16. Nie dotarła i nie żyje.


  Przysiadłam na marmurowych schodach, prowadzących do wrót mojego nowego domu.
Budynek był imponujący. Na tle wszystkich poprzednich mieszkań w których rezydowałam (a nie było ich wcale tak wiele), odznaczał się nie tylko wielkością oraz bogactwem zdobień, ale przede wszystkim ilością posiadanych pokoi. Metrażu wystarczyłoby, aby przez całe tygodnie ukrywać w środku kilku dziesiętny sztab wojskowy.

Rodzice ani słowem nie wspomnieli mi o tym, że za sprawą niewielkiej firmy, w ciągu paru miesięcy dorobili się pokaźnej fortuny. Nie słyszałam również, aby chwalili się, iż budują dla siebie ogromny dom. Nie. Dom to zbyt mizerne określenie. Willę.

W środku nie brakowało niczego. Pomieszczenia urządzone były w klasycznym, japońskim stylu. Zewsząd piętrzyły się w górę drzewka bonsai, zdobiąc niemal każdą wolną półkę. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające drzewa wiśni oraz stare, pomarszczone sylwetki starożytnych samurajów. Wystrój utrzymywano w biało-czarno-brązowych tonach.

Innymi słowy piękny na zewnątrz i sztywny w środku budynek odwzorowywał pod każdym względem postać mojej apodyktycznej matki.
Mabuki i Kizashi w moim małym, dwu pokojowym mieszkanku musieli czuć się co najmniej przytłoczeni. Podobnie jak ja teraz. Stojąc przed ogromnym domem, coraz dobitniej uświadamiałam sobie, że pomimo ogromu wolnej przestrzeni nie będzie tu dla mnie miejsca.

Temu budynkowi brakowało nieodłącznego, domowego ciepła i nie zmieniła by tego nawet biegająca gromadka hałaśliwych, roześmianych maluchów. Otoczenie zbyt mocno nasączyło się pochmurnym charakterem mojej rodzicielki.

Jak więc mam odnaleźć się w tym czarno-białym, harmonijnym świecie skoro moje różowe włosy odgórnie burzą starannie ułożoną równowagę? Zostałam stworzona by gryźć się z tym środowiskiem.

Posiadłość na miarę dziesięciu wielodzietnych rodzin tkwiła w rękach statecznego małżeństwa z jedną, dorosłą już córką bez perspektyw na jakiekolwiek zamążpójście.

 - Sakura! - Mebuki wyszła przed próg wielkich drzwi, które z pewnością bez problemu pomieściłyby rosłego słonia i skrzyżowała ręce na piersi. Czujne, zwężone jak u kobry oczy szybko odnalazły moją zmizerniałą postać. - Rozpakowałaś się już?

- Nie, jeszcze nie. - Z ociąganiem dźwignęłam się na nogi, ruszając w żmudną wędrówkę po pnących się bezlitośnie w górę schodach. Na końcu drogi, zwieńczenie ostatniego schodka przypieczętowałam potknięciem się o jego krawędź. Bolesny skurcz w klatce piersiowej przy bezwładnym opadaniu do przodu dał o sobie znać z pełną mocą. W samą porę złapałam jednak równowagę, wytrącona przy tym z całego rozleniwienia jakie mnie do tej pory ogarnęło. Świadomość rychłej śmierci podziałała orzeźwiająco. - Ah, do diabła!
- Nie przeklinaj - zagrzmiał pouczający ton. Gdy zrównałam się z jego dumną nadawczynią, ta odwróciła się i szybko zniknęła gdzieś w głębi mieszkania. Gdybym stoczyła się z tych schodów jak baryłka, kobieta zwana pieszczotliwie moją matką nie drgnęłaby nawet najmniejszym palcem u stopy.

- Przecież to nie jest przekleństwo - mruknęłam dyskretnie, tak, aby żaden szmer nie doszedł do czujnie nadstawionych uszu rodzicielki. Wystarczy mi, że żarłam się z nią przez całą drogę, jak z rozwydrzoną nastolatką.
I tak było od zawsze. Z matką nigdy nie mogłam złapać bliższego kontaktu, dzieliło nas wszystko: zainteresowania, sposób bycia, poglądy. Jednocześnie obie byłyśmy uparte i pamiętliwe.. Przepaść zbyt wielka by udało się nam przejść przez jedną rozmowę bez skakania sobie do gardeł.
Byłam za stara by wielopokoleniowe, rodzicielskie argumenty przyniosły jakikolwiek skutek - ona zaś, zbyt dumna by przyznać że nie ma już na mnie żadnego wpływu. Dlatego posunęła się do podstępu. Dlatego mniej więcej tutaj jestem.
Jeśli zaś chodzi o ojca; Kizachi Haruno nigdy nie był osobą która odbiegała od zdania swojej twardo stępiającej po tej części kraju partnerki. Pogodny, w pełni oddany małżonce zawsze "myślał tak jak Mebuki". Skoro nie ma podziału zdań, nie ma też kłótni. Pani Haruno dokazuje, hulaj dusza piekła nie ma, podczas gdy pozbawiony obowiązków mąż może w spokoju oglądać mecze piłki nożnej, nienarażony na ataki z zewnątrz.
Obojgu pasował ten bezbarwny układ.

- Sakura o dwunastej mamy spotkanie u Szanownej Mizukage! Musimy wpisać cię do rejestru mieszkańców! - rozległ się napominający głos mojej Nemezis. Jeśli mnie pamięć nie myli pochodził z kuchni, chodź równie dobrze mogłaby to być łazienka.
- Jasne - odkrzyknęłam, siłując się z butem. Uparcie nie chciał zsunąć się ze stopy, jakby swoim uporem powstrzymywał mnie przed przekroczeniem progu tego przeklętego mieszkania. - No ja też nie chce tutaj tkwić ale kurwa czy..
- Nie przeklinaj!

Uporałam się w końcu z butami i przykładnie ułożyłam je przy ścianie. Tak jak kazała.
Przechodząc przez jeden z salonów, bezszelestnie minęłam rozłożonego na kanapie Kizashiego. Pełen skupienia wpatrywał się w rozgrywany na ekranie mecz i nawet nie zarejestrował mojej chwilowej obecności. Śmigłami przez drzwi prowadzące na korytarz i zagłębiłam się w odmętach pomieszczeń, tocząc szlak do własnego pokoju.

Chwilę później:

- A wiec to ty jesteś tą sławną Sakurą Haruno, uczennicą samej Tsunade? Mei Terumi, miło poznać.
Mało brakowało, a posłałabym siedzącej obok matce pełne satysfakcji spojrzenie. Idąc w takt dobremu wychowaniu powstałam i oddałam pełny respektu skłon. Mizukage odwołała mnie gestem ręki, zaśmiewając się ze skrępowaniem.
- Nie musiałaś moja droga. Jesteś nam tu skarbem!

Usiadłam z powrotem na krześle, wbijając we władczynię baczne spojrzenie szafirowych oczu. Zważywszy na stopień depresyjny tej ponurej wioski, kobieta z rodu Terumi okazała się być wyjątkowo sympatyczna.

- A więc na prawdę masz zamiar zamieszkać tutaj na stałe? - ciągnęła dalej, energicznym gestem podrywając do ręki jakiś świstek papieru. Po chwili zaczęła szybko kreślić na nim jakieś słowa. - Szczęście mi dziś sprzyja. Chyba powinnam zagrać w kasynie, tak jak doradzała mi Tsunade.

- Akurat w tej materii rzadko miewała racje. - mruknęłam z rozbawieniem, odrzucając włosy z ramienia - Odnosiła sukcesy we wszystkim, co nie wiązało się z hazardem.
Mizuki spojrzała na mnie sponad dokumentu

- Chyba masz rację - przyznała niechętnie, lecz zaraz uśmiechnęła się sympatycznie - Więc Sakura Haruno. 6 lat praktyki w zawodzie lekarskim, zaledwie 2 straconych pacjentów. Wykwalifikowany juonin. Rodzice muszą być z Ciebie dumni. - To mówiąc skierowała ciepłe spojrzenie na Mebuki, która ukazała zęby w czymś na kształt sztywnego uśmiechu jednocześnie szepcząc ciche "Niezmiernie".
- Tak, coś w tym stylu - zawtórowałam rodzicielce ze swobodą

- Nasi wioskowi medycy corocznie dobijają ponad setkę ludzi - mruknęła Mizukage, jakby samo mówienie o tym było jej nie na rękę. Wykrzywiła usta. - Chciałabym mieć cię w zespole, Sakuro. Szczególnie teraz, gdy uprowadzono naszą ordynatorkę.
Zmarszczyłam brwi.

- Jak to uprowadzono?

Kobieta wprawnym ruchem odsunęła na bok wszystkie zagradzające rzeczy biurko, po chwili zabierając się za ich staranne uporządkowywanie.
- To dla nas równie wielkie zaskoczenie - Poprawiła przekrzywiony pojemnik na długopisy - Sądząc po pobojowisku w jej mieszkaniu musiała stoczyć nierówną walkę z napastnikiem. Znaleźliśmy ślady krwi. Nasi śledczy próbują ustalić od kogo pochodziła. Oczywiście wysłałam w pogoń grupę tropicieli, ale to bezcelowy krok. Nie wiemy w którym kierunku się udali, porywacz nie zostawił żadnych śladów. Równie dobrze możemy szukać jej ciała.
- To straszne! - zareagowała z trwogą Mebuki. W oparciu o zbolałą minę Mizukage ja również odegrałam coś na kształt przejęcia, w głębi duszy racjonalnie zastanawiając się nad konsekwencjami tego wydarzenia.

- Czy mogła to upozorować?

- Nie była aż tak wyrafinowana. Prawdę mówiąc otrzymała zaledwie stosowne przeszkolenie w zakresie medycznym, nic po za tym.

- Więc nie była shinobim? - zapytałam dla upewnienia

- W pełnym tego słowa znaczeniu. Nie należała również do żadnego klanu. Była po prostu świetnym medykiem.

- Ale porwał ją shinobi?

- To nie ulga wątpliwości.
Zdumiałam się.

- Więc medyk.. - ciężko oparłam twarz dłonią - Masz podejrzenia, Szanowna, czy ma to jakiś związek z niedawną sytuacją na polu bitwy? Przeglądałam raporty kiedy jeszcze byłam w wiosce. Wtedy również..
- Pozbywano się medyków - dokończyła rzeczowym tonem, odkładając na bok stertę papierów wszelakiej maści. - Twoje zdolności analityczne Sakuro, są godne pochwały. Sądzisz że sytuacja może się powtórzyć?

- Nie mam bladego pojęcia.

- Tak jak my wszyscy - szepnęła z westchnieniem, powracając do segregowania kartek.


Sasuke:

Słońce widniało wysoko na horyzoncie, kiedy obudziłem się, niezrażony w żadnym razie gorejącymi promykami wpadającymi przez niezasłonięte okno. Leniwie uniosłem rękę, a raczej uniósłbym gdyby nie zalegający na niej ciężar. W pierwszym przebłysku pomyślałem, że po wczorajszym wariactwie że nie mam w sobie ani krzty siły, szybko jednak otrząsnąłem się z tego dziwnego wniosku.
Uniosłem powiekę i zerknąłem w bok.

- Co ty tutaj jeszcze robisz? - warknąłem bardziej ze zrezygnowaniem niż gniewem, po czym pozbawiony wyczucia wysunąłem ramie spod nagiego ciała śpiącej obok kobiety. Naprężyła się jak kotka i z powrotem rozpłynęła na pierzynie, niemal w niej zakopując. Uznałem za stosowne położyć kres tej samowolce. - Wypad.

- Sasuke-kun jeszcze chwila.. - burknęła. Wiedząc z doświadczenia, że ani groźba, ani prośba, ale perswazja, ani manipulacja, ani nawet zagrożenie bronią nie przyniosą na tym polu żadnego skutku wyprostowałem się do pozycji siedzącej, ciągnąc za sobą zaspaną kobietę. - Sasuke-kuuun!
- Wynoś się.
Jednym szarpnięciem postawiłem ją na równe nogi. W atmosferze jęków, narzekań i marudzenia Nanami, po uprzednim ubraniu się, opuściła w końcu mój dom.
Opadłem bez sił na fotel.
   Wczorajsze narażanie się na kontakt z nierozumną, pod każdym względem nieświadomą swojej atrakcyjności Sakurą doprowadziły mnie do stanu bliskiego obłędu.

Jakoś tak głupio wyszło, że od chwili gdy dnia poprzedniego przyrzekłem jej, iż nie będę się więcej narzucał, nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak tylko o takiej napaści. Odezwała się we mnie niepojęta siłą żądza, skierowana wyłącznie w stronę Haruno. Związany przyrzeczeniem powściągliwości - głównie wobec samego siebie - miotałem się bezradnie, aby w końcu zostawić ją na środku drogi jak najgorszy głupiec, znając zdolności tej kobiety do samo-destrukcyjnych przygód.

Targany milionem odczuć, z czego o milion było ich za wiele, nad ranem przywołałem do siebie Nanami. Głód zaspokoiłem nawet nie w stopniu połowicznym. Poczucie niedosytu towarzyszyło mi aż do teraz, gdy po wybudzeniu pierwszą moją myślą była właśnie Ona. Zostawienie jej samej nie było odpowiednim posunięciem. Do diabła jak boleśnie sobie to uświadamiałem!
    Konkretnie nie wyłapałem momentu, w którym zarzuciłem na siebie koszulkę, spodnie założyłem buty i wyszedłem z domu. Gdzieś w połowie drogi zorientowałem się po prostu, że idę. Dość ekspresywnie, w dodatku.

Kompletnego rozbudzenia doznałem natomiast stojąc przed jej domem. Nigdzie nie widziałem śladów krwi, to na prawdę dobry znak. Nie wygląda na to by ktoś usiłował tu kogoś zamordować czy obezwładnić, nie widać oznak szarpaniny lub ewentualnej ucieczki. A więc dotarła i żyje.

Jednakże po pięciominutowym dobijaniu się do drzwi doznałem iście odwrotnego wrażenia. Nie dotarła i nie żyje. Definitywnie.
Ze złym przeczuciem odwróciłem się w stronę niewielkiego korytarzyka prowadzącego w stronę wyjścia, gdy niespodziewanie drogę zagrodziła mi przysadzista kobiecina. Zilustrowała mnie od stóp do głów głęboko osadzonymi z czaszce oczami i z zadumą spojrzała na lokum Sakury, mieszczące się na ten moment bezpośrednio za moimi plecami.

- Wyjechali. Nic pan o tym nie wie? - oświadczyła z niepokojącym spokojem, zadzierając bujne podbródki by spojrzeć mi twarz. Moja mina musiała prezentować się niespecjalnie, bo wykrzywiła się w grymasie. - Dzisiaj rano. Całą rodzina.
- Gdzie i na jak długo?

Kobieta zacmokała językiem

- Nie wiem, młodzieńcze! Strasznie wyniosła para z tego Państwa Haruno, strach pytać! Tylko Sakura, szkoda tej dzieciny! Taka niewinna laleczka!

Niewinna laleczka? Też mi coś. Raczej piekielne ziółko!

Na pewno wiedziała o tym wyjeździe, i mimo to nie powiedziała ani słowa.. Jasne. Mogłem się tego spodziewać.
Ale jakoś kurwa nie wpadło mi do głowy, że może planować nagłą wyprowadzkę.


Wychodząc z klatki schodowej emanowałem tak złowrogą aurą, że samoistnie przeniknęło mnie to do szpiku kości, przygnębiając do samego końca. Czułem gniew i złość, a jednocześnie narastającą pustkę i niemoc.

Wyjaśnił się cel jej wczorajszego najścia. Spowita w mrok nocy i różową piżamkę z pewnością chciała mi wszystko wyjaśnić, a ja, jak idiota powitałem ją z obcą kobietą u progu.
Spłoszyła się i uciekła, a później wszystko potoczyło się już z górki.

Ponury jak nigdy dotąd znalazłem się na świeżym powietrzu. Przewertowałem wzrokiem okolice i na krótko skrzyżowałem spojrzenie ze skrępowanym wzrokiem białookiej kobiety. Wśród grup przechodniów wyłoniłem całą resztę jej postaci, w tym granatową głowę i zaledwie namiastek zaczerwienionego kwieciście policzka. Szybko odwróciła wzrok i przyśpieszyła kroku, jakby wiedząc na co naraża się będąc dzisiaj w moim towarzystwie.

- Hinata! - zawołałem nie bez złości, toteż wcale nie zdziwiłem się, gdy kobieta ignorując moje nawoływanie tylko zwiększyła tempo, chcąc szybko zejść mi z drogi. Lawirowała pomiędzy ludźmi jak powabna tancerka. Będąc mniej elokwentnym po prostu przepchałem się do niej, silnie złapałem za łokieć i pociągnąłem w bok. Teraz czerwone miała także czubki uszów. - Wiedziałaś o tym?
Chodź wysiliłem się na pytający ton, doskonale znałem odpowiedź.

Kobieta nerwowo potrząsnęła głową, wodząc spojrzeniem po wszystkim, co nie było związane bezpośrednio z moją osobą.

- Ani ona ani ty nie potraficie kłamać, za grosz.

- Kiedy ja nic nie wiem! - zapiszczała bliska agonii. Jeśli wkradłbym się teraz do jej głowy, wiedziałbym, że Hyuuga w tym momencie wyczekuje nagłej śmierci, bo tylko ona może ocalić ją przed dalszą konwersacją ze mną.

- Kiedy wraca Sakura?

- Mówiła ż..że długo jej n...nie będzie!

Hinata przeżywając zawstydzenia - nie tylko natury romantycznej - w kulminacyjnych momentach zawsze zaczynała się jąkać. Później nachodziły ją fale gorąca, mające odzwierciedlenie na twarzy, a na samym końcu zdarzało jej się nawet tracić przytomność.

- Mówiłaś przecież, że nic nie wiesz.
Jeśli nie była bliska omdlenia 30 sekund temu, to z pewnością teraz to się zmieniło. Cała krew naprzemiennie ulatywała i wlatywała do jej policzków, tworząc najróżniejsze gamy słonecznych barw.
Puściłem ją, na co z nietłumionym westchnieniem ulgi odsunęła się w tył, uspokajając urywany oddech.
- Ale mnie wystraszyłeś, Sasuke. - Przyłożyła dłonie do rozgrzanej skóry- Nigdy nie widziałam, żebyś robił taki straszny wyraz twarzy.
Nie da się nie zauważyć, skomentowałem w duchu spoglądając na nią spod na wpół przymrużonych powiek. Czy ona zawsze była tak chorobliwie nieśmiała?

- To jak to jest, z tą Sakurą? - Starałem się by głos zabrzmiał oschle i twardo, byleby dziewczyna nie wysunęła błędnych wniosków. Sam nie wiem co chciałem udowodnić, moje zainteresowanie widać było przecież na kilometr, bez względu na to jak chłodną intonacją się posłużę.
- Nie powiedziała zbyt wiele, ale podejrzewam, że to rodzice kazali jej wyjechać - Tym razem Hinata już się nie wahała. Delikatnie poprawiła włosy na ramieniu, uklepała grzywkę i spojrzała przed siebie wzrokiem pełniejszym życia.

- Nie jest przypadkiem za duża na słuchanie się rodziców?
- Nie wiem, Sasuke, ja na prawdę nie wiem co się stało. - jęknęła zbolała, po czym chyba zapominając o swojej nieśmiałości, wypuściła z siebie prawdziwy tabun słów: - Wiem tylko, że wyjechała dzisiaj rano, z rodzicami i że nie będzie jej długo. Nie rozmawiałam z nią o szczegółach bo nie chciałabym być wścibska. Po za tym gdyby chciała to by ci o tym sama powiedziała... Sasuke! Widziałeś się z nią w ogóle wczoraj?
- Tak.
- No i o tym mówiłam bo gdybyś... Widziałeś się z nią? - zrobiła gwałtowną przerwę. - A to dziwne!

- Niby dlaczego?

- Bo ona z nikim nie chciała się wczoraj spotkać. Ino była u niej chyba z piętnaście razy, tylko po to żeby za każdym razem odchodzić z kwitkiem. Mi się wydaje, że Sakura po prostu bała się pożegnania!
Jej nagła impulsywność sprawiała, że czułem się dziwnie nieswojo. Chcąc rozwiać napięcie przegarnąłem włosy rękami, strosząc je nieznacznie po czym powędrowałem wzrokiem na smukłą dłoń kobiety, kurczowo zaciskaną na materiale polaru który nosiła.
- Ten bałwan jeszcze ci się nie oświadczył?
Powiodła za moim spojrzeniem, przez jakiś czas z uwagą studiując kształt długiego lecz niezaobrączkowanego palca. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie, jeszcze nie. Mówił, że muszę poczekać.. - ledwo zdołała się uspokoić a na jej policzki już wstępowały dorodne rumieńce - Żeby wszystko było idealnie.

Zamknęła usta, ale naprędce sobie o czymś przypomniała więc szybko je otworzyła, wypowiadając jednocześnie :
- Słyszałam, że masz zamiar zaręczyć się z Nanami. Czy to prawda?

Nawet nie muszę główkować nad osobą, od której to usłyszała.

- Ta. - mruknąłem zdawkowo

Od pory burzliwej wymiany zdań mającej miejsce około siedmiu dni temu, nie poświęciłem ani minuty na myśli o ewentualnych zaręczynach. Ale im bardziej się to zagłębiam, tym mocnej stwierdzam, że jest to świetny pomysł.
- N..No to w porządku! Cieszę się że sobie k..kogoś znalazłeś. - Hinata niepewnie zwróciła się w stronę, w którą początkowo zmierzała i ogarnęła wzrokiem całą szerokość alejki. - Sasuke ja już muszę iść. Kiba na mnie czeka i boje się, że za to spóźnienie chyba na mnie nakrzyczy.
   Wyszczerzyła się wesoło, obróciła i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Będąc daleko ode mnie odwróciła się jednak i zamachała ręka, by zwrócić na siebie moją uwagę.
Uniosłem do góry jedną z brwi.
- Za miesiąc przyjeżdża Temari. Chcemy się wszyscy spotkać, wpadniesz?! - wykrzyczała tak głośno, że grupka niefortunnie przechodzących obok przechodniów odwróciła się zgorszona, obdarzając ją nieprzychylnym spojrzeniem.
Nie chcąc wzbudzać sensacji, skinąłem tylko głową.
Dostrzegła ten gest, co zaowocowało lekkim uśmiechem. Machnęła ostatni raz ręką i ruszyła w dalszą wędrówkę. 



Autorka:
No i nastąpiła... Wielka.... S e p a r a c j a! 

Więcej dodawać nie muszę. xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top