18. Oszalałe babsko.


  Sakura:
   - Nie spodziewałabym się, że ciągłe spotkania z Sasuke przybiorą taki obrót.
Odetchnęłam ciężko, unosząc do ust kieliszek po brzegi napełniony winem.

Trunek nie polepszył bynajmniej mojego nastroju.

Czułam się równie podle co godzinę temu, kiedy to miałam znikomą przyjemność zapewniać Ino, że nie mogę tak po prostu wrócić z nią do Konohy.
Będąc w aktualnym stanie, chyba nawet bym się tego trochę obawiała.
Yamanaka rozpoczęła jednak pobyt w Kirigekure od konfrontacji z moimi rodzicami. Niestety zabrakło jej uroku osobistego by i w tym przypadku zmienić ich zdanie. Perswazja szczenięcych oczek i wymuszonych łez działała, jak się okazało, tylko przy próbach uzyskania zgody na moje wyjście z domu, po zmroku. Ale to jeszcze za czasów bycia szalonymi nastolatkami...

- Czuje się trochę winna. Od samego początku namawiałam cię do dania mu kolejnej szansy. Chciałam, żebyś się trochę zabawiła. - przyznała z troską 
- I zabawiłam się aż za bardzo.
- Co się stało ? - zapytała spokojnie Ino.
Przez chwilę obracałam kieliszek w dłoniach, bojąc się wypowiedzieć to co myślałam.
- Znowu zakochałam się w Sasuke. - wyjąkałam wreszcie - I przeraża mnie to, bo przecież ja zupełnie do niego nie pasuje.
- Dlaczego tak mówisz? Zupełnie jakby on był jakimś księciem a ty biedną służącą. Pochodzicie przecież z tej samej wioski. Jedyne co was różni, to styl życia. - tłumaczyła cierpliwie - On lubi samotność i ma wyznaczone konkretne cele w życiu, a ty najlepiej czujesz się pomagając innym, bez względu na samą siebie. No, i żyjesz chwilą. Może właśnie te różnice sprawiają, że tak dobrze wam ze sobą. Może nawzajem obdarzacie się czymś, czego wam brakuje.

- Chwileczkę. - przerwałam wywód podejrzanie mądrych słów jednym machnięciem ręki - Przecież nie wspominałam Ci nic o tym, jakie mamy relacje
- Moja droga.. - Ino spojrzała na mnie, jakbym miała na czole wymalowane trzecie oko - Czy ty na prawdę myślisz, że JA, właśnie ja, jestem ślepa na to co się wokół mnie dzieje? O nie, nie kochana! Przecież wasza dwójka od dawna gra w jakieś dziwne podchody!

Zamrugałam dwukrotnie.
- Podchody?
- Nie zgrywaj niewiniątka. - Oburzona, pstryknęła mi palcami przed samym nosem - Całujecie się, znikacie gdzieś razem, później dowiaduje się od Hinaty że byłaś się z nim spotkać, w przeddzień swojego wyjazdu. - wyliczała bezustannie. Robiła to tak sprawnie i zgubnie dla mnie samej, że zmuszona byłam przerwać jej wywód zabierając głos, chodź właściwie nie miałam nic na swoją obronę.

- Dobrze, rozumiem. Były podchody. - stwierdziłam ugodowo - Ale jak widzisz on dalej trwa przy Nanami, a mi brak już sił by ponownie o niego walczyć. Już raz to zrobiłam, pamiętasz? Nie wspominam tego najlepiej.

- Nikt nie wspomina. - uściśliła dobitnie - Ale to już nie jest ważne. Sakura, oboje jesteście przecież dorosłymi ludźmi i chyba możecie tym razem usiąść i w spokoju porozmawiać? Ty nie będziesz wykrzykiwać po nocach, że go kochasz, widząc tylko jego plecy. On za to na pewno cię nie otumani i nie pozostawi samej sobie na.. na...
- Na 8 lat. - dopowiedziałam gorzko, bliska załamania głosu.
- Właśnie! - wysysając wszystkie pokłady mojego dobrego nastroju, Ino wesoło klasnęła w dłonie - Jestem pewna, że tym razem oboje postąpicie rozważnie.

- Nie jestem co do tego przekonana. W końcu.. to jest Sasuke. A jeśli znów mnie ogłuszy i zostawi? Jak ja to wtedy zniosę?

Odpowiedziało mi głośne westchnienie. W chwilę później poczułam na ramionach ciężar czyiś dłoni. Niepewnie uniosłam wzrok, konfrontując się z parą niebieskich jak niebo tęczówek.
- Jak właściwie doszło do tego, że znów go pokochałaś? Myślałam, że kto jak kto ale Ty nie pozwolisz drugi raz dostać się komukolwiek do swojego serca.
- Sama nie wiem. - Odstawiłam pusty kieliszek na stół - Od samego początku wystarczyło, by tylko na mnie spojrzał, a już byłam gotowa paść przed nim plackiem. Ale tu nie chodzi tylko o pocałunki, które są nieziemskie. Wydaje mi się, że Sasuke mnie rozumie, potrafi słuchać, nie stara się mnie zmienić, oczywiście jeśli tylko ma na to ochotę. Nie muszę udawać przy nim kogoś, kim nie jestem. Nawet jeśli się przy tym kłócimy i ciągle sprzeczamy... może nawet skrycie walczymy.. To jednak czuje, że są to rzeczy które gotowa jestem robić nawet do śmierci. Byleby z nim.
Yamanaka wyprostowała się, przywdziewając na twarz delikatny uśmiech.

- Udało mu się zatem przebić przez ten mur, który wokół siebie budowałaś.
- Mur? Nie rozumiem o czym mówisz - rzuciłam wyniośle
Przyjaciółka ujęła mnie pod brodę, zmuszając bym popatrzyła jej prosto w oczy.
- Znamy się od lat i kocham cię jak siostrę ale muszę ci powiedzieć, że od dłuższego czasu swoim zachowaniem dawałaś jasny komunikat: "Nie potrzebuje nikogo, jestem samowystarczalna, dajcie mi wszyscy spokój". A jednak zakochałaś się i sądzę, że powinnaś o to zawalczyć.
Pokiwałam ze zrezygnowaniem głową.
- A jeśli znowu przegram?
- Nie przekonasz się póki nie spróbujesz.
Westchnęłam głośno i oparłam głowę na jej ramieniu.
- Nie wiem, czy wystarczy mi odwagi.. - wyszeptałam ze smutkiem.
Ino objęła mnie, lecz nie po to by, jak początkowo myślałam, udzielić duchowego wsparcia. Mocnym chwytem złapała mnie za ramiona, odsunęła od siebie i potrząsnęła trzykrotnie.

- Dosyć tego smętolenia! - orzekła wszem i wobec - Idziemy się zabawić! Nie mogę patrzeć na Sakurę, która rozkleja się i ubolewa przez cale życie z powodu jednego i tego samego mężczyzny. Sprawimy, że dzisiaj o nim zapomnisz. A jutro sama ocenisz, czy warto zawracać sobie nim głowę. Taka jest moja diagnoza!
- Ale dlaczego akurat jutro skoro..
- Bo dzisiaj poznasz cały tabun innych facetów! Mniejszych, większych, ładnych, brzydkich, grubych, chudych. Rozumiesz? Może któryś okaże się lepszy od Sasuke!
- To zły pomysł Ino. Ja na prawdę nie mam ochoty na głośną muzykę i pijanych w trupa tancerzy i... Hej! Posłuchaj mnie chociaż! Nigdzie się z Tobą nie wybieram.

Nie przejmując się w żadnym stopniu moimi głośnymi protestami, blondynka poderwała się z miejsca i zanurkowała w zawartości mojej szafy.

- Twoi rodzice zabronili Ci wrócić do Konohy - mruknęła z przekąsem, wystawiając głowę poza otwarte drzwi mebla - Więc może chociaż zgodzą się na malutki wypad do klubu. Nie daj się prosić, Sakura. Tak rzadko się widujemy!

Hardo zadarłam podbródek, nie dając się zwieść urokowi trzepoczących rzęs przyjaciółki. Zacisnęłam zęby i przeczekałam wszystkie próby manipulacji jakie zdołała wysunąć, po czym najspokojniejszym i w moim mniemaniu nieubłaganym tonem odparłam:
- Nigdzie się dzisiaj nie wybieram, żeby było jasne. I nic nie zmusi mnie żebym zmieniła zdanie!

(...)

  Zewsząd rozbrzmiewała głośna muzyka i basy tak mocne, że przy każdym ich uderzeniu niemal podrywałam się w powietrze, samoczynnie odbita od wyłożonej kafelkami podłogi.

Spojrzałam spod byka na bujającego się rytmicznie kucyka Ino, którego to widokiem zaszczycała mnie od równych pięciu minut, usiłując jako pierwsza przedostać się do baru. Tłum spoconych tancerzy, zgodnie z przewidywaniami, zdążył już przyjąć swoją dawkę alkoholu i teraz bujał się, niekoniecznie w takt granej piosenki.

Nie zliczyłam, ile razy w ciągu całej tej morderczej przeprawy ktoś mnie pchnął czy przypadkowo nadepnął. Yamanaka zaś, niemal spotkała się z pędzącym niekontrolowanie kuflem piwa. Naczynie wraz z zawartością udało się w porę zatrzymać, co wyratowało moją śliczną, zieloną kreację od chmielowego aromatu. Być może ucierpiałby na tym również nieskazitelny makijaż Ino, nie wiem. Nim najmniej się teraz przejmowałam, zważywszy na to, że jego nosicielka postanowiła mimo wszystko wytargać mnie z domu.

Moment po tym jak odbita zostałam od ogromnego barku jakiegoś faceta, odwróciła się ku mnie Ino. Wśród harmidru tysiąca świateł, mgły i tych cholernych basów udało mi się zarejestrować energiczny ruch jej warg.
Złapałam ją mocno za nadgarstek zatrzymując w jednym miejscu po czym pochyliłam się ku niej, wykrzykując głośne:

- Co?! Nic nie usłyszałam!
Pokiwała głową z politowaniem, lecz również przybliżyła się do mojego ucha.

- Mówię, że ta twoja sukienka strasznie wrzyna mi się w piersi! Jaką masz miseczkę, A?!
- Mocne B, prawie C! - skontrowałam natychmiast, łapiąc się na tym, że mimowolnie spojrzałam w dół. Nigdy nie narzekałam na wielkość swojego biustu, wręcz przeciwnie, byłam z niego bardzo zadowolona.

- Chodź! - wykrzyczała i łapiąc mnie za rękę, pociągnęła przed siebie, w stronę która od samego początku była naszym celem.

Trochę to trwało, zanim finalnie udało nam się dostać do wysokich, barowych hokerów.

Usiadłyśmy na nich z prawdziwą ulgą, przy czym Ino niemal od razu wyłapała wzrokiem przystojnego, brązowowłosego barmana liczącego sobie nieco ponad dwa metry wzrostu. Zalotnie pochyliła się do przodu i jeśli się nie mylę, właśnie zamówiła jego numer telefonu.

- A dla mnie podwójna szkocka - dodałam, kiedy tylko zagubiony wzrok mężczyzny przypadkowo odnalazł moją postać. Skinął potwierdzająco głową i zabrał się za sporządzanie zamówienia, raz po raz zerkając jednak w stronę mojej przyjaciółki. Blondynka, nie zaniechując kokieteryjnej pozy, subtelnie owijała sobie kosmyk włosów wokół palca.
Patrzyłam na to wszystko z dozą niedowierzania i szczyptą sceptyzmu.
Pierwszy raz od bardzo dawna Yamanaka nie jest ograniczana przez żaden związek. Czułam się nieswojo, mogąc oglądać jej swobodną odsłonę skończonej flirciary i zalotnicy. Będąc z Saiem ograniczała się jedynie do potajemnych uśmiechów.
Bardzo ciekawe, komu chciała ulżyć tym wypadem: mnie - czy sobie!

Sasuke:

Smród, brud, zamęt, zimno i mgła. Cholerna mgła o każdej porze dnia i nocy.
Dopadła mnie już w drodze, na dwie godziny przed finalnym dotarciem do tej zapchlonej wioski. Z każdym kolejnym krokiem stawianym na wilgotnej, piaszczystej ścieżce pogardzałem nią coraz bardziej.
Wyrabiałem sobie ową nieprzychylną opinie będąc w dobrym nastroju, mimo okoliczności. Ponieważ każdy kolejny krok czynił mnie bliższym ponownego spotkania z Sakurą Haruno.
Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Bo nie miało.

Podążając przed siebie polegałem w dużej mierze na zdolnościach lokalizacyjnych, trenowanych przez lata. W Kirigekure bywałem już nie raz i znałem, mniej więcej ukształtowanie głównej drogi.

 Tak mi się wydawało, dopóki po raz setny nie zderzyłem się z kimś bądź z czymś, błądząc jak po omacku w gęstej mgle.

- Cóż za utrapienie! - zawołała odbita od mojego torsu babcina, która najwyraźniej również nie szczędziła sobie dzisiaj siniaków, próbując przedrzeć się przez maszerujących ludzi i stojące stragany. - Przeklęte, szatańskie dziadostwo!
Krzycząc wściekle oddaliła się, równie szybko znikając mi z pola widzenia . Niewiele byłem w stanie dostrzec, jednakże jej frustracja była wręcz namacalna. Czując się zjednoczonym emocjonalnie z tą pokrętną staruszką, niewiele myśląc ruszyłem za nią, by w przypływie bezradności poprosić ją o drobną pomoc.
Patrząc prawdzie w oczy, kompletnie nie miałem pojęcia gdzie się znajduję.
Zbliżyłem się, szybko wyłapując jej wyklinającą postać i mocnym uchwytem złapałem kobietę za ramie, zatrzymując w miejscu. Wtedy pomarszczone babasko znienacka wrzasnęło dziko i zamachnęło się na mnie po brzegi wypełnioną torbą.

Od ciosu aż odchyliło mnie do tyłu.
- Zostaw mnie, wandalu! Rozbójniku! - zawołało z miejsca, okładając mnie już wszystkimi, trzymanymi w dłoniach pakunkami. Byłem zbyt otępiały długą podróżą i gwałtownością tego zdarzenia, by w jakikolwiek sposób umknąć przed wypchaną chyba kamieniami reklamówką. Natrętnie zapiszczało mi w głowie po którymś z kolei uderzeniu skierowanym w moją głowę, celem śmiertelnego unieszkodliwienia.

- Złodzieju, łobuzie! Już ja cię nauczę! Myślisz że jak jestem stara to se nie dam rady z tobą?!

Jakimś cudem udało mi się uchwycić jeden z pakunków, feralnie spostrzegając, że po brzegi jest on wypełniony twardą jak skała kapustą. Bardziej szczęściem niż zamierzeniem drugi wystrzał z katapulty nie doleciał do celu, przeszybowując bezpośrednio przed moim nosem.
Dało mi to sekundę na wykrztuszenie z siebie czegokolwiek.
- Przestań! Nie chciałem cię okraść!
- Tak, tak już ja znam takich jak ty! Cwaniaczków!
Oczami wyobraźni widziałem, jak padam znokautowany od ciosu, do którego właśnie się zamierzała. Odskoczyłem na dwa metry, modląc by była to wystarczająca odległość i zawołałem:
- Gdzie mieszka Sakura Haruno?! Chce wiedzieć tylko tyle. Powiedz, a zostawię cię w spokoju.
Uparcie nie zwracałem uwagi na wszystkie, pulsujące bólem zakamarki mojej twarzy, głowy i ramion. Czułem się jak po zderzeniu z rozpędzoną cysterną..

Mając świadomość odniesionych obrażeń nawet nie chciałem wiedzieć, jak mogę po tym spotkaniu z oszalałym babskiem wyglądać. Z miejsca zacząłem wertować w głowie pomysły, na sprawne usprawiedliwienie swojej poharatanej buźki.
Znając wścibskość Sakury, będzie to zapewne pierwsze pytanie jakie do mnie skieruje, nie licząc kultowego "Co ty tutaj robisz?".
- Haruno? - Kobiecina zawahała się, stojąc tak z uniesioną do uderzenia ręką by finalnie, nareszcie ją opuścić. Ciężko wypuściła powietrze z płuc - A więc nie jesteś złodziejem.

Postanowiłem tego nie komentować.

- Więc gdzie ją znajdę?
- No w domu pewnie siedzi.

- Ale gdzie jest ten dom. - mruknąłem coraz bardziej wytrącony z równowagi.
Doprawdy aż dziwne. Potrzebowałem solidnego poturbowania i subtelnej walki słownej, by zirytować się w zaledwie minimalnym stopniu.
- No tam stoi przecież.

Przekładając wszystkie mordercze pakunki do drugiej dłoni, uniosła rękę i wskazała jakiś bliżej nieokreślony punkt na grubej ścianie mlecznej mgły. Zjawisko atmosferyczne było tego dnia tak silne, że zasłaniało całą przestrzeń wokół mnie, czyniąc ledwie widocznym zaledwie kontury przedmiotów, znajdujących się w odległości do około metra. Cała reszta ginęła wśród bieli.
- Że gdzie?

- No przecież ci pokazuje, łobuzie!

- Aha. To dzięki.
To by było na tyle.
Schowałem niedopowiedzenia w kieszeń, zacisnąłem pięści i odwróciłem się, chcąc udać we wskazane miejsce. Poświęciłem ze dwa zęby, żeby ta pokręcona babcina po prostu pokazała mi kierunek. Tak się feralnie składało, że tak czy siak zmierzałem w tamta stronę.
Wcześniejszą potyczkę uważam więc za niepotrzebny i bezowocny incydent, mający na celu jedynie zrównanie z ziemią mojej godności.
I po tym właśnie poznaje, że gdzieś w pobliżu musi znajdować się Sakura.
Upodlenie przychodzi zawsze w jej towarzystwie. Ba! Jest jego nieodwracalną częścią, przykrą koniecznością, słoną zapłatą za możliwość raczenia się jej osobą.
Spokojnym tempem dotarłem wreszcie przed mosiężną bramę ogromnego budynku. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo nawet mgła nie była w stanie ukryć okazałości tej konstrukcji.

Uraczyłem cały teren krzywym spojrzeniem, nieprzekonany, że moja krzycząca przyjaciółka może ukrywać się właśnie w czymś takim. Jej osobowość nie pasowała do surowego stylu, marmurowych schodów i tych wszystkich, bogato wystrzyżonych choineczek.
Mimo to, przekonany, że staruszka wskazywała właśnie TO miejsce, nacisnąłem na klamkę furtki uchylając ją z cichym zgrzytem. Nawet gdyby jej wskazówki miały okazać się omylne, to jednak mam nadzieję, że tutejsi gospodarze nie powitają mnie solidnym bombardowaniem.
Naiwnie stwierdzę iż liczyłem na konkretną informację, nie zawierającą w sobie ani grama przemocy.
W normalnych okolicznościach nie przejawiałbym takiej bierności, względem tego co się stało.. Ale aktualnie byłem bezbronny jak niemowlak, bowiem Kakashi jawnie zabronił mi używania katany czy czegokolwiek, związanego z niechybnym odebraniem czyjegoś życia. A ja wyjątkowo miałem zamiar ulec jego ograniczeniom.
W kościach czułem, że to nie ostatni raz kiedy muszę ratować Sakure z opałów. Uziemienie się w wiosce na dłużej nie przyniesie z siebie wtedy niczego dobrego.
Snując gorzkie domysły, rozpocząłem żmudną wędrówkę po schodach. Pod ogromne, dębowe drzwi dotarłem po dłuższej chwili, dysząc ciężko. Odczekałem chwilę, by w spokoju złapać oddech i dopiero wówczas zapukałem dwukrotnie. Dźwięk rozniósł się echem po czym zamilkł, pozostawiając po sobie jedynie milczące oczekiwanie.
Po minucie ponowiłem gest, wkładając w niego więcej nerwowego zniecierpliwienia.
Wtedy rozległ się charakterystyczny dźwięk rozsuwanych zamków, a sądząc po ich natężeniu - zabezpieczeń musiało być sporo.
Drewniane skrzydła pewnym ruchem rozsunęły się, ukazując sylwetkę niewielkiej acz postawnej kobiety.

- W czym mogę pomóc?
Odezwała się, z góry mierząc mnie nieprzychylnie i z dystansem. Słowa zabrzmiały na podobieństwo jadowitego syknięcia aniżeli przyjemnego tonu.
Groźba ponownego dostania po łbie z każdą sekundą stawała się coraz bardziej realna.
Wzdrygnąłem się mimowolnie i najbardziej rzeczowym tonem, na jaki było mnie stać odparłem :
- Szukam Sakury Haruno. Mieszka tutaj?
- Mieszka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top