19. Opadające majtki


 - Szukam Sakury Haruno. Mieszka tutaj? 
 - Mieszka.

Spojrzałem na kobietę stojącą w progu, starając się odnaleźć jakiekolwiek cechy mogące świadczyć o jej pokrewieństwie z Sakurą. Nigdy nie widziałem rodziców różowowłosej , ani nie słyszałem jakiejkolwiek wzmianki o ich wyglądzie. Jedynie co było mi znane, to fakt, że jedno z nich przejawia specyficzne poczucie humoru.
Spoglądając na Panią Haruno, mogłem stwierdzić że na pewno nie jest to ona.
- Czego Sasuke Uchiha może chcieć od mojej córki o tak późnej porze?
Profilaktycznie zerknąłem ponad jej głową, na wiszący na ścianie zegarek. Pogrążony rozmyślaniem o dalszej części wyprawy, zapomniałem sprawdzić która jest godzina. Zachmurzone niebo i mgła uniemożliwiały określenie czegokolwiek. Odnosiłem wrażenie, że zarówno rano jak i wieczorem pogoda tutaj nie zmienia się, zaledwie zyskując na intensywności.

Wskazówki pokazywały godzinę 19.

- Muszę się z nią spotkać. - Nie traciłem na oziębłym tonie, przywołując równie bez emocjonalny wyraz twarzy co racząca mnie swoją wątpliwie przyjemną obecnością gospodyni.
- W jakiej sprawie?
- Tajnej.
Kobieta, wykrztusiwszy z siebie ciche "Hm!" założyła rękę na biodro i zmrużyła oczy, poddając mnie krótkim ogledziną. Którymś z kolei, z resztą.
Nie ugiąłem się pod jej krytycznym spojrzeniem, stojąc równie swobodnie co wcześniej. Ręce opuściłem wzdłuż ciała.

- Chyba mam prawo wiedzieć, po co zdrajca i morderca chce widzieć się z moją córką.
Zaatakowała, w pierwszym rzucie wyciągając artylerie, z którą od czasu nawrotu na dobrą drogę spotykam się najczęściej. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
- Niestety nie. Działam pod rozkazem samego Hokage. - Zbliżyłem się o półkroku, ale to wystarczyło, aby kobieta cofnęła się nieznacznie, łapiąc mocno z krawędź drzwi. Stało się jasne, że w każdej chwili mogły one zostać teraz gwałtownie zamknięte. - Pytam po raz ostatni. W innym razie będę zmuszony posądzić Panią o utrudnianie mi wykonywania obowiązków wobec naszego kraju. Gdzie jest Sakura?

Dobrą chwilę zajęło mojej rozmówczyni pogodzenie się z rychłą porażką. Odetchnęła, zmieniła pozycje, raz jeszcze przewertowała mnie spojrzeniem, nazwała podłym zdrajcą, ponownie odetchnęła...
- Wyszła dwie godziny temu. Jest w klubie Xenos, 10 minut drogi stąd. - Bez wątpienia wszystko to zostało wypowiedziane na jednym tchu, z ogromną dawką zawiści i jadu. Nie zamierzając dłużej nad tym kontemplować po prostu odwróciłem się, wznawiając wędrówkę po schodach. - Ale tylko spróbuj tknąć ją palcem, Uchiha. Wtedy nawet ten twój Hokage nie da rady cię uratować.
Nie zatrzymując się podążyłem dalej, szybko uzyskując ukrycie wśród mgły. 


Xenos. Xenos. Xsenos. Musiała to być totalna dziura, skoro żaden mieszkaniec Kirigekure nigdy nie słyszał o istnieniu podobnej instytucji!

Dobre 30 minut spędziłem na szukaniu jakiegoś podrzędnego klubu, aby na sam koniec okazało się, że Klub Xenos zamknięty został pół wieku temu.
Straciłem szmat czasu na bezowocnych poszukiwaniach miejsca, którego nie ma! Zareagowałem na ten nieoczekiwany bonus wprost bajecznym... wkurwieniem. Nie dość, że nie potrafiłem poradzić sobie z uczuciem ekscytacji, jakie ogarnęło mnie gdy wreszcie natrafiłem na ślad owego klubu, to jeszcze radość ta została niechybnie i bez litości ugaszona, jedną piekielną tabliczką "Budynek do wynajęcia".
Od wywołania kolejnej Wielkiej Wojny Shinobi (zapoczątkowanej najprawdopodobniej poprzez zamordowanie niejakiej Mebuki Haruno.) wybawiło mnie chyba tylko spotkanie, o ironio, przydrożnego pijaka. Nawalona jak szpak wyrocznia rad i mądrości, widząc w jak niebezpiecznej znajdowałem się rozterce, chwiejno-zygzakowatym krokiem zbliżyła się i zaoferowała pomoc.
Z autopsji wiedząc, jak przyjmowanie pomocy się w wiosce mgły kończy.. z początku zrezygnowałem. Lecz naprędce zmieniłem zdanie. Nie miałem już nic do stracenia, skoro nawet wyjątkowo dobre jak na mnie samopoczucie ulotniło się za sprawą jednej, zasranej tabliczki. Mogli mnie już nawet zatłuc.
Tak właśnie trafiłem pod jeden z nielicznych, działających jeszcze klubów.
Znajdował się on zaledwie półtora kilometra od miejsca, w którym szarpałem sobie nerwy. Spokojny spacer dobrze zrobił na moje skołatane zmysły i teraz, wbrew wszystkiemu odnajdywałem u siebie namiastki w miarę przyjemnego nastroju.
Do środka przedostałem się bez większych problemów, co było miłą odmianą. Niemal od razu otoczyła mnie typowa dla potańcówek głośna muzyka, tłum bawiących się ludzi i bijący zewsząd odór potu i alkoholu.
Nie byłem zwolennikiem takich sposób na spędzanie wolnych wieczorów. Bardziej od dyskotek preferowałem mordobicie. Odetchnąłem dwukrotnie, do bólu racząc się nasączonym etanolem powietrzem i wytrwale ruszyłem naprzód, w poszukiwaniu różowej głowy.

Przepchałem się przez namiętną parę, ominąłem chaotycznie pląsującego grubasa i odepchnąłem nawaloną przedstawicielkę płci teoretycznie pięknej, chodź jej wygląd przeczył temu określeniu.
Przez cały czas wszystkie zmysły skupione były tylko na jednej osobie. Rozejrzałem się, bez skutków lecz mimo wszystko wciąż uparcie parłem do przodu. Miałem w sobie nieograniczone pokłady nadziei.
Tłum tego wieczoru był jak na złość, gęstszy od panującej na powierzchni mgły. Chodź moja grobowa mina i połyskująca u boku katana pozwalały poczuć odrobinę komfortu, to i tak większość nie dostrzegłszy mojego śmiercionośnego asortymentu dosłownie wpadała mi pod nogi bądź torpedowała wyrzuconymi w dzikim tańcu kończynami. Ciężko zaczerpnąłem powietrza.

Przecisnąłem się obok całujących pod ścianą lesbijek... i wtedy ją zobaczyłem.
I wtedy poczułem gniew, któremu nie równała się żadna, poprzednia złość.
Miałem ochotę zniszczyć, połamać, spalić, zrównać, zmasakrować wszystko i wszystkich.
Łącznie z nią.
Stałem jak wmurowany, nie wiedząc za rozwalanie czego zabrać się najpierw, a jednocześnie rejestrowałem wszystko co działo się w zasięgu mojego wzroku.
Naprzeciwko, w odległości nie większej niż metr stała Sakura. Zacisnąłem mocno szczękę. Stała to bardzo toporne określenie. Ona po prostu czule przyciskała się do klatki piersiowej jakiegoś wysokiego faceta, który z kolei nonszalancko opierał się plecami o ścianę, jedną z rąk obejmując moją kobietę w talii. W drugiej dłoni trzymał kufel z piwem.
Dość.
Zdecydowanie nie TO byłem przygotowany zobaczyć.
Odwróciłem się i opuściłem klub, nie mając już czego tam szukać.

Sakura (jakiś czas wcześniej):

- Ino proszę! - zawołałam w akcie skrajnej rozpaczy i bezradności, sącząc piątego z kolei drinka. Miałam już po dziurki w nosie oglądania jak moja najlepsza przyjaciółka z powodzeniem odrywa barmana od jego pracy, co chwila prowadząc na parkiet bądź wciągając w długie, pasjonujące pogawędki.
Było to tym uciążliwsze, że ja, kompletnie nie mając nastroju do świętowania, ani razu nie poderwałam się z hokera. Oparłam głowę o zgiętą w łokciu rękę i ze znużeniem przypatrywałam się zalotom owej dwójki.
Fascynujące zajęcie dla kogoś z PONOWNIE nieodwzajemnioną miłością..
Oh mój boże jaka ja jestem głupia...
I na co mi to wszystko...
Najchętniej uderzyłabym czołem o ten kusząco twardy blat. Ale ponieważ nie byłoby to zbyt dobre posuniecie, po prostu ukryłam twarz w dłoniach, oddając w nie jedno, ciężkie tchnienie. Zupełnie, jakby robienie z siebie ofiary losu miało mi w czymś pomóc.
- Piękne kobiety nie powinny się smucić. Nigdy.
Nawet jeśli dotarł do mnie dźwięk stłamszonego przez muzykę, męskiego barytonu, to kompletnie go zignorowałam. W dalszym ciągu trwałam w swojej pozycji, niszcząc tym samym zarówno naniesiony na oczy makijaż jak i starannie wystylizowaną fryzurę.

- Widzę, że niezbyt cię przekonałem. Prawdę mówiąc nigdy nie byłem w tym dobry.

Modliłam się - a robię to rzadko - by ten ktoś nie zwracał się teraz do mnie. Absolutnie nie miałam ochoty na nawiązywanie jakichkolwiek kontaktów, mimo to głos nie ustępował:
- Hej maleńka, mówię do Ciebie. Przestań się chować za tymi pięknymi paluszkami.
No litości. 
Z wielkim ociąganiem oderwałam dłonie od twarzy i wkładając w ten czyn masę zniechęcenia, przeniosłam wzrok na niechcianego zalotnika. Okazał się nie najgorszy, z rodzaju mężczyzn na których Ino zazwyczaj zawiesza oko na dłużej. Miał ciemne blond włosy - jeśli ufać ich barwie w świetle miliona reflektorów, pociągłą twarz o ostrych rysach i pełne, kształtne usta. Ogolony na przysłowiowy błysk, ze śnieżnobiałymi zębami odsłoniętymi w szerokim uśmiechu.
- Nareszcie świat może zobaczyć twoją twarzyczkę. - Skłonił głową w sposób, który niewątpliwie sprawiał, że wszystkim dziewczyną w promieniu 50 metrów samoistnie opadały majtki. - Gdzie się podziewałaś przez całe moje życie, Aniele?

Co tu dużo mówić, facet wręcz błyszczał galanterią.
I miał gadane.
Jedno spojrzenie na świecące się oczka Ino wystarczyło mi, bym stwierdziła, że jej majtki leżą na podłodze już od dawna, sponiewierane przez tłumy tańczących.

- Nie jestem w nastroju - zabrałam głos, starając się by jego wydźwięk był pewny i mocny. Odchrząknęłam - Szukaj szczęścia gdzieś indziej.
- Zawsze jesteś taka nieprzystępna? No weź przestań, maleńka.. szkoda na to czasu.

- Hej koleś - Nie wierzę, że nadszedł ten etap mojego życia, w którym jestem niezadowolona ze spotkania potencjalnego kandydata na męża. Odgarnęłam włosy z twarzy - Ja na prawdę nie mam dzisiaj nastroju i próbuje cię, delikatnie mówiąc, spławić. Więc bądź tak dobry i idź sobie gdziekolwiek.
Chłopak z wolna wyprostował się, po czym nieznacznie odchylił do tyłu, obejmując bacznym spojrzeniem całą moją zbłąkaną postać. W obliczu tego przenikliwego wzroku poczułam się mniejsza o jakieś 10 centymetrów.
- Niech zgadnę. - odezwał się w pewnym momencie, starannie cedząc słowa przez usta. - Zostałaś zraniona, przez innego mężczyznę. - Przerwał, zerkając ostentacyjnie w stronę przyczajonej za moimi plecami Ino. Odczekał kilka długich sekund. - A do klubu wyciągnęła cię przyjaciółka, chodź wcale nie miałaś na to ochoty.
Moja mina musiała odzwierciedlać moje aktualne odczucia, ponieważ blondyn zwróciwszy na mnie swoje wielkie oczy, jedynie zaśmiał się głośno, pokiwawszy głową.
- Nie pytaj. Masz wszystko wypisane na twarzy, to tyle.
To tyle - powtórzyłam tępo w myślach, wpatrując się pusto w jakiś punkt na sali.
Czy nieobecność Sasuke tak bardzo na mnie wpływa? Moja rozpacz jest widoczna dla wszystkich? Nic dziwnego, że każda osoba w tym pomieszczeniu omija mnie szerokim łukiem.
Gdybym mogła, sama bym siebie dzisiejszego dnia unikała.

Spojrzałam tęsknie w stronę twardego blatu..

- Chyba masz rację - burknęłam zdawkowo, upijając łyk trunku ze szklanki. - Tak czy siak to nic wartego uwagi.
I kiedy już miałam zalążki nadziei, że nieproszony gość się oddali... do akcji wkroczyła Ino. Zgrabnie prześlizgując się obok, zajęła strategiczne miejsce przed moją zdziwioną twarzą. Zwrócona przodem do chłopaka, z pewnością właśnie posyłała mu najzalotniejszy w swoim mniemaniu uśmiech.
Byłam w stanie to stwierdzić, widząc zaledwie bujającego się na jej plecach kucyka.

- Jestem Ino. Miło poznać. - dobiegło mnie, gdzieś pomiędzy brzęczącą głośno muzyką. - A ta niemiła dziewczyna za mną, to Sakura. Wiesz, ona nigdy nikogo nie miała dlatego zachowuje się trochę jak dziwaczka i..

- Dziwaczka?! - wtrąciłam, chodź do mało kulturalne.

Zastałe mięśnie nie pozwoliły na gwałtowne zsunięcie się z hokera, jak to początkowo zamierzałam, więc po prostu poderwałam się nerwowo w górę, gestem głowy odrzucając na bok natrętne kosmyki.
- Tak, tak! - Yamanaka odwróciła się, łokciami opierając swobodnie o powierzchnię blatu. Zerknęła na mnie z ukosa - No bo powiedz, Sakura co ci się takiego w Yoshiku nie podoba?

- Yoshiku ?

Byłam zdezorientowana.

- To ja. - Obecny przy tej upokarzającej wymianie zdań chłopak uniósł nieznacznie dłoń, posyłając mi przy tym zniewalający uśmiech, godny jednego ze zniewalających uśmiechów Ino. Przewróciłam wymownie oczami.

- Oh, o tym właśnie mówiłam! - Wystrzeliła momentalnie blondynka, patrząc na mnie nie bez pretensji. Jej pięść zaciskała się miarowo, a ja wyobrażałam sobie, że w myślach przyjaciółki zamiast namiastki powietrza znajduje się tam właśnie moja szyja. - Wszystkich od siebie odstraszasz. Daj mu szansę, dobra?
- Popieram. - dodał niejaki Yoshi, posyłając mi zalotne oczko - Daj mi szansę.

- Nigdy w życiu.
- Sakura! - Ino w akcie bezsilności wyrzuciła w górę obie ręce, prychając na mnie z politowaniem. Dyskretnie otarłam wierchem dłoni lewe oko. - Przestań zachowywać się jak dziecko. Sasuke zawrócił ci w głowie i nie myślisz rozsądnie, to normalne. Ale bądź chociaż na tyle poważna, żeby nie odrzucać przy tym wszystkich śliniących się na twój widok mężczyzn. - Skończywszy, odwróciła się z impetem w stronę siedzącego chłopaka - Zabierz ją na parkiet, proszę. Zrób cokolwiek, nie wiem, byleby tylko oderwała się od tej lady!
Ku mojemu przerażeniu Yoshi faktycznie skierował dłoń w moją stronę, chcąc niewątpliwie postąpić wedle wskazówek Ino. Nim zdołałam zareagować, on już ciągnął mnie w stronę parkietu, trzymając się przy tym blisko jednej ze ścian. Tłok tego wieczoru był tak duży, że nie sposób było dostać się do wolnego skrawka podłogi, co zinterpretowałam na swoją korzyść. Nie ma miejsca, nie ma tańców - proste.
Krocząc chwiejnie przed siebie, z pewną dozą sceptyzmu zauważyłam, że towarzyszący mi chłopak zabrał ze sobą kufel z piwem i teraz bez problemu manewrował nim między rozszalałymi ludźmi.
- Yoshi! - Zawołałam, gestem ręki zachęcając go by zrównał ze mną kroku i wysłuchał, co mam do powiedzenia. Zrobił to, chodź z początku jedynie pokręcił z rozbawieniem głową.

Zastanowiłam się przez chwilę, obmyślając jak w najkrótszy sposób mieć to wszystko za sobą. Finalnie postawiłam na szczerość. - Ja na prawdę nie mam na to ochoty.
- Na taniec ze mną?

- Na taniec z kimkolwiek.

Uśmiechnął się rozbrajająco i puścił wreszcie moją rękę, przekonany, że już mu nie ucieknę. Skinęłam z wdzięcznością głową.

- Nie chciałbym Ci się narzucać, Sakuro. -wyznał wyzbytym pretensji głosem, po czym najswobodniej na świecie wzruszył ramionami, rozglądając się z rozleniwieniem po sali. - W każdym razie mam nadzieję, że inna przybita kobieta nie będzie takim uparciuchem i pozwoli się pocieszyć.
Odchrząknęłam zdawkowo, niezbyt wiedząc jak się do tego ustosunkować. Jeszcze nie spotkałam podrywacza, który w tak dużym stopniu byłby świadomy tego, kim jest.
- O, spójrz.- Chcąc rozluźnić niezręczną atmosferę, z rozbawieniem wskazałam ruchem dłoni na dwójkę obściskujących się nieopodal kobiet - Tamtej lesbijce dobrze wychodzi pocieszanie tej drugiej. Weź z niej przykład. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top