Rozdział 24

Rozdział połączony (39 z 40 rozdziałem).

Harry POV:

- Nie znowu to gówno. - usłyszałem jęk Zayna. Jego głos był zbyt głośny i nieprzyjemny, tak wcześnie rano. Zamknąłem oczy i go zignorowałem, mając nadzieję, że ta taktyka zmusi go do odejścia.

Jego ręka owinęła się wokół mojego ramienia, przez co zwrócił moją uwagę, a moje ciało zostało gwałtownie wyrzucone z wygodnego łóżka. Udało mi się złapać prześcieradło, przez co nie byłem aż tak poobijany przez Zayna.

- Wiesz, większość facetów byłaby bardzo wkurzona, gdyby znaleźli swojego mężczyznę w łóżku z ich najlepszym kumplem. - Zayn zakpił, krzyżując ręce na swojej smukłej klatce piersiowej.

Liam wymruczał coś, że ​​było za wcześnie na to gówno, schował twarz w poduszce, próbując zrobić dokładnie to samo, co ja. Zayn wyraźnie tego nie rozumiał, kiedy podszedł do Liama ​​i ściągnął z niego kołdrę.

- Co do diabła, Zayn? - wykrzyczał Liam, ocierając oczy pięścią, próbując uwolnić się od snu.

- To, że jest kurwa szesnasta godzina, a ja przyszedłem tutaj i znalazłem was w tym samym łóżku! - o cholera... No to ruszamy. - Jestem już tym zmęczony do cholery!

- To nie tak, że cokolwiek robimy. - broniłem się. Za każdym razem, gdy tak nagle budził nas tą samą gadką, mieliśmy tę samą rozmowę, która zaczynała przypominać powtórkę. To naprawdę całe moje życie.

- Skąd mam to wiedzieć? - wysyczał Zayn, Liam poruszył się, aby dotknąć jego ramienia, ale szybko Zayn go odepchnął, zanim zdążył go dotknąć. - Naprawdę mam tego dość. To, że twój chłopak cię zostawił, nie oznacza, że ​​musisz próbować ukraść mojego, Harry.

- Zayn. - westchnął Liam. - No dalej, skarbie, to niegrzeczne. On jest twoim najlepszym przyjacielem.

- Louis mnie nie zostawił, dupku. - jak kurwa śmiał wymówić jego imię, kiedy byłem trzeźwy jak gówno. Powinien lepiej kurwa wiedzieć. - To ja go zostawiłem, i jestem cholernie nieszczęśliwy, Liam pomaga mi przejść przez to, okej? Przychodzę do niego dla wygody jak przyjaciel, nie mam zamiaru go pieprzyć. Jesteś naprawdę, aż tak głupi?

- Nie nazywaj mnie głupcem, ty gnojku. - Co do cholery... - Liam jest mój, Harry, idź i znajdź kogoś innego do spania.

- Stary, to ty jesteś tym, który technicznie go zdradza. - zaśmiałem się gorzko. - Wybierz pieprzoną płeć i trzymaj się jej, a potem przestań naciągać Liama albo Perrie. To żałosne.

- Harry. - ostrzegł Liam, ale Zayn już przeszedł wokół łóżka i pozwolił, aby jego pięść złączyła się z moim prawym policzkiem. Potknąłem się trochę w bok, ale na szczęście zachowałem równowagę.

- Wszystko, co ci pozostało, to narkotyki i alkohol, Harry. Nikt już nie może cię znieść! Przestań kurwa przychodzić do Liama ​​na marihuanę i sam sobie radź z tym gównem. Przysięgam na Boga, jeśli cię tu znowu zobaczę, nie będziemy już przyjaciółmi. To znaczy, Harry. Weź to swoje gówno i wyjdź stąd.

- Zayn, to mój dom. - wtrącił się Liam.

- Ja się nie pieprzę z tym gównem. Ja albo on, Liam. - Zayn stanął na swoim poprzednim miejscu, krzyżując ręce na swojej smukłej klatce piersiowej.

Liam ciężko westchnął, jego ramiona były wyraźnie spięte. Podrapał się po głowie i na mnie spojrzał.

- Przykro mi, Harry.

- Kurwa cokolwiek. - wymamrotałem, podnosząc moje ubrania z podłogi i szybko się ubierając. - Pieprzyć was oboje, obaj jesteście dupkami.

- Pieprz się też, Harry. - wykrzyczał Zayn, kiedy w końcu założyłem buty i wyszedłem z pokoju.

Kiedy wsiadłem do samochodu, uderzyłem dłońmi w kierownicę. Przez kompletną frustrację i irytację. Moje pieprzone życie się rozpadło, wszystko to prowadziło do jednej konkretnej osoby, którą tak bardzo chciałem zobaczyć, ale wiedziałem, że nie mogłem. Nie widziałem Louisa od miesięcy, więc nawet nie wiedziałem, czy dalej się o mnie troszczył. Nawet nie próbował się ze mną skontaktować, nawet wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałem.

Nie zadzwonił do mnie podczas moich dwudziestych pierwszych urodzin, które spędziłem sam w samochodzie, pijąc Hennessy'ego i paląc jointa. Gemma i Zayn wydzwaniali do mnie tak dużo razy, że musiałem wyłączyć telefon i wrzucić go fotel pasażera. Zemdlałem około czwartej rano z głową opartą o zimne okno i suchymi łzami na moich policzkach, a muzyka The Fray rozbrzmiewała z moich głośników samochodowych.

Myślałem tej nocy o Louisie, tak jak zwykle, a kiedy się obudziłem, myślałem przez ułamek sekundy, że był obok mnie z głową leżącą na moim ramieniu. Myślałem, że włożył swoją głupią płytę, tak jak zawsze, twierdząc, że to jego ulubiony zespół i że powinienem przestać być kutasem i spróbować się wsłuchać. Powiedziałbym mu, że jest gejem, a on odpowiedziałby „skarbie, wiem o tym". Zaśmiałbym się, a on by się uśmiechnął z tym uśmiechem, który docierał do jego oczu i marszczył mu nos. Powiedziałbym mu, że jest piękny, a on kazałby mi się zamknąć, ale ten uśmiech przeczyłby jego słowom.

Wszystko to przebiegło przez mój umysł, kiedy obudziłem się w samochodzie, i znowu to powodowało u mnie łzy. Nigdy w życiu nie płakałem tak dużo - to kurwa boli, tak kurwa bardzo. Nie wiedziałem, że w tak krótkim czasie spędzonym z kimś może mnie tak bardzo urazić, przez myślenie o jego nieobecności, ale tak było. Byłem w piekle.

Kiedy moja udręka podsycała moje działania, wyciągnąłem z kieszeni blanta, którego zabrałem z domu Liama, i zapaliłem go. Włożyłem go między wargi i otworzyłem schowek w moim samochodzie, wyciągnąłem z niej połowę pustej butelki alkoholu, którą tam przechowywałem.

- To dla ciebie, skarbie. - wymamrotałem, wypijając całą zawartość butelki i rzuciłem ją na puste miejsce obok mnie na miejscu pasażera.

Louis POV:

- Tęsknię za nim. - westchnąłem ciężko, pozwalając mojej głowie opaść do przodu i odpocząć w poduszce, za którą robiły moje ręce.

- Wiem, mówiłeś  to milion razy. - zajęczał Damien, przerzucając stos papierów. Po sesji z doktor Mathews nie mogłem zostać sam, więc nocowałem u Damiena. Nigdy nie odrywał myśli od Harry'ego, ale i tak pomagał.

- Cam wkrótce tu przyjdzie, tak przy okazji. - poinformował mnie, przysuwając okulary do nosa. Przez cały dzień robił papierkową robotę, i to mnie nudziło. W takich chwilach, kiedy Damien mnie nie zabawiał, dzwoniłem do Harry'ego, i przychodził po mnie, ratując mnie od zanudzenia się na śmierć i dostarczając mi uwagi, której pragnąłem.

- Wiesz, że przeszkadza mi to, jak widzę was słodkich i tym podobne. - wymamrotałem, wpatrując się w ciemne drewno biurka Damiena.

- Nie musisz tu zostać, stary. - Damien westchnął nachylając się, aby poklepać mnie po plecach, starając się uspokoić. - Rozumiem, że to sprawia, że ​​o nim myślisz.

- Nie mam dokąd pójść, Damien. - powiedziałem. Patrzył na mnie i ściągnął rękę z moich pleców.

- Nie musisz być tak zgorzkniały przez cały czas, wiesz? - powiedział, odwracając się ode mnie i wracając do wpatrywania się w dokumenty. - Jeśli tak bardzo za nim tęsknisz, idź do niego.

- To nie jest takie proste. - zajęczałem, odchylając głowę do tyłu.

- Ale tak jest. Tęsknisz za nim, on tęskni za tobą. Po prostu rozwiążcie to i znowu się pieprzcie.

- On za mną tęskni?

- Najwyraźniej. Ledwo przychodzi do pracy, a kiedy to robi, nigdy nie wkłada żadnego wysiłku w występ. Przechodzę teraz przez skargi klientów dotyczące moich Playboyów, a dosłownie każda skarga dotyczy nagłej zmiany Harry'ego. Cam mówi, że bar jest pierwszym i ostatnim miejscem, które Harry odwiedza na każdej zmianie, i że co wieczór wypija prawie pół butelki szkockiej. On nie jest zdrowy, Louis. On też cierpi, a ty jesteś głupi jak kurwa, nie zdając sobie z tego sprawy.

- Dlaczego miałby to robić? To on mnie zostawił. - mój głos stopniowo stał się cichszy pod koniec mojego zdania.

- Tak, to prawda, ale to nie znaczy, że jest zraniony mniej niż ty. Wydaje się, że przechodzi tę separację jeszcze ciężej niż ty.

- Nadużywanie alkoholu nie oznacza, że ​​cierpi bardziej niż ja. - wymamrotałem.

- To nie jest pieprzona konkurencja, ale on niszczy swoje ciało. Zyskał nieco piwnego brzucha i będę zmuszony go zwolnić, jeśli nie utrzyma swojego wizerunku, jako Playboy. W umówie jest „Bądź sprawny i zdrowy", a żadnego z tego punktu nie próbuje osiągnąć. Straci pracę, Louis, a potem naprawdę nie będzie miał niczego. Potrzebuje pomocy i z tego, co udało mi się wyciągnąć z tych kilku rozmów, które przeprowadziłem z Zaynem i Gemmą, to to też męczy Harry'ego. Harry porusza się, jak w spirali i nikt nie będzie mógł go złapać, jeśli upadnie.

- On potrzebuje pomocy. - wyszeptałem. Kiedy Harry mnie opuścił, zostałem bardzo zraniony, ale miałem nadzieję, że będzie miał szczęśliwe życie beze mnie. Wszystkie te informacje, które powiedział mi Damien, mówiły mi, że Harry cierpiał, a jego przyszłość nie wyglądała zbyt dobrze. Nikt mu nie pomoże, a ja za bardzo go kocham, by po prostu usiąść i obserwować, jak czeka na własną śmierć.

Nagle wystrzeliłem, jak z procy i odwróciłem się, aby wyjść z pokoju. Damien podskoczył, przez zaskakujący ruch, wyrzucając do góry długopis.

- Jezu, Louis, dokąd do diabła idziesz? - zapytał Damien, jego dłoń spoczęła na jego sercu.

- Pomogę Harry'emu. - zdecydowałem, zakładając buty i chwytając po drodze klucze Damiena.

-

Droga do mieszkania Harry'ego nie trwała tak długo, jak myślałem, że będzie. Myślałem, że zapomniałem, jak się tam dostać, ale po chwili moje dłonie owinęły się wokół kierownicy, a moja stopa była wciśnięta w gaz, to było jak drugi instynkt, który mną kierował.

Kiedy zaparkowałem na parkingu od apartamentu Harry'ego, świadomość, że to, co robiłem, w końcu we mnie uderzyła i zaczynałem wpadać w panikę. Nie widziałem Harry'ego tak długo - co zamierzałem powiedzieć? Nie mogłem tak po prostu wejść tam po tak długim czasie, i powiedzieć mu, żeby ogarnął swoje życie. Gdybym to zrobił, prawdopodobnie znienawidziłby mnie jeszcze bardziej.

Zanim mogłem pomyśleć o tym, co robiłem, wyłączyłem silnik i wyszedłem z samochodu, wkładając klucze do kieszeni kurtki, kiedy zmierzałem w kierunku budynku. Płatki śniegu zaczynały spadać z jasnoszarego nieba, kropkując moją kurtkę i od czasu do czasu spadając na moje rzęsy.

Ucieszyłem się z ciepłego pomieszczenia w holu budynku i podszedłem do krzepkiego mężczyzny za brązowym biurkiem. Kończył klikać kilka rzeczy na swoim smartfonie, zanim w końcu na mnie spojrzał.

- Um, cześć. - zacząłem, mój głos lekko drżał. - Czy możesz mi powiedzieć, w którym pokoju mieszka Harry Styles?

Westchnął ciężko i przesunął się na krześle, otwierając szufladę i wyjmując kawałek papieru. Wyglądało na to, że skanował wszystkich mieszkańców, zanim w końcu zauważył imię Harry'ego.

- Apartament B5.

- Dzięki. - posłałem mu uśmiech, którego nie zauważył. Jazda w dusznej windzie wydawała się trwać pięć lat. Wciąż próbowałem zapamiętać słowa, które zamierzałem powiedzieć Harry'emu, kiedy go zobaczę, ale wszystkie moje myśli były pomieszane i zaczynały zlepiać się w całość, całkowicie piorąc mi mózg. Wszystkie nadzieje związane z możliwością rozmowy twarzą w twarz z nim zostały utracone, ale odmawiałem wycofania się. Byłem tak blisko i wiedziałem, że się znienawidzę, jeśli sie wycofam.

Stałem przed mieszkaniem B5 przez co najmniej dziesięć minut, chodziłem tam i z powrotem, mamrocząc do siebie niesprecyzowane słowa, próbując uspokoić moje nerwy. Kochasz tego mężczyznę, do cholery. Przestań być cipką!

Z małą odwagą w końcu podniosłem rękę i zapukałem do drewnianych drzwi. Po drugiej stronie usłyszałem kobiecy głos.

- Po raz ostatni, Harry, tu mieszkasz! Nie musisz wraca... - Gemma zatrzymała się w połowie zdania, jej usta były otwarte, a oczy szeroko się otworzyły na mój widok. Jej podobieństwo do twarzy Harry'ego sprawiło, że ​​moje serce mnie zabolało, ale starałem się to zignorować i lekko się uśmiechnąłem.

- Cześć, Gemma. - powiedziałem. Pisnąłem, kiedy nagle się na mnie rzuciła i mocno mnie do siebie przytuliła.

- Do kurwy nędzy, Louis! Najwyższy czas, żebyś się pojawił! - zajęczała, chwytając mnie za rękę i wciągając mnie do ich mieszkania. Zamknęła za nami drzwi i udała się do kuchni połączonej z salonem. - Czy chcesz coś do picia? Może kawę lub gorącą czekoladę?

- Gorąca czekolada byłaby urocza. - uśmiechnąłem się, moje oczy skanowały pomieszczenie w poszukiwaniu Harry'ego.

- Nie ma go tutaj, jeśli się nad tym zastanawiasz. - powiedziała Gemma wkładając kubek do mikrofalówki. - Często nie wraca do domu.

- Dlaczego nie? - ściągnąłem buty pod drzwiami, moje grube skarpety osłoniły moje stopy przed zimnymi kafelkami kuchennej podłogi.

- Kto wie. - wymamrotała, opierając się o ladę. - Kiedy jednak wraca do domu, zwykle jest pijany albo na haju jak diabli.

- Na haju? - sapnąłem. - Teraz bierze narkotyki?

- Niestety. - westchnęła. - Nic hardkorowego, chyba tylko marihuana. Tak myślę.

- On nigdy nie brał narkotyków. - wymruczałem. Mały smutny uśmiech wtargnął na jej wargi.

- Nie, nie brał, ale wiesz, czasy się zmieniły... - powiedziała, a jej piękne zielone oczy wypalały dziurę w mojej czaszce, przez intensywność jej spojrzenia. Dźwięk z mikrofalówki zaskoczył nas oboje, ale ona tylko pokręciła głową i wyciągnęła kubek, wręczając mi go.

- Chodź, usiądź. - powiedziała, a ja poszedłem za nią do salonu. Mieli tylko jedną kanapę, więc usiedliśmy na przeciwnych końcach, położyła stopy pod nogami, gdy siada.

- Czy... Czy Harry... Czy on jest w porządku? Wiesz, czy on jest stabilny? - zapytałem po długiej ciszy milczenia.

- Szczerze mówiąc, to nie. - odpowiedziała, palcami bawiąc się końcówkami włosów, które wymknęły się z jej warkocza.

- Co z nim nie tak? - po zapytaniu, wziąłem łyka napoju, a gorący płyn niemal natychmiast rozgrzał moje ciało.

- Jest pijakiem i narkomanem, to takie proste. Ledwie wraca do domu, a nawet traktuje mnie jak gówno. Ja, zasługuję na to najmniej ze wszystkich ludzi i on o tym wie, ale wciąż zachowuje się jak dupek, kiedy wszystko, co próbuję zrobić, to pomóc. Nie otworzy się przede mną, nie powie mi o swoich problemach, a szczególnie nie chce o tobie mówić. Nie mogę ci powiedzieć, ile razy byłam obrażana tylko za wypowiedzenie twojego imienia.

- To takie złe, co? - głupio zapytałem.

- Niestety. - westchnęła. - Chciałabym tylko, żeby nie uciekał do tak okropnych rzeczy, kiedy jest zdenerwowany. Powinien zobaczyć się z terapeutą czy coś takiego, ale nawet nie będzie się nad tym zastanawiał.

- Tak. - wymruczałem. - Chodziłem do terapeuty.

- Chodziłeś? - wstrzymała oddech. - Jak to na ciebie podziałało?

- Tak naprawdę, to nie tak źle. - wzruszyłem ramionami i znów wziąłem łyka. - Pomogło mi to zrozumieć, że kocham twojego brata i to powstrzymało mnie od zrobienia rzeczy, które teraz robi Harry.

- Czekaj, czekaj, czekaj. - Gemma wyciągnęła rękę, nakazując mi przestać mówić. - Proszę powtórzyć.

- Co, że byłem trzeźwy?

- Nie, ty idioto! Tą pierwszą część! - pochyliła się i delikatnie uderzyła mnie w ramię.

- Oh. - zaśmiałem się lekko. - Kocham twojego brata. Kocham Harry'ego.

- Dziękować Panu! - zapiszczała, energicznie klaszcząc w ręce. - Musi to usłyszeć, nie wiem, jak zareaguje, ale musi wiedzieć, że nadal go kochasz. Jest przekonany, że go nienawidzisz, podczas gdy w rzeczywistości jest to kompletne przeciwieństwo!

Zanim zdążyłem zapytać, dlaczego Harry myśli, że go nienawidzę, drzwi wejściowe do ich mieszkania zostały otworzone, a piękna twarz Harry'ego, za którą tak bardzo tęskniłem, była wreszcie tuż przede mną. Nagły ból w mojej klatce piersiowej na jego widok spowodował, że mój kubek spadł na podłogę, rozlewając płyn i plamiąc dywan na brązowy kolor, ale bałagan na podłodze nie równał się z bałaganem w moim umyśle.

On był tutaj. W końcu tutaj kurwa był, ale coś... inaczej wyglądał. Coś było nie tak i prawie to wywołało łzy w moich oczach.

Żaden z nas nic nie powiedział po prostu, patrzyliśmy się na siebie nawzajem. Wszystko to co uczyłem się, aby mu powiedzieć, zostało wyrzucone przez okno. Mój umysł rysował kompletne puste miejsca, bez względu na to, ile razy próbowałem przeszukać moje myśli, by uzyskać wszystko, co było spójne. Czułem się, jak idiota, ale wydawało się, że Harry miał dokładnie ten sam problem.

Minęły już prawie cztery pieprzone miesiące, odkąd widziałem jego piękną twarz. Choć jego rysy nieco się zmieniły, nadal był najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek widziałem. Jego oczy stały się bledsze - kiedyś zwykłe błyszczące nefryty - teraz zostały zastąpione chmurnym kolorem, a biała przestrzeń wokół niego była zabarwiona na czerwono. Jego policzki były nieco zapadnięte i pozbawione koloru, jego wargi były spękane i nie takie różowe, jak kiedyś. Jego włosy spoczywały na jego ramionach, długie loki obwiązane ciemnoniebieską bandamą. Wciąż miał swoją zwyczajną wysokość, ale nie widziałem kształtu, jego ciała, ani w jakim stanie było, ze względu na dużą szarą bluzę, którą na sobie miał.

- Louis. - ledwie usłyszałem. Chrapliwy dźwięk wydostał się z jego bladych warg. Brakowało mi sposobu, w jaki jego głos zaszczycił moje uszy i brakowało mi sposobu, że w tak prosty sposób drżał jego głos. Nigdy nie przywykłem do tego, że mógł wyglądać tak miękko i ładnie, a jego głos kontrastował się z jego rysami, ale, kurwa, tęskniłem za tym.

- Zostawię was dwóch... Porozmawiajcie... - powiedziała Gemma, klepiąc mnie po plecach uspokajająco, zanim wstała z kanapy i ruszyła w głąb ich mieszkania.

Kiedy odeszła, oboje znów byliśmy otoczeni przerażoną ciszą. Jego usta były otwarte, a jego przekrwione oczy były szeroko otwarte i nie mógł oderwać wzroku od mojego. Zobaczyłem, jak jego dłonie zaczynały lekko się trząść.

- Czy mogę... Czy mogę usiąść? - zapytał, wskazując na miejsce, w którym przed chwilą siedziała Gemma. Mrugnąłem kilka razy, zanim w końcu przytaknąłem. Ostrożnie usiadł, a jego ciało było sztywne i skrępowane.

- To dziwne. - wymamrotałem, odrywając wzrok od jego oczu na moje kolana. Splotłem razem moje palce - nerwowy nawyk, którego jeszcze nie kontrolowałem.

- Niezwykle. - zgodził się. Kątem oka widziałem, jak pochylił głowę, a jego loki opadły mu na twarz. Podniósł rękę i przeczesał włosy, odsuwając je i wiążąc ponownie materiał, aby utrzymać je na swoim miejscu.

- Potrzebujesz obciąć włosy. - powiedziałem, mój umysł nie do końca doganiał moje usta. Zobaczyłem, że kącik jego warg drgnęły, pragnąc się uśmiechnąć, zanim odwróci lekko głowę w moją stronę.

- Powiedziałbym, że ty też, ale pasuje ci to. - delikatnie się uśmiechnął. Nie spodziewałem się komplementu, szczególnie nie w tej chwili, więc byłem lekko zaskoczony.

- Oh, um, dzięki. Tobie też pasuje, Harry. - nagle jego głowa podniosła się do góry, a jego szerokie oczy znów były na mnie skierowane.

- Brakowało mi słuchania, jak wymawiasz moje imię. - wyszeptał, powoli wyciągając rękę. Kiedy jego szorstki palec dotknął mojej dłoni, odsunąłem się od niego. Bolesne spojrzenie na jego twarzy bolał tak kurwa źle.

- Nie rób mi tego, Louis. Nie rób tego. Nie kurwa po tym, jak się tutaj pokazujesz i oczekujesz, że nie będę taki.

- Jaki?

- Zdesperowany! - wykrzyczał. - Jestem taki kurwa zdesperowany, do cholery, nie możesz powiedzieć, że nie. Jestem samotny i tak bardzo za tobą tęskniłem! Jak możesz tak wyglądać po czterech miesiącach i nie czuć się tak samo?

- Czuje się tak samo, ty dupku! Z tego co pamiętam to ty mnie zostawiłeś! - nie może poważnie myśleć, że byłem szczęśliwy przez to rozstanie - to było kompletne piekło.

- Ponieważ zdradziłeś mnie z moim najlepszym przyjacielem! Co kurwa, spodziewałeś się, że zrobię?

- Nie zrobiłem tego gówna, Harry. Byłem pijany, nie kontaktowałem. Wiesz o tym, Niall to ten, który mnie pocałował! Pchnął mnie pod ścianę, on... on nie chciał przestać! Nie mogłem pojąć do cholery rzeczy po tym, jak mnie uderzył, to nie była moja pieprzona wina. - wysyczałem, ocierając łzy, które się wydostały i spłynęły mi po policzkach.

Zacisnął wargi, jego spojrzenie było tak intensywne, że prawie mnie otuliło. Jego oczy skanowały moją twarz, zanim wypuścił ciężkie westchnienie, unosząc dłoń, aby dotknąć kciukiem mojego policzka, otarł łzy, które uciekły. Odrzuciłem chęć uderzenia jego ręki. Nie wiedziałem, czy to dobry pomysł, żeby mnie pocieszyć, ale zbyt mocno za nim tęskniłem, żeby go odrzucić.

- Nigdy nie dałeś mi okazji do wyjaśnienia. - cicho powiedziałem, mój głos żałośnie się na końcu załamał.

- Doszedłem do innych wniosków. Naprawdę przepraszam, że cię uderzyłem, Louis. Nie wiedziałem, co jeszcze mogę zrobić. - zmarszczył brwi.

- Zostawiłeś mnie. - kolejne łkanie rozdarło moje ciało i podniosłem rękę, aby użyć mojego swetra i wytrzeć łzy, które Harry przegapił.

- Wiem. Wiem, że tak zrobiłem i tak mi przykro, kochanie. - kochanie. To słowo ledwo opuściło jego pulchne wargi, a ja praktycznie rzuciłem się na niego. Natychmiast otworzył ramiona, aby złączyć razem nasze ciała.

Jego uścisk był tak silny, a jego ciało było tak ciepłe. Westchnął ciężko w moje włosy i wciągnął mnie na swoje kolana, moje ciało wtuliło się w jego, moje dłonie ściskały jego bluzę, gdy wylewałam łzy do miękkiej tkaniny. Jego duża dłoń dotknęła moich pleców, powoli pocierając je w górę i w dół, w kojącym geście.

- Tęskniłem za tobą tak bardzo. - zaszlochałem, mój głos załamał się, przez przeważającą ilości emocji przepływających przez moje ciało.

- Też za tobą tęskniłem, kochanie. - wyszeptał. Jego klatka piersiowa nagle zaczęła się szybko poruszać, zanim znowu zaczął płakać, a jego oczy były jeszcze bardziej przekrwione niż wcześniej.

Siedzieliśmy tak przez kilka minut, po prostu zwinąłem się na jego kolanach w jego mocnym uścisku, oboje uwalnialiśmy cały smutek i samotność, których doświadczyliśmy będąc od siebie odseparowani. Moje serce miało wrażenie, jakby powoli łączyło się ze sobą, ponieważ Harry wyszedł z mojego życia, ale w końcu moje serce było naprawiane z każdą minutą, która mijała, gdy byłem w jego ramionach.

Użyłem jego bluzy, aby wytrzeć nos, przez co lekko zachichotał. Przeniosłem nogę na drugą stronę jego kolan, więc siedziałem teraz na nim okrakiem. Jego dłonie spoczęły na moich plecach, a ja swoje ręce dałem za jego szyję.

Gdy siedziałem tuż przed nim, poświęciłem czas, aby bliżej przyjrzeć się jego rysom. W sekundzie, w której wcześniej wszedł przez drzwi, zauważyłem, że coś w nim było nie tak. To nie były jego długie włosy ani trądzik, który plamił jego miękką twarz. To fakt, że jego oczy były czerwone i przekrwione - nie od płaczu, ale od czegoś innego.

- Harry, jesteś na haju? - zapytałem, moje oczy zwęziły się, gdy patrzyłem prosto w jego.

- Tak. - odpowiedział zgodnie z prawdą. Gemma wspomniała, że ​​Harry zwrócił się do narkotyków, kiedy mnie nie było i chciałem w to nie wierzyć, ale trudno było, kiedy był naćpany tuż przede mną.

- Czemu? - odchrząknął, spuścił wzrok i użył rękawa swojej bluzy, aby zetrzeć łzy z policzków, ale nadal się na mnie nie patrzył.

- Spójrz na mnie, Harry. Spędziłem cztery miesiące, nie mogąc patrzeć na ciebie. Kurwa, spójrz na mnie. - wysyczałem. Westchnął, zanim powoli podniósł głowę, a jego zaczerwienione oczy skrzyżowały się z moimi.

- Bolało mnie kurwa tak bardzo, Louis. Nie mogłem znieść bólu, który musiałem znosić będąc tak zupełnie samotnym. Zayn odwrócił się ode mnie - ledwie może stać nawet w tym samym pokoju co ja. Liam był jedyną osobą, która dawała mi o każdej porze dnia, wiesz on miał... miał rzeczy, które sprawiały, że nie bolało mnie tak bardzo, wiesz? Marihuana sprawiła, że czułem mdłości i to sprawiało, że moje myśli nie były takie złe.

- Ja też cierpiałem, Harry, ale nigdy nie uciekłem do narkotyków. - westchnąłem. Nie podobał mi się pomysł, aby stać się narkomanem i na pewno nie chciałem, żeby on podążył tą drogą. - Nawet nie zwróciłem się do alkoholu.

- Radziłeś sobie z tym po swojemu, a ja po swojemu, okej? Nie wszyscy mają najlepszego przyjaciela, który mógłby ich przytulić w potrzebie, ale ten drań mnie teraz nienawidzi.

- Masz Gemmę, Harry.

- Ona nie zrozumie.

- Co masz kurwa na myśli? Jest jedyną osobą, która całkowicie zrozumiałaby, przez co przechodzisz! Byłeś dla niej takim dupkiem, kiedy wszystko, co kiedykolwiek zrobiła, było próbą pomocy. Nie mam nikogo takiego, więc musiałem uzyskać profesjonalną pomoc. Miałeś kogoś, z kim żyjesz, ona mogła ci pomóc, a ty całkowicie zrezygnowałeś z tej okazji! Dlaczego? Dla narkotyków?

- Tak, okej. Podoba mi się sposób, w jaki to sprawia, że ​​czuję się szczęśliwy. Nawet jeśli trwa to tylko kilka godzin. Byłeś dla mnie źródłem szczęścia, ale nie było cię w pobliżu, więc musiałem znaleźć coś innego.

- Marihuana to nie rozwiązanie.

- Kurwa, wiem o tym! - wykrzyczał, żyła na jego szyi, wystawała spod jego skóry. - Przestań sprawiać, że czuję się taki gówniany z samym sobą!

- Przepraszam. - wymruczałem, siadając i patrząc w dół na moje ręce, które po raz kolejny ze sobą splotłem.

- Przestań. Przestań to robić. - wziął moje dłonie w swoje, rozplątując je, aby mógł wsunąć palce między moje. - Nie widziałem cię od czterech miesięcy, skarbie. To nie jest sposób, w jaki nasze godzenie powinno się odbywać. Powinniśmy być szczęśliwi, a nie źli.

- Jak mamy to zrobić, Harry? Minęło tak dużo czasu. - zmarszczyłem brwi.

- Po prostu mnie pocałuj, ty głupcze. - lekko zachichotał. Uśmiechnąłem się przed pochyleniem do przodu i wreszcie przycisnąłem moje usta do jego.

Jego usta były szorstkie i popękane, ale nie przeszkadzało mi to, bo w końcu całowałem go po tak długim czasie. Pomimo tego, że byliśmy od siebie oddzieleni, nigdy nie mogliśmy zapomnieć uczucia warg, a ich ruchy nigdy nie zostały zapomniane. Czas nie mógł zmyć, jak nasze usta pasowały do siebie jak kawałki puzzli, a nasze umysły były zbyt uparte, aby w ogóle o tym zapomnieć.

Położył swoje wielkie dłonie na moich biodrach, ściskając je, aby przysunąć mnie do przodu, aż moja klatka piersiowa znalazła się przy jego piersi. Moje ramiona owinęły się wokół jego szyi i przyciągnęły go - jeśli to możliwe - jeszcze bliżej mnie. Jego język był ciepły i całkowicie przyjemny, gdy wszedł do moich ust. Rozkoszowałem się tym uczuciem. Nasze ciała były tak blisko siebie, jak tylko mogły.

Dostałem przytłaczającego uczucia, że musiałem się rozpłakać, tak jakby cała ta sytuacja była zbyt duża, by moje ciało mogło sobie z nią poradzić. Łzy przelały się przez krawędź moich oczu i spłynęły po moich policzkach, ostatecznie mieszając się w nasz pocałunek. Było czuć słony posmak na naszych językach. Harry zauważył to i odsunął się, jego dłonie spoczęły na mojej twarzy.

- Kochanie, kochanie, co jest nie tak? - szybko zapytał, jego kciuki wycierały moje łzy.

- Tak bardzo za tobą tęskniłem. - zaszlochałem. Ciężko westchnął i pochylił się do przodu, przyciskając wargi do moich.

-Nigdy więcej cię nie opuszczę. - powiedział między pocałunkami. Poczułem jak moje serce uderzyło w moją klatkę piersiową i mogłem mieć tylko nadzieję, że czuł się tak samo jak ja.

Nasze pocałunki zaczynały się powoli i zmysłowo, ale ewoluowały w szorstkie, potrzebujące namiętności, nasze języki krążyły wokół siebie nawzajem. Pochylił się do przodu i chwycił rękami moje uda, podnosząc mnie z kolan i przenosząc, tak że położyłem się na plecach na kanapie, a jego ciało pokryło moje i wcisnął mnie głębiej w poduszki.

Tak bardzo jak chciałem to kontynuować i czuć jego ciało łączące się z moim w najbardziej intymny sposób, jak to tylko możliwe, tak też pamiętałem, że Gemma była w pokoju obok nas i dlatego, że już dawno się nie dotykaliśmy, Harry i ja prawdopodobnie nie będziemy cicho.

- Harry... Harry. - wymruczałem między jego szorstkimi pocałunkami. Nie zatrzymał się, więc zmuszony byłem położyć ręce na jego ramionach i popchnąć go do tyłu, tak aby zrobić między naszymi ustami przestrzeń.

- Co? - wydyszał, opierając dłoń o podłokietnik kanapy, podtrzymując swoje ciało.

- Zabierz mnie gdziekolwiek. - wyszeptałem. Wpatrywał się we mnie jeszcze przez kilka sekund, zanim wstał i wyciągnął do mnie rękę.

- Okej. - powiedział, po czym się uśmiechnął.

__________
Zapraszam na moje inne tłumaczenia.

Jeśli szanujesz te kilka godzin, które spędziłam nad tłumaczeniem tego rozdziału to proszę zostaw po sobie gwiazdkę ⭐⭐⭐

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top