20. Mój ojciec przyłożył Sasuke?!

  - O, spójrz.- Chcąc rozluźnić niezręczną atmosferę, z rozbawieniem wskazałam ruchem dłoni na dwójkę obściskujących się nieopodal kobiet - Tamtej lesbijce dobrze wychodzi pocieszanie tej drugiej. Weź z niej przykład.

- Myślisz, że powinienem? - Zaśmiał się głośno - Może masz trochę racji i... Uważaj!

W następnych sekundach wszystko potoczyło się z zawrotną prędkością.

Zaniepokojona jego okrzykiem, w pierwszym odruchu szybko odwróciłam głowę w bok, by skonfrontować się oko w oko, z obiektem, który tak go wystraszył. Jednakże zdołałam spostrzec zaledwie szybko zbliżające się ciało wirującego w tańcu mężczyzny, zanim nie zostałam potraktowana jego wyrzuconym niczym z procy ramieniem. Poleciałam do tyłu jak kauczukowa piłeczka i zapewne odbiłabym się od ściany z równie widowiskowym skutkiem, gdyby nie szybka reakcja Yoshiego. Chłopak pochwyciwszy mnie w porę, jakimś cudem sprawił, że zamiast na kamiennej płycie, wylądowałam twarzą w jego torsie.

Przeżywszy najprawdziwsze chwile grozy, dłuższą chwilę zajęło mi dojście do siebie, racząc się w międzyczasie zapachem jego wody kolońskiej. Woń byłą trzeźwiąco ostra i to ona w dużej mierze przyczyniła się do mojego nagłego otrzeźwienia.

Gwałtownie zadarłam głowę do góry, szybko napotykając rozbawione iskry w oczach chłopaka. Były jasnozielone, teraz widziałam ich barwę wyraźnie.

- Jestem mistrzem w ratowaniu kobiet w potrzebnie - zadeklarował ze śmiechem - I w dodatku nie ulałem ani jednej kropli piwa.

Naraz mój wzrok całkowicie mimowolnie powędrował do kufla z trunkiem, którego zawartość jedynie chwiała się powoli, uspokajając po przebytym sztormie. Blondyn trzymał je w lewej ręce, wciąż awaryjnie unosząc na wysokości mojej głowy.

- Po tym wszystkim chyba faktycznie jestem Ci winna jeden taniec. - przyznałam niechętnie, mimo okoliczności przyozdabiając wyznanie o szczery, przyjazny uśmiech.

- Tylko jeden? Jesteś okrutna.

Pokiwałam z dezaprobatą głową, nie chcąc pokazać mu jak mnie tym nieoczekiwanym rozżaleniem rozbawił. Nie. To zdecydowanie nie był dzień, w którym jestem skora do śmiechu.

Postanowiłam się tego trzymać i w dalszym ciągu robić smętne miny.

Ino może mnie nawet wychłostać, jeśli będzie w dalszym ciągu czuła taką potrzebę. A zapewne będzie, jeśli wrócę sama i to w dodatku z naładowaną porcją marudzenia na ustach.

- Na drugi raz zastanów się dwa razy, zanim zamierzasz kogoś wyratować. - mruknęłam zaczepnie, ku przestrodze machnąwszy blondynowi wystawionym palcem przez nosem. Nie przejął się tym, w spokoju upijając łyk z kufla.

- Jeśli znów przyjdzie mi osłaniać Ciebie, rzucę się chodź by i w ogień!

Dobra, teraz mnie zawstydził. Zasłaniając twarz całą kaskadą włosów naprędce odsunęłam się, poniewczasie spostrzegając, że dłoń chłopaka przez cały ten czas ulokowana była na moim biodrze.

Rozejrzałam się przelotnie po czym zamarłam na dokładną sekundę.

Czy mi się wydawało....

- Przepraszam Cię ale... - zająkałam się, w przypływie nieuzasadnionej paniki próbując wyłapać wzrokiem Ino. Ku mojej uldze siedziała wciąż przy barze, eksponując powabnie swoje długie nogi. - Ja muszę już iść.

Nie bacząc na reakcję chłopaka wykonałam taktyczny odwrót, w te pędy dopadając do niczego nie spodziewającej się blondynki. Na mój widok jedynie uniosła do góry jedną brew.

- To był bardzo szybki taniec - pokwitowała z kwaśną miną.

Nie zdążyła wykonać nic innego, bowiem przerwałam jej szybkim machnięciem ręki.

- Przed chwilą wydawało mi się, że zobaczyłam w tłumie Sasuke. - wydyszałam niemal na jednym tchu - Czy to możliwe żeby on.. ? No wiesz.

- Przybył tutaj do Ciebie? - dokończyła sceptycznie. Wątpliwość wprost biła z jej oczu, teraz podejrzliwie zmrużonych - Absolutnie niemożliwe. - dodała z zimną krwią, zaprzeczywszy dodatkowo głową.

Tym jednym gestem rozbiła mnie na milion kawałków.

- Sakura wiem, że to co teraz powiem będzie bolesne - ciągnęła nieustannie, doprowadzając mnie niemal do płaczu. Mocno zagryzłam wargę, próbując uporać się z uczuciem zawodu, jakie paliło właśnie moje serce - Ale nie wydaje mi się, żeby Sasuke był skłonny przebyć od tak, taki kawał drogi. Kiedy wyruszałam, był jeszcze na misji a przecież nie od dziś wiadomo, że zawsze po powrocie do domu należy się kilka dni odpoczynku. Nie rób sobie nadziei kochana. Wiem co do niego czujesz i jak bardzo chciałabyś go pewnie zobaczyć, lecz nie wydaje mi się to w żadnym stopniu prawdopodobne.

- No tak - przyznałam ze ściśniętym z żalu gardłem. - Masz zupełną rację. Możemy wracać do domu?

Yamanaka zamrugała zdekoncentrowana, unosząc wysoko obie brwi. Niemal zetknęły się one z linią jej włosów.

- Jak to, już?!

- Ino...

- Ale przecież dopiero co tutaj przyszłyśmy!

- Ino..

- No dobra, dobra. Tylko pożegnam się z tym seksi barmanem! Wiesz, że mam jego numer?

- Ino!

Zaśmiałam się głośno i nie dając jej szans na wysunięcie żadnych działań, dosłownie siłą pociągnęłam przyjaciółkę do wyjścia.


Sasuke:


Walenie do drzwi obudziło mnie natychmiast. Dopiero co zasnąłem.

Wróciłem do domu bardzo późno, albo bardzo wcześnie - zależy jak na to patrzeć, po mocno zakrapianym i hałaśliwym wieczorze w jakimś zaśmierdłym pubie.

Byłem sam w hotelowym pokoju, dlatego też musiałem osobiście pofatygować się do drzwi i zobaczyć, kto się do nich dobija.

Wygramoliłem się z łóżka, sięgnąłem po leżące na oparciu krzesła spodnie i wciągnąłem je na siebie. Potem chwyciłem koszulę, włożyłem ją przez głowę i ruszyłem ku przejściu.

Chwilowa rezydencja w której się zatrzymałem była na tyle obszerna, że dojście do źródła nieustającego dźwięku zajęło mi krótszą chwilę.

Przeczesałem dłonią włosy, starając się nie zwracać uwagi na pulsujący ból czaszki.

Kto do cholery robi tyle hałasu o tak wczesnej porze?

Otworzyłem drzwi i ujrzałem stojącego na progu mężczyznę w średnim wieku - wysokiego i barczystego. Wyblakło różowe włosy przyprószone miał siwizną.

Spoglądał nań wilkiem.

Za jego plecami stało kilku jeszcze wyższych i potężniejszych osobników, z równie wściekłymi minami.

Co u diabła?! Miałem wrażenie, że horda wikingów wynurzyła się z pomroki dziejów, by wylądować na moim hotelowym progu.

- Sasuke Uchiha?! - warknął najeżdża

- Taa..

Nim zdołałem wymówić ostatnią spółgłoskę, pięść rozmówcy zderzyła się z moją szczęką i to tak gwałtownie, że przeleciałem jak na skrzydłach przez cały pokój. Nie wylądowałem na podłodze tylko dlatego, że kurczowo chwyciłem się stołu, którego z resztą omal nie przewróciłem.

- Ty bydlaku! - wrzasnął podstarzały wiking

Nie ulegało wątpliwości, że chciał mi jeszcze przyłożyć.

Nie miałem przy sobie katany. Leżała bezpiecznie w rogu szafy, toteż uniosłem pięści, rozstawiłem szeroko bose stopy i lekko ugiąłem kolana przybierając pozycję obronną. Pokonanie jakiejś hałastry nie było dla mnie żadnym problemem, o ile nie biorą mnie z zaskoczenia, atakując na równi z uchyleniem drzwi. Nie zamierzałem więcej służyć tym szaleńcom za worek treningowy!

- Coś ty za jeden, do cholery?!

- Jestem ojcem dziewczyny, którą wykorzystałeś tej nocy. Zrozumiano?

To oświadczenie zbiło mnie z tropu, ale nie ustępowałem.

- Co takiego?

- Nie strugaj durnia, ty podła szumowino! Dobrze wiesz, o co mi chodzi!

- Nie mam pojęcia - warknąłem postępując krok do przodu - I radze wynieść się stąd nim dojdę do wniosku, że muszę się zrewanżować.

- Nie ruszę się stąd bez przetrzepania ci skóry, łajdaku!

Straż przyboczna złożona z młodszych wikingów przepchnęła się do wnętrza domu. Wszyscy hałaśliwie popierali decyzję przywódcy.

- No pewnie! Dorwijmy go!

- Jak ci damy w mordę, przestaniesz podskakiwać!

- Wszystkie gwiazdy ci się pokażą!

- Śmierdzący łajdak!

- Frajer!

Całkiem zdezorientowany nie miałem nadal pojęcia o co chodzi, lecz sygnał alarmowy w głowie ostrzegał mnie o niebezpieczeństwie. Te osiłki przybyły tu w jakimś konkretnym celu, ale nie byłem w stanie dogadać się z nimi. Wszystko jedno! Nie dam się sterroryzować garstce umięśnionych robaków!

- Powiedz lepiej o co ci chodzi - zwróciłem się do przywódcy stada - Chyba, że masz ochotę oberwać parę razy i zapaprać mi krwią pokój. Nie obchodzi mnie ilu osiłków wziąłeś sobie dla ochrony.

- O czym tu gadać?! - zdziwił się - Sprawa jest prosta! Wystarczy tylko na ciebie spojrzeć!

Nadal stałem w pozycji bojowej, ale zerknąłem na zwisającą luźno koszulę i bose stopy.

- A jak mam wyglądać?! Zerwałem się z łóżka! I po co? Żeby dostać po gębie od jakiegoś wariata!

Starszy pan warknął groźnie i znów by się na mnie rzucił, gdyby go nie powstrzymał jeden z obstawy.

- Spokojnie, Kizashi! - perswadował - Mnie też krew zalewa, ale chyba lepiej posłuchać co on ma do powiedzenia.

- Spokojnie?! Co ty pleciesz! Ten drań zabawiał się z moją jedyną córeczką! Obedrę go ze skóry!

- Z kim się zabawiałem? - potrząsnąłem głową - To jest jakaś cholerna pomyłka. Wynoście się stąd.- Postąpiłem kilka korków do przodu, spychając wikingów ku drzwiom wyjściowym - No, wynocha!

Starałem się grzecznie skłonić ich do wyjścia, ale natrafiłem znów na niezłomny mur złożony z pięciu ogromnych, rozwścieczonych i nieustępliwych przeciwników. Działałem w dobrej wierze, z prośby Hatakie nie zamierzając pozbawiać ich życia. Ale sęk w tym że oni sami się o to prosili.

- Sam przyznałeś że nazywasz się Sasuke Uchiha! - oświadczył najstarszy - Drań, który niecnie wykorzystał moją córkę! Nie ujdzie ci to na sucho!

- Ja.... niecnie wykorzystałem...?

I nagle wszystko stało się jasne. Jednym z punktów wczorajszej nocy była godzina spędzona w łóżku z niejaką Mirą. Nie zdołają wkręcić mi historyjek o cnotliwej dziewicy. Ta dziewczyna aż się do tego paliła i, do diabła, doskonale wiedziała co ma robić.

Wezbrał we mnie wściekły gniew, który przeszył mnie jak ostrze noża. O nie, nie zamierzałem znosić batów, bo córeczka tatusia okazała się puszczalska.

- Wynoście się! Inaczej żaden z was nie dożyje świtu! - rzuciłem stanowczo, następując na wikingów i zmuszając ich do cofnięcia się pod drzwi. - I pilnuj lepiej swojej córuni. Nie jestem pierwszym który ją miał. To zwykła dziwka.

Najstarszy ze zbirów aż spurpurowiał ze złości.

- Jak śmiesz mówić tak o moim dziecku?!

Towarzyszący mu ludzie zaczęli wrzeszczeć i klnąc. Przywódca rzucił się ku mnie i złapał za kołnierz. Pozostali napierali na mnie ze wszystkich stron, osaczając w moim własnym hotelowym pokoju! Próbowałem łagodnie wyrwać się z uchwytu seniora, ale był uparty i przyssał się jak pijawka.

Syczał przez zaciśnięte zęby.

- Wzbiera mnie na wymioty jak pomyślę, że taki ktoś jak ty dotykał mojej dziewczynki! Gdzie ona jest? Coś ty z nią zrobił, kanalio?!

Uśmiechnąłem się szyderczo

- Zostawiłem ją parę godzin temu w mocno wygniecionej pościeli. I nie próbuj mi wmawiać, że tylko ja zabrałem się za tą szmate. Jeśli łudzisz się, że w to uwierzę, to jesteś jeszcze durniejszy od niej!

Rzekomy tatuś wydał z siebie groźny pomruk i szykował się już do kolejnego ciosu ale pochwyciłem uniesione ramie i trzymałem je z całych sił. Dwóch wikingów chwyciło mnie za bary, ani myśląc puszczać ramienia

- Zapłacisz za wszystko co jej zrobiłeś! - Oczy młodych napastników płonęły ze wściekłości.

Mimo zatrważającej ilości przeciwników nadal byłem pełny brawury i słusznego oburzenia, Mają szczęście, że Kakashi wymusił na mnie dochowania przyrzeczenia, w innym razie leżeli by już martwi. Wszyscy. Co do jednego.

- Mówię szczerą prawdę! - Udało mi się zebrać wystarczająco dużo siły i wyrwać z uścisku napastników, przewalając na ziemię dwójkę z nich - Wynoście się wszyscy! Natychmiast!

- Zapłacisz za krzywdę wyrządzoną mojej kruszynce! Już nigdy więcej nie dotkniesz żadnej kobiety, kurwiarzu!

- Po moim trupie!

- To da się zrobić! Nie ujdzie ci na sucho zhańbienie jej!

Prychnąłem lekceważąco

- O ile wiem, to wasze niewiniątko zhańbiło się dawno, dawno temu - odparowałem - I tak się jej spodobało, że, jak powiadają, często odświeża sobie miłe wspomnienia.

- Zabije tego bydlaka, Kizashi!

- Nie, ja cię wyręczę!

- Tłuczmy go po kolei!

- Wstrzymajcie się chłopaki! - Przywódca wikingów był taki czerwony na twarzy, że wyglądało to na atak apopleksji. Trząsł się z gniewu - Oddamy go czcigodnej Mei! Już ona wie co robić z takimi gwałcicielami jak on!

- Gwałcicielami?! - Niemal się udławiłem, w jednej chwili usiłując krzyczeć i przełykając ślinę.

- A kim innym jesteś, ty tchórzu?!

     Z tyłu wywiązało się kolejne zamieszanie.

Spojrzałem ponad ramieniem przywódcy na otwór po szeroko rozpostartych drzwiach, po czym wciągnąłem powietrze i zrobiłem wielkie oczy. Mężczyzna obejrzał się również. Po drugiej stronie korytarza pojawiła się Sakura wraz z Ino, nieznacznie ukrywającą za jej plecami; spieszyły w naszą stronę.

Sakura?

Kosmyki na wysokości policzków były zmoczone i kurczowo przylegały do rozgrzanej skóry po obu stronach twarzy kobiety. Tunika była przekrzywiona. W zaczerwienionych, opuchniętych od płaczu oczach czaił się niepokój.

- Tata...?


Sakura:


Zacisnęłam powieki i potarłam je piąstką. Może, gdy znów otworze oczy, nie ujrzę tego, co wydawało mi się, że ujrzałam?

- Sakura? - To głos ojca. A więc to nie złudzenie. Otworzyłam oczy. - Co ty zrobiłaś najlepszego, dziewczyno?!

Gapiłam się na ojca, który był wściekły jak nigdy dotąd. Jego zielone oczy miotały błyskawice, twarz poczerwieniała z gniewu. Dostrzegłam za jego plecami kilku z jego znajomych, których do tej pory kojarzyłam tylko z widzenia. Wszyscy wydawali się zdezorientowani i wściekli.

Na dobitkę był tu jeszcze Sasuke. Milcząco cofnął się pod ścianę i oparty o nią plecami stał sztywno i nieruchomo, jak posąg. Wykrzywił usta w ponurym grymasie. Oczy miał puste, nie mogłam niczego z nich wyczytać. Nagle oblałam się szokującym rumieńcem i oderwałam wzrok od Uchihy, by zwrócić je na ojca.

- No więc? - zagrzmiał - Co masz na swoje usprawiedliwienie?

Doskonale wiedziałam o co mnie posądza i dlaczego przybył tu galopem, z drugiego końca wioski. To co on sobie, a raczej, to co Mebuki sobie wyobrażała było tak nieprawdopodobne, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nie podlegało dyskusji, że to matka zmusiła męża by o piątej rano zerwał się z łóżka i robił najazd na publiczny hotel, awanturując się tak głośno, że wyrwało to mnie z alkoholowego otępienia.

- Byłam u Ino - odparłam - Cały czas. Niefortunnie dzieliłyśmy ten sam hotel, co Sasuke.

- Ino?! - Kizashi dopiero w tym momencie ujrzał stojącą przy moim ramieniu Yamanakę. Ziewała właśnie szeroko, nawet nie próbując doszukać się sensu w tym nocnym oblężeniu. Zamlaskała głośno mamrocząc coś na powitanie.

- Obudziłam się przed chwilą, gdy dotarło do mnie to całe zamieszanie. - odparłam najspokojniej w świecie

- Byłaś u Ino? Spałaś? - powtarzał, jakby nie potrafił tego pojąć. Jego spojrzenie błądziło naprzemiennie po Sasuke, swoich znajomych, Ino, i w końcu mnie.

- Tak.

- Więc nie spędziłaś nocy w łóżku tego.. tego..?

- Oczywiście że nie! - Omal się nie zaczerwieniłam - Jak mogliście mnie o to oskarżać?!

Zerknęłam na Sasuke: mierzył mojego ojca takim wzrokiem, jakby był oburzony jego niesłuchanym podejrzeniem.

Kizashi obrócił się w jego stronę jednym gwałtownym ruchem.

- Może raczysz teraz wyjaśnić, czemu używałeś w stosunku do Sakury tych wszystkich niewybaczalnych epitetów?! - zagrzmiał złowrogo

Sasuke mówił o mnie, używając "niewybaczalnych epitetów"?!

Usiłowałam pochwycić jego spojrzenie, ale odwrócił głowę. Co takiego jeszcze mówił?

Uchiha odchrząknął.

- Wcale nie mówiłem o niej.

- A o kim?! - Ostry głos ojca był jak trzaśnięcie batem

- O kimś zupełnie innym. Nie miałem pojęcia, że Sakury nie ma w domu, ani że jest gdziekolwiek indziej.

Rozwścieczone spojrzenie ojca spoczęło na mnie.

- Nie łaska wrócić do domu?! Matka o mało nie dostała zawału.

Zmarszczyłam brwi by zebrać myśli.

- Mówię do ciebie, dziewczyno!

- Przecież słyszę - syknęłam - Moglibyście dać mi w końcu święty spokój.

Kizashi już otwierał usta, ale uprzedziłam go, z natury bieglej posługując się sztuką zaciekłej konwersacji. To ja spędzałam ostatnie tygodnie na szermierce słownej z matką, nie on.

- Następne słowo tato i wracam do Konohy. Na prawdę chyba troche przesadzacie.

To wystarczyło, by mężczyzna spojrzał po swoich ochroniarzach, przekazując im wszystko, co miał do tej pory do powiedzenia - ale wzrokiem. Osiłki pokiwały tępo głowami, jakby mierząc się z tym, co też On biedny musi ze mną przechodzić.

- Czy na prawdę nie dało się uniknąć tego bałaganu?! - ciągnęłam niemal bez tchu - Nie mogłeś chodź raz postawić się matce? Chodź.. nie! Nie! Całe szczęście, że to ty tutaj przyszedłeś, a nie ona!

- Słuchaj córeczko - Kizashi, odnajdując się w absurdzie sytuacji uśmiechnął się nerwowo i w ojcowskim geście poklepał mnie po głowie - Ogromnie cię za to przepraszam, no ale skąd ja mogłem wiedzieć, że ten twój znajomy nie zrobił ci żadnej krzywdy. Nie wróciłaś do domu i nie dałaś nam żadnego znaku życia. A ten tutaj - gestem ręki wskazał na otępiałego Sasuke - był u nas w domu i rozpytywał o ciebie.

Spojrzałam na chłopaka z niebezpiecznie radosnym błyskiem w oczach, na widok którego Ino najprawdopodobniej głośno wciągnęłaby powietrze albo pacnęła mnie w głowe. Na szczęście kobieta zbyt zajęta była ziewaniem, by rejestrować na bieżąco sytuacje.

- Rozpytywałeś o mnie? - Mimo starań, mój głos zabrzmiał zbyt piskliwie, by można było uznać go za normalny ton. Odchrząknęłam cicho, robiąc pozory spokojnej i właściwie niezainteresowanej tematem.

Ale w środku aż płonęłam z dzikiego entuzjazmu.

- To już nic ważnego. - odparł cicho.

Coś w warkliwym tonie chłopaka kazało mi myśleć, że jest do mnie wrogo nastawiony. Zmierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem, niejednokrotnie napotykając przy tym czarne tęczówki zawładnięte niecodziennym chłodem. Pod wpływem tego wzroku mimowolnie cofnęłam się o krok.

Jak każdy człowiek na tym świecie, miałam w mózgu wbudowaną funkcję złych bądź dobrych przeczuć. Ta pozornie niezręczna sytuacja pozwoliła mi odczuć nagły, bliżej nieokreślony strach.

Zerknęłam ostrzegawczo w stronę ojca. Ten jednak zdawał się nie zauważać tego, co dla mnie było wręcz namacalne.

Sasuke był wściekły. A mój instynkt samozachowawczy uderzał właśnie na alarm, nakazując szybką ucieczkę.

Może i byłam tchórzem, ale to właśnie zamierzałam teraz zrobić.

- Tato - zaczęłam z wolna, małymi kroczkami przedostając się bliżej w jego stronę. - Chodźmy już do domu. Wydaje mi się, że wystarczająco nadszarpnąłeś dzisiaj gościnności Sasuke.

- Eh no tak. Masz stokrotną racje córuś - Mężczyzna nieoczekiwanie odwrócił się w stronę Uchihy i ku mojemu przerażeniu, podszedł do niego, w geście pojednania wystawiając przed siebie otwartą dłoń. Karowłosy krótko przyglądał się jej w milczeniu, po czym, w akompaniamencie mojego okrzyku zdziwienia ujął ją, uścisnąwszy mocno. - Przepraszam Cię młodzieńcze za to koszmarne nieporozumienie. Nie powinienem był cię uderzyć, ani obrażać. Jeśli mógłbym to jakoś naprawić.. odezwij się. Pomogę Ci we wszystkim.

Boże uchowaj. Mój ojciec przyłożył Sasuke?!

Obserwowałam całą sytuację czując, jak cała krew stopniowo odpływa mi z twarzy a oczy niemal wyskakują z orbit. Przecież to się nie może aż tak dobrze skończyć.

Wybranek mojego serca wymorduje nas tej nocy we śnie. Całą moją przeklętą rodzinkę, na czele z matką - którą również miał już przyjemność poznać. Jesteśmy straceni.

Przełknęłam ślinę, oczekując aż ojciec dotrze w końcu do drzwi wyjściowych. A kiedy już to zrobił, nie bez ulgi pochwyciłam Ino za rękę i pociągnęłam bezwładnym ciałem przyjaciółki na korytarz, w progu posyłając jednak Sasuke niepewny uśmiech.

Nie odwzajemnił go, ani nie wykonał żadnego ruchu. Nawet nie mrugnął. Stał jedynie w bezruchu, bezbarwnym spojrzeniem odprowadzając mnie do wyjścia.

Zaopatrzona w gorycz i uczucie niezrozumienia, cicho zamknęłam za sobą drzwi.


    Kiedy przybyłam pod ten sam pokój następnego poranka, okazał się on być przygnębiająco pusty. Sasuke wyruszył z samego rana, nie zostawiając po sobie żadnej wiadomości.

Tego samego dnia Ino również udała się w podróż powrotną do Konohy.

Zostałam opuszczona, ponownie zdana tylko na siebie w Wiosce Mgły, gdzie spędziłam jeszcze cztery długie, przepełnione goryczą i smutkiem tygodnie.

Lecz pewnego dnia przyszła do mnie pisemna wiadomość.

Naruto i Hinata zaręczyli się.

Nie mogłam przepuścić takiej okazji do uczczenia radości swoich przyjaciół.

W końcu wracam po Konohy.




TA-DA-M!

W następnym odcinku przewiduje gwałtowny, drastyczny zwrot akcji! Spodziewajcie się... Niespodziewanego! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top