15. Kobieta spowita w róż.
Wykonałam taktyczny odwrót.
Mając dość upokorzenia jak na jedną noc, postanowiłam zbłaźnić się ten ostatni raz. Nim zdążyli mrugnąć, obróciłam się na pięcie i przeskoczyłam przez barierki, miękko lądując na ziemi. Następnie ruszyłam biegiem przed siebie, na plecach czując potęgę palących spojrzeń. Napór ich był tak mocny, że niemal się przewróciłam, niefortunnie potykając o złośliwie tkwiący tam kamień. W porę zyskałam równowagę.
- Co się tak na mnie gapicie! - fuknęłam w stronę pary króliczków, jak obłąkana szukając drogi powrotnej do domu. Jak na złość nagle zgasły wszystkie latarnie.
W tym szalonym pędzie, ledwo nadążałam przebierać nogami. Dźwięk kroków niósł się echem po opustoszałych uliczkach. I wtedy pomyślałam, że gorzej być już nie może.
Mogło.
Przekonałam się o tym pół sekundy później, gdy z impetem, rozpędzona jak taran uderzyłam w coś miękkiego i twardego zarazem. Obce dłonie mocno zacisnęły się na moich odsłoniętych ramionach.
Zdążyłam wydać z siebie urwany krzyk nim gwałtownie zatkano mi czymś usta i pociągnięto gdzieś w bok, niemal ciągnąć po ziemi, bo moje stopy bezwarunkowo odmówiły współpracy.
Nieustannie czułam w nozdrzach, ostry, wręcz duszący zapach wody kolońskiej napastnika. Szarpałam się i wierzgałam, mimo ciemności starając się mierzyć w twarz mężczyzny. Musiał być on zaprawiony w porywaniu, bo żaden z wymierzonych ciosów nie doleciał do celu, muskając tylko zimne, nocne powietrze. Chciałam krzyczeć byleby nie czuć tej dojmującej bezradności, jaka wypełniała mnie wraz z następnymi nieskutecznymi próbami oswobodzenia się.
Przyciśnięto mnie do ściany z taką łatwością, jakbym była bierną, szmacianą lalką. W chwilę później mocno i boleśnie wykręcono mi ręce, a dłoń zasłaniającą usta, zręcznie zastąpiono kawałkiem jakiegoś materiału. Wszystko działo się tak szybko że nie byłam w stanie nawet pomyśleć, by wydać z siebie jakikolwiek odgłos. Szarpnęłam się, wykonując gwałtowny wyrzut nogi w górę. Czubek króliczych kapci mocno ugodził w nogę napastnika, ale ten zdawał się w ogóle tego nie odczuć.
Jakby z oddali dotarł do moich uszu odgłos pośpiesznie rozdzieranego materiału. Zadrżałam, sama nie wiem czy ze strachu, czy z zimna, jakie objęło nagle moje odsłonięte piersi.
Dotarło do mnie jednak, że cokolwiek bym teraz nie zrobiła, wszystko okaże się bezcelowe. Niewiele było w moim dorosłym życiu okazji, bym została bez możliwości kontrataku tak po prostu zapędzona w kozi róg i doszczętnie wyzbyta woli walki. Teraz jednak czułam się bezsilna. Pierwsze nieśmiałe łzy spłynęły wzdłuż po moich rozgrzanych policzkach, dając początek niekończącemu się potokowi. Nie płakałam od tak dawna, że wszystkie, ciasno skłębione urazy wypłynęły ze mnie, kończąc bieg na materiale owijającym mi usta. Załkałam bezgłośnie wyłączając się na wszystko co miało wpływ z tym miejscem, z tą ciemnością, z tymi wstrętnymi, nachalnymi łapskami.
Ogarnięta niemą rozpaczą, z otępieniem spostrzegłam, że jestem wolna. Pozbawiona brutalnego oparcia bezsilnie osunęłam się plecami po ścianie, nie mogąc powstrzymać wyrywającego się z gardła szlochu. Drżącymi palcami zsunęłam materiał krępujący mi usta.
Nim zdążyłam zorientować się co się dokładnie stało, obca ręka pochwyciła mnie znowu, jednym płynnym ruchem podrywając na równe nogi. Zachwiałam się słabo i zwieszając głowę, mocno zacisnęłam powieki. Nie powstrzymało to dalszego potoku łez, raczej opóźniło ich wypływ w czasie. - Zostaw mnie - powiedziałam cicho i słabo, tak niepewnie, że sama zastanawiałabym się czy nie będzie to stanowiło dodatkowej zachęty dla napastnika.
A ja na prawdę miałam się do tej pory za silną, zaradną kobietę. Na moje nieszczęście perspektywy z czasem się zmieniają.
- Sakura.
Rozległo się gdzieś z nieokreślonego bliska. Nie ośmieliłam się unieść głowy. Ten głos był niepokojąco znajomy, mimo to brzmiał inaczej, jakby jego właściciel przemawiał zza ściany, przez zaciśnięte gardło.
Zaraz później czyjeś ciepłe ramiona z delikatnością przygarnęły mnie do siebie, wtulając w swoją klatkę piersiową. Zesztywniałam, w pierwszym bezwarunkowym odruchu pragnąć odsunąć się i skryć za bezpieczną kotarą odległości. Uspokoiłam się dopiero, gdy chcąc nie chcąc przytknęłam twarz do rozgrzanej skóry mężczyzny.
Poznałam ten zapach. Jak mogłam doprowadzić do takiej sytuacji, myślałam gorączkowo, już bez oporów, całą powierzchnią ciała przylegając do dającego ukojenie torsu Sasuke. Pomimo bezpieczeństwa jakie dawały jego ramiona, gorzkie łzy wciąż spływały po moich policzkach, sunąc nieśpiesznie wytyczonym szlakiem. Nie ścierałam ich, ponieważ najpewniej kompletnie bym za tym nie nadążyła. Od czasu do czasu moim ciałem wstrząsał niekontrolowany szloch, będący skutkiem przebytej traumy. W życiu tak się nie bałam. Ale Sasuke tu był. Przyszedł do mnie. Nic innego nie mogło się liczyć..
Sasuke:
Nie wiem co stałoby się, gdybym wtedy za nią nie pobiegł. Nie zrobiłem tego co prawda od razu, w pierwszej kolejności zajmując się wydelegowaniem ze swojego domu pustej idiotki. Blondynka, jakimś zrządzeniem losu chciała zadomowić się na dłużej w moim salonie.
Po uporaniu się z jednym kłopotem, ruszyłem za tym drugim, generalnie bardziej energicznym. Ostatnio przekonywałem się coraz dobitniej, że kobiety, w każdym tego słowa znaczeniu zasyła do nas sam szatan, by uczynić ziemskie pożycie mężczyzn po stokroć trudniejszym. Chwilę przyjemności wykupuje się długimi godzinami tolerowania ich uciążliwej obecności. Niektóre, bardziej zatwardziałe w uprzykrzaniu życia potrafią nawet zjawić się pod drzwiami w środku nocy, jednym uderzeniem w nie stawiając na nogi cały dom.
Kobieta, od góry do dołu spowita w róż pojawiła się, narobiła standardowego rabanu i zniknęła. Pognałem za nią. Miałem właśnie skręcić w główną aleję, gdy niepostrzeżenie wyłapałem nieopodal siebie jakiś ruch. Spojrzałem tam i cała krew zastygła mi w żyłach, a później zawrzała.
W mroku wąskiej uliczki wielki, ordynarny mężczyzna osaczył jakąś kobietę, przybijając ją do ściany. Drobną kobietę o różowych, prostych włosach.
Kurwa mać!
W biegu potknąłem się o chodnik i omal nie przewróciłem. Napastnik trzymał łapsko na piersi kobiety, a ona usiłowała mu się wyrwać, chodź nie na długo. Wkrótce zamarła w bezruchu i dało się rozróżnić tylko gwałtownie podrygiwanie od bezdźwięcznego szlochu ramiona. Przybyłem w momencie, w którym Sakura, moja zatwardziała, wytrzymała Sakura poddaje się, ulegając całkowicie woli tego głupca. Śmiał jej dotknąć. Śmiał doprowadzić ją do płaczu. Śmiał ją rozebrać.. Miałem prawdziwą ochotę zabić. Nie. To za mało powiedziane. Chciałem go rozkrajać, powoli, kawałeczek po kawałeczku żeby wrzeszczał i błagał o litość. Żeby odkupił własnym cierpieniem wszystkie krzywdy, które w czasie tej krótkiej szamotaniny wyrządził Sakurze.
Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Nigdy nie chciałem jej takiej zobaczyć.
Rzuciłem się na napastnika, nie uświadamiając sobie nawet co czynię.
Schwyciłem zbira za ramię i odciągnąłem go od łkającej kobiety, potem trzasnąłem pięścią w jego parszywą gębę z taką siłą, jakiej nigdy dotąd nie wykazywałem podczas bójek. Obrzydliwy chrzęst łamanego nosa, a zaraz po nim ryk rozwścieczonego opryszka. Nim zdołał zbiec, złapałem go za głowę i jednym trafnym pchnięciem skręciłem kark.
Na krótko przed tym jak jego ciało opadło na ziemię, dopadłem do skulonej na ziemi kobiety. Szybko i brutalnie dźwignąłem ją na nogi. Ochota by wziąć Sakurę w ramiona przeważyła szalę i stworzyła mnie niepomnym, na wszystko co działo się dookoła. Tak się o nią bałem..
Oto stała przede mną marna skorupa tej niezłomnej osoby, którą wbrew sobie ceniłem i skrycie podziwiałem. Sakura drżała na całym ciele, nie będąc w stanie wysunąć żadnej formy oporu - który nie ograniczał się do dwóch, z ledwością wypowiedzianych półsłowek. Ona po prostu trwała, czekając na, w jej mniemaniu, nieuniknione.
Nie mogłem znieść tego widoku.
Nie mając wprawy w byciu delikatnym i troskliwym, zadziałałem instynktownie, przysuwając jej wątłą postać bliżej siebie, by mogła skryć się, ukryć przy mnie przed całym złem tego świata. Ja na prawdę mam na to ochotę, pomyślałem w przypływie świadomości, chce jej bronic, bez względu na to w jakie tarapaty jeszcze się wpakuje.
Od tego moment mogę mieć pełne ręce roboty, nic nie było jednak ważne.
Zrobię wszystko, byleby nie musiała już nigdy płakać.
- Sakura - rzuciłem miękko, nie pozwalając jej się odepchnąć. Wiedziałem, że jeśli to zrobi, stracę ją już do końca, pozwalając by ukryła się w tej swojej cienkiej skorupce niezależności. Zacieśniłem ramiona otaczające jej chudą sylwetkę i w uspokajającym geście pogłaskałem ją po głowie, odczekując aż jej głęboki oddech i gwałtowny szloch złagodnieją.
Tak też się stało. Nagle przestała się wiercić i po prostu we mnie wtuliła, ufnie niczym zagubione dziecko. Wciąż płakała.
Pojedyncze łzy kończyły wędrówkę na moim brzuchu. Póki działałem w tak skrajnych emocjach jak strach i gniew, nie miało dla mnie znaczenia, że naga od pasa w górę kobieta przyciska się kurczowo do mojego równie odkrytego torsu. Ale emocje opadały, a ja zacząłem odczuwać jej obecność z coraz większą intensywnością.
Pożądałem jej wystarczająco mocno gdy była ubrana... do diabła. Przełknąłem ślinę, przerywając rozmyślenia solidną dawką wulgaryzmów.
Omal jej nie zgwałcono, jeszcze się nie pozbierała a ja już mam w głowie obraz jej ciała, leżącego pode mną i... Nie! Nie mogę jej tego zrobić. A już na pewno nie teraz.
Ostrożnie przesunąłem dłonią po jej plecach, kruchych niczym cienkie szkło i całkiem przypadkowo spostrzegłem, że są całe zimne. To zmusiło mnie do mocniejszego oplecenia jej ramionami. Pochyliłem się i oparłem podbródek o różowe włosy, wsłuchując się w miarowy, lekko drżący odgłos jej oddechów.
- Już w porządku? Zrobił ci coś jeszcze?
Potrząsnęła przecząco głową, nie odrywając twarzy przytulonej do mojej piersi. Drżała jak liść. Ponaglający głosu rozsądku nakazywał mi w te pędy mocno zaciskać zęby i nie dać się zawładnąć pożądaniu, a najlepiej, gdybym w ogóle pozwolił tej rozbitej na drobne kawałeczki dziewczynie się odsunąć. Owszem wiedziałem, że im szybciej ją puszczę tym lepiej, zebranie się w sobie było jednak cięższe niż mógłbym się spodziewać. Żaden szanujący się mężczyzna nie zostawi w samotności kobiety, która przeszła taką traumę.
Sęk w tym, że ja nigdy nie miałem się za szanującego mężczyznę. Nigdy nie posunąłbym się do gwałtu, ale z drugiej strony niewiele obchodziło by mnie, gdyby w pobliżu działa się takowa sytuacja. Musze się od niej odsunąć. I niech mnie Bóg ma w swojej opiece jeśli zaraz tego nie zrobię. Mimo to nie mogłem i nie chciałem wypuścić jej z objęć. Krew nadal ścinała mi się w żyłach na myśl o tragedii, której cudem uniknęła. A teraz wpadła w moje łapska. Sam nie wiem co było gorsze. Z sekundy na sekundę moje opanowanie raptownie malało.
Sakura mnie uprzedziła. Poruszyła się, z początku ostrożnie, później trochę pewniej i oddaliła o pół kroku. Toczyła prawdziwą wojnę z myślami, odczytałem to z jej połyskujących, zaczerwienionych oczu gry zadarła głowę szepcząc ciche "Dziękuje". Było ono tak niepewne, jak cała jej aktualna postura.
W dodatku albo nie krępowała się swojej nagości, albo jeszcze tego nie zauważyła. Ja w każdym razie nie pozostawałem na to obojętny a odważna eksponacja, z całym szacunkiem, ale nie polepszała sprawy.
Aby wziąć się za siebie, musiałem wykonać dwa głębokie, poprzedzające wywoływanie wewnętrznego spokoju wdechy. W tym celu zamknąłem oczy i powoli acz sugestywnie zacząłem nabierać tlenu do wychłodzonych płuc.
W połowie rytuału uspokajającego wszystko poszło się pieprzyć.
Poczułem przed sobą powolny ruch, a następnie ciepłe dłonie subtelnie okalające mój kark. Zniżyłem się więc za ich wolą i wtedy poczułem na swoich ustach rozkoszne wargi Sakury. Jej pocałunki były jak dotknięcie skrzydeł motyla, powabne i niepewnie. Z każdym muśnięciem odczekiwała kilka wdzięcznych sekund, jakby z obawy, że nagle ją odtrącę. Ostrożnie przygarnąłem ją ku sobie, i doprawdy nie wiem jak zdołałem wykrzesać z siebie takie pokłady delikatności. Czułem gwałtowne bicie jej serca. A może to moje serce tak się rozszalało? Druga strona mnie, ta z natury gwałtowniejsza, hałaśliwie bojkotowała w mojej głowie, domagając się uchwycenia chociaż jednej z odsłoniętych, kuszących piersi. Całkiem mimowolnie ręka sama nakreśliła odpowiedni tor... wtedy moją głowę przeszyła trzeźwiąca strzała.
Porażony jak grom, odsunąłem się od niej głośno zaczerpnąwszy oddechu.
- Nie Sakura, to nie jest dobry pomysł. - przelałem myśli na słowa - Odsuń się. Nie ufam sobie tak dobrze jak ci się wydaje. Na pewno nic ci nie jest?
- Nie. Już w porządku.
- Jesteś cała blada.
- Przybyłeś w samą porę, dziękuje ci.
- I oczy masz takie czerwone.
- To nic. Zaraz na pewno mi przejdzie..
- Jesteś pewna? Na pewno chcesz już do domu, prawda? Chodź odprowadzę cie.
- Sasuke! Już dobrze, na prawdę. - rzuciła cicho i niepomna na ostrzeżenia delikatnie uścisnęła moją dłoń. Dla pokusy parokrotnie zatrzepotała gęstymi jak wachlarz rzęsami. Powstrzymałem się przed ponownym pochyleniem nad nią, ponownie odliczając w duchu całe kolumny cyferek. Sakura zawahała się, po czym dodała niepewnie:
- Jeśli wolno mi zapytać to... To kim była tamta dziewczyna?
Zdążyłem już zapomnieć o całej reszcie kobiet tego świata dlatego krótszą chwilę zajęło mi odszukanie w myślach właściwej twarzy.
- Ah, ona.. - odparłem bardziej do siebie - Nikt ważny.
Zamrugała całą serią.
- Ale spałeś z nią, tak ? - Była wyraźnie zdeterminowana, więc po prostu przytaknąłem nawet nie siląc się na żadne mniej lub bardziej wprawne kłamstewka. Oparłem się o jej czoło po czym z wystudiowanym spokojem zagłębiłem w ufnych, zielonych tęczówkach połyskujących naraz rozbudzonym pragnieniem.
- Poznałem ją w drodze do wioski. Sama zaproponowała, że chętnie do mnie wpadnie, do niczego jej nie zmuszałem, jeśli o to się martwisz - streściłem ze stoickim spokojem, tak właściwie nie wiedząc po co to robię. Wyraz napięcia nie zszedł z twarzy kobiety, tylko nieznacznie się pogłębił.
- Jak dla mnie mógłbyś ją nawet za włosy wtargać do środka - mruknęła, wyraźnie niepocieszona wynikiem rozmowy. Uśmiechnąłem się kącikiem ust, zauroczony widokiem zagubionego wyrazu jej twarzy, kiedy usiłowała stworzyć dobrą minę do złej gry. - Nie chcę za to grać rolę drugich skrzypiec i...
- Drugich skrzypiec? Co ci wpadło do głowy?
Miałem ochotę stuknąć ją lekko w ten różowy móżdżek, powstrzymałem się jednak od podobnych uszczypliwości. Haruno wydawała się spokojna, ale przebyte demony zawsze czają się wgłębi duszy człowieka, wyskakując w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Kobieta tragizm sytuacji postanowiła przykryć pozornie niezobowiązującą rozmową Wiedziałem jak bardzo będzie jej ciężko, przynajmniej przez te kilka pierwszych dni.
- A nie? - obruszyła się z fałszywą nonszalancją. Była skrępowana naszą bliskością, co udowodniła sztucznym ruchem rąk podczas niezdarnego zasłaniania odsłoniętych piersi. - Najpierw masz ją a dopiero później pojawiam się ja. I jeszcze gdzieś tam jest Nanami. Przecież.. nie wiem co mam o tym myśleć. Nie masz przypadkiem za dużo kobiet?
Też miałem takie wrażenie. Do tej pory nigdy mi to nie przeszkadzało, bo owe kontakty nie był trwałe i rzadko ograniczały się do więcej niż jednej wspólnej nocy. Teraz jednak krążyła wokół mnie natrętna Nanami a gdzieś w przelocie na krótko pojawiały się inne damskie osobistości.
Tylko Sakury nie mogłem odpowiednio ustosunkować do swoich kryteriów, bo nijak do żadnej nie pasowała.
Westchnąłem ze zrezygnowaniem i odkleiłem się od niej, odsuwając w tył. Wtedy też wyciągnąłem do niej zapraszająco dłoń.
- Chodź, Sakura. Zaprowadzę cię do domu zanim zrobię coś bardzo głupiego.
Jeśli to co robię teraz zaliczyć można do szczególnie mądrych, to chyba mi się w życiu poszczęści. Co to za nagły przypływ miłosierności. Akurat teraz! Gdy udało mi się ją sobie zrównać i po części przekonać, że pocałunki ze mną nie są aż takie straszne. Sakura nie czyniła niczego by mnie odtrącić, a ja - chodź chciałem tego od bardzo dawna - sam, z własnej woli odsunąłem się, zaprzestając kontaktu.
To co konieczne rzadko kiedy idzie w parze z tym czego skrycie pragniemy. Prawdą było, że kiedyś dążyłem po trupach do celu, bez względu na wszystko. Ale tym razem nie zamierzałem stawiać Sakury na ostrzu noża. Zbyt wiele mogła stracić, gdybym teraz zachęcił ją do odważniejszych zabaw.
Złamane kobiety zawsze chętniej wpadają w objęcia mężczyzn, w dodatku silnych i dających poczucie bezpieczeństwa. Mogłem jej to ofiarować, lecz nie takim kosztem.
Znam siebie i wiem, że mimo chęci raczej bym się nie opanował.
Co się ze mną dzieje. Czyżbym się przeziębił?
W milczeniu zebrałem z ziemi szczątki potarganej piżamy i podałem je jej. Obdarzyła odzienie nieprzychylnym spojrzeniem, w końcu, w jakiś koślawy sposób zasłaniając nim nagie piersi. Udałem, że coś bardzo pochłaniającego znajduje się we wnęce ściany, byleby tylko nie patrzeć jak na własne życzenie tracę z oczu tak piękny widok.
- Nie chciałabym robić ci kłopotu, Sasuke. - odezwała się z wahaniem, ostrożnie podchodząc bliżej. Zadarła głowę - Ale na prawdę Ci dziękuje.
Dużo wysiłku kosztowało ją wypowiedzenie tych słów, nie wszystko zabrzmiało jednak tak jak chciała. W połowie zdania głos załamał jej się i zadrżał, jakby na samo wspomnienie kobieta miała wybuchnąć płaczem. Automatycznie przygarnąłem ją ku sobie.
- Za wszystko - dodała ze ściśniętym gardłem, wtulając twarz w mój tors. Ponownie tego dnia czułem przy sobie ciepło jej ciała, i po raz kolejny pożałowałem swojej pochopnej decyzji oddelegowania jej do domu. Nie licząc zimna i trupa obok, było mi tu całkiem przyjemnie. Gdyby nie ta zwodnicza, męska natura!
- Tylko błagam nie płacz. Dość mam już oglądania twoich łez - odparłem stanowczo, lekko potrząsnąwszy ją za odkryte ramiona. Przebiegł mnie elektryzujący dreszcz, toteż puściłem jej skórę nim jeszcze nie było za późno.
Na prawdę Sakura okazała się zaskakująco krucha i delikatna, tylko na co dzień zakrywała to pod grubą warstwą lekarskiego kitlu. Dużą rolę odgrywały też gniewne ryki na miarę walecznej lwicy, którymi częstowała większą część swojego towarzystwa, tak, by nikt nie ośmielił się wziąć ją za słabszą od siebie. Uśmiechnąłem się rozczulony jej zaradnością i wplątałem dłoń w kaskady różowych włosów, napawając się ich miękką fakturą.
- Na prawdę jesteś zmienny, Sasuke. - stwierdziła niemal bezdźwięcznie. Zdradzało ją tylko lekkie poruszenie ustami i filuterne błyski w oczach.
- Jestem - przyznałem ze spokojem, nie odrywając wzroku od jej twarzy. - Ale nie aż tak bardzo, jak ty.
- Ja?
- Owszem. Kto jeszcze kilka dni temu zarzekał się, że mnie nienawidzi?
Z oburzenia zaczerpnęła powietrza pełną piersią.
- Tak właśnie jest! - żachnęła się - Ani przez chwile nie pomyślałam, że może być inaczej.
- Kłamiesz.
- Tak się składa, że nie. - rzuciła niemal zaczepnie, dźgając mnie paznokciem w środek klatki piersiowej. Podjąłem rzuconą rękawicę, czule obejmując jej wystawioną dłoń. Zawahała się, ale nie cofnęła ręki.
- Masz tik.
- Co tik ? - zdziwiła się
- Tik. Masz tik, gdy kłamiesz.
Znowu się oburzyła.
- Ciekawe jaki!
Leniwie wzruszyłem ramionami, swawolnie odwracając od niej spojrzenie. Zapatrzyłem się na opustoszałą ulicę, która na krótko otrzymała stosowne oświetlenie. Lampa zgasła równie szybko, jak się zapaliła.
- Kiedy kłamiesz, nie patrzysz mi w oczy tylko uciekasz spojrzeniem na moje ucho.
- A może ja po prostu lubię twoje ucho!
Zaśmiałem się głębokim głosem, szczerze uraczony jej bezpośredniością. Do prawdy, zrobi wszystko byleby nie wyszło na moje..
- Oczywiście. - przytaknąłem z rozbawieniem, zarysowując kciukiem obwód jej warg
. - Kim jesteś i co zrobiłeś z Sasuke ? - wypaliła nagle, od dłuższego czasu mierząc mnie nieufnym, zdystansowanym spojrzeniem. Zajęty podziwianiem rysów jej twarzy nie spostrzegłem kiedy dokładnie zaczęła żywić jakieś podejrzenia. O dziwo zadała to pytanie całkowicie poważnie, z zaciętością wyczekując szczerej odpowiedzi. Postanowiłem jej udzielić.
- Prawdziwy Sasuke chyba dalej maltretuje tego śmiecia.
Nie było to wcale dalekie od prawdy. Gdyby nie obecność Sakury, która swoim żałosnym stanem podziałała na mnie łagodząco, w dalszym ciągu pastwiłbym się nad tym człowiekiem, nie szczędząc mu bólu ani zasłużonego cierpienia.
- Więc ty kim jesteś ? - zapytała cicho, delikatnie muskając mój policzek opuszkami palców. - Skoro Prawdziwy Sasuke jest tam..
- Czymś na kształt zastępstwa. - mruknąłem uśmiechając się leniwie. - Chodź szybko.. Coś czuje że jak ten pierwszy wróci, to porządnie przetrzepie ci skórę.
- Za co ?
- Za niemyślenie. Jesteś shinobi a tak łatwo dałaś się złapać i unieszkodliwić.
Zamilkła, ze wstydem zwieszając głowę i kierując spojrzenie ku ziemi.
- Masz rację - przyznała skruszona, posłusznie krocząc do przodu kiedy ująłem jej przedramię i pociągnąłem za sobą, wyprowadzając z przydrożnej uliczki.
Większą część drogi pokonaliśmy w ciszy. Ja byłem zbyt zajęty rozmyślaniem nad swoim nienaturalnym zachowaniem, ona zaś chyba powoli godziła się z tym, co się stało. Spostrzegłem, że stara się nie zostawać w tyle i trzymać blisko mnie. Od czasu do czasu ocieraliśmy się ramionami. Sakura wtedy odsuwała się nieznacznie aby za moment znów lekko przysunąć.
- Hej, Sasuke. - odezwała się niespodziewanie, a głos ten dobiegał gdzieś zza moich pleców. Obróciłem głowę, szybko odnajdując ją wzrokiem. Mała, różowa pokraka kroczyła za mną wiernie jak cień, z uwagą wbijając zielone tęczówki w moją twarz. - Co do naszej ostatniej rozmowy... wiesz, w twojej sypialni to..
- To nieistotne - przerwałem jej szorstko, bardziej niż na początku planowałem - Nie wiem co we mnie wstąpiło. Postaram się więcej ci nie narzucać - dodałem łagodniej
Przez sekundę na jej twarz wstąpiło rozczarowanie, szybko ukryte pod żelazną maską obojętności. Skinęła głową i zwolniła nieco, nie oddalając się jednak dalej niż na odległość wyciągniętej ręki.
- Czyli nie mówiłeś prawdy?
Kurwa.
- Mówiłem.
- Więc..
- Nie wiem Sakura. Nic już nie wiem. - zacisnąłem mocniej szczękę, mechanicznym krokiem prąc do przodu - Po prostu zamilcz.
- Ani myślę!
Dlaczego mnie to nie zdziwiło.
- W takim razie dalej pieprz bez sensu, nie obchodzi mnie to.
Z tyłu zagrzmiało głośne prychnięcie.
- Widzę że Prawdziwy Sasuke już wrócił! Świetnie! Więc może teraz łaskawie odpowiesz mi, dlaczego w jednej chwili bawisz się mną jak łóżkową zabawką, w drugiej deklarujesz nie wiadomo jakie przysięgi a w trzeciej biegniesz mi na ratunek, niczym zaprawiony bohater? Wyjaśnij mi to, bo ja już nie wiem czego się po tobie spodziewać!
Zatrzymałem się bez ostrzeżenia, a w sekundę później poczułem jak ciało kobiety bezsilnie zderza się z moimi plecami. Przystanęła raptownie lecz nie odsunęła głowy, w wyniku czego czułem jej ciepły oddech na skórze.
- Jesteś... - Odwracałem się bez pośpiechu, dokładnie kontrolując każdy najmniejszy ruch swojego ciała. Kiedy stanąłem z nią twarzą w twarz, Sakura milcząco odsunęła się o półkroku. - ... naprawdę irytująca. - Na równi z tymi słowami uniosłem rękę i dwoma palcami stuknąłem ją w czoło.
Następnie zmaterializowałem się, znikając w szarym kłębie dymu. Jej dom był tuż za rogiem, wierzyłem że uda jej się tam bez problemu tam dotrzeć. Chodź, być może nie powinienem był pokładać w Sakurze zbyt dużych nadziei...
To by było na tyle!
Dzisiaj trochę zamieszania i rozgardiaszu, bo za nic nie chciałabym was zanudzić. Po za tym wydaje mi się, że zrobię sobie przerwę od pisania bloga. Na jaki czas- nie wiem. Wiem za to, że kompletnie nie wiem, co mam robić. Nie czerpię już z tego aż tak dużej satysfakcji.
A i od was nie mam żadnego odzewu, paskudy! ;)
Ps. Czy mi sie wydaje, czy właśnie naprawiły się akapity?! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top