrobił. - Oznajmiłam pewnie.
Spróbowałam twardym tonem przebić się przez grubą warstwę rozpaczy, jaką wokół siebie zbudowali. Część z nich uniosła na mnie bezradne spojrzenia, jedne mniej pełne współczucia, inne bardziej.
O nie. Nie po to zamierzałam walczyć o swoją miłość do Sasuke, żeby teraz tak po prostu pozwolić, żeby zaszlachtowali go w tych lochach. Mocno zacisnęłam pięść, niemal rozrywając sobie paznokciami mięśnie dłoni.
- Sakurcia proszę.. błagam cię.. przestań.
- Nie Naruto. Nie zostawię go i nie pozwolę, by znowu go skrzywdzili. Nie mieli prawa, czy wy tego nie rozumiecie?
Uzumaki poderwał się z miejsca, postępując w moją stronę dwa niepewne kroki. Cierpiał najbardziej z nich wszystkich, chodź starał się tego nie pokazywać. Zobaczyłam ten straszny ból, wymalowany w jego błękitnych tęczówkach.
- Nie Sakurcia, to ty zrozum. Nic już nie możemy zrobić.
- Niby dlaczego? Dlaczego nie chcecie go ocalić?
- Już zapadł wyrok, Sakura. Proces odbył się wczoraj.
Diametralnie pobladłam.
- J-Jaki wyrok? O czym ty mówisz, Naruto?
- Sasuke ma zostać stracony. Jutro, w samo południe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top